1. Pierścienie
Wielki autokar z prawie czterdziestoosobową grupą gimnazjalistów zajechał na parking. A właściwie na miejscu gdzie owy parking - według strony internetowej , którą znalazła wychowawczyni - powinien stać. Jednak zamiast na betonowej posadce, zatrzymali się na sporym kawałku trawnika.
Wszyscy uczniowie zaczęli wychodzić z pojazdu z niemałym entuzjazmem. Każdy chciał zobaczyć gdzie tak na prawdę wywiozła ich wychowawczyni. Wszystko wskazywało na to, że informacje ze strony są dość przesadne. Na wielu twarzach było widać rozczarowanie. Jednak patrząc na to miejsce z ich perspektywy, nie było się czemu dziwić: trzy nieduże domki, z zewnątrz nie były w najlepszym stanie. Farba się łuszczyła, a drewno próchniało. Jeden z dachów był zawalony gałęzią, a gdzie indziej brakowało stopnia. Dalej był plac zabaw, budowany najpewniej jeszcze za czasów wojny. Wszystko zachodziło powoli rdzą, a po kolorowej farbie zostały jedynie resztki. Zamiast jednej z huśtawek wisiały bezwładne łańcuchy.
Na prawo od autokaru znajdowała się stodoła, kurnik i chlew oraz pastwisko z końmi i bydłem. Jednak najbardziej przeraził ich widok jednego, jedynego drewnianego wychodka. Na szczęście pomiędzy stał główny budynek ośrodku, który jako jedyny wyglądał schludnie. Był cały biały, a schody i zaznaczenia okien były w odcieniach brązu. Wyglądał na świeżo malowany. Jedyna oznaka cywilizacji, czyli lśniących nowoczesnych toalet.
Gdy Aelita wyszła z pojazdu, chciała jedynie, triumfalnie wykrzyczeć "WOLNOŚĆ!", widząc że wszystko wokół otacza las. Była gotowa zwiedzić go już teraz, jednak nauczycielka zatrzymała ją słowami:
- ... weźcie swoje bagaże i ustawcie się przed budynkiem. Zaraz rozdzielimy was do pokoi.
Westchnęła.
Christian Yoon jednak nie podzielał entuzjazmu Aelity. Widząc to miejsce, stracił nadzieję na wygodne łóżka i dużo czasu wolnego. Chociaż z drugiej strony, co można robić w takiej dziurze? Doić krowy?
- Uwaga, mamy do dyspozycji dwa domki i trzy pokoje. Czwarty dla nauczycieli - ogłosiła wychowawczyni. - Pierwszy dom: Nikodem, Varian Axter, Samuel Craig,...
Chłopak prawie podskoczył ze szczęścia, gdy usłyszał swoje nazwisko. Dostał jeden z domków, który najprawdopodobniej - nawet jeśli to były kompletne bzdury - był nawiedzony, co ciągnęło za sobą pobyt wielu wrażeń. Nocne wypady pod dom dziewczyn, by je trochę nastraszyć, albo włóczenie się po lesie w poszukiwaniu "duchów". Wiedział, że chłopaki z jego pokoju, będą jak zawsze chętni.
***
Lilian Brooks weszła do przeznaczonego dla niej i paru innych dziewczyn drewnianego domku. Tak samo jak Samuel cieszyła się, że będzie mogła w nim zamieszkać, przez te trzy dni, jednak z zupełnie innego powodu. Osobliwość tego miejsca, oraz bijąca od niego aura, wprost ją zachwycała. Gdy tylko weszła do środka, prawie słyszała, jak ściany szeptały historie i tajemnice przechowywane tu przez wiele lat. Podeszła do łóżka przy oknie i postawiła obok swoją walizkę. Nie mogąc się powstrzymać otworzyła okno i wyjrzała na świeże powietrze. Widok był przepiękny: złote pola pszenicy rozchodziły się po pobliskim terenie, a za nimi stał wielki, stary las. Wiatr lekko kołysał czubkami drzew, sprawiając, że dziewczyna dostrzegała w nich prawdziwe życie.
Po jakimś czasie usiadła z powrotem na łóżko. Dziewczyny w jej pokoju żywo o czymś dyskutowały śmiejąc się. Jednak Lils, nie zwracała na nich szczególnej uwagi. Zaczęła się rozpakowywać. Otworzyła szufladę szafki nocnej, by włożyć tam parę książek. To, co tam zobaczyła zaskoczyło ją. Szepty ścian ucichły. W szufladzie leżał pastelowo różowy pierścień. Ostrożnie po niego sięgnęła. Był na nim jakby wykuty kształt diamentu.
Szyyyyy - zaszumiały cicho drzewa.
***
Christian jak na razie był względnie zadowolony; pokój miał w głównym budynku i spał na wygodnym łóżku, niedługo po rozpakowaniu się był obiad, który wcale nie był taki zły. Spodziewał się raczej, że jedzenie będzie zimne i przygotowane z przeterminowanych produktów, jednak jako przyszły kucharz był pod wrażeniem doboru przypraw i grą smaków. A po obiedzie - nastał upragniony czas wolny. Odłożył swój talerz do okienka, po czym skierował się do wyjścia z jadalni. Chciał jak najszybciej położyć się do łóżka i zapaść w krótką drzemkę. Jednak po drodze coś go zatrzymało. Zauważył, że w donicy dorodnego eukaliptusa coś się błyszczy. Podszedł bliżej i przyjrzał się niewielkiemu przedmiotowi. Był to jasny pierścień, który lśnił w słońcu w kolorach błękitu, fioletu i różu. Wyjął go i wytarł z ziemi. Białym i jakby wklęsłym konturem było wyrysowane oko.
Pomyślał, że pewnie któraś z pań sprzątających musiała go zgubić, dlatego poszukał kierowniczki całego ośrodka. Zauważył ją przy wyjściu z budynku. Rozmawiała z jakimś panem, który najpewniej pracował w stodole. Spojrzała na chłopaka i zapytała:
- Mogę w czymś pomóc?
- Znalazłem to w jakiejś donicy - pokazał na otwartej dłoni pierścień. - Może wie pani do kogo należy?
Kobieta przyjrzała się przedmiotowi.
- Nie, widzę go po raz pierwszy - oznajmiła pewnym tonem. - Po za tym nie pozwalam nosić moim pracownikom żadnej biżuterii na dłoniach - spojrzała jeszcze raz na pierścień. - Nie jest przypadkiem twój?
Christian spojrzał na kobietę, jakby właśnie robiła sobie z niego żarty. Jednak ona wciąż wyglądała, jakby mówiła zupełnie poważnie.
- Nie... - wymamrotał niepewnie i odszedł. Skoro do nikogo nie należał, mógł go sobie wziąć. Schował skarb do kieszeni i skierował się do pokoju. Po drodze jednak zmienił zdanie gdy zobaczył kolegów siedzących w korytarzu na kanapach. Z chęcią do nich dołączył i zaczął opowiadać nowe dowcipy, które znalazł ostatnio w internecie.
Do pomieszczenia weszła Aelita. Jednak szybko pożałowała swej decyzji i się cofnęła. Na kanapie siedziało AŻ dwóch czarnoskórych, a do tego jeden z nich kiedyś ją dręczył. To wszystko przez niesamowitą bliznę, którą zdobyła w trakcie kłótni z bratem. Pamiątka ciągnęła się przez całą twarz. Od czoła, aż do wąskich malinowych ust. Zastanowiła się chwilę. Mogła albo przejść przez korytarz, albo się cofnąć i iść przez jadalnię, gdzie kończyła obiad wychowawczyni. Druga opcja odpadała; nauczycielka na pewno pamiętała wycieczkę z poprzedniego roku, gdy Aelita wykradła się nocą z budynku w poszukiwaniu jakiegoś lasu. Znalazła niestety tylko samotne drzewo. Wspięła się na nie i leżąc na gałęzi obserwowała gwiazdy. W końcu zasnęła. Wcześnie rano, wraz ze wschodem słońca, spadła z drzewa, budząc wszystkie psy w okolicy i przestraszając na śmierć nauczycielkę, która akurat podziwiała przez okno zjawiska natury. Gdyby nie była tak lubiana przez nauczycieli, z pewnością obniżyli by jej zachowanie,ale nic takiego się nie stało, a upadek z drzewa nie uczynił jej żadnej fizycznej szkody, bo jak święcie wierzyła, blizna ją chroniła.
Mimo to, druga opcja też nie była zachęcająca. Narażała się na wyzwiska ze strony chłopaków, albo co gorsza, jak ostatnio nie zapanuje nad emocjami i sama zrobi wielką awanturę. Wzięła głęboki oddech. Wychowawczyni zatrzyma ją na sto procent. Czarnoskórzy idioci, może ją zaczepią, a może nie. Tu był cień szansy. W tej chwili była w stanie zrobić wszystko, byle wyjść z tego budynku. Wciągnęła powietrze i weszła do salonu.
Chris jednak nawet nie zwrócił na Aelitę uwagi, tak samo jak drugi czarnoskóry idiota. Wszyscy byli pochłonięci historią, którą opowiadał. Aelitę bardzo to uspokoiło. Przeszła szybko przez pokój i wyszła na zewnątrz. Wiatr przyjemnie pogładził ją po twarzy. W końcu mogła pójść zwiedzić las.
***
Varian, razem ze swoim przyjacielem Nikodemem, gdy tylko nastał czas wolny, poszli zwiedzać ośrodek. Sprawdzili stan placu zabaw, wspięli się na kombajn w stodole (zawiedzeni stwierdzając, że nie ma w nim kluczyków), próbowali pogłaskać kury, a później podziobani poszli na pastwisko by poobserwować krowy, a Nikodem chciał nawet dosiąść kucyka, który niestety tylko bawił się z nimi w berka. W końcu po jakimś czasie, przyjaciele się poddali.
Usiedli pod płotem trochę zawiedzeni. W końcu Varian zaczął opowiadać o fabule jednej z nowo przeczytanych książek fantasy, lecz przerwał gdy dostrzegł niedaleko w trawie coś niebieskiego. Wyciągnął rękę i chwycił pierścień z czarnym znakiem łapy.
- Co to? - zdziwił się oglądając przedmiot.
- Jakiś pierścień. Myślisz, że ktoś go zgubił?
Varian poczuł w sobie coś dziwnego. Jakby ktoś powiedział mu, że nikt go nie zgubił i od teraz drobiazg należy do niego.
- Chyba nie... - powiedział niepewnie.
- Przymierz, pasuje ci do włosów - uśmiechnął się Nikodem i pociągnął lekko za jedno z niebieskich pasemek, bujnych blond włosów swojego przyjaciela, który już za chwilę założył przedmiot na serdeczny palec prawej ręki.
Chłopak sam nie wiedział co ma o tym myśleć. Jednak zostawił pierścień na palcu. Później chłopcy wstali i ruszyli w stronę chlewiku, by sprawdzić ile mają tu świń.
- A tak dobrze się bawiłem... - usłyszał za sobą odchodząc. Jednak gdy się odwrócił, nikogo nie ujrzał.
***
Część gimnazjalistów zebrała się w kole za niewielkim pagórkiem, by nie zauważył ich żaden z nauczycieli. Grali w butelkę. Na razie jedynymi osobami, które odmówiły zrobienia zadania, byli Noah i Tania. Nikt jeszcze nie wymyślił dla nich kary, jednak wiedzieli, że mogą spodziewać się wszystkiego. Teraz kręcił Nicolas, a każdy wiedział, że Chico wymyśli niemal wszystko by ośmieszyć drugą osobę. Wszyscy wpatrywali się w butelkę, aż w końcu się zatrzymała. Wzrok uczniów skierował się na Samuela.
- Mam nadzieję, że mi wybaczysz, ale nie mogę się powstrzymać - powiedział Nicolas przepraszającym tonem jakby cokolwiek obchodziła go reputacja Samuela, jednak wszyscy wiedzieli, że tak nie jest. - Kojarzysz ten drewniany wychodek? Tu masz scyzoryk - rzucił mu przyrząd. - Idź i wyryj nim na drzwiach od środka DUŻYMI literami "Samuel Elliot Craig tu był zostawiając nieprzyjemne opary w powietrzu"
Kilka osób się zaśmiało.
- Do tego dorób swoją karykaturę pasującą do podpisu. Ktokolwiek korzysta z tego wychodka, na jakiś czas nie będzie miał potrzeby brania ze sobą gazety - zakończył wypowiedź szyderczym uśmiechem
- Serio? Myślałem, że stać cię na coś więcej, Chico - powiedział zupełnie wyluzowany. Na wielu twarzach można było dostrzec podziw. Wstał, powodując że rude loki, które niemal zasłaniały piwno zielone oczy, lekko podskoczyły. Spojrzał się na wszystkich i uśmiechnął pod nosem. Dopiero jak się oddalił, pozwolił sobie na skwaszoną minę.
***
Melania siedziała na jedynej, sprawnej huśtawce. Obok wisiały dwa bezwładne łańcuchy. Plac zabaw był pusty, ale zamiast traktować tego obojętnie, cieszyła się. Nie chciała by ktoś widział, że siedzi sama. To było sprzeczne z tym, jaka jest na co dzień. Wolała na razie pozostać sama ze swoimi myślami. Wszyscy grali teraz w butelkę i z bezpiecznej odległości przyglądała się zabawie. Widziała już między innymi jak kazali Noahowi wygrzebać gołymi rękami to co rozkładało się w wychodku, jednak chłopak w ostatniej chwili się wycofał. Potem obserwowała Szan Li, która wystraszyła na amen jedną z nauczycielek, imitując scenę swojego samobójstwa.
- Skąd masz tą broń? Dzieci nie powinny się bawić takimi rzeczami! - mówiła przestraszona fizyczka.
Oczywiście to był jedynie plastikowy rekwizyt, który spakował jeden z chłopaków na taką właśnie okazję.
W stronę wychodka zaczął kierować się Samuel. W pewnym momencie spojrzał w stronę Melanii. Przestraszona zeskoczyła szybko z huśtawki z zamiarem znalezienia sobie innego miejsca do przemyśleń, gdy poczuła coś pod podeszwą. Na początku myślała, że to kamień, więc podniosła go w nadziei, że znalazła odłamek jakiejś asteroidy. Mimo, że nie znalazła tego czego oczekiwała, nie wyglądała na zawiedzioną. W dłoni trzymała granatowy pierścień ze srebrnym księżycem, wyrysowany wklęsłą kreską. Wyglądał jej na wykonany z jakiegoś rzadkiego kamienia. Założyła go na palec lewej ręki i uważnie przyjrzała. Miała wrażenie, że pierścień był zadowolony tym, że go znalazła.
***
Aelita wspinała się właśnie na kolejne drzewo. Każde z poprzednich było za niskie by poczuć wielkość lasu oraz siłę którą posiadał. Tym razem drzewo naprawdę wydawało się być odpowiednie. Było wysokie, dość stare i co najważniejsze: miało mnóstwo poplątanych gałęzi. Coraz bardziej zbliżała się do czubka. Czuła jak las otwiera przed nią tajemnice swojej wielkiej potęgi. Postawiła stopę na kolejnej gałęzi. Już podnosiła drugą gdy galąź się złamała. Szybko wzmocniła uścisk w dłoniach i zawisła w powietrzu.
- To blizna mnie uratowała... - wyszeptała. Jednak za chwilę jęknęła z bólu, gdy poczuła, że jej jasne długie włosy wplątały się we wszystkie możliwe gałęzie i liście. - No świetnie.
Zaczęła szukać nogami podparcia. W końcu znalazła kolejny odrost drzewa i stanęła na nim, nadal trzymając się w górze rękoma. Odetchnęła lekko, kierując wzrok na pień drzewa. Tuż przed jej twarzą okazała się być stara dziupla ptaka. W głębi dostrzegła coś kolorowego. Zapominając zupełnie o fakcie, że wcześniej jej tam nie było, sięgnęła po przedmiot. Na dłoni miała pomarańczowy pierścień. Znak gwiazdy był wyrysowany białą linią.
-To dar od tego lasu - szepnęła do siebie Aelita i lekko się uśmiechnęła.
***
Samuel wiedział, że tak czy inaczej wokół wychodka będzie pochowany tłum gapiów, chociaż miał nadzieję, że uda mu się tego jakoś uniknąć. Ale bardzo naprawdę się zdziwił, gdy niedaleko, siedział już ktoś zaczajony by obserwować jego jakże idiotyczne zadanie. W dodatku tą osobą okazała się być Melania Blanc, w co już na prawdę nie potrafił uwierzyć. Kojarzył ją raczej jako miłą pogodną dziewczynę, której wcale nie cieszyło patrzenie na to jak ktoś z kogoś robi idiotę. Niestety nie mógł się już wycofać. A raczej, to nie było w jego stylu. Wiedział, że nawet jeśli wykona wyzwanie, to i tak wszyscy będą go podziwiać za odwagę. Ale jednak miał pewne opory, przed otwarciem drzwi wychodka.
Mimo wszystko zrobił to. Zaczął powoli rysować scyzorykiem pierwszą literę. Nagle poczuł, że grunt pod nim jest nie pewny. Spojrzał w dół, po czym przykucnął i odgarnął piach w miejscu, gdzie stał. Znalazł kawałek deski, który natychmiast podniósł. Pod deską znajdowała się skrytka. Obejrzał dokładnie jej zawartość. Jedyną rzeczą był żółty pierścień. Znak koniczyny był wyrysowany cienką, czarną kreską.
- Pierścień szczęścia, tak? - uśmiechnął się pod nosem. Właśnie wpadł na coś o wiele lepszego. Założył pierścień na palec i zakopał z powrotem skrytkę. Później wziął scyzoryk zaczynając wszystko od nowa...
***
Wieczorem było ognisko. Cała klasa siedziała w kole na kłodach, rozmawiała, śpiewała i śmiała się. Ich ubrania już doszczętnie przesiąkły zapachem dymu oraz pieczonych kiełbasek, lecz na razie nikt nie zdawał się być tym przejęty. Jedyną osobą, która w tej chwili starała się siedzieć na uboczu, był Nicolas Chico. Od paru godzin kipiał złością. Na szczęście nie było tak źle, co parę godzin temu, lecz nie mógł zapomnieć o tym co zrobił mu ten Rudy tchórz.
- No weź, wyluzuj. Wszyscy się śmieją, powinieneś się cieszyć razem z nimi - powiedział wtedy Samuel. Jednak Nicolas wcale nie miał zamiaru się śmiać. Wyczuwał w jego głosie drwinę.
"NICOLAS CHICO TU BYŁ ZOSTAWIAJĄC NIEPRZYJEMNE OPARY W POWIETRZU" - głosił napis od wewnętrznej strony drzwi wychodka. Do tego ta paskudna karykatura.
Wyzwanie oczywiście zostało zaliczone, bo wszystkim bardzo się podobała wersja rudowłosego i nikogo nie obchodziło zdanie Nicolasa. Dlatego też, był wściekły na Samuela - tak łatwo przerzucał ludzi na swoją stronę. Chciał zemsty. Musiał upokorzyć go tak samo jak on jego.
Poprawił swoje ciemno brązowe włosy, zaczesane w tył. Czas się zmywać z tej "imprezy". Nie miał zamiaru przebywać z tymi wszystkimi ludźmi.
Lilian widziała jak chłopak odchodzi, ale tylko odprowadziła go wzrokiem. Przytłaczała ją ilość istnień, które się tu zebrały i szczerze mówiąc uciekłaby tak samo jak on, jednak wiedziała, że najwyższy czas zżyć się z klasą. Ale jak miała to zrobić, skoro nikt z nią nie rozmawiał? Skoro nikt jej nie potrafił zrozumieć? Marzenia były częścią jej życia.
W tym czasie Nicolas znalazł wygodne miejsce w stodole. Usiadł na słomie, włączył muzykę w słuchawkach i zaczął obmyślać plan. Klasyka. Zawsze go uspokajała i oczyszczała umysł. Pomysły zaczęły pojawiać się nagle, lecz spokojnie, zgodnie z rytmem piosenki. Niektóre znikały, zanim zdążył je pochwycić. Inne falowały tak długo, dopóki ich nie zapamiętał. W końcu powieki zaczęły mu powoli ciążyć. Położył się i pozwolił sobie zasnąć. Obudził się w środku nocy. Jednak sam nie wiedział do końca czemu.
***
Zapadła już noc. Wszyscy dawno spali. Nagle Variana coś wyrwało ze snu. Usiadł na łóżku i rozejrzał się po domku. Dary chrapał wydając z siebie ciche warknięcia. Klatka piersiowa unosiła się równo ze spokojnym oddechem chłopaka. Reszta też spała. Jedynie łóżko Samuela było puste. Bał się, że po dzisiejszym dniu chłopak znów odpali coś głupiego, więc wstał i podszedł cicho do swojej torby. Miał jedynie koszulkę i bokserki. Skoro zamierzał wyjść na dwór, wypadało ubrać na siebie jeszcze przynajmniej spodnie. Później szybko chwycił buty i wyszedł z domku.
Deski schodków były nadal rozgrzane przez słońce. Przysiadł i ubrał tenisówki. Nie wiedział do końca w którą powinien iść stronę, więc ruszył po prostu przed siebie. Wzrok przyzwyczajał mu się do ciemności i już po chwili zauważył sylwetkę chłopaka. Samuel był wysoki. Bardzo wysoki, trudno było go pomylić z kimś innym. Po za tym jak zawsze był ubrany zupełnie na czarno, tak że jego blada skóra wyróżniała się jeszcze bardziej.
- Co ty robisz? Jest środek nocy! - wyszeptał gdy znalazł się obok rudego włóczęgi.
- Tam - wskazał palcem. Varian podążył za nim wzrokiem. - Przed stodołą jest jakieś światło.
Miał rację. Przed drewnianą budowlą coś jaśniało.
- Idziesz ze mną to sprawdzić? -zapytał spokojnie.
Varian kiwnął głową.
***
Mimo, że Christian przegrał wieczorną grę "kto ostatni zaśnie ten wygrywa", mógł śmiało przypisać sobie nagrodę rannego ptaszka. Była trzecia nad ranem. Ku jego zdziwieniu wszyscy zdążyli zasnąć nad kartami. Ale jeszcze dziwniejsze było to, że on nie spał. Zawsze wykorzystywał każdą wolną chwilę na drzemkę i nigdy nie budził się w środku nocy. Postanowił zasnąć z powrotem, jednak zatrzymało go burczenie w brzuchu. Owszem, miał w bagażach własne zapasy, ale bardziej apetycznie brzmiała kanapka z tutejszej kuchni, pełnej wielkich możliwości. Dlatego założył szybko buty i wyszedł po cichu z pokoju.
Na korytarzu nie było wcale tak ciemno. Przez okna wchodziło zdaje się światło księżyca. Zszedł pewnie po schodach i skierował się do kuchni. Zamknięte. Udał się więc do jadalni. Niestety drzwi od tej strony były również nie dało się otworzyć. Ziewnoł. To była najwyższa pora by położyć się z powrotem do łóżka.
Na jednym ze stołów stał dzban z wodą i kilka szklanek. Podszedł i nalał sobie trochę napoju, by zmoczyć gardło przed snem. Gdy odłożył kubek do okienka, usłyszał szelest. A raczej brzdęk łańcuchów, które zawsze nosił na sobie Samuel. Dźwięki z pewnością pochodziły z dworu, więc wyjrzał przez okno.
Widok Craiga i Variana go zaskoczył, ale nie zdziwił. Można było się po nich spodziewać nocnego włóczęgostwa, które jak najbardziej nie było dla niego. Wolał po prostu spać. Zapukał do nich w szybę. Chłopcy odwrócili głowę w stronę dźwięku i przez chwilę starali się wypatrzeć Christiana w oknie. Mimo wszystko nie tak łatwo wypatrzeć murzyna w ciemnościach. Wskazali na stodołę, więc chłopak również skierował tam wzrok.
***
Melania siedziała przed pod domkiem wpatrzona w gwiazdy. Uwielbiała ten widok. Na wsi było widać dużo więcej niż w mieście. Tutaj światła przydrożnych lamp niczego nie zakłócały. Zaczęła szukać swojej gwiazdy. Znalazła najpierw mały, a potem wielki wóz. Wyszukała gwiazdozbiór Oriona, a później - samą Betelgezę. Świeciła na prawdę mocno.
Muzyka świerszczy dodawała nocy jeszcze większego uroku. Melania mogła tak siedzieć wiekami, niestety wiedziała, że wschód słońca powoli idzie w tą stronę.
Wtedy usłyszała, że ktoś otworzył drzwi i wyszedł na powietrze. Zerknęła w górę i spotkała spojrzenie Lilian.
- Ymm... Przepraszam, nie chciałam... - zaczęła gorączkowo się wycofywać.
- Spoko, siadaj - Melania klepnęła miejsce obok siebie, po czym skierowała wzrok znów na gwiazdy.
Lilian niepewnie się przysiadła. Przyszła tu głównie po to, by podziwiać gwiazdy. Gdyby wiedziała, że ktoś już tu siedzi, wmówiłaby sobie, że wystarcza jej widok z okna. Spojrzała na dziewczynę. Mel miała krótkie włosy, ścięte do uszu oraz grzywkę. Do tego bladą cerę i duże błękitne oczy, którymi Lilian mogła zachwycać się całymi dniami. Podobały jej się też opaski, które często zakładała. Każdą starannie dopasowaną kolorem do swoich granatowych ubrań. Nie miała jednak pojęcia, że Melania nie podziela jej zachwytu. Wolałaby tak jak ona mieć długie blond włosy, które można było w każdej chwili przefarbować (w tej chwili miały różowy kolor). Na jej, czarnych, nigdy nie chciał wyjść upragniony kolor. Nieskazitelnie czysta cera Lilian, tylko przypominała o jej własnym skrytym pod grzywką młodzieńczym trądziku, a brązowe oczy, które wydawały się tak wyjątkowe w zestawieniu z naturalnym blondem... Och, gdyby tylko mogła być taka ładna.
W końcu jednak z budynku wyszła ciemna postać. Powoli podeszła do chłopaków, po czym razem skierowali się do stodoły. Tym razem Melania nie potrafiła zatrzymać swojej ciekawości.
- Widziałaś? Z budynku wyszedł Chris.
Lilian spojrzała na nią trochę zdekoncentrowana.
- Wcześniej już widziałam jak z domku chłopców wychodzi Samuel, a potem Varian - ciągnęła.- Teraz dołączył jeszcze Christian. Nie uważasz, że to dziwne? Zawsze wolał spać i odpoczywać, niż włóczyć się z resztą.
- Ym... Rzeczywiście trochę to dziwne - powiedziała powoli Lilian.
- Chodź! Musimy sprawdzić gdzie idą! - postanowiła Mel, łapiąc blondynkę za rękę i ciągnąc ją za sobą.
- Ok...
Zaczęły razem skradać się za chłopcami. Melania - prowadzona przez czystą ciekawość, i Lilian - nie do końca pewna co właściwie tu robi. Tak właśnie zbliżały się coraz bardziej do stodoły nieświadome, że już zaraz miał się zmienić ich pogląd na świat.
Stanęły tuż za chłopcami, równie zdziwione widokiem który zastały. Przed stodołą stało stado wilków. Jednak ich oczy wyglądały zadziwiająco ludzko. Na czele siedział największy z nich. Wpatrywał się w osłupionego Nicolasa, który najwidoczniej właśnie wyszedł ze stodoły. Teraz jednak przywódca watahy spojrzał również na nowo przybyłych. Najdziwniejsze w tym wszystkim było jednak nie to, że między wilkami wiło się coś w rodzaju zorzy polarnej, ale to, że pierwszy wilk, przemówił.
- Witajcie - po ciałach zebranych przeszedł dziwny dreszcz.- Cieszę się, że wszyscy juz tu jesteście. Cała siódemka.
Varian, mimo że nie do końca wszystkiemu dowierzał, przeliczył wszystkich łącznie z dziewczynami, które podeszły kawałek bliżej. Było ich sześcioro.
- Aelito, możesz już zejść z tego drzewa - powiedział wilk.
Wszyscy spojrzeli na pokaźny okaz dębu. Dziewczyna, która do teraz się na nim ukrywała, znieruchomiała. Skąd znał jej imię? Czy to jakiś wysłannik z wielkiego lasu? Z pewnością chodziło o pierścień, który znalazła. Może, jednak to źle, że go wzięłam? - pomyślała zawiedziona. Zeszła powoli po gałęziach. Wcześniej wychowawczyni chyba pięć razy sprawdzała czy Aelita leży w łóżku smacznie śpiąc. Dopiero gdy po dłuższym czasie nikt nie przychodził, mogła się wymknąć z pokoju.
- Zatem, najpierw się wam przedstawię - jestem Piorun, książę i prawowity władca Wielowzgórza, magicznej krainy, do której już wkrótce wyruszycie.
Na większości twarzy odmalowało się zdumienie.
- Potrzebujemy was.
__________________________________________
Jestem strasznie tym podekscytowana! Skończyłam pierwszy rozdział wynoszący równo 3619 słów. Mam nadzieję, że udało mi się dobrze odwzorować wasze postacie. Jak na razie świetnie się bawiłam poznając ich historie.
Przypominam o tym, że zawsze należy czytać notkę pod rozdziałem! a teraz pytania:
(macie tydzień by odpowiedzieć)
1. Co uważasz o dzisiejszym dniu?
2. Co myślisz o pierścieniu?
3. Czy chcesz o coś zapytać wilka? To znaczy Pioruna.
4. Czy chcesz wyruszyć w podróż którą ci zaproponował?
A teraz może podsumuję, które postacie się dostały i mają oczywiście odpowiedzieć na pytania.
Lilian Brooks
Aelita Herasim
Melania Blanc
Varian Axter
Nicolas Chico
Christian Yoon
Samuel Elliot Craig
Musicie mi uwierzyć, to był bardzo trudny wybór, jednak nawet jeśli cię tu nie ma to zapraszam do pozostania.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro