Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

X

walkers

„Księżniczce Argelli brakło wiedzy, której opanowanie zajmowało chłopcom latami. Ona miała pojąć ją w kilka miesięcy, lat. Jednak nadrabiała to charakterem. Potrafiła być silna, uparta i sprytna, stwarzając pozory dobrego władcy. Nie można było jej odmówić mądrości. W swojej kobiecej empatii znajdowała siłę i uważała, że to nadaje jej cechę dobrotliwej przywódczyni. I chociaż z biegiem czasu jej miłosierdzie się ulatniało, to nadal odczuwała litość w stosunku do swych poddanych.

Jedno wiedziała bardzo dobrze. Że na niedoświadczoną dziewczynę, ludzie rzucą się na nią jak sępy i będą próbowali zająć jej miejsce.”

— maester Samwell w kontrowersyjnej księdze „Wielka”

Biały ogień, taki którego jeszcze nigdy nie widziała, rozjaśnił mrok nocy.

Upiór zapalił się, a zanim powalił się na ziemię, krzyknął przeraźliwie szaleńczo. Człowiek nigdy nie wydałby z siebie takiego odgłosu.

Smok, ujmujący rozmiarom dwóch krów, znów zionął ogniem, wyczuwając w pobliżu niebezpieczeństwo lodowatych istot. Jego białe łuski opalizowały w świetle. Był chudy i długi, ale nie brakowało mu mięśni i siły. Długim ogonem smagał powietrze jak bicz. Na złożonych skrzydłach oparł ciężar swego ciała. Mięśnie jego klatki piersiowej ugięły się pod uciskiem, a z paszczy wypluł płomienie. Czarne zębiska przypominały krótkie miecze, ale ostre jak valyriańska stal. Kiedy schwytał w nie upiora, rozerwał go z łatwością na pół, a potem potraktował ogniem.

Saelys była najbardziej majestatycznym smokiem, jakiego kiedykolwiek ujrzała Argella.

Czując przyciąganie, któremu nie mogła się oprzeć, puściła ramię Dacey i zaczęła iść w stronę bestii. Jesteś dokładnie taka, jaką cię zapamiętałam, pomyślała. Tylko o wiele większa. Smoczyca złupiła ją fioletowym okiem, rozsunęła nozdrza i wysunęła język, żeby poczuć powietrze. Księżniczka dotknęła zaróżowionej błony skrzydeł. Skóra była ciepła, gruba i dokładnie taka, jak ta ludzka. Pod dotykiem dziewczyny, mięsień skrzydła stworzenia cały zadrżał - jakby go połaskotała. Jej palce powędrowały do twardych łusek, gładkich jak wyszlifowany klejnot. Przesunęła nimi przez całą szyję smoczycy, zahaczając o grudki zakończone kolcami, dodatkowe błony i sztywne drobne rogi na głowie. Z każdym dotykiem, ciało Saelys reagowało bardziej lub mniej. Argella czuła się podobnie. Gdzieś w podświadomości czuła macki więzi, przez które przechodziły drgania. Na plecach poczuła dreszcze ekscytacji.

Nim poczuła na sobie zimno i ciężkość ciała, usłyszała mrożący krew krzyk Dacey. Upiór objął ją od tyłu, a Argella zaczęła się szarpać. Jego palce zacisnęły się w brutalnym uścisku na jej rękach, które po paru chwilach zaczęły drętwieć. Wysunęła jedną kończynę z lodowatego chwytu, lecz było za późno. Istota wbiła zęby w jej ramię, gryząc przez materiał i docierając aż do żywej skóry dziewczyny. Piszcząc wściekle rzucała się na boki, lecz stworzenie nie odpuszczało. Szarpanie powodowało jeszcze większy ból. W miejscu trzymała ją nadnaturalna siła, której kości i parę mięśni nie powinny posiadać. Wtedy nad sobą zobaczyła białą głowę i jaskrawe ognisko tlące się w paszczy.
— Nie! — zdążyła krzyknąć i unieść rękę, lecz smocze płomienie już buchnęły.

Strumień ognia zapalił upiora, który w szaleństwie puścił ją. Jego zwierzęce piski złączyły się z jej krzykami agonii, kiedy napadła ją pierwsza fala bólu. Zdawało jej się, że płomienie tylko delilatnie musnęły jej dłoń i nadgarstek. Ale kiedy padła na śnieg i włożyła rękę pod biały puch, to rzuciła okiem na przysmażoną skórę i wiedziała, że
skończy się to źle. Po jej policzkach spłynęły łzy. Zacisnęła drugą pieść i uderzyła się w udo, lecz pieczenie nie przeminęło. Argella wzięła głęboki oddech mroźnego powietrza. Dacey próbowała coś z niej wydusić, ale księżniczka nie potrafiła wypowiedzieć słowa.

Wszystko przestało nabierać znaczenia i skurczyło się do ognistego poparzenia. Śmierć jej matki nie bolała tak bardzo jak to, ani też przeszłość i następstwa po niej. Miała wrażenie, że jej skórę dalej trawią nieubłagalne płomienie. Nie liczyło się nic oprócz tego, że w myślach błagała o śmierć. Jak to jest, że w chwilach cierpienia zawsze proszę Nieznajomego, żeby mnie zabrał? Czy jestem tak słaba?

Oparła głowę o ramię Dacey.
— To boli, to tak boli — wyszeptała i załkała. — Chcę do mojej mamy…

Poczuła jej delikatny dotyk na swych włosach.

Umysł wypełniało jej cierpienie - piekący ból, jakby jej dłoń wciąż żarzyła się mocnym ogniem. Śnieg tylko trochę załagodził poparzenie, ale potrzebowała makowego mleka. Najlepiej, żeby uśpiono ją na kolejne kilka dni.

Resztę nocy pamiętała jak przez mgłę.

Palce Dacey nadal przesuwały się po jej głowie, jakby chciała ją uspokoić. Pościel pod nią była ciepła od rozgrzanych węgli, które włożyła między koce lady Horpe. Na języku czuła ciężki, gorzki smak makowego mleka, który otępił jej umysł.

Kiedy obudziła się, było już jasno. Głowa waliła jej jak młot.

Chciała przetrzeć oczy, ale lewą dłoń miała zawiniętą w bandaż. Na ramieniu czuła ciężkość opatrunku. Ból był minimalny i wciąż czuła działanie makowego mleka. Podniosła się ostrożnie. Przykryto ją warstwą kocy i opatulono szalikiem oraz ubrano w dwa giezła. Nie powinna spać w sukni, ale Dacey z pewnością czuwała nad nią całą noc. Nalała sobie z dzbanka ciepłej wody i pociągnęła długi łyk. W ustach miała sucho.
— Obudziłaś się, pani — usłyszała.
— Pomóż mi się ubrać.

Kiedy wkładała na siebie ubranie, myślała nad tym co stało się tej nocy. Zastanawiała się, czy to wszystko było prawdą… ci umarli.
— Saelys odleciała, księżniczko — powiedziała Dacey.

Argella pokiwała głową. W myślach słyszała echo ryku bestii i widziała jej białe, oślepiające płomienie.
— Maester chciałby jutro jeszcze obejrzeć dłoń, pani. A Jego Miłość życzy sobie cię zobaczyć.

Przełknęła ślinę, przypominając sobie wszystko, co wczoraj jej powiedział. Potarła skroń.
— Nie pozwolę mu czekać.

Dacey pomogła jej zapiąć płaszcz. Ręce Argelli wciąż się trzęsły.

Chłód zawiewał do namiotu.

Na początku księżniczka sądzila, że na tym pustkowiu nie ma nic prócz lodu i śmiertelnego zimna. Nie myliła się bardzo, ale nie miała też racji w zupełności. Odkryła, że z samego rana szron na drzewach i krzewach mienił się różowo-pomarańczymi kolorami, odbijając promienie wstającego słońca. I był to piękny widok. Jakby ktoś wysadził całą okolicę kolorowymi kryształkami, mieniącymi się bogato w oczach. Kiedy nie było śnieżycy ani mgły, w trochę cieplejsze dni, można było zobaczyć góry piące się prosto do nieba - to widok poruszający raczej serca dam, bo mężczyźni rzadko zwrócali na to uwagę. W bardzo mroźne noce, gdy sklepienie było czyste od chmur, gwiazdy roiły się, jedna obok drugiej. Widziała też białego niedźwiedzia, wielkiego i futrzastego, który rozszarpywał swoją ofiarę. Argella nie doceniała surowego piękna tej krainy.

Narzucając kaptur na głowę, ukryła opadniętą ze smutku i zmęczenia twarz. Jej oczy były lekko nabrzmiałe i suche. Makowy sen nie równał się normalnemu śnięciu. Księżniczka nigdy nie wypoczywała pod wpływem makowego mleka.

Dzisiejszego poranka śnieg pokrywała krew i ciała poległych żołnierzy. Rozpalono ognisko, tak duże jak tylko się dało. Smród palących ciał było czuć w całej okolicy. Ser Clayton Suggs stał na straży przed jej namiotem. Na policzku i skroni miał rany.
— Dobrze widzieć cię całego, ser — odezwała się.

Rycerz uśmiechnął się lekko, kiwając głową w zgodzie.
— Dobrze, że obydwoje wyszliśmy z tego cało.
— Niestety nie wszyscy.

Argella spojrzała, jak żołnierze ciągnęli martwego przez śnieg w stronę paleniska. Gwardzista ruszył za nią do namiotu króla.
— Czy ser Harys Cobb przeżył? — spytała.
— Ma ranę zadaną sztyletem w ramieniu, ale master powiedział, że przeżyje. Większość rycerzy zaprzęsiężonych Jego Miłości przeżyła — sprostował ser Saggs.

Nie wszyscy mieli tyle szczęścia, pomyślała marszcząc brwi.
— A co z tym chłopcem, który mnie ocalił? — spytała, gdy przypomniała sobie o nim.
— Przykro mi, pani, nie wiem nic o żadnym chłopcu.

Pokiwała głową.
— A mój ojciec, czy coś mu się stało? — dopytywała dalej.
— Król jest cały i zdrowy.

Duży, żółto-czerwony namiot stał, a jego wejścia pilnowało dwóch strażników. Przepuścili ją do środka. Król Stannis rozmawiał ze swoimi doradcami, już opatrzonymi - lordem Robinem Peasebury'm, Poddingfieldem, Lesterem Morringenem, Harwoodem Fellem, Lucosem Chytteringem, Monterysem Velaryonem i lordem Davosem Seaworth'em. Nie ma wielu tych lordów. Pozostali zostali na Smoczej Skale lub na Końcu Burzy, by pilnować ziem Jego Wysokości. Argella została niezauważona. Wśród obecnych byli też dwaj bracia z Nocnej Straży.
— Wasza Miłość — powiedziała, ale mężczyźni byli skupieni na rozmowie. Ktoś wspomniał coś o rodzie Manderly. — Ojcze — rzekła głośniej.

Lord Fell pierwszy ją zauważył i uniósł głowę znad mapy na stole. Oddał jej szybki pokłon, mamrocząc „księżniczko”. Potem już wszyscy zwrócili na nią uwagę.
— Później dokończymy tę dyskusję — orzekł Stannis. — Zostawcie nas. — Odczekał chwilę aż wszyscy wyszli na zewnątrz. — Ci dwaj ze Straży nie potrafią wyjaśnić tego, co stało się dzisiejszej nocy. Raczej nikt nie potrafi. Prócz lady Melisandre. Twierdzi, że przepowiednia się spełnia. Przepowiednia o…
— Wiem, jak brzmi ta przepowiednia. 

I nie miała ochoty wysłuchiwać jej po raz kolejny.

Księżniczce nie podobało się, że Kobieta w Czerwieni zaczyna mieć rację.
— Jednak Melisandre wie niewiele. Wierzę, że więcej informacji znajdziemy w Czarnym Zamku. Bracia opowiadali mi o tamtejszej bibliotece i księgach napisanych przed Podbojem, starych jak świat. Chciałbym, żebyś się tym zajęła.
— Jeśli sobie tego życzysz.
— Jak się czujesz? — spytał, po czym zerknął na mały list.
— Jakby ugryzł mnie martwy człowiek i smok spalił mi całą dłoń.

Stannis uniósł wzrok. Nie był w nastroju do żartów, nawet tych najbardziej ponurych. Usłyszała zgrzyt zębów.
— Ten chłopiec, którego imienia nie mogę sobie przypomnieć, uratował wczoraj moje życie. Dobrze walczył.

Zadziwia mnie, że cokolwiek z wczoraj pamiętasz.

Nagle przypomniała sobie o koniuszym, którym wcale nie był.
— Nazywa się Gillbert Snow.
— Rozmawiałaś z nim?
— Nie wiedział, jak odpowiednio przywiązać mojego konia. Mówił, że był giermkiem pewnego rycerza, który zmarł dwa miesiące temu. — Nabrała powietrza w płuca. — Ojcze, czy ten bękart mógłby zostać rycerzem?
— Nie mówisz poważnie — mruknął.
— Musiałby tylko podjąć się nauki u innego rycerza. Uważam, że jeśli jest tak dobry, jak mówi, to nie wolno marnować jego talentu.
— To niezgodne z tradycją. Giermkami i rycerzami zostają głównie mężczyźni pochodząch z rodów. 
— Są wyjątki.

Stannis zamilkł.
— Będę prosić, dopóki się nie zgodzisz — rzekła pewna siebie.
— Tylko, jeśli jakiś z moich zaprzysiężonych rycerzy się zgodzi. Nie rozumiem, dlaczego tak bardzo ci zależy.
— Jeśli mam zostać kiedyś królową, muszę tworzyć własnych sojuszników.

I potrzebni mi moi właśni gwardziści. Zaprzysiężeni wyłącznie mnie, do wyłącznie mojej dyspozycji.
— Potrzebuję umocnić swoją pozycję.

Król uniósł brwi, nieprzekonany jej pomysłem.
— Jak uważasz… W każdym razie zbliżamy się do Czarnego Zamku. Bracia twierdzą, że zostały nam osiem dni marszu. Wyślę małą awangardę, by sprawdziła, jak wygląda oblężenie i obóz tego całego ich króla Dzikich. Zamierzam stworzyć plan jak skutecznie ich pokonać, chociaż dowódca ze Wschodniej Strażnicy twierdzi, że większą część ich armii stanowią starcy, kobiety i dzieci. Chcę, żebyś się pojawiła na tej naradzie.
— Oczywiście.

Poparzona dłoń zaczęła ją piec. Od bólu kręciło jej się w głowie. Nie mogła wyzbyć się z myśli wspomnienia białych płomieni.
— Co ze smokiem? — spytał jej ojciec, jakby miał wgląd w jej umysł.
— Nie wiem — odparła, ku niezadowoleniu wyrzeźbionym na twarzy Stannisa. — Lady Dacey twierdzi, że gdzieś odleciał.
— Melisandre uważa, że wróci.

Czy Melisandre kiedykolwiek spotkała smoka? Czy wie o nich wszystko?

Argella jednak nie mogła wyzbyć się uczucia, które nie dawało spokoju jej duszy, że Saelys wróci. Gdyby może tylko skupiła się mocniej, gdyby nie była otumaniona przez makowe mleko…

Może wyczułaby więź, która ich łączy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro