5. Pokaż dłoń
Weekend miał doskonałą pogodę, dlatego Lotta wymyśliła wycieczkę rowerową do pobliskiego miasteczka, gdzie mieściła się lokalna cukiernia. Rowerem droga zajmowała zaledwie pięć minut, było to naprawdę blisko, a miała ochotę poczuć się trochę trochę tak, jakby to były jeszcze wakacje. Bartek się zgodził, a Anna słysząc to, powiedziała, że pojedzie z nimi i żeby było ciekawiej, zajdzie po kolegę, który mieszkał obok. Nikt nie miał zastrzeżeń - z niewiadomego powodu rodzina Kisińskich i Samsonów była w jakiś sposób zaprzyjaźniona. Rodzeństwo dobrze pamiętało ich niezwykle sympatyczną córkę, która trzy lata temu zginęła w jakimś wypadku, a jej brat, od kiedy się tu przeprowadzili, też spędzał z nimi czas na podwórku.
Lotta jedynie kojarzyła zmarłą, a towarzystwo Abry jej nie przeszkadzało. W poprzednich latach czasem go widywała na dworze, gdy odwiedzała kuzynostwo. Im większa grupa, tym fajniej.
Chciała też dzisiaj porozmawiać z wujkiem o tym dziwnym pokoju w szafie, ale akurat wyjechał do miasta. Myśl o tym nie dawała jej spokoju bardziej, niż leżący tam pierścień. Niezakurzony. Miała go teraz na jednym z palców, otoczony przez masę innych pierścionków po babci.
- Okropnie wyglądają te twoje kolczyki - mruknął chłopak na powitanie, a Lotta przypomniała sobie, dlaczego nie zawsze jednak miała ochotę wychodzić z Abrą na dwór. Czepiał się jej kolorowych włosów i innych rzeczy, których jego rodzice nie popierali.
- Mi się podobają - uśmiechnęła się.
W drodze zrobili wyścigi - Bartek rywalizował z kuzynką, a w tym czasie pozostała dwójka starała się za nimi nadążyć. Dla Lotty była to świetna zabawa.
W końcu dojechali do miasteczka, gdzie zwolnili, a obracając się za siebie, dziewczyna zobaczyła jak Abra zabawnie wyglądał na rowerze, choć nie miała zamiaru się śmiać. Chłopak po prostu nie jeździł często na rowerze, więc nie zorientował się, że odrobinę z niego wyrósł przez ostatni rok. Trudno było ukryć, że Samson był naprawdę wysoki.
- Gofr z lodami waniliowymi i dużą porcją posypki czekoladowej - odezwała się nagle Anna. - A później... Może kakao.
- Mama zabrania Ci jeść tyle słodkiego - rzucił twardo Bartek, na co siostra przekręciła oczami i nie odzywała się już, dopóki nie przyszedł czas na składanie zamówień w cukierni.
Niedługo potem siedzieli wspólnie na krzesłach pod parasolem przy jedynym stoliku, zajęci swoimi deserami.
Tak się złożyło, że tego dnia po miasteczku spacerowała Lilian - nie wracała na weekend do domu, a z internatu mogła wyjść pod warunkiem, że powie, o której wróci i mniej więcej gdzie będzie przebywać. Jakieś dziewczyny z klasy mówiły jej, że to kwestia najwyżej roku, a dozorczyni wystarczy, że powie o swoim wyjściu i z powrotem zamelduje się gdy wróci.
Dzień był naprawdę piękny i to nie tylko w jej subiektywnej opinii. Zamiast obłoków na niebie były białe smugi, przypominające pociągnięcia pędzlem i nie było ich wcale tak dużo. Przyjemnie było patrzeć na przelatujące gdzieniegdzie motyle, a nawet muchy. Lilian była skłonna powiedzieć, że miasteczko chyba nie jest aż tak brzydkie. Było po prostu taką większą wsią, z jednym supermarketem, cukiernią i innymi lokalnymi interesami. Miała wrażenie, że gdzieś minął ją nieduży zakład fryzjerski. Tak, dobrze pamiętała logotyp z wysoką fryzurą i nożyczkami.
Ale jeszcze mocniej w jej pamięci tkwił uśmiech z gimnazjalnego tablo.
Gdyby ojciec chciał po nią wczoraj przyjechać, być może odważyłaby się skorzystać z obiadowego zaproszenia Chrisa. Wiedziała, że nawet gdyby nie potrafiła opowiedzieć o tym wszystkim, co się u niej ostatnio działo, gdyby nie potrafiła się odezwać, jego wesoła gadanina mogłaby poukładać jej myśli dotyczące odkrycia. I może właśnie tym zdjęciem zdecydowałaby się podzielić.
- Hej, Lilian? - usłyszała zawołanie, gdy właśnie szła wolno wpatrując się w niebo. Zniżyła z powrotem głowę i niedaleko przed sobą zobaczyła zaskoczonego chłopaka, którego pamiętała ze szkoły oraz trójkę innych osób, z czego jedna głośno się śmiała, zwijając się na krześle. Reszta również była raczej w humorze.
Dziewczyna doznała dziwnego uczucia i przez moment nie potrafiła się poruszyć. Abra wstał z krzesła, a wtedy ona podeszła do stolika, stanęła obok niego i z szeroko otwartymi oczami zaczęła wpatrywać się w Lottę. Rodzeństwo spojrzało na Lilian, a ich kuzynka za chwilę przestała się śmiać i dziwnie się uśmiechnęła. Wzrok nieznajomej był również dziwny.
- O, hej, kojarzę Cię - powiedziała Anna i postanowiła dokończyć gofra.
- Lilian chodzi do naszego liceum - wytłumaczył Abra, trochę zdziwiony zachowaniem koleżanki. - Jesteśmy w jednej klasie.
- Tak... - potwierdziła cicho Brooks, po czym na moment spuściła wzrok, jednak nie mogła nie patrzeć na Lottę.
Uderzył ją fakt, jak bardzo przypominała Melanię. Była od niej trochę szczuplejsza, kolor na włosach trzymał się lepiej, od przodu mogła zobaczyć, że brakowało grzywki i były falowane, jednak długość była taka sama, jaką zapamiętała. Teraz widziała, że to nie była ona, zresztą miała inne obejście, chociaż w twarzy wciąż starała doszukać się czegoś znajomego.
- Coś się stało? - zapytała Lotta i założyła włosy za ucho.
- Nie... Przypominasz mi moją koleżankę - odparła trochę nieśmiało, a przez jej głowę bardzo krótko przewinął się wyraz "przyjaciółka". Wolała go odepchnąć jak najdalej i nie wiedziała na ile było prawdziwe. - Hej - dodała.
Lotta uśmiechnęła się jakby z ulgą.
- Fajnie, nie spodziewałam się, że ktoś kiedyś mi to powie. Chcesz się do nas przyłączyć?
- Nie ma miejsca...
- Ann zjadła już swojego gofra, możemy się teraz przejść - zaproponowała i spojrzała na Bartka, sprawdzając jak na to zareaguje.
- Musimy tylko przypiąć rowery do bramy - wzruszył ramionami. - I wezmę kolejne lody.
- Chcesz coś? - zapytał Abra. - Nigdy nie widziałem lodów o smaku likieru, czy innych alkoholi, więc właściciele są w porządku.
Lilian znowu poczuła się jakby była w jakimś dobrym śnie. Ledwo ją znali, a czuła się dziwnie przyjęta i... zaopiekowana.
Bartek wstał z krzesła, rzucił na nią spojrzenie i wszedł do budyneczku.
***
- Chcesz coś opowiedzieć o swojej koleżance? - zagadała Lotta.
- Nie... Mieszka w mieście, chodziłyśmy razem do gimnazjum, to tyle - odparła Lilian patrząc w ziemię i wlokąc się z tyłu za ludźmi razem z Lottą. W dłoni trzymała rożek z gałką lodów.
Dziewczyna zaczęła opowiadać coś o swojej szkole, która okazała się być w tym samym mieście, gdzie mieszkali wszyscy starzy znajomi Lilian. Wspomniała o przeprowadzce z zagranicy na rzecz uczenia się tu, o tym, że ma tu sporą część rodziny i masę innych rzeczy, bardziej lub mniej gestykulując. Brunetka słuchała i czasem patrzyła na jej ręce. Wciąż nie mogła pozbyć się wrażenia, że ma zwidy.
- Masz ładny pierścionek - rzuciła, gdy nastał moment ciszy. Nie wiedziała dlaczego, ale trochę się bała, co dziewczyna na to powie. Serce trochę jej przyspieszyło, a gdzieś w środku obudziła się cicha radość.
- Dzięki, ostatnio go znalazłam - powiedziała jakoś dziwnie Lotta i popatrzyła na dłoń. - Bo chodzi ci o ten granatowy, prawda? - dodała szybko. Spojrzała na dłonie nowej koleżanki i chwyciła jedną z nich. - Twój też jest ładny.
- Ale są podobne! - rzuciła Anna odwracając się w ich stronę.
- Masz rację! - odparła trochę zaskoczona Lotta. Przyjrzała się twarzy Lilian. Miała wrażenie, że... To było dziwne. Że ona może coś wiedzieć.
- Gdzie go znalazłaś? - zapytała Lilian, aby powiedzieć cokolwiek i postanowiła sobie, że zaraz opuści towarzystwo.
Lotta spojrzała na kuzynostwo przed sobą.
- W domu, przy porządkach. To było trochę dziwne - stwierdziła, wciąż uważnie obserwując dziewczynę.
***
Nad miastem zgromadziły się ciemne chmury. Z niewielkiego domu wyszedł wysoki chłopak w luźnym ubraniu. Założył słuchawki na uszy i spojrzał w niebo. Wypuścił przez nos powietrze, jakby starając się wyrazić swoje myśli. Ruszył chodnikiem, na lewo. Dobrze, że było jeszcze lato i nie musiał chodzić po ciemku.
Wracał do swojego prawie-domu. Od prawie roku Nicolas pracował w studio tatuażu. Początki były dość desperackie. Zaczął wynajmować pokoik nad lokalem, sprzątając popołudniami w studio i przyglądając się pracy profesjonalistów. Dobrze pamiętał ich spojrzenia pełne współczucia. Prawie sierota szukający schronienia, utrzymania. Wiedział, że tak o nim myśleli. Ale dzięki temu miał gdzie spać, nie nadużywając gościnności przyjaciół. Gdy kończył gimnazjum, przyjęto go na staż - tak właśnie prócz roli sprzątaczki, mógł być bliżej pracy, asystentować i uczyć się pracy. Jednak do liceum postanowił nie pójść.
Całe wakacje pracował, spotykając się od czasu do czasu z Samem, Chrisem, czasem w grupie z innymi przyjaciółmi z gimnazjum. Tylko z Lilian się nie widział.
Zaczął padać bardzo rzadki deszcz. Był to pierwszy deszcz w tym roku szkolnym, w mieście gościła susza. Za każdym razem, gdy padał deszcz, przypominały mu się odległe, irracjonalne chwile.
Rzachnął się. To Lilian wciąż marzyła o Wielowzgórzu. To ona wypowiadała stare imiona. To ona pragnęła tam powrócić. A dziś nie przyszła na obiad u Chrisa. To było do przewidzenia, ale przez chwilę zapłonął nadzieją, że będą mogli jej pomóc.
- Za tydzień jest kolejna sobota - pocieszał go, ku zażenowaniu Chico, Christian. - Zaproszę ją znowu i dopiszę, że będziesz tylko ty i ja. Pewnie się domyśliła, że sproszę dziś całe "Wielowzgórze", a wiesz jaka jest, nie lubi tłumów, jeśli nie może się w nich schować.
Gdy deszcz niespodziewanie przybrał na gęstości i przestał przypominać drobny natryskiwacz, na przystanek zajechał jego autobus. Od razu wsiadł i kupił bilet, po czym zaszył się na ostatnich fotelach.
Dowiedział się dziś, że niektórym zginęły pierścienie i przeczuwał, że to nie był przypadek. Tak, było to fantazjowanie, ale nie mógł nic poradzić na własne uczucia. Ciekawiło go, czy jego pierścień też zniknie i czy jest to równoznaczne z brakiem możliwości powrotu do Wielowzgórza.
Autobus się zatrzymał i nie wiedzieć czemu, Nicolas spojrzał w kierunku wyjścia. Drzwi się otworzyły i z pojazdu wyszła średniego wzrostu rudowłosa dziewczyna. Gdyby nie ten kolor, prawdopodobnie nie zwróciłby na nią uwagi.
Widział ją tylko przez moment, jednak za chwilę gwałtownie poderwał się z siedzenia i wyskoczył przez szparę zamykających się drzwi. Jedna z czarnych słuchawek zwisała mu teraz luźno przy szyi i poruszyła się, gdy przekręcił głowę w lewą stronę. Później gwałtownie spojrzał w prawo i zobaczył ją. Wyprostowany, został poniesiony przez własne stopy. Po prostu za nią szedł, przypatrując się jednej z dłoni.
Zakręt. Zniknęła, a gdy się do niego zbliżył, lekko zwolnił.
Coś nim szarpnęło. Plecy boleśnie uderzyły o fasadę budynku, a w piersi coś go ścisnęło. Stłumił zdziwienie i odnalazł wzrokiem zdeterminowaną, piegowatą twarz. Rozpoznał ją. Nad mrożącymi, niebieskimi oczami błąkał się jeden niesforny kosmyk, na którym przez chwilę zawiesił wzrok.
- Śledzisz mnie.
Nicolas nic nie odpowiedział. Spokojnie położył dłonie na jej, przyciskających go do muru. Teraz też go czuł, jego charakterystyczny kształt. Rzeczywiście tam był.
- Możesz mnie już puścić? - zapytał spokojnie. Nie miał zamiaru pokazywać bezsensownego strachu lub dawać dziewczynie powodów do przewagi.
- Nie dotykaj mnie - warknęła mrużąc oczy, tuż po wymierzeniu mu odruchowego policzka. Nicolas przyłożył dłoń do kłującego miejsca. Zaczynało piec, ale nie przykładał do tego większej wagi.
- To zabawne, jak bardzo nie potrafisz powstrzymać emocji. I nie śledziłem cię, chciałem tylko coś sprawdzić - oznajmił lekko. - Uważaj na siebie.
Zrobił krok do przodu, by odejść, na co Rae odskoczyła. Nie wiedziała właściwie czego się spodziewała. Że ją uderzy? Chwyci i teraz to ona byłaby przyciśnięta do muru? Teraz patrzyła jak z powrotem znika za zakrętem. Poszedł. Uspokajała oddech, który wzburzyły jej emocje. Nicolas wciąż się zmieniał.
Tak naprawdę, to ona go wcześniej śledziła.
---------------------------------------
Lilian
1. Co myślisz o Lotcie?
2. Masz jakieś przemyślenia? Odkrycia? Albo autorka coś chce dodać?
Chris
1. Jak tam przygotowania do obiadu? Drugiego.
Rae
1. Coś zamierzasz? Nie musisz odpowiadać, możesz napisać cokolwiek, ale nie musisz.
Nicolas
1. Również, cokolwiek, jeśli chcesz :))
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro