Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog

beginning


„Lady Argella urodziła się dwieście osiemdziesiąt dwa lata po Podboju Aegona. Lady Selyse i ser Stannis pospiesznie wzięli ślub podczas Rebelii Roberta Baratheona, żeby złączyć ich rody sojuszem małżeńskim. Jednak na ich przygotowanym łożu do ceremonii nocy poślubnej Robert rozdziewiczył lady Delenę Florent, która później urodziła bękarta Edrica Storma. Lady Selyse szybko zaszła w pierwszą ciążę i urodziła mężowi na Końcu Burzy zdrową, silną i dużą córkę. Ojciec dziewczynki nazwał ją imieniem ”Argella” na cześć Argelli Durrandon, gdyż obydwie urodziły się podczas wielkich wichur, które nawiedzały historyczną twierdzę[…]

[…]Po zakończonej wojnie lady Argella oraz jej rodzice przenieśli się na Smoczą Skałę, gdyż nowy król dał Stannisowi wyspę. Nie był jednak z tego powodu zadowolony. Jego młodszy brat, Renly, otrzymał Koniec Burzy, a Stannis uważał, że według starszeństwa nie było to sprawiedliwe. Robert natomiast obwiniał brata za to, że podczas oblężenia Skały nie schwytał ostatnich Targaryenów w porę, pozwalając im uciec za Wąskie Morze.”

— maester Samwell w kontrowersyjnej księdze „Wielka

Ogon komety przecinał blask jutrzenki niczym czerwona szrama krwawiąca ponad turniami Smoczej Skały, rana zadana różowo-purpurowemu niebu.

Kamienne, groteskowe chimery spoglądały dumnie w stronę płomiennego obiektu, zupełnie bez strachu przy silnym wietrze. Obiekt można było zobaczyć nawet za dnia, wystarczyło tylko popatrzeć w górę. Straszliwy omen wzywający przeznaczenie wzbudzał niepokój w każdym, kto na niego spojrzał. Klimat dodatkowo podkręcała buchająca dymem skała, której królem był Stannis.

Argella nie bała się smoków, z którymi rozmawiała, gdy jeszcze była mała, nie bała się też otoczonej mgłą wyspy ani czerwonej komety. Maester Cressen mówił, że jako dziecko była niemalże nieustraszona. Szwędała się po zakamarkach zamku i po najdzikszych miejscach Smoczej Skały. W ustronnych miejscach odpalała ognisko i siedziała przy nim, śpiewając pieśni Melisandre lub biorąc ze sobą siostrę. Czasem nawet udawało jej się wypływać z rybakami w nocy i robiła to nawet po tym, jak o mało nie utonęła we wzburzonych wodach. Jej ojciec nazywał to szaleństwem i głupotą, a teraz, kiedy była już u skraju dorosłości, całkowitą nieodpowiedzialnością. Dziewczyna zastanawiała się, gdzie jest granica między odwagą a ciemnotą.

Jednak z biegiem lat zdawało się, że na takie wybryki była już trochę za duża. Lubiła wciąż beztroskę i wiążącą się z nią wolność. Argella była nieokiełznaną klaczą, której ojciec był burzą, a matka płomieniem, zaś R'hllor zaczęrpnął garść wiatru i tchnął go w nią. Tak wyobrażała sobie swoje powstanie. Blask gwiazd napełniał ją nadzieją, deszcz zmywał z niej obawy. Jej serce było przepełnione dzikością i ogniem.
— Maester Cressen miał pomysł, by wysłać Shirren do Orlego Gniazda — powiedziała jej matka. Selyse nie była atrakcyjną kobietą. Była wysoka równie jak Stannis, szczupła, z odstajacymi uszami Florentów. Jej blade oczy spoglądały na Argelle zimno, a ponurość dodawał jej ostry nos. Cierpiała na wzrost włosów na wardze. Często spędzała czas przed lustrem i wyskubywała je ze skóry na daremno, bo trzy dni później były tej samej długości. — Proponował też twojemu ojcu, aby oddać ciebie Starkom.

Argella oderwała się od swojej pracy i spojrzała na matkę. Dobrze, że nie sięgnęła wcześniej po szpilkę, bo mogła ją przypadkiem źle wbić. Wszystko poszłoby na marne.
— Powstrzymałam go przed realizacją tego pomysłu. — Selyse podeszła do smoczego jaja, które wygrzewało się na rozgrzanych prawie do czerwoności węgielkach. Uniosła kościste dłonie nad nim, ale nie odważyła się go dotknąć. — Nie pozwolę na to, by mi ciebie odebrano.
— Lordowie Westeros są winni mojemu ojcu wierność — stwierdziła dziewczyna, kładąc dłonie po obu stronach małego biurka. — Nie powinien błagać o sojusz z nimi.
— Powiedziałam mu to samo.
— I?

Matka podeszła do niej.
— Renly, twój wujek, nie chce ugiąć przed nim kolana. Tak samo, jak Joffrey i Robb Stark.
— Chce z nimi zawalczyć o tron — powiedziała niemalże szeptem Argella.
— Postanowił, że wkrótce zmierzy się z uzurpatorem. — Selyse wychyliła jej się przez ramię. — Czy to ten sam motyl, który lata u nas w ogrodach?

Na papirusie rozłożone było małe, brązowo- pomarańczowe stworzenie. W odpowiednim świetle tekstura jego ciała opalizowała - mieniła się na kolory tęczy z małą poświatą. Jedno z jego skrzydeł nie zostało do końca spreparowane, ale Argelli wystarczyły jeszcze dwie godziny starannej pracy.
— Ostatni w tym sezonie. Maester powiedział mi, że już za niedługo nie będzie latać. Radził mi to zrobić już teraz, bo nie wiadomo, ile będzie trwała zima.

Selyse usiadła naprzeciw niej i nalała sobie wina. Dziewczyna zdecydowała, że nie będzie kontyuować pracy, dopóki jej matka nie wyjdzie z komnaty.
— Czy to nie jest… brutalne? — spytała ją, wskazując smukłym palcem na ściany ozdobione gablotkami z różnymi motylami.
— Przed preparacją usypiam je taką specjalną cieczą, którą rozrabia dla mnie maester. Nie żyją, gdy nabijam je szpilkami.

Nastała między nimi chwila ciszy. Argella uporządkowała narzędzia, by nie przypatrywać się tępo ścianom.
— Jesień już nadeszła — rzekła Selyse.
— Wiem. Shireen opowiadała mi o białym kruku.

Shireen… Shireen nie była urodziwą dziewczynką, choć nadrabiała to charakterem i pewną urokliwością. Po ojcu odziedziczyła wysuniętą, kwadratową szczękę, po matce odstające uszy. Jej twarz dodatkowo szpeciła duża blizna - pozostałość po szarej łuszczycy, która omal nie zabrała dziewczynki, kiedy była jeszcze niemowlęciem. Dolną połowę jednego policzka i znaczny fragment szyi pokrywała spękana, łuszcząca się skóra. Mięśnie pod nią były sztywne i martwe, a usiane czarnymi i szarymi plamami ciało twarde jak kamień. Oczy miała jednak ładne, niebieskie niczym niebo w słoneczną pogodę. Argella miała znacznie ciemniejsze tęczówki.

Nie mogła nigdy niczego odmówić swej młodszej siostrze. Zbyt wielu rzeczy jej już odmówiono. Była najsmutniejszym dzieckiem, jakie widziała kiedykolwiek w życiu. Wczoraj zwierzyła jej się, że miała złe sny o smokach, które przyszyły do niej ją zjeść. Odkąd sięgała pamięcią, dziewczynkę prześladowały koszmary.
— Ser Davos wrócił w nocy — powiedziała kobieta.

Dziewczyna uniosła wzrok. Ta wiadomość napawała ją szczęściem. Lord Seaworth został wysłany przez Stannisa do Krain Burzy, zaraz po śmierci króla Roberta Baratheona. Powodem było to, że jej ojciec miał słuszne podejrzenia co do pochodzenia Joffreya i pozostałej dwójki jego rodzeństwa. Argella, gdy przebywała jeszcze na dworze Królewskiej Przystani, pamiętała Joffa jako szczupłego chłopaka o szmaragdowych oczach i złotych lokach. Odziedziczył urodę po Cersei, a zgodnie z podejrzeniami, również po Jaime'm Lannisterze.

Cieszyła się jednak, że Davos wrócił cały i zdrowy. Jakiś okrutny lord mógłby mu wyrwać język, jeśli poczułby się zagrożony. Jesienne wody też okazywały się zdradzieckie, ale najwidoczniej nie było żadnych komplikacji.
— Ilu odmówiło mojemu ojcu? — spytała Argella, patrząc na swoje palce.
— Wszyscy.

Westchnęła i odchyliła głowę do tyłu, chcąc rozluźnić napięte mięśnie szyi.
— Lordowie Burzy zapomną o tym i będą milczeć, a potem sprzymierzą się z Renly'm — stwierdziła Selyse.
— A co z pozostałymi królestwami?
— O Dorne możemy zapomnieć. Dorzecze sprzymierzyło się zaś z Północą, a Zachód z Koroną. Dolina pozostała bezstronna.
— Jeśli Lysa Tully nie wypowiedziała się jeszcze za nikim, to chyba w ogóle tego nie zrobi. To uparta kobieta.

A na dodatek zgorzkniała - chciała dodać, lecz pomyślała, że jej matka mogłaby wyczuć w tym dwuznaczność. Selyse była sposępniała i sztywna, a na dodatek niekoniecznie inteligentna, więc może nawet nie zważyłaby na słowa. Jej głos ciął jak bicz i czasem wydawała się mądra, ale tylko wtedy, kiedy była poważna. Jej fanatyzm wokół wiary Melisandre owładnął nią szybko i dziewczyna odnosiła wrażenie, że przez to też była trochę przygłupia. Stannis zasiał w głowie Argelli logikę i dystans do każdej religii, więc była ostrożna.

Po tym wszystkim, co spotkało Lysę Tully, lady była również strachliwa i tchórzliwa. To jeszcze bardziej sprawiało, że nie wyściubi nosa zza murów bezpiecznego Orlego Gniazda. Będzie nadal trzymać swego syna przy cycku i będzie głucha na próby sojuszu z nią.

Argella zrozumiała, że królestwo się rozpadło. Ono krwawiło, a dowodem tego była kometa na niebie. Zwiastun śmierci i nadchodzącego przeznaczenia. Nadszedł czas, by zacząć działać - zakończyć wojnę i zjednoczyć się przeciwko jednemu, prawdziwemu wrogowi.
— Melisandre twierdzi, że nadszedł odpowiedni czas, by obudzić smoka — oświadczyła Selyse trochę ciszej. — Azor Ahai musi być gotowy do walki z nadciągającym złem.

Dziewczyna zerknęła na białe jajo, lekko przybrudzone od popiołu i węglików. Na łuskach osadził się dym, który nieustannie wzbijał się z ognia. Jak kapłanka chciała tego dokonać? Z tego jaja na pewno nie wykluje się żaden porządny smok. Po tylu latach nie będzie to możliwe. Jednak Czerwona Kobieta upierała się przy tym, że leżało ono w gorącej masie ziemii wewnątrz czynnego wulkanu. Jeśli gorąc miałby utrzymać w nim życie…
— Więc kim jest Azor Ahai? — spytała Argella. — Mój ojciec z magicznym mieczem? Ona?

W jasnych oczach matki dostrzegła odrobinę zmieszania. Rozchyliła swe wąskie usta na chwilę.
— Melisandre ma wiele planów na przyszłość — odparła, lecz nie takiej odpowiedzi się spodziewała.
— Na przykład?
— Chce spalić posągi Siedmiu.

Parsknęła.
— Lordowie na to nie pozwolą.
— Chyba że uwierzą.

W co? - zastanawiała się. Skoro przez tyle lat gorliwie wielbili Siedmiu, to nie będą przychylni, kiedy posągi ich bogów staną w ogniu. Stannis miał sobie zaskarbić poddanych - nie ich odstraszać. Argellę ciekawiło, w jaki sposób Selyse i Melisandre przekonały jej ojca do takiego czynu. Jak bardzo musi on być zdesperowany, aby utrzymać władzę?
— Jajo wygrzewa się od kilku tygodni w większym gorącu — oznajmiła dziewczyna. — Jak duży to musi być cud, aby wykluł się z niego smok?
— Tak samo duży, jak ten, który właśnie widzimy na niebie.
— Maester mówi, że to tylko kometa.

Cressen dodał również, że wywoływała w nim niepokój. W żaden sposób nie mógł nie myśleć nad tym, skoro omeny się mnożyły - kometa i nadchodząca jesień. Jednak starzec upierał się, że nie wierzy w znaki, a tę fascynację bronił tym, iż traci zdrowie i siły. Głowę wypełniały mu przesądy, jak gdyby był zwykłym parobkiem.
— Measter mówi wiele rzeczy — odrzekła kobieta. — Na przykład podsuwał Stannisowi pomysł wydania ciebie Robbowi.

Argella prychnęła, nadal nie mogąc uwierzyć, że Cressen wpadł na taką myśl. Spojrzała spod byka na swoją matkę.
— Królowi nie podobają już się rady tego starca — oświadczyła Selyse. — Maester Pylos zajmie wkrótce jego miejsce.

By Pylos objął to stanowisko, Cressen musiałby naprawdę upaść na zdrowiu i stracić całkowicie rozum.

Lub umrzeć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro