12. Elfy
Szum deszczu nieustannie towarzyszył im zza drzwi. Varian usiadł przy stole, stawiając na nim słój i z braku roboty się w niego wpatrywał, opierając głowę na ułożonych dłoniach. Samuel chodził spokojnie po pokoju cicho myśląc, a Aelita wzięła się za grzebanie w szafkach. Nie znalazła zbyt wielu rzeczy, a jedynymi dźwiękami w pomieszczeniu, prócz cichych kroków i chrzęku biżuterii Sama, były właśnie jej rewolucje. Wszystko co znajdowała ustawiała równo na półce - jedynie parę zmarłych świetlików zostawiła tam gdzie nastała.
- Co sądzicie o mojej kolekcji? - zapytała dumnie ukazując swoje znaleziska.
Varian uniósł głowę i przyjrzał się przedmiotom.
- Czy to słoik dżemu? - zapytał zaskoczony.
- Też mi się tak wydaje. Chyba, że to jakieś konfitury.... Wydaje się być jeszcze dobre, więc możemy go zabrać ze sobą - powiedziała z uśmiechem.
- Czy to nie będzie kradzież? Już i tak mamy na pieńku z elfami.
- Och, serio uważasz, że to zauważą? Nikt tu dawno nie był, pewnie zapomnieli o tym miejscu i nawet by nie pomyśleli, że może tu leżeć samotny słoik konfitur!
- Jak chcesz - odpuścił Varian. - Chociaż myślę, że lepszą alternatywą, byłoby zjedzenie go, jeśli będziemy tu długo siedzieć i zostawienie go na swoim miejscu. Nie ma po co zabierać im własności... Zdaje się, że ulewa tak szybko nie minie.
- Aha? Czyli zawartość można zabrać, a słoja już nie? - powiedziała kpiąco Aelita.
- Przecież nie może się zmarnować...
Sam nagle przystanął i spojrzał na dyskutujących.
- Nie możemy być tak głośno, bo nie usłyszymy, jeśli będą nadchodzić. Myślę, że powinniśmy ustawić warty przy drzwiach po drugiej stronie. Albo po tej, bo jeśli będą się skradać, to mogą nas zauważyć, zanim się schowamy...
- Trzeba też zrobić coś z tym słojem - zauważył blondyn, mając na myśli przystanek świetlików. - Na pewno zauważą jego brak, a nawet przez dziurkę od klucza widać jego światło. Jak tu zajrzą , to po nas. Inaczej jest szansa, że nie pomyślą, że mamy jeden klucz do wszystkich drzwi i nie będą brali tych pod uwagę.
- Słuszna uwaga - uśmiechnął się rudy.
- No, ale światło jest nam potrzebne. Nie zamierzam siedzieć z wami w ciemnościach - zaznaczyła Aelita.
- Trzeba znaleść jakiś sposób na zatrzymanie tu części świetlików - stwierdził lider.
- Przydałby się jeszcze jakiś słoik, czy pudełko... - Varian wstał i ponownie spojrzał na znaleziska dziewczyny. Leżała tam jeszcze pusta sakiewka, widelec, parę kamieni i elficka kamizelka.
Uśmiechnął się szeroko.
- Zjedzmy te konfitury!
Chwilę zajęło im pojęcie, o co mogło chodzić chłopakowi. Jednak po chwili wszyscy pozytywnie na to przystali. Zresztą, było już jakieś późnie popołudnie, a w tunelach przemieszczali się około trzech godzin. Pewnie dopiero teraz zauważyli brak więźniów w celach, więc grupa przyjaciół miała jeszcze chwilę czasu na dopracowanie swojego planu bytu. Posilili się, aż im mdło było ze słodkości, po czym Aelita wyskoczyła z pomieszczenia, z pustym słoikiem w ręce. Chłopcy wystawili głowy za drzwi i przyglądali się, jak dziewczyna wystawia słoik na deszcz i czeka aż się trochę napełni. Samuel przekręcił głowę w lewo, upewniając się, że nikt nie nadchodzi z głębi tunelu.
- Myjesz go?.. - zapytał niepewnie.
- Niee - odpowiedziała przeciągle. - Może przy okazji. Chciałam raczej spróbować deszczówki, zanim go zanieczyścicie jeszcze bardziej swoimi genami - niby zażartowała i odwróciła wzrok do słoika. - Założę się, że w Wielowzgórzu nie ma czegoś takiego jak kwaśne deszcze.
Poczekała aż napełnił się do połowy, po czym łapczywie wypiła, a chłopcy poszli za jej śladem. Później postawili słoik na stole w pokoju, a Varian zaczął przekonywać owady, by zmieniły miejsce swojego bytowania.
- No, dalej... Chodźcie do tego słoika - zachęcał.
Po chwili wahania włożył rękę do tego większego i wyjął trochę dziwnych granoli, wsypując je do mniejszego. Mogli zaobserwować, jak przy dalszych szeptach zachęty, kilka opuszcza schronienie i przelatuje tam, gdzie chłopak poprosił.
- Zapraszam na posiłek z dodatkiem konfitur - uśmiechnął się, a w tym czasie Samuel wyniósł większy słój na swoje miejsce.
- To teraz mamy trochę światła - stwierdził wracając. - Aelita, zamkniesz drzwi?
Dalej siedzieli w ciszy. Varian przy drzwiach, na ziemi, Rudowłosy na krześle, a dziewczyna ułożyła się na łóżku, bawiąc się palcami w powietrzu.
Nie mieli już ochoty na rozmowy. Tylko Sam czuł, że w jego obowiązku leży lekko wypomnieć Aelicie to, jak wyraziła się o nich przy elfach, bo później naprawdę niefajnie się przy nich czuł. Nie rozumiał dlaczego to zrobiła. Dlatego zaczął bezpiecznie rozmowę. Po wysłuchaniu jego zażaleń, popartych aprobatą Variana, dziewczyna pozwoliła sobie na ciszę refleksji. Dopiero po dłuższym czasie, kiedy myśleli, że nie zamierza odpowiedzieć, albo zasnęła, burknęła coś w rodzaju przepraszam. Była wtedy odrobinę spanikowana, powinni zrozumieć... A teraz rzeczywiście może należało przeprosić. Przecież nie dawno co byli uwięzieni.
W końcu jednak naprawdę zasnęli. Tylko blondyn, jako wartownik przyglądał się wymieniającym się przez drzwi owadom. Raz na jakiś czas któryś wylatywał przez dziurkę od klucza, a drugi wtedy wlatywał do środka. Musiało być już późno, gdy usłyszał szmer. Na początku nie zachował się na niego w żaden specjalny sposób, lecz gdy wyczuł wyraźny ruch ludzkich sylwetek za drzwiami, nadstawił słuchu. Wydawało mu się, że jedna z istot musiała lekko unieść zasłonę pnączy, bo wyraźnie usłyszał jej szelest. Później dotarła do niego krótka wymiana zdań w nieznanym języku i powoli zbliżył się do Sama. Siedział z ułożonymi na blacie rękoma, na których spoczęła jego śpiąca głowa. Cała twarz zatonęła w dużych, gęstych, pomarańczowych lokach tak, że co najwyżej można było dostrzec ją od nosa w dół.
Blondyn chwycił jeszcze za kamizelkę i lekko dotknął lidera w ramię. Musiał powtórzyć to parę razy, zanim ten powoli się wyprostował. Varian przystawił palec wskazujący do ust, na znak zachowania ciszy i kiwnął w stronę drzwi znacząco. Zanim przykrył źródło światła, jeden ze świetlików opuścił słój i wyleciał przez dziurkę od klucza. Chłopcy wlepili wzrok w maleńki otwór i za chwilę usłyszeli szepty. Kilka osób jakby się oddaliło, ale byli pewni, że nie pozostali tu sami. A na dworze wciąż lało. Zdawali się słyszeć nadciągającą burzę.
***
Ptaszki ćwierkały, słonko świeciło, a kałuże lśniły wraz z resztkami deszczu w porannych promieniach. Pogoda była prześliczna, a powietrze zdawało się być pełne miodowej słodyczy. Wszystko idealnie współgrało z wewnętrznym poczuciem Chrisiana. Był spełniony, dobrze poradził sobie poprzedniej nocy jako pielęgniarka, a u Nicolasa było już po najgorszym. Wewnętrzna harmonia dodawała mu skrzydeł, by spokojnie spocząć w objęciach wujka Morfeusza. Teraz jednak jeszcze przez chwilę musiał z tym poczekać, bo chciał znaleźć Norę, która gdzieś umknęła. Tak byle złapać ją wzrokiem. Wątpił, żeby już postanowiła ich opuścić i wierzył, że gdzieś tu powinna być.
Wtem wszedł w błoto, które w cieniu nie zdążyło wyparować.
Skrzywił się zniesmaczony i cofnął dwa kroki. Na szczęście było dość gęste i udało mu się uniknąć budyniu w butach. Rozejrzał się jeszcze na wszystkie cztery strony i czmychnął z powrotem do namiotu.
- Pewnie zaraz wróci, chyba widziałem ognisko - oznajmił zdejmując przy wejściu zabłocone obuwie.
Gdy zdążył się ułożyć wygodnie przy plecakach, by odpowiedzieć na wezwanie wewnętrznego spokoju, w wejściu pojawiła się nowa towarzyszka. Z zamyśleniem wypisanym na twarzy, usiadła obok dziewczyn i Nicolasa, zerkając, czy Christian również jest w stanie słuchać.
- Wiem gdzie są - oznajmiła, a Nicolas poczuł się strasznie dziwnie słysząc jej głos na jawie.
- Damy radę ich jakoś tu ściągnąć? - zapytała Mel, na co dziewczyna kiwnęła głową.
- Są niedaleko jednego z wyjść z kryjówki elfów. Jest szansa, że uda wam się z powrotem połączyć. Zaprowadzę was tam, ale ktoś będzie musiał zostać z Nicolasem.
Chłopak potrzebował chwili, by się upewnić, że dobrze zrozumiał.
- Co.
- Nora ma rację... - zwróciła się do niego Lilian. - Nie powinieneś iść, bo twój organizm jeszcze jest osłabiony, a sam też nie powinieneś zostawać. Chyba, że poczekamy jeszcze trochę...
- Czy to nie proste? - prychnął zażenowany. - Musimy iść ich szukać najlepiej teraz. Wiecie gdzie są, ja chodzić mogę, ŻYJĘ, czy nie widzicie? Nic mi nie jest. Nie potrzebuję niańki.
- Kto z nim zostanie? - ponowiła pytanie Nora.
- Nic. Mi. Nie jest - naciskał chłopak i jakby w dowodzie na swoje słowa, podniósł się i spojrzał nienawistnie na na dziewczynę.
Wtem zakręciło mu się w głowie i szukając podparcia natrafił na ramię Melanii, która szybko go złapała.
- Jesteś ciężki - stęknęła na klęczkach.
- Lili, pamiętasz tamte zioła, które mi dałaś? Trzeba mu je zaparzyć - oznajmiła Nora lekko uśmiechając się do różowowłosej. - Na dworze już rozpaliłam ogień i woda się grzeje. Są wzmacniające i regenerujące.
Dziewczyna szybko na to przystała i wybrała spośród naczyń drewniany kubeczek.
Nicolas złapał się za głowę i przeklął w myślach. Dobrze wiedział, że będzie mu teraz trudniej wszystkich przekonać. Dlaczego tak im zależało? Przecież go nienawidzili.
- Zostajesz - oznajmiła raz jeszcze, łagodnym, a zarazem stanowczym i lekko zatroskanym głosem Nora. - Może z Lilian. Nie chcę, byś sobie coś zrobił.
Wyczuł w jej spojrzeniu, że wszystko wie.
***
Nad ranem Aelita powoli otworzyła oczy. Nie orientowała się w czasie, ale czuła, że musiała przespać całą noc. W pomieszczeniu była zupełna cisza, więc podniosła się na łokciach, by upewnić, czy chłopaki nadal tu są. W ciemnościach trudno było coś zobaczyć, ale wzrok w końcu się jakoś przyzwyczaił. Varian spał w poprzedniej pozycji Sama przy stole, a lider siedział przy drzwiach i najwyraźniej również przysnął. Westchnęła w myślach i usiadła na posłaniu, opierając stopy o podłoże. Ostatnią rzeczą, która również się zmieniła, był przykryty słoik. W półmroku nie było to raczej najlepszym pomysłem, ale zrozumiała, że najwyraźniej musieli usłyszeć elfy, bądź woleli się zabezpieczyć przed snem. Podeszła do rudowłosego, po drodze niemo ziewając i przykucnęła przy nim. Po chwili namysłu, postanowiła go obudzić pociągnięciem za jeden z loków.
Momentalnie uniósł głowę napotykając pytające spojrzenie Aelity. Gdy zorientował się w jakiej są sytuacji przybliżył palec do ust i wskazał na drzwi za sobą. Ta kiwnęła rozumiejąc i po cichu przeszli na drugą stronę pomieszczenia.
- Nie wiemy ile ich zostało, ale domyślają się, że tu jesteśmy - powiedział bardzo cicho, tak, że część głosek była ledwo słyszalna.
- Próbowali otworzyć drzwi? - zapytała w ten sam sposób, na co chłopak twierdząco kiwnął.
Ucieszyła się, bo to oznaczało, że jej pierścień ponownie zadziałał. Podobało jej się, że dawał taką niesamowitą, silną zdolność. Jednocześnie zastanawiało ją, czy przypadkiem te pierścienie nie są po coś więcej, czy ich funkcja nie została zaplanowana z góry. Było to możliwe?
Siedzieli trochę w ciszy, aż w końcu i Varian się przebudził. Po cichu wytłumaczyli mu, że nadal ktoś stoi na straży. Chłopaka to nieco zmartwiło. Deszcz i burza już ustały, więc mogliby wyruszać. Wyszeptał cicho, że szkoda, że nie wiedzą ilu ich tam jest. Mogli by wtedy zaplanować jakąś ucieczkę, zrobić coś, by ich ogłuszyć, czy omamić i szybko zbiec. Przyznali mu rację i trochę zdołowani czekali aż coś się stanie. Być może mieli w głowach, że zostaną tu już na zawsze, lub za chwilę elfy tu wtargną i z powrotem sprowadzą do lochów. Niby mieli pierścień Aelity, ale drugi raz byłoby im trudniej uciec. Samowi bardzo nie podobało się, że nie jest w stanie nic zrobić. Czuł, że znów zawodzi jako lider i zaczął obmyślać jak można użyć przeciw elfom zastałe tu przedmioty.
Wtem parę świetlików wyleciało ze słoika i zaczęło latać wolno po pomieszczeniu, aż podleciało w ich stronę. Unosiły się przez chwilę w powietrzu, aż w końcu odleciały z powrotem. Tylko jeden usiadł na spodniach Variana i zaczął sobie po nich chodzić.
Patrzyli na to trochę zaskoczeni, aż chłopak się odezwał.
- Został jeden.
Powiedział to tak cicho, że nawet nie mieli pewności, czy dobrze rozumieją o co mu chodzi. Samuel wskazał pytająco na drzwi, a tamten kiwnął. Za drzwiami był tylko jeden elf, więc mieli szansę uciec. Rudowłosy już miał w głowie plan.
Odczekali jeszcze chwilę. Sam chwycił kamizelkę i stanął przy drzwiach, gdzie Aelita szykowała się do ich otwarcia. Varian był tuż za nim. Musieli to zrobić szybko i skutecznie. Lokowaty mrugnął, dziewczyna przyłożyła dłoń do zamka i razem pchnęli drzwi. Strażnik chciał zareagować, ale nie spodziewał się takiej napaści. Jeden z chłopców zakrył mu twarz ubraniem i zaczął ciągnąć do siebie, w czasie gdy drugi wycelował krzesłem prosto w głowę. Wiedział, że nie może się zawahać, by elf omdlał.
Patrzyli jak bezwładne ciało opada w ramionach lidera, który ułożył je na ziemi. Wpatrywali się w nie przez chwilę, chłopcy oddychali trochę szybciej. Odsłonili twarz strażnika i jeszcze moment wpatrywali się w niego w otępieniu. W końcu za napomnieniem Aelity, odłożyli narzędzia przestępstwa na miejsce.
- Teraz szybko stąd spadajmy, zanim ktoś tu przyjdzie, albo ten się obudzi.
Wyjrzeli za liściastą zasłonę. W zielonych oczach dziewczyny ponownie zaiskrzyła radość wolności i jako pierwsza stanęła po drugiej stronie.
- Trzeba się zorientować po której stronie nieba słońce jest niżej, a później wyznaczę nam drogę do obozu. Był mniej więcej na północ, a jak widać, jest najwyżej dziewiąta.
- Nie lepszy będzie trik z mchem? - podsunął Samuel.
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Może być. Tylko już stąd chodźmy!
***
Niezbyt zadowolony, Christian podążał za Norą. Gdyby nie to, że miał potrzebę lekkiego zregenerowania się przy pomocy snu, może byłoby inaczej, ale teraz zmęczony musiał iść na poszukiwanie towarzyszy. Zagłębiali się w las od dużo dalszej strony, niż poprzednio pobiegł za Aelitą. W lesie teren był dużo bardziej podmokły i starał się omijać kałuże. Niektóre dziewczyny przeskakiwały, ale te dłuższe niż szerokość jego kroku, stanowczo wolał omijać bliskim łukiem. Najgorsze było błoto, które wesoło chlupotało mu pod stopami. Uznał ten dźwięk za zabawny, podobny do klepania tłustego, kaczego kuperku zwilżonymi dłońmi i starał się w ten sposób pocieszać swoje smutne obawy, że jakże nieprzyjemny budyń w kolorze czekolady wpłynie do jego butów. Podążał więc dalej za przewodniczką i Melanią, mając nadzieję, że prędko zrobią dłuższy postój, bądź ich przyjaciele są już niedaleko.
Nora poruszała się bardzo zwinnie i lekko. Melania patrzyła i na to i na jej długie, ładne włosy. Nawet takie było dużo prościej przefarbować, niż jej...
Miała nadzieję, że bez problemu odnajdą kryjówkę Aelity i chłopaków. Miała już dość tego bezczynnego siedzenia w obozie. Może ciągłe kłótnie były gorsze, ale świadomość, że dzięki Norze są bliscy ponownego zjednoczenia się w grupie narastała w niej nadzieja, że będzie lepiej.
Wtem usłyszeli cichą rozmowę i kilka zbliżających się sylwetek. Wyższa dziewczyna kiwnęła do pozostałej dwójki, by przykucnęli niedaleko za krzakiem, a sama przystanęła za drzewem.
- To ten twój skrót? - burknął młody głos.
- Przestańcie narzekać! Postanowiłam wam zaufać i nie zostawiać na pastwę losu. Teraz wasza kolej! - usłyszeli wyraźnie okrzyk Aelity.
- Chciałaś nas zostawić? - zapytał zaskoczony Samuel. - Przecież mamy misję do wykonania...
Dziewczyna westchnęła.
- No przecież mówiłam, że zostaję. Ale w każdej chwili mogę sobie pójść! - powiedziała tonem, jakby rzeczywiście chciała to teraz zrobić.
- Nie! - zaprzeczyli zgodnie obaj.
Wtedy Samuel zamarł, a pozostała dwójka bardzo szybko zorientowała się co się stało. W odległości pięciu metrów stała jakaś długowłosa postać. Wszyscy byli przekonani, że to jakaś elfica zagrodziła im drogę. Wpatrywali się w siebie, a na twarzy tamtej pojawił się uśmiech pełen ulgi.
Varian zrobił krok do tyłu, mając w zamiarze jak najszybciej się wycofać. W głowie miał gonitwę myśli i starał się przeanalizować ich szanse na ucieczkę. Już miał pociągnąć za sobą Samuela, gdy usłyszał znajomy mu okrzyk.
- Sam!
Z założonym plecakiem i wielkim uśmiechem, pędził ku nim czarnoskóry kolega. Spoconą dłonią klepnął lidera przyjaźnie w bark i trochę zdyszany się pochylił, wciąż mając rękę na jego wysokim ramieniu.
Za chwilę pozostała dwójka zobaczyła jak zza krzaka podnosi się Melania, uśmiechając się z równą ulgą co nieznajoma. Obie, ta druga z wolna, podeszły do przyjaciół.
Wszyscy byli równie zaskoczeni, ale potrzeba była tylko chwili, by na twarzy Samuela pojawił się ogromny uśmiech, a reszta szybko mu zawtórowała.
- Jak sobie daliście bez nas radę? Wszystko u was dobrze? - na chwilę zapomniał o towarzystwie nieznanej im osoby, tylko Aelita patrzyła nań badawczo.
- Na początku było trochę dziwnie, ale później wrócił Christian i udało nam się ułożyć nieco historię co musiało się w nocy stać. Z Nicolasem też już wszystko w porządku, jest tylko nieco osłabiony - powiedziała Melania nawet nie dbając o to, by kryć uśmiech.
- Nicolas? Co z nim nie tak? - zdziwił się Samuel.
- Nie wiedzieliście? Ale przecież Christian... Mówił, że ci powiedział - stwierdziła zaskoczona dziewczyna.
Wtedy chłopaka olśniło i lekko się zawstydził, że nie sprawdził dokładniej po przebudzeniu o co mogło chodzić murzynowi.
- Nie pomyślałem, że... Myślałem, że coś mi się przesłyszało.
- Tak czy siak, znalazłem w lesie norę, albo to raczej Nora znalazła mnie. Rozumiecie: ja znalazłem norę, w sensie miejsce gdzie śpią liski albo takie nornice - tłumaczył wraz ze swoim pozytywnym brzmieniem Chris. - A Nora, czyli ona, uratowała mnie przed trującymi jagódkami - wskazał na dziewczynę za nimi. - Pomyśleć, że jedzenie może być takie zabójcze! A później zajęła się chłopem raz - dwa i teraz znów jest starym gburem Nicolasem - powiedział entuzjastycznie, ciesząc się, że to właśnie jemu przypadło przedstawienie nowej towarzyszki.
Teraz uwaga wszystkich spoczęła właśnie na niej.
- Dziękuję - powiedział szczerze Sam.
- Nie ma za co - odpowiedziała rudemu z lekkim uśmiechem. - Lepiej wracajmy do waszego obozu.
- Kto to tak właściwie jest? - zapytał ciszej Varian, gdy już szli dalej dróżką.
- Na prośbę Pioruna przez cały czas nas śledziła i czuwała nad naszą podróżą - tłumaczył zaraz Chris. Później razem z Melanią zaczęli objaśniać wszystko, czego udało im się o dowiedzieć oraz co się działo pod ich nieobecność. Samuel był pod wrażeniem nowej postaci. Idealnie nadawała się na przywódczynię. Za to Aelitę zafascynowało to, że dziewczyna przez cały czas była gdzieś niedaleko nich, a oni się nie zorientowali. Musiała też dobrze znać te lasy, skoro kryła się w koronach drzew i tak jak ona została niezauważona przez elfy.
- Właściwie, to Nico ją raz słyszał, na początku. Zbudził się pierwszy u Saletanów i słyszał jak z nimi rozmawia - zauważyła Mel.
- A co dokładnie było Nicolasowi? - wyraziła lekkie zainteresowanie Aelita. Słysząc odpowiedź, lider jednocześnie się zaniepokoił i zażenował jeszcze bardziej, że go tam nie było.
Nora idąc z przodu przysłuchiwała się z lekka ich rozmowom. Nie wiedziała o tym, że Nicolas wcześniej ją już słyszał. Owszem, czuła, że jego świadomość drgała do jej głosu, jak do czegoś znajomego, gdy starała się go wyciągnąć z własnej otchłani spowodowanej chorobą, ale nie potrafiła wcześniej znaleźć przyczyny. Gdyby zapytała się o to chłopaka, dowiedziałby się, że była w jego myślach. A o tym mogli dowiedzieć się w ostateczności. A najlepiej w ogóle, choć wiedziała, że to niemożliwe i za jakiś czas wszystko się wypełni. Jeszcze trochę. Nie chciała tego, ale to było jedyne wyjście, by wszystko wróciło do normalności.
- Dobra, wiecie wszystko, teraz wasza kolej, co się z wami działo? - zapytała poważnie Melania.
Już Aelita zaczynała mówić, ale Nora uciszyła ich gestem.
- Słyszycie? - powiedziała cicho.
Momentalnie z dwóch stron zajechały im drogę dwie postacie na dziwnych wierzchowcach. Przyjaciele szybko rozpoznali w nich nimoki - zwierzęta, które jako pierwsze i na szczęście dotąd ostatnie, zaatakowały ich w Wielowzgórzu. Podobne budową do koni, o krótkiej sterczącej grzywie, krótkim myszatym włosiu, trzech poziomych pręgach na pysku i dużych uszach. Oczy ich były prawie całe czarne, a najdziwniejsza rzecz, po której od razu je rozpoznali, była trzecia para nóg po środku tułowia. W czasie galopu podwinięta, teraz opadła jak reszta na ziemię. Nozdrza wierzchowców gwałtownie wypuszczały powietrze, a dwa elfy spoglądały na zbiegów ściągając lekko brwi.
- Co tu robicie? - zapytała czarnowłosa kobieta.
Przyjaciele wpatrywali się z przestrachem w stworzenia, które w przeciwieństwie do ostatniego razu były osiodłane, do tego po dłuższym czasie obserwowania ich, mogli stwierdzić, że nie są agresywne. Wręcz łagodne.
- Zapytała was - powtórzył dumnie drugi elf. Nie było w jego głosie ani krzty agresji. Jedynie powaga.
Jego nimok przestąpił z nogi na nogę.
- Ja po nich tu przyszłam - powiedziała spokojnie Nora, po czym lekko przygryzła wargę.
Usłyszeli z jej ust łamaną sklejkę nieznanych im słów. Zdawało się, że coś tłumaczyła jeźdźcom, raz pokazała na siebie. Tamci parę razy się im przyglądali, zwracając głównie uwagę na dłonie. Mężczyzna coś powiedział. Nora wypowiedziała słowo.
Chwilę stali w zupełnej ciszy.
Aelita patrzyła z zainteresowaniem, jak elfy zdawały się prowadzić zwykły dialog z tą nieznaną dziewczyną i przez to w żaden sposób nie chcieli ich znów zamykać w swojej kryjówce. Fascynowała ją ta nowa. Zdawała się tu odnajdować, wiedzieć więcej i wyglądała zupełnie jak dziecko tych lasów. W jednej chwili poczuła w sercu, że chciałaby nauczyć się od niej jak najwięcej. W jej umyśle pojawił się nowy, dużo stabilniejszy powód do pozostania z grupą.
Kobieta spojrzała na swojego towarzysza. Wymienili spojrzenia i tamten kiwnął do Nory. Zawrócili wierzchowce i przed odjazdem po raz ostatni przewodzili wzrokiem po grupie. Za chwilę słychać było odbijający się po ściółce kłus.
- Czy oni... się uśmiechnęli? - powiedziała zdziwiona Mel, marszcząc lekko brwi.
- Tak, też to widziałem - podtwierdził Chris.
Nora wyszczerzyła się do nich zabawnie, pokazując jasne zęby.
- Mój elficki nie jest zbyt dobry. Pewnie przekręciłam parę słów - zaśmiała się lekko i krótko. - Już wam nic nie zrobią, wiedzą kim jesteście. Tylko może... Następnym razem tyle nie kombinujcie, a konfitury zostawcie na miejscu - ścisnęła usta lekko rozbawiona i ruszyła do przodu.
- Ch-chwila! - zawołał Varian po chwili zamyślenia. - Ale dlaczego?
Nie odwracając się dziewczyna odpowiedziała:
- Zalecam przed dalszą drogą, przy obozie, znaleźć jakiś rów. Konfitury miały właściwości przeczyszczające.
***
Widział, że Christian i Melania ufali tej nowej. Cała jej historia zdawała mu się intrygująca i trudno było mu pojąć, że przez ten cały czas była tuż za nimi. Prawdopodobnie słyszała większość ich rozmów. A w czasie jego nieobecności, to właśnie Nora przejęła stery. To Nora przyszła do nich w beznadziejnej sytuacji, to Nora zabierała od nich troski, sama dbając o chorego Nicolasa. To Nora wytrzasnęła namiot, to Nora ich znalazła. A jak w tym czasie wspierał ich Sam? W żaden sposób. Zapewne druga część grupy już zaczęła traktować ją jako swojego przewodnika, tym samym sprawiając, że on malał w ich oczach. Jeszcze chwila, a ona zgarnie mu uwagę sprzed nosa, o ile już się to nie stało. Nie, żeby zależało mu jakoś ogromnie na władzy, lub coś w tym rodzaju. Po prostu dobrze czuł się w tej funkcji, a taka nagła zmiana ról z pewnością by go przybiła i naruszyła godność.
- Więc na pewno z wami wszystkimi okej? - zapytał zdaje się już po raz piąty, na co Mel się roześmiała.
- Tak. Wszystko z nami dobrze. Tylko Nicolas dochodzi jeszcze do siebie.
Jeszcze chwilę włączał się w rozmowę, by za moment zrównać szereg, w dwóch szybszych krokach z Norą.
- Jestem Samuel - przedstawił się. - Lider grupy.
- Wiem - uśmiechnęła się lekko. Uniosła lekko wzrok na jego twarz.
No tak. Przecież ich śledziła, a wcześniej Piorun musiał jej przekazać wszystkie najważniejsze informacje. Przy stodole się przekonali, że znał ich imiona, gdy wezwał Aelitę.
- W takim razie prawdopodobnie wiemy o sobie tak samo dużo. Tamci zdążyli wszytko nam opowiedzieć - uśmiechnął się. - Jeszcze raz ci dziękuję, że zajęłaś się nimi. Zwłaszcza Nicolasem. Jestem pewien, że to właśnie dzięki tobie zachowali taki spokój.
- Wykonałam tylko swoje obowiązki - wytłumaczyła lekko. - Ale pewnie nawet bez nich bym to zrobiła. Polubiłam waszą grupę. Przypominacie mi moje stare szkolne czasy... - westchnęła mrugając, jakby chciała oddalić od siebie jakieś myśli. - Przepraszam, sprawiacie, że jednocześnie bierze mnie nostalgia.
Był na dobrym tropie do zawarcia przyjaznych stosunków.
- Może chcesz o tym opowiedzieć?
- Lepiej nie.
Samuel dostrzegł, że wyjście z lasu jest jeż blisko.
- A o pierścieniach? Podobno są magiczne... Albo przynajmniej ten Aelity. Otwiera zamki. Czy reszta też ma jakieś zdolności?
Dziewczyna wydała się lekko zaskoczona tą informacją.
- Nie mogę wam ich zdradzić. Jestem pewna, że we właściwym czasie odkryjecie ich moce. Tak jest zawsze. Zresztą, sama nie wiem co część robi. Zdradzić mogę tylko, że część nadaje cechy, które zostają, nawet gdy się nie ma pierścienia na palcu. Wystarczy być jego właścicielem.
Zabrzmiało to interesująco, aż tyły nadstawiły uszu.
- A wiesz jaki mój ma moc?
W odpowiedzi dziewczyna tylko się uśmiechnęła.
Wyłonili się z lasu jeszcze kawałek od obozu. Była stąd widocznie widziana polana, na której się zatrzymali.
- Mówiliście, że przenieśliście nasze rzeczy?
- Tak - powiedział Christian. - Są pod drzewkami. A skoro już na chwilę stanęliśmy... Może tu przystańmy? Wiem, że za niecałe dwieście metrów jest obóz, ale to właśnie dlatego jest najbezpieczniejsze miejsce, by przystanąć - sapnął i usiadł opierając się o drzewo. - Poza tym... Od tego całego wyczerpania, zapomniałem dać wam jeść. Z pewnością biedaki jesteście wygłodniali. Ciocia Chris za chwilę uzupełni wasze braki węglowodanów i tłuszczy.
Jak mogli się nie zgodzić? Zwłaszcza, że czarnoskóry ostatnie trzy zdania wypowiedział w tak zabawny sposób.
______________________________________
Rozdział znów ma te 3949 słów, więc śmiało można zaokrąglić ^^
Obiecuję, że w końcu się już ruszycie z tego miejsca! Wiem, że pewnie was znudziło.
Nicolas i Lilian:
1. Co robiliście lub chcieliście zrobić, gdy czekaliście na resztę?
2. Jaka jest wasza reakcja na widok tych co wrócili?
Samuel, Melania, Christian, Aelita, Varian:
1. Jakie zdanie wyrobiłeś/Aś sobie na temat elfów?
2. Wewnętrzne przeżycia, jakieś spostrzeżenia
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro