Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6. Nowy przywódca.

(Perspektywa Leonarda)

Obudziłem się i zauważyłem, że Lisy nie ma w łóżku. Jedynie na szafce była jakaś notka. Stał też talerz z kanapkami. Wstałem z łóżka i wziąłem moją przepaskę z czarnej skóry zrobioną przez Lisę. Podszedłem do szafki. Chwyciłem za kartę.

                     Poszłam kupić jedzenie. Długo nie będę. Lisa.

Po przeczytaniu notki zacząłem jeść kanapki. Po dłuższym czasie zacząłem rozpakowywać nasze rzeczy. Lisa po chwili była w domu. Kiedy skończyliśmy się rozpakowywać zaczęliśmy oglądać telewizje. Kiedy robił się wieczór wziąłem moje katany i pelerynę którą od razu założyłem.

-Gdzie idziesz?- Spytała zaniepokojona Lisa.

-Przejść się. Długo nie będę.- Powiedziałem wychodząc przez okno.

-Uważaj na siebie.- Usłyszałem jak wchodziłem na dach. Zacząłem spacerować naciągając kaptur od peleryny na głowę. Usłyszałem w pewnej chwili znane mi głosy. Szybko się schowałem za ścianą trzymając uchwyt od katany.

-...Tak. Jestem pewien, że Leonardo nie żyje.- Usłyszałem głos Shreddera. Powoli wyciągnąłem katanę. Lekko wychyliłem się za ściany. Zauważyłem jak Shredder chowa telefon do kieszeni. Podbiegłem do niego szybko w trybie ninja. Kopnąłem GO z taką siłą, że jego Kuro Kabuto spadło na ziemie. Nawet on sam wywalił się. Przyłożyłem do jego szyi katany robiąc coś w stylu nożyczek. Shredder patrzył na mnie ze zdziwieniem. Nagle pojawili się sługusy Shreddera.- Nie wtrącać się to nasza walka.- Odparł kiedy wbiłem obie katany w jego szyje. Shredder kaszlał krwią. Po chwili leżał martwy. Zostawiłem katany wbite w gardło Shreddera. Podszedłem do Kabuta i założyłem je.

-Niech żyje nowy przywódcą Klanu Stopy!- Krzyknęli sługusy kłaniając się mi. Pomimo, że na twarzy Pazura gości niezadowolenie.

-Mistrzu. Zrobimy ci lepszą...- Nie dałem dokończyć Razorowi.

-Nie. Sądzę, że Shredder powinien mieć jeszcze kilka takich kompletów.- Powiedziałem zdejmując jego ostrza i założyłem je. Chwyciłem za moją pobrudzoną bandanę. Wyjąłem jedną katanę z szyi trupa. Pomoczyłem trochę moją bandanę we krwi Shreddera. Następnie wbiłem katanę mocno w dach i przyczepiłem do niej moją starą bandanę.- Pazur idziesz ze mną. Reszta do siedziby. Kiedy Pazur da znać gdzie Razor ma przyjechać to ma to zrobić.- Powiedziałem zaczynając iść. Pazur szedł za mną. Po dotarciu do mojego i Lisy domu weszliśmy tam.

-K-Kim wy jesteście?- Spytała przerażona.

-Pazur spakuj wszystkie najpotrzebniejsze rzecz.- Powiedziałem, a tygrys od razu zaczął szukać naszej sypialni. Wytłumaczyłem wszystko ukochanej po czym Pazur zadzwonił po Razora. Po chwili ja, Lisa i dwóch moich... Sługów byliśmy w kryjówce. Razor i Pazur zanieśli nasze rzeczy do naszego już pokoju. Ja i Lisa się rozpakowaliśmy, a potem poszliśmy na kolacje. Kiedy zjedliśmy pyszną kolacje poszliśmy do naszej sypialni.

-Kochanie?- Spytała się moja ukochana. Odłożyłem ostrza i Kabuto do szafy gdzie była moja zbroja.

-Tak skarbie?- Odpowiedziałem ubierając się w piżamę,

-Wiesz... Jak byłam na zakupach rano zastanawiałam się, że może... Powiększymy naszą rodzinę?- Słowa ukochanej mnie ucieszyły. Pocałowałem ją namiętnie głaszcząc ją po całym ciele.

-Tak. Możemy nawet teraz.- Odparłem kiedy Lisa zaczęła mnie całować.

(Perspektywa Raphaela)

Byłem z resztą na patrolu. Ciągle myślałem o Leo. Nagle usłyszałem pisk. Spojrzałem na resztę. Donnie tulił April która się trzęsła, a Iris zakrywała usta Caseyego. Reszta patrzyła jak sparaliżowana. Szczególnie Mona. Spojrzałem w stronę w którą się patrzyli. Zacząłem tam iść trzymając mocno moje sai. Po chwili wiedziałem czemu się wystraszyli.

-Zaraz pawia puszcze.- Powiedział Jones bliski zwymiotowania. Ciało Shreddera leżało kompletnie zmasakrowane. Sam omal nie zwymiotowałem.

-R-Raphi?- Usłyszałem głos Mikeyego. Pokazał na katany wbite w ziemie. Rozpoznałem je. To katany Leo. Uśmiechnąłem się ale uśmiech szybko zszedł mi z twarzy. Do jednej z katan była przyczepiona zakrwawiona... Bandana Leo. Podszedłem do Katan i upadłem na kolana. Rozpłakałem się.

-L-Leo...- Powiedziała załamana Iris. Wstałem załamany i wyciągnąłem katany.

-W-Wracajmy do domu.- Powiedziałem załamany. Po czasie wróciliśmy do domu. Na kanapie siedział nasz ojciec. W pewnej chwili spojrzał na nas. Wstał i podszedł do nas.

-T-Tato.- Powiedziała bliska płaczu Karai. Pokazałem mu katany i bandanę. W oczach ojca widziałem ból, żal i łzy które zaczęły spływać po jego policzkach.

-N-Nie... Tylko nie Leonardo.- Powiedział nasz ojciec i zaczął płakać. Wtedy wszyscy się do niego przytulić. Zaczęliśmy płakać nie mogłem uwierzyć, że mój brat prawdopodobnie nie żyje.

-S-Shredder też nie żyje.- Powiedziała Iris kiedy przestaliśmy się przytulać. Opowiedzieliśmy wszystko dokładnie. Następnie wszyscy poza mną poszli do kuchni. Nie miałem sił. Poszedłem do pokoju Leo i położyłem się na jego łóżku. Rozpłakałem się na amen. Usłyszałem jak ktoś wchodzi do pomieszczenia. Następnie poczułem jak ktoś mnie tuli. Odwróciłem się i zauważyłem Monę. Wtuliłem się w nią pociągając co chwile nosem. Wciąż nie mogłem uwierzyć, że już więcej nie zobaczę Leo. Tak bardzo chciałem go teraz zobaczyć. Kazać mu by mnie walną. By się na mnie wydzierał. Poczułem jak Mona zaczyna mnie głaskać po głowie i plecach. Po jakimś czasie zasnąłem wtulony w ukochaną.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro