Rozdział 3. Test.
(Perspektywa Leonarda)
Minął dopiero tydzień od kąt tu jestem. Ciągle myślę o swoich bliskich. Doktor Lisa codziennie mnie odwiedza i przynosi jedzenie. Czasem z nią porozmawiam. Zawsze kiedy mnie odwiedza pytała na temat jak się czuje itp. Zawsze mówiłem jej, że czuje się jak zwykły więzień albo zwierze. Obecnie siedzę na moim "łóżku". Myślałem o tym co będzie. Moje myśli przerwało to, że do klatki weszło trzech mężczyzn. Wystraszyłem się. Byli wysocy i wyglądali jakby mieli dużo siły.
-Wstawaj! Idziemy na testy!- Krzyknął pierwszy z nich. Bałem się podejść. Wyglądali na niebezpiecznych. Niepewnie wstałem i do nich podszedłem. Jeden z nich zawiązał moje ręce sznurem. Były za mocno związane więc strasznie mnie bolało. Wypchnęli mnie z klatki i pchali w jakąś stronę. Bałem się. Po pewnym czasie weszliśmy do jednej z sal. Przypominała ona jak... jak jakaś medyczna sala tortur. Byłem przerażony. Ci faceci posadzili mnie na jakimś krześle i przypięli pasami. Bałem się. Próbowałem się wyrwać ale pasy na moich kostkach i nadgarstkach nie pozwalały mi na to. Ci trzej mężczyźni weszli do jakiegoś pomieszczenia. Zacząłem się wiercić. Nagle zobaczyłem jak jakieś kable iskrzą. Moje ręce i nogi zaczęły lekko drgać.
(Perspektywa Dr. Lisy Fujioki)
Widziałam jak mój przełożony Ikari przełącza na panelu poziomy rażenia prądem. Nie mogłam uwierzyć, że wybrał coś takiego. Przecież nie przeszedł jeszcze wszystkich badań jakie powinien przejść. Na dodatek nie ma do mnie jeszcze 100% zaufania i nie podał mi swojego imienia. Cóż. Musze być cierpliwa. Poza tym zawsze robiono test po około miesiącu, a nie po tygodniu. To do niego niepodobne. Było mi źle kiedy patrzyłam na mutanta. Jego ręce i nogi drgały. Ikari przełączył na wyższy poziom, a mutant bardziej zaczął się trząść. Gdyby Ikari powiedział mi wcześniej o swoich planach do niego wymyśliłabym coś by przedłużyć czas by mutant nie cierpiał. Po chwili zauważyłam, że mutant co raz bardziej się trzęsie. Przeraziło mnie to.
-Ikari wystarczy. Nie widzisz, że on już ma dość?- Powiedziałam całą zdenerwowana. Jednak Ikari wyłączył panel przez co przerwał od razu cierpienie mutanta. Wybiegłam z dwiema z wszystkich osób którym ufam. Aro od razu z pomocą Izy zaczęli odpinać pasy. Nałożyłam stetoskop i przyłożyłam do klatki piersiowej mutanta. Na szczęście serce biło. Ale trochę za wolno. Uznałam, że trzeba zrobić wiele badań czy jego serce nie zostało uszkodzone. Aro wziął go na ręce i zaczęliśmy biec do mojego pokoju połączonego z gabinetem. Mój przyjaciel od razu po wejściu położył go na łóżko. Zaczęłam z pomocą Izy go badać. Aro stał przed drzwiami aby nikt nam nie przeszkadzał.
(Perspektywa Leonarda)
Miałem coś co zakrywało mi usta i nos. Na dodatek słyszałem jakieś pikanie. Otworzyłem lekko oczy i zauważyłem, że jestem.... W jakimś pokoju? Zastanawiałem się co się stało, że tu jestem. Pamiętałem tylko jak czułem jak coś mnie razi, a moje ciało drgało. Reszty nie pamiętałem bo była w tedy ciemność. Nagle zobaczyłem znaną mi twarz. A mianowicie twarz pani doktor Lisy.
-Jak się czujesz?- W głosie kobiety słyszałem zaniepokojenie.
-Dobrze tylko... Gdzie ja jestem?- Spytałem powoli siadając. Pani doktor usiadła na łóżku na którym obecnie siedzę.
-W moim pokoju który jest połączony z moim gabinetem w którym ostatnio robiłam ci podstawowe badania.- Odpowiedziała zakładając stetoskop.- A teraz nic nie mów tylko oddychaj głęboko.- Dodała patrząc mi w oczy. Miała ładny odcień niebieskiego. Przyłożyła głowice stetoskopu w okolice mojego serca. Zacząłem głęboko oddychać.- Wszystko w porządku.- Odparła odkładając stetoskop na półkę. Doktor Lisa zdjęła maskę która zasłaniała moje usta i nos.- Odpocznij. Zostaniesz tu 2 lub 3 dni, dobrze?- W odpowiedziała pokiwałem głową na tak. Następnie położyłem się ponownie na łóżko. Po chwili zasnąłem.
(Perspektywa Raphaela)
Minął już tydzień od kąt Leo zniknął. Mona mieszka z nami już tydzień. Kiedy dowiedziała się co się stało od razu przyleciała do nas. Wspiera mnie ale staram się by się nie zamartwiała tak bardzo o mnie. Musze se jakoś radzić. Co noc budzę się zlany potem bo śnią mi się koszmary. W których zawsze Leo... Znajduje Leo który ma różne rany, poparzenia itp. Po protu wyglądał jak po jakiś torturach. Nie powiedziałem o moich snach nikomu. Nie chciałem ich niepokoić. Obudziłem się ponownie w nocy. Tym razem z krzykiem. Oddychałem szybko. Spojrzałem pod łóżko i byłem przerażony. Pod moim łóżkiem leżało rozkładające się ciało Leo. Krzyknąłem przerażony spadając z łóżka. Szybko zacząłem się odsuwać od łóżka przerażony i bliski płaczu. Nagle przez drzwi od mojego pokoju wbiegli wszyscy. Skuliłem się w kąt pokoju przerażony zakrywałem rękoma usta, a po policzkach spływały mi łzy.
-Raph co się stało?- Spytała się zaniepokojona April.
-L-Leo... N-Nie żyje... J-Jest t-tam.- Mówiłem nadal zakrywając usta rękoma. Patrzyłem się na łóżko. Poczułem jak ktoś mnie przytula. Wystraszyłem się. To była Mona. Wtuliłem się nadal przerażony. Wtedy mój ojciec podszedł do łóżka.- O-Ojcze.... O-On t-tam j-jest.- Mówiłem nadal przerażony i jąkając się. Jednak mój ojciec spojrzał pod łóżko. Wtedy włożył tam rękę. Schowałem twarz w klatkę piersiową Mony.
-Raph to tylko Gryzio. Chował się pod twoim łóżkiem.- Powiedział Mikey. Nie pewnie spojrzałem na ojca. Rzeczywiście trzymał Gryzia na rękach. Nie mogłem wytrzymać i rozpłakałem się.
-Spokojnie... Ciii... Raphaelu co się stało?- Pytała zmartwiona moim stanem Mona. Nie odpowiedziałem tylko bardziej się w nią wtuliłem. Po chwili poszliśmy do salonu. Położyłem się na kanapie z głową na kolanach Mony która zaczęła głaskać mnie po głowie. Po chwili spałem.
(Perspektywa Mony)
Raphael spał z głową na moich kolanach. Nie przestawałam głaskać go po głowie. Martwiło mnie to jak zareagował gdy jego ojciec zajrzał pod jego łóżko. Mój ukochany boi się czegoś lub kogoś.
-Co go tak wystraszyło?- Spytała się zmartwiona Iris.
-Nie wiem. Ale chyba chodziło mu o Leo.- Powiedział Casey. Mój ukochany poruszył się mrucząc coś nie zrozumiałego pod nosem. Na szczęście nadal spał spokojnie.
-Porozmawiam z nim na spokojnie. Chodź skoro powiedział, że wasz brat nie żyje pewnie miał jakieś koszmary.- Odparł ojciec Rapha.
-Tylko czemu nam nie powiedział?- Spytał sam do siebie Donnie. Domyśliłam się, że pewnie nie chce nas martwić tym co się z nim dzieje od kąt jego brat zaginął. Po czasie wszyscy poszli spać jednak ja czuwałam przy nim by obudzić go jak będzie miał koszmary.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro