4. Jezioro Łabędzie
- A więc kto jest za? - zapytał Chris unosząc rękę.
Zapadła chwilę ciszy, wspierana przez ukradkowe spojrzenia rówieśników. Jednak po chwili Varian podniósł dłoń, mimo że uważał, że Piorun dał mapę losowej osobie. Za jego przykładem zrobiła to reszta osób, pomijając Nicolasa, którego nie obchodziły spory grupy, oraz Aelitę, która nadal uważała, że najlepiej przypipnuje mapy. Widząc, że została przegłosowana głęboko westchnęła.
- Niech wam będzie, ale nie zwalajcie później na mnie winy, gdy zgubicie mapę - powiedziała poprawiając swój plecak na ramionach. - I oczywiście, nie liczcie na moją pomoc z kompasem. Ktoś chce go wziąć? - zapytała patrząc na wszystkich, prócz Chrisa.
- Nie martw się, mapa będzie bezpieczna - uśmiechnęła się Melania. - W przeciwieństwie do mnie, Lilian jej nie zgubi.
Samuel wręczył kawałek papieru Lili, unosząc jeden kącik ust do góry. Mówiąc szczerze, nie kojarzył nawet jej imienia, mimo że chodzili razem do klasy. Była raczej cichą myszką. Dziewczyna wzięła mapę, mając nadzieję, że zainteresowanie jej osobą w końcu opadnie i będzie mogła zsunąć się na tyły grupy. Wyobrażanie sobie, że drzewa nagle ożywają, albo, że lekki wiatr niesie ze sobą wesołą pieśń, była o wiele bardziej pasjonująca, niżeli czekanie, aż inni podejmą za nią jakąś decyzję.
Poszli dalej. Trzymali się w miarę zwartej grupie. Tylko Christian wlukł się z tyłu zastanawiając się, czy gdyby nie brał udziału w dyskusji, dałby radę się na chwilę zdrzemnąć. Niektórzy próbowali ze sobą rozmawiać, a Nicolas milczał. Szedł z rękoma w kieszeni i zastanawiał się nad tym, co tu robi. Czuł się ignorowany przez resztę. Oczywiście jak najbardziej mu to pasowało, ale musiał mieć jakiś powodów, by się na nich obrazić. Gdy rozpatrywał pomysł wzięcia prowiantu i cofnięcia się do "Wielkiego Magicznego Drzewa, które sprowadziło ich do tej jakże wspaniałej krainy", poczuł jak coś twardego uderza go w środek głowy.
- Ała! - pomasował bolące miejsce mrużąc oczy. - Zabiję tego co to zrobił!
- O co ci chodzi Chico? - powiedział pokpinająco Samuel, odwracając się w stronę chłopaka.
- Ty się lepiej nie odzywaj. I tak wiem, że to ty, Sam - warknął.
- Ej, ale o co chodzi? - Chris doszedł do grupy i stanął obok reszty.
- Ktoś we mnie rzucił jakimś kamieniem - prychnął.
- Jesteś pewny?... - zapytał jeszcze Christian łapiąc się za swój wielki brzuch, jednak widząc chłodne spojrzenie Nicolasa, szybko przeszedł do rzeczy. - Ale kto to zrobił?
- Nie ja - powiedział poważnie Samuel.
Nicolas popatrzył na wszystkich spode łba.
- Jak, nie ty, to kto szczurze?
Rudowłosy właśnie miał zamiar odwrócić się i poprowadzić grupę dalej, gdy usłyszał słowa Nicolasa. Przyjrzał mu się swoimi zielonymi oczami spod warstwy loków i zrobił krok w jego stronę.
- Co ty powiedziałeś? - Jego głos był spokojny i suchy.
- Serio muszę powtarzać? - zapytał rozbawiony. - Myślałem, że masz przynajmniej dobry słuch, szczurku.
Nicolas przybrał kpiący wyraz twarzy, w czasie gdy Sam stanął tuż przed nim. W tej chwili wszyscy się go bali i nikt nie miał odwagi wejść pomiędzy chłopców. Obaj byli wysocy. Rudy przewyższał kolegę tylko odrobinę, prawdopodobnie zawdzięczał to swej burzy loków. Mierzyli się wzrokiem, jednak każdy z innym wyrazem.
- Chłopaki nie bijcie się... - powiedziała Mel odwracając wzrok, gdy zobaczyła jak Samuel podnosi Nicolasa za dekolt bluzki. - T-to dziecinne...
- Hah, ta mała ma rację - uśmiechnął się ciemnowłosy. - Nie każ mi się zniżać do twojego poziomu.
- Zamkmij gębę Chico. Nie zapomnaj co zrobiłem, gdy graliśmy w butelkę - powiedział Samuel, gdy emocje mu trochę opadły. Odstawił Nicolasa uśmiechając się zwycięsko i odwrócił się do reszty. - Chodźmy dalej.
Wszyscy szybko mu przytaknęli, starając się nie patrzeć na szatyna i ruszyli zgodnie w dalszą drogę, próbując znaleść jakieś tematy do rozmowy, gdy ten wlukł się z tyłu. Szczerze mówiąc, nie przeszli nawet pięciu metrów, gdy Aelita wydała z siebie jęk bólu.
- Ej... To nie jest śmieszne... - powiedziała trzymając się za głowę.
- To na pewno nie był Samuel - powiedział szybko Varian.
- Wydaje mi się, że to coś z... - zaczęła mówić Melania, jednak Chris przerwał jej, dobiegając i dysząc.
- Widziałem intruza! - wykrzyknął uradowany. - Ta... Tam! - wskazał palcem na drzewo, gwałtownie łapiąc i wydychając powietrze. Zamiast skupić się na dyszącym Chrisie, wszyscy wpatrywali się w konary drzew, które wskazał chłopak. Już po chwili Varian oznajmił zupełnie zdziwiony:
- To... Wiewiórka.
Po chwilowym wpatrywaniu się między liście, można było zauważyć małe rude zwierzątko, trzymające coś kurczowo między łapkami. Wpatrywało się w nich swoimi małymi oczami, przerażonym spojrzeniem. Jednak po chwili dało za wygraną i powiedziało cicho:
- Ja... przepraszam.
Wszyscy Wybrańcy zgodnie zrobili wielkie oczy. Nie mogli dowierzyć w to, że wiewiórka właśnie przemówiła, jakby zupełnie zapomnieli o tym, co mówił im Piorun. I prawdopodobnie właśnie tak było. Zanim ktokolwiek zdołał wydobyć z siebie jakiś dźwięk, wiewiórka zaczęła nawijać dalej.
- Ale wiecie... Gdy tylko was zobaczyłam, pomyślałam sobie: "To są chyba Ci, co mieli przyjść i uratować księżniczkę pegazów. Tak, oni właśnie tak powinni wyglądać". Więc postanowiłam sobie, że pójdę za wami i no... Wstyd się przyznać, ale troszkę was poszpiegowałam. Proszę, nie gniewajcie się! To prawda, widziałam wasze kłótnie i może to trochę zmieniło mój pogląd na Was, ale ja naprawdę nadal uważam, że Wy jesteście cudowni! I nigdy nie śmiałabym źle mówić o Was! - tłumaczyła się mówiąc szybko, trochę jakby spanikowana.
Nikt nie wiedział jak ma na to zareagować. Z jednej strony ona ich ŚLEDZIŁA, ale z drugiej wydawała się tym trochę zakłopotana. Po za tym, ona MÓWIŁA.
Varian, postanowił przemówić, za całą grupę, która nadal stała w nijakim odrętwieniu. Zrobił krok w stronę drzewa przyglądając się wiewiórce.
- Ee... Myślę, że jesteśmy w stanie ci wybaczyć...
- Dziękuję, dziękuję Wielcy! Jesteście niemal tak miłościwi i sprawiedliwi jak księżniczka Avalon!
Kolejne imię, które nic im nie mówiło.
- Myślę, że trochę przesadzasz... My jeszcze nic takiego nie zrobiliśmy.
- Chwila - przerwał mu Nicolas. - Czy ja się przesłyszałem? Nazwałaś tę bandę nieudaczników Wielkimi i Miłościwymi? - mówił z kpiną, starając się nie myśleć o tym jak dziwne i żałosne jest to, że rozmawia z wiewiórką. - Wielki jest co najwyżej Chris, ale miłościwymi, na pewno nie jest żadne z nich - prychnął.
Wiewiórka patrzyła na nich trochę zdeziorientowana. Ale nie ma co się dziwić - każdy nie wiedziałby co robić, gdyby w jeden członek grupy idolów nagle zaczął się naśmiewać z reszty i podważać ich zalety. Jakby wcale nie był jednym z nich.
- A- ale...
- Co ty powiedziałeś? - zmarszczył brwi Christian.
- To co usłyszałeś czarnuchu - uśmiechnął się zgryźliwie Chico.
- Ja... Ja ci dam! - Sam i Varian gwałtownie złapali chłopaka, widząc że ten jest gotowy rzucić się na dryblasa. I oczywiście wziąć go na masę.
Aelita, mimo że nie uważała Nicolasa za przyjaznego członka drużyny, miała ochotę krzyknąć mu, by dowalił Chrisowi. Z dwojga złego wolała Chico. Gdy czarnoskóry odpuścił, chłopcy odetchnęli z ulgą. Nie było go łatwo utrzymać. Jednak wtedy znów ruszył do przodu, zostawiając resztę w osłupieniu. Lilian zakryła twarz dłońmi, czując że nie da rady patrzeć na bijatykę. Na twarzy Nicolasa zdążył się ukazać jedynie strach.
Już wiewiórka miała schować się za drzewem, Melania spróbować rozdzielić chłopców, a Aelicie zrzędła mina, gdy... Christian z największą delikatnością przyłożył pięść do policzka chłopaka i zaniósł się głośnym rechotem. Wszyscy stali zupełnie skołowani, wlepiając zdezorientowany wzrok w chłopaka, który co jakiś czas zerkał na minę Nicolasa, by znów roześmiać się jeszcze głośniej. Po jakimś czasie, wciąż jeszcze rozbawiony, spojrzał na bruneta, opierając się dłońmi o kolana.
- Przyznaj się, narobiłeś w gacie, co? - ostatni raz się roześmiał i odszedł kawałek.
***
Gdy Varian spojrzał spowrotem w stronę drzewa, wiewiórki już nie było. Nikt nie wiedział co się z nią stało. Podejrzewali, że prawdopodobnie uciekła. Chociaż na początku sądzili, że im się przewidziała.
- Zbiorowa fatamorgana, mówicie? - zastanowił się Sam.
- Żal mi jej - powiedziała cicho Lili. - Wydawała się bardzo miła. I wyglądała, jakby uważała nas za kogoś wielkiego. Boję się, że się zawiodła.
- Nie dziwię się jej - mruknął Varian. - Jesteśmy strasznie niezgraną ekipą. A tuziemcy uważają nas za niewiadomo jakich bohaterów.
Aelita spojrzała na nich z uwagą. Mieli rację, ale czy... Na pewno powinni sobie nawzajem ufać?
- Macie rację. Ale czy to nie dziwne? Dotąd nic wielkiego nie zrobiliśmy.
- Najwidoczniej są pewni, że wykonamy powierzone nam zadanie - podsumował Samuel i ruszył powolnym krokiem dalej drogą, a reszta zaczęła podążać za nim.
***
W lesie było dosyć jasno. Promienie słońca przebijały się między liśćmi, głaszcząc twarze wędrowców. Poranna rosa dawno już wyschła, albo - kto wie? - być może została wypita przez jakieś magiczne stworzenia. Musiałyby być one bardzo małe. Wróżki? Skrzaty? Nikt z całej siódemki podróżników, nie byłby w stanie tego określić. Jeszcze zbyt słabo znali ten magiczny świat. Jednak, to nie stawało im na przeszkodzie, by doglądać wszystkich szczegółów natury, lub ignorować wszystko wokół, nie chcąc wiedzieć nic więcej o Wielowzgórzu. Jak można było się domyślić, właśnie tą drugą postawę przyjął Nicolas, ponownie wkurzony, na swoich rówieśników. To było już doprawdy irytujące. Dlaczego wszyscy muszą sobie żartować akurat z niego? Czuł jak jego reputacja znacząco spada, zwłaszcza że naprawdę myślał, że Christian mu przywali, a później weźmie na masę. I doskonale pamięta strach, jaki wtedy odczuwał.
Przeczesał dłonią włosy, patrząc na plecy rówieśników. Nie ujdzie im to na sucho.
Można było już dostrzec polanę rozchodzacą się za lasem. Lilian nieznacznie przyspieszyła, by pierwsza postawić nogi na soczystej trawie. Na raz, wszyscy stanęli by nasycić wzrok pięknem polany.
Wszędzie latały motyle. Żółte niczym słoneczniki o wschodzie słońca, gdy pierwsze jasne promienie oświetlają gładkie podłużne płatki kwiatów, latały nisko i były wielkości dorodnych krabów, zaś niebieskie koloru cykorii, były małe jak poziomki. Wydawało się, że motyle mają wszystkie z możliwych kolorów. Varian już pomknął, by się im przyjrzeć, a Lili poczuła, że spełnia się jej jedno z marzeń.
Chwile zachwytu trwały długo. Pierwszy otrząsnął się Samuel, gdy dostrzegł za kurtyną motylich skrzydeł jakiś zbiornik wodny. Na pierwszy rzut oka wydawał być się niewielkim oczkiem wodnym, lecz gdy przedarł się między owadami zobaczył szeroko rozchodzące się jezioro. Pływały po nim wielkie, dostojne łabędzie, które zaczęły mu się uważnie przyglądać.
- Ej, spójrzcie tu - powiedział do swoich towarzyszy, lekko odgarniając rude kędziory z oczu, by lepiej przyjrzeć się zwierzętom.
Aelita słysząc chłopaka, odciągnęła zafascynowanego Variana nowymi gatunkami motyli, od jakże porywającego zajęcia, które oczywiście polegało na zachwycaniu się tymi że owadami.
- Ch-chwila! - wykrzyknął zdziwiony zerkając na dziewczynę, a później prawie oczy wypadły mu z orbit gdy zobaczył gdzie go przyprowadziła. Łabędzie były z pewnością wielkości łosi.
Za chwilę przyczłapał do nich również Christian razem z Melanią i Nicolasem. Cała czwórka wpatrywała się w wyrośniętego ptaka, który właśnie postanowił wyjść z wody i podejść do nich z wysoko uniesionym dziobem. Stawiał ciężko płytwiaste stopy, bacznie przyglądając się podróżnikom. Nikt w tej chwili nie wiedział co ma właściwie robić. Gdy usłyszeli to dziwne łabędzie charczenie, zaczęli zastanawiać się nad prędką ucieczką, jednak ptak szybko ucichł i przybliżył jedno ze swych czarnych oczu, do również czarnej głowy naszego tłustego Chrisa.
Chłopak przełknął głośno ślinę wpatrzony w okrągłą źrenicę. Przeżył sprzeczkę z Nicolasem, a teraz miał być pożarty przez większego latającego potworka? Przecież to w ogóle nie miało sensu!
- E, Wiolka! To chyba jednak nie krasnal! - powiedział ptak odwracając szyję w stronę jeziora.
Jeśli poczucie takiego dziwnego wstrząsu serca, jakby coś je jednocześnie ścisnęło i trafiło piorunem, nazywa się zawałem, to właśnie w tym momencie Chris przeżył zawał.
- Cały czas nie mogę się przyzwyczaić, że zwierzęta mówią... - wyszeptała Mel, po czym spojrzała na Aelitę.
- Myślę, że... - zaczęła dziewczyna, jednak nie wiedziała do końca co powinni teraz zrobić i skierowała wzrok na Sama, który nie zdążył niestety nic powiedzieć, bo druga łabędzica właśnie do nich podeszła.
- Może to elfy? Tylko co robią w tych stronach? - przyjrzała się im Wiola.
- Za przeproszeniem, jesteśmy ludźmi - powiedział bez namysłu Varian.
Ptaki spojrzały po sobie. Ludźmi? Już kiedyś spotkały jakiś ludzi. Była ich piątka.
- Słyszałaś? Tak Nasz... W sensie jak wtedy gdy N. Pamiętasz? - powiedziała pierwsza łabędzica.
- Oczywiście, że pamiętam! Czyli jednak to prawda. Myślisz, że to oznacza, że powinnyśmy pomóc? - zastanowiła się Wiola.
Samuel przez chwilę zastanawiał się, czy nie będzie to wyglądało zbyt dziwnie, gdy spróbuje dołączyć do rozmowy ptaków. W końcu nie był przyzwyczajony do rozmowy ze zwierzętami. A przynajmniej nie do takiej, gdy miał pewność, że odpowiedzą.
- Tak jak wtedy - potwierdził pierwszy łabędź.
- Nie rozumiem - zmarszczył brwi rudowłosy.
- Jesteście wybrańcami z tamtego świata prawda? - zapytał się ten pierwszy ptak.
- No tak... Znaczy tak nam się wydaje. Gdy widzieliśmy się z Piorunem, powiedział nam właśnie coś takiego - kontynuował Sam, który chyba po raz pierwszy w życiu stracił swoją pewność siebie.
Łabędzie, po raz kolejny wymieniły porozumiewawcze spojrzenia, które powoli stawały się irytujące.
- Dobra, niech będzie, zwierzęta gadają. Ale jeśli łaska, zacznijcie w końcu gadać o co wam chodzi! Równie dobrze możemy was nie słuchać i poprostu pójść dalej - posłał im mordercze spojrzenie Chico. Reszta spojrzała tylko na to, nie będąc pewna, czy było to dobre posunięcie z jego strony.
- Z przyjemnością wam pomożemy - powiedziały od razu łabędzie, nie robiąc sobie nic z tonu Nicolasa. - Wiemy, że wyruszyliście niedawno w podróż i z przyjemnością przewieziemy was na swoich grzbietach, parę kilometrów - wydawało się, że się uśmiechnęły, a w ich głosie było słychać podekscytowanie.
- Myślę, że najpierw powinniśmy spojrzeć na mapie, by zorientować się, gdzie wogle jesteśmy... - zaczęła Aelita sięgając do plecaka. Niestety właśnie wtedy jej się przypomniało, że dziś rano oddała pewnej nieśmiałej dziewczynce kawałek zakręconego papieru. - Lilian, możesz proszę pokazać mapę? - rozejrzała się za dziewczyną.
Fak - pomyślał Nicolas - podkradła mój plan, to ja miałem zwiać z mapą.
Melania obróciła się wokół własnej osi szukając wzrokiem blondynki.
- Lilian?
Ale jej nigdzie nie było. Jak mogli wcześniej nie zauważyć jej nieobecności?
- Chwila, gdzie ostatnio ją widzieliście? - zapytał Sam.
- Tam gdzie były te motyle - powiedział od razu Varian. - chyba nie myślicie, że są niebezpieczne, co?
- Jasne, że nie są - prychnęła rozbawiona Wiola. - Więc mówicie, że zgubiliście koleżankę?
- Jak dla mnie to lepiej, mniej brzuchów do wykarmienia i większą szansa na ciszę - Mruknął Nicolas.
- Chico, to serio nie jest śmieszne, mieliśmy trzymać się razem - warknął Sam.
Aelita przewróciła oczami.
- Mieliśmy też go ignorować, pamiętasz? Żadnych-bójek-time.
- Jeżeli wasza przyjaciółka, też jest jedną z Wybranych, powinniśmy ją jak najszybciej znaleźć - podsumowała szybko pierwsza łabędzica. - Może powiedzcie jak wygląda? Spróbuję ją wypatrzeć z lotu.
***
W tym czasie Lilian stała z powrotem w lesie, przeprowadzona tu przez kilka motyli z plamiastymi skrzydłami.
- Chcecie mi coś pokazać? - zapytała cicho. Motyle usiadły na drzewie, trochę ponad metr przed dziewczyną. Wyglądały, jakby na coś czekały.
Dziewczyna zrobiła krok do przodu, nadeptując na sznurówkę, przez co przy kolejnym runęła jak długa na ziemię. Ze zdziwieniem zauważyła, że nie czuje rękoma gruntu. Głowa również wydawała się bezwładnie wisieć w powietrzu. Lilian otworzyła szerzej przymknięte oczy i spojrzała w dół. Jak się okazało, zamiast miękkiej trawy, pod dziewczyną znajdował się głęboki dół pełen liści i patyków. Cicho pisnęła widząc zbliżającego się do niej włochatego pająka. Ten szybko przebierał nóżkami, wspinając się coraz bliżej jej głowy. Blondynka szybko wyczołgała swój tółw z dołu, mając uczucie, jakby coś jednocześnie trzymało ją za kostkę.
Usiadła na trawie biorąc kilka głębokich oddechów. Motyle z drzewa zniknęły, a dół, do którego dziewczyną prawie wpadła, również wyparował.
- Nic ci się nie stało? - w dziewczynę wypatrzyła się para ciemnych oczu, należących do niedużego lisa.
- Nie, nic mi nie jest... Dziękuję za pomoc - wydukała.
- Powinnaś się cieszyć, że akurat tędy przechodziłem. Prawie wpadłaś do tego rowu wykopanego tu jakiś czas temu przez Lokuncję - westchnął patrząc przelotnie na dłoń dziewczyny na którym widniał różowy pierścień. - Miło było pomóc - jakby się uśmiechnął, lekko zniżył głowę w ukłonie i czmychnął gdzieś w krzakach.
- Czekaj..! - spojrzała za nim zupełnie zaskoczona. Dlaczego tak szybko poszedł? Pewnie miał do załatwienia jakąś lisią sprawę...
Niepewnie położyła rękę w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą znajdował się rów. Ponownie zamiast miękkiej trawy, jej dłoń wyczuła jedynie powietrze.
- Lilian!? - usłyszała całkiem niedaleko nawołujące ją głosy rówieśników. Niepewnie się podniosła. Chwilę później wylądował przed nią łabędź, wielkości konia, a Melania szybko do niej podbiegła, zamykając w mocnym uścisku.
- Lili... - odetchnęła.
- Chyba znalazłam jedną z pułapek Lokuncji...
_____________________________________
2595 słów
Mam nadzieję, że nie macie mi za złe tego ile nie było rozdziału... Ogólnie to obiecałam jednej osobie, że się pojawi przed świętami i widzicie co z tego wyszło.
Rozdział niesprawdzany, żebyście mogli go jak najszybciej przeczytać.
1. Zgadzacie się na pomoc łabędzi?
2. Jak wam się podobała łąka motyli?
3. Co ogólnie sądzicie o tegorozdziałowych zdarzeniach?
Tylko do Lili
4. Zamierzasz powiedzieć o lisie reszcie?
Postarajcie się jak najbardziej rozpisać, zwłaszcza w 3. Możecie trochę wychodzić po za temat pytania, serio. Im więcej napiszcie, tym lepiej.
W MEDIACH MAPA
(NIEDOKOŃCZONA, BO PIERWOTNĄ WERSJĘ MAM W DOMU I TYLKO TYLE PAMIĘTAM)
Happy new year!
Życzę wam, byście w nowym roku poznali wspaniałe nowe osoby, przeżyli wiele pięknych spotkań i mieli wenę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro