Rozdział 1. Porwanie.
(Perspektywa Leonarda)
Byłem z braćmi, siostrą i przyjaciółmi na patrolu. Od pewnego czasu nie panuję nad drużyną. Szczególnie nie panuję nad zachowaniem Rapha. No cóż. Nie wiem co z tym robić. Nigdy nie umiałem nad nim panować. Sensei przez to jest trochę zły. Obwiniam się, że nie powinienem być w ogóle przywódcą. Byłem z tyłu przez moje rozmyślenia. Nagle wpadłem na ścianę przez co upadłem na tyłek.
-Ha ha ha. Znowu Zgredonardo wpadł na ścianę.- Powiedział rozbawiony Raph. Ale mnie nie było do śmiechu. Ciekawe co by zrobił jakby to on musiał by dowodzić. Kiedy wstałem zauważyłem, że moi przyjaciele i rodzeństwo są daleko ode mnie. Nagle poczułem ukłucie w tyle szyi. Widziałem jak przez mgłę. Upadłem tracąc przytomność.
(Perspektywa Raphaela)
Wciąż byłem rozbawiony tym, że Leo kolejny raz wpadł na ścianę. Po chwili wbiegłem jako pierwszy do restauracji pana Murakamiego. Po chwili wbiegli pozostali. No poza Zgredonardo.
-Heh. Ale słabi.- Powiedziałem z zadziornym uśmiechem.
-Ha ha. Bardzo zabawne Raph.- Powiedziała Karai. Usiadłem przed ladą.
-Miałem farta. Jak zwykle.- Powiedziałem kiedy reszta usiadła przed ladą. Po chwili pan Murakami podał nam po porcji pizzy gyozy. Wszyscy zaczęliśmy jeść. Minęło kolejne kilkanaście minut, a Leo nadal nie było. Zacząłem się martwić. Chyba, że się na nas obraził.
-Zaczynam się martwić. Nie ma go już 15 minut.- Powiedziała zdenerwowana Iris. Miała racje. Sam się denerwowałem. Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem do brata. Nie odebrał. Pomimo, że był sygnał. Zauważyłem jak Donnie rozmawia przez telefon. Pomyślałem, że rozmawia z ojcem. Na 100% będzie awantura. No ale cóż. Przeżyje to. Schowałem telefon i spojrzałem na brata.
-W domu go nie ma.- Powiedział Donnie.
-A ode mnie telefonu nie odbiera. Eh... trzeba go poszukać.- Powiedziałem, a po chwili wszyscy wyszliśmy. Zaczęliśmy szukać Leo. Jednak w pewnej chwili znalazłem jego telefon. Jednak po Leo nie było śladu. Wróciliśmy do domu. Wiedziałem, że trzeba o tym powiedzieć mistrzowi.
-Znaleźliście Leonarda?- Spytał się nasz mistrz który wyszedł z dojo.
-Niestety nie znaleźliśmy go mistrzu.- Powiedziała April. Na twarzy ojca wiedziałem, że jest przerażony jak i zły.
-Chyba nie myślicie, że Leo porwał Shredder.- Powiedziała przerażona Karai.
-Musimy być gotowi na wszystko.- Powiedział Casey na co April przytuliła Mikeyego. Było mi wstyd za to, że przezywałem dziś brata. Teraz nawet nie wiem czy w ogóle żyje. Bałem się tego już go więcej nie zobaczę. Pomimo, że strasznie mnie wkurzał. Nadal jest moim bratem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro