Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8. Niebezpieczny atak.

(Perspektywa Leonarda)

Minęły 4 lata od kąt nie widziałem rodziny oraz od kąt zostałem przywódcą Klanu Stop. Lisa urodziła nam śliczną córeczkę. Nadaliśmy jej imię Lea. Pod czas gdy wychodzę z dwoma sługami na patrol to reszta zajmuje się nad moją ukochaną i córką. Oczywiście spędzam czas z żoną i córką. Wychodzimy na spacery tylko we trójkę. Albo bawię się z córką. Nie powiedziałem Lei o moich braciach, siostrze i ojcu. Gdybym o nich jej powiedział  pewnie by chciała ich poznać. Poza tym nie miałbym odwagi by spojrzeć na rodzinę po tym wszystkim. Obecnie siedzę w sali tronowej. Lea rysowała koło mojego tronu. Nagle do pomieszczenia wszedł Pazur z jednym z członków Purpurowych Smoków. Wstałem z tronu, a Lea stanęła obok mnie.

-Znowu ty? Coś omawialiśmy ostatnio.- Powiedziałem do tego idioty. Wie, że nie wolno mi się sprzeciwiać.

-J-Ja bardzo przepraszam.- Powiedział wystraszony. Podszedłem do niego. Facet się wystraszył.

-Eh... Daje ci ostatnią. Ale to ostatnią szanse. Jeszcze raz moi ludzie znajdą was w moich magazynach, a po was.- Powiedziałem na co ten facet wystraszył się. Spojrzałem na Pazura. Wtedy mój sługa wziął tego patałacha i wyszedł. Wróciłem do tronu. Lea usiadła na moje kolana. No i wtedy ziewnęła.- No dobra myszko. Idziemy w łóżeczka.- Powiedziałem wstając z tronu.

-Nie chce.- Powiedziała Lea ziewając w między czasie. Poszedłem do jej pokoju i położyłem ją do łóżka. Spała spokojnie. Wróciłem do sali tronowej.

(Perspektywa Raphaela)

Już 4 lata Leo nie wraca do domu. Uznaliśmy, że nie żyje. Ja i Mona się pobraliśmy. Nawet mamy córeczkę Amy. Zastąpiłem Leo w jego obowiązkach. Na początku było trudno ale po czasie było lepiej. Pokój Leo jest do dziś nienaruszony. Często tam wchodzę i siadam na jego łóżko. Czasem nawet zasypiał tam. Na biurku Leo jest jego zdjęcie, katany i bandana. Czasem zapalam z resztą tam świece. Siedziałem w pokoju z planem siedziby nowego przywódcy Klanu Stopy. Miałem dwa pomysły. Albo z nim pogadać, albo go zniszczyć. Z zamyśleń usłyszałem pukanie do drzwi.

-Proszę.- Powiedziałem nadal myśląc nad tym co zrobić. Zauważyłem jak do pomieszczenia weszła moja córeczka. Wziąłem córeczkę i posadziłem ją na swoje kolana. Patrzyłem nadal na plan. W pewnej chwili coś wpadło mi do głowy.- Amy idź do mamy.- Powiedziałem na co moja córeczka zeszła z moich kolan i wyszła. Wziąłem plan i poszedłem do laboratorium Donniego. Byli tam moi bracia, Iris, April i Casey. Wszyscy spojrzeli na mnie. Położyłem plan na biurko. Wszyscy poza Moną, Karai, Amy i moim ojcem podeszli do mnie.- Mam genialny ale szalony pomysł jak możemy zniszczyć Klan Stopy.- Powiedziałem biorąc kilka śrubek.

-Więc tak. Donnie zrobi 14 bomb własnej roboty.- Moi bliscy byli w szoku kiedy to powiedziałem.- Tak wiem zwariowałem. Zrobimy tak. Casey, Iris i Mikey. Ustawicie 7 ładunków przy wszystkich wejściach do do siedziby Klanu Stopy. Ja, Karai i April ustawimy pozostałe ładunki w środku. Donnie będzie czekał na nas na dachu. Kiedy będziemy już wszyscy razem wysadzimy budynek.- Powiedziałem wywołując jeszcze większy szok u nich. Wtedy najwyższy z moich braci zaczął przeszukiwać jakieś pudła.

-Hmm... Mam tylko 12 bomb.- Odparł Donnie.

-To będzie jeszcze większe bum. Może polejemy drzwi benzyną.- Powiedział z miną psychopaty Casey.

(Perspektywa Leonarda)

Siedziałem w sali tronowej i czytałem książkę. W pewnej chwili do pomieszczenia weszła moja żona z Bradfordem i Pazurem. Lisa usiadła na moich kolanach i zaczęła się tulić.

-Jak było na spacerze?- Spytałem na co ona się uśmiechnęła.

-Wspaniale.- Powiedziała na co oboje wstaliśmy. Nagle coś wybuchło przez co poczułem lekkie trzęsienie ziemi i zrobiło mi się trochę gorąco.- Ale gorąco wam też.- Powiedziała Lisa kiedy zauważyłem na jej czole pot. Coś wydawało mi się nie tak. Nagle do pomieszczenia wbiegli Xever.

-Mistrzu budynek się pali!- Krzyknął Xever.

-Bradford zabierz stąd Lisę i resztę.- Powiedziałem i wybiegłem z pomieszczenia. Zacząłem biec kaszląc. Szukałem cały czas córki. Rozwaliłem drzwi od jej pokoju. Byłem przerażony kiedy zauważyłem córkę na ziemi. Wziąłem ją na ręce i wybiegłem z budynku. Kiedy dobiegłem do żony i reszty na dach położyłem córkę na ziemie.

-Lea!- Krzyknęła przerażona Lisa. Podbiegła do mnie i córki. Sprawdziła czy oddycha i zaczęła płakać. Domyśliłem się, że nie oddycha. Zdjąłem Kabuto i zacząłem ją reanimować.

-Córeczko... Plis... Lea oddychaj!- Krzyknąłem przerażony nie przerywając resuscytacji. Po chwili zmieniłem się z Pazurem.

-Leo?- Usłyszałem głos Iris. Odwróciłem się w stronę odgłosu.- M-My...- Nie dokończyła bo usłyszałem kaszel córki. Podbiegłem do niej.

-Lea. Już dobrze. Boli cię coś?- Spytałem się zmartwiony stanem córeczki.

-Trochę głowa tatusiu.- Powiedziała Lea. Nie dziwiłem się w końcu miała ranę na głowie. Zauważyłem jak Iris do nas podchodzi.

-Nie zbliżaj się do mojej córki!- Wrzasnąłem i wziąłem córeczkę na ręce i zacząłem iść ze sługami i żoną.

(Perspektywa Iris)

To on. To Leo. Nie mogłam uwierzyć. On jednak żyje i... I jest przywódcą Klanu Stopy. Strasznie się zmienił. Nie ma oka. Ma dziecko i prawdopodobnie żonę. Ciągle myślałam o nim gdy wracałam do kryjówki. Było mi źle, że omal przez plan Rapha nie przyczyniliśmy się do prawdziwej śmierci Leo jak i jego rodziny.

-A tobie co? Ducha zobaczyłaś?- Zażartował Jones jednak mi nie było do śmiechu.

-Tak... Tak właściwie widziałam Leo.- Na moje słowa Casey wybuchł śmiechem.- Mówię serio. Omal nie zabiliśmy go i jego rodziny.- Powiedziałam na co reszta spojrzała na mnie jak na wariatkę.

-Jak to widziałaś Leonarda? Przecież on nie żyje.- Powiedział mistrz Splinter. Powiedziałam o tym co widziałam i co powiedział, a raczej wykrzyczał do mnie.

-Nie wiesz gdzie zamieszkają teraz?- Spytał Mikey. Pokręciłam głową na nie. Po czasie poszliśmy wszyscy spać. Dręczyły mnie wyrzuty sumienia.  Przez to co zrobiłam z resztą. Lecz po czasie zasnęłam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro