Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4. Ucieczka.

(Perspektywa Leonarda)

Minęły 2 tygodnie od tego "testu" rażenia mnie prądem. Na szczęście nic mi nie jest. 2 dni temu kilku obcych mężczyzn próbowało mnie zabić. Jednak na szczęście zjawiła się pani doktor która mi w porę pomogła. Jedynie jej z tej placówki ufam. Powiedziałem jej jak się nazywam więc jest nam lepiej rozmawiać. Pomimo, że jest o kilka centymetrów wyższa ode mnie prawie nie dzieli nas nic. Ona ma 16 lat. Byłem w szoku kiedy mi o tym powiedziała. Nie wygląda na nastolatkę. zawsze wydawało mi się, że ma 20 albo 22 lata. Ustaliliśmy, że będziemy mówić do siebie po imieniu by było nam łatwiej w rozmowie. Obudziłem się nagle ze snu i zauważyłem panią doktor która zakryła mi usta dłonią. Wstałem z materaca.

-Co się dzieje Lisa?- Spytałem się szeptem i trochę wystraszony.

-Ikari czyli mój przełożony chce zrobić bardzo niebezpieczny dla twojego życia eksperyment.- Słowa Lisy przeraziły mnie. Dziewczyna podała mi moje katany.- Niestety nie mamy twojego telefonu.- Dodała nieco smutna. Założyłem pas z moimi katanami. Lisa po dała mi jeszcze czarną pelerynę którą założyłem. Chwyciła mnie za rękę i oboje zaczęliśmy uciekać. Pod czas biegu słyszałem strzały z pistoletów i innych broni palnych. Powoli zbliżaliśmy się do jakiś drzwi kiedy nagle jakiś facet stanął przed drzwiami. Wyjął pistolet i... strzelił! Trafił mnie w lewe oko. Upadłem na ziemie i chwyciłem za krwawiące miejsce. Zacząłem krzyczeć z bólu. Następnie kolejny strzał. Poczułem jak Lisa pomaga mi wstać. Zawiązała moje oczy chustą mówiąc bym nie poruszał powiekami. Cały czas strasznie bolało. Ponownie złapała mnie za rękę i znowu zaczęliśmy biec. Po czasie usłyszałem jak wchodzimy gdzieś. Lisa położyła mnie na czymś miękkim. Następnie zdjęła chustę. Nałożyła coś co zasłoniło moje usta i nos. Potem wydawało mi się, że zasnąłem. Obudziłem się nie wiem kiedy. Powoli usiadłem i zauważyłem, że leże w łóżku. Coś mi nie pasowało. Nie bolało mnie lewe oko. Zastanawiałem się czemu mnie nie boli. Zauważyłem lusterko na półce koło łóżka. Chwyciłem je i przyjrzałem się mojemu odbiciu. Miałem odpowiedź na moje pytanie. Na lewym oku miałem bandaże. Nagle do pokoju weszła Lisa. Na jej twarzy był smutek.

-Lisa co się stało?- Spytałem się zaniepokojony jej smutną miną.

-Leo!- Krzyknęła radośnie i normalnie rzuciła się na moją szyję. Tuliła się do mnie. Odwzajemniłem jej czyn. Lecz kiedy mnie puściła ponownie była smutna. Położyła dłoń na moim lewym policzku.- Leo... Nie mieliśmy wyboru. Musieliśmy to zrobić.- Nie wiedziałem o co jej chodzi.

-Nic nie rozumiem. Weź wdech i wydech, a następnie powiedz to powoli i na spokojnie.- Powiedziałem kładąc dłonie na jej ramiona.

-M-Musieliśmy usunąć ci oko abyś przeżył. Nie było innego wyjścia.- Powiedziała smutna. Byłem przerażony. Nie mam oka. Ciągle w głowie słyszałem słowa Lisy. Dziewczyna przytuliła mnie.- Będzie dobrze. Musisz się przyzwyczaić do tego co trochę potrwa.- Zrozumiałem co do mnie powiedziała. Położyła mnie z powrotem na łóżko i położyła się obok mnie. Nie powiedziałem jej, że od pewnego czasu się w niej zakochałem. Lisa przyciągnęła mnie do siebie bliżej. Kiedy już prawie zasnąłem usłyszałem jak powiedziała cicho do mnie "kocham cie". Potem zasnąłem.

(Perspektywa Raphaela)

Siedziałem w łazience i brałem prysznic. Kiedy po rozmowie z ojcem powiedziałem mu o koszmarach pobiegłem do łazienki i podciąłem sobie żyły. Ale jednak Mikey musiał wejść i zawołać Iris która mnie uratowała. Jednak dzisiejszy koszmar to już za dużo na moją psychikę. Śniło mi się, że widziałem martwe ciało Leo leżące w czarnej trumnie po środku salonu. W okół ciała Leo była krew która miejscami wylewała się z trumny. Upadłem na kolana przy trumnie. Nagle Leo otworzył oczy i spojrzał mnie chłodnym, bezuczuciowym wzrokiem. Zaczął mówić, że to moja wina. Że nie powinienem był żyć. Wtedy się obudziłem. Po skończeniu prysznicu ciągle przez te koszmary boli mnie głowa. Otworzyłem szafkę z lekami i wziąłem Apap. Usiadłem na podłogę patrząc na opakowanie leków. Ciągle obwiniałem się, że to przeze mnie Leo zaginął. Moi bliscy ciągle powtarzali, że to nie jest moja wina. Wyciągnąłem tabletek i wziąłem ją do buzi. Podszedłem do umywalki i napiłem się wody połykając tabletkę. Ciągle w ręku trzymałem opakowanie z resztą tabletek. Spojrzałem na opakowanie.

-Wystarczy jeszcze kilka tabletek i żegnaj świecie- Pomyślałem wyciągając jeszcze 7 tabletek. Zrobiłem z nimi to samo co z pierwszą. Położyłem się na podłodze by reszta nie usłyszała co zrobiłem. Poczułem jak powieki robią mi się ciężkie. W końcu je zamknąłem.

(Perspektywa Caseyego)

Pobiegłem w stronę łazienki. Ale jak zwykle ktoś tam siedział. Ostatnio Raph prawie ciągle siedzi w pokoju albo w łazience. Zapukałem do drzwi od łazienki ale była głucha cisza. Zaniepokoiło mnie to. Na szczęście drzwi były otwarte. Kiedy wszedłem zauważyłem Rapha na podłodze nie przytomnego. Byłem przerażony.

-Ludziska on znowu to zrobił!!!- Krzyknąłem na całe gardło próbując obudzić mojego zioma. Kiedy Iris się pojawiła i zrobiła te swoje czary mary byłem spokojniejszy. Przeniosłem z Donniem Rapha na kanapę.

-Znowu to zrobiłeś synu. Dlaczego?- Mówił ojciec Rapha do niego. Raphi nadal był nie przytomny.

-Mistrzu obawiam się, że Raph może mieć depresje.- Słowa Iris wszystkich zszokowały nas. No w sumie mogła mieć racje. Raph już drugi raz próbował się zabić. Na dodatek się odwrócił się od nas. Wszyscy uznaliśmy jakoś pomóc z tym Raphowi. Jednak będziemy musieli pilnować go 24h na dobę. Ale cóż. to dla jego dobra.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro