TERAŹNIEJSZOŚĆ: ROZPOCZĘCIE PRZEPOWIEDNI
RZEŹ.
Godzina do zmroku się została. Izis i jej kompan przygotowani już od dawna. Czekają aż tylko słońce zajdzie, by mogli stawić czoła swym wrogom. Nie chcieli , zabijać ich we śnie, bo wyszło hy na to , że są tchurzami. Chcieli stawić im czoła, patrząc w ich martwe oczy.
Zmierzali ulicą główną, byli prawie przy fontannie , która oznaczała środek placu targowego. Tutaj też ducha żywego. Nagle za pleców dziewczyny, odchrząknięcie słyszała. Przymkneła oczy i się odwróciła, kaptur dalej miała zażucony , tak że jej oczy zakrywał. W tem z zapleców głos się odezwał, zimny, stanowczy, ostrzegawczy. Lecz ani dziewczyna, ani mężczyzna starszy się go nie wystraszyli.
XAVIR
-Witajcie przybysze, z daleka. Co was sprowadza w me skromne progi?
PRZYJACIEL
-Nic szczególnego, tylko orzejazdem jesteśmy, gnamy orzed siebie.
XAVIR
-To ciekawe, wilkołak i człowiek w parze. Czy nie za młodą, wybranke sobie wziołeś starcze. Jak chcesz , możesz dołączyć do mnie. Zostałabyś moją oblubienicą.
IZIS
-Wolę skonać, niż pozwolić si3 smienić w zimnego trupa. Z własnej woli do ciebie nie przystane. A co do wybranka mego, to nie twoja sprawa, tylko nasza.
XAVIR
-Spokojnie dziewczynko, nikt bez twej woli, ciebie niezniewoli. Więc , po zo zmierzacie na zachód, głebiej w ląd.? Czego tam szukacie, może chcecie z Tonym bądż Blackiem benkartem sojusz zawrzeć. Tego wam nie pozwole. Ze mną sojusz zawżecie, czy tego chcecie , czy nie chcecie.
IZIS
-Nie chcemy, zawierać sojuszu z kim kolwiek. A tym bardziej z przemądrzałymi pijawkami. Prędzej skonam niż wejdę, w wasze szeregi.
XAVIR
-Więc i tak niech będzie.
Do mnie moi mili, przekąski same nas wizytą zaszczyciły. Moje dzieci , jesteście na głodzie. Więc przybądźcie co prędzej do mnie.
IZIS
-Myślisz, że przerażą mnie , twe słowa i twoi sługusy. Marnujeszcz niewinne życie ludźkie. Dam Ci rade, dobrą pijawko. Uciekaj najdalej, nie odwracaj się za siebie, bo zginiesz marnie.
XAVIR
-Zastrasza, człowiek wampira. Śmieszna z ciebie dziewczyna.
Wampir złapał za ramie Izis, a ta w obronie żuciła nim w powietrze.
Xavir w szoku wytrzeszczył oczy, spadając na dół. Schował się w jednym z domostw i czekał aż jego sługusy załatwią tą sprawe.
XAVIR
"Ona nie jest człowiekiem, więc kim jest ta niewiasta? Człowiek nie ma tyle siły, by ruchem ręki, wampira odsunąć od siebie"
Izis walczyła z zimnymi trupami, sztylety w serce umieszczała. Ci rozpryskiwaloli się w powietrzu. Przyjaciel głowy obcinał i tak samo , wampiry znikały. Nic po nich nie zostało, tak jakby nie istniały.
Pył za pyłem, iskra za iskrą. Dwudziestka wampirów poległa, kilkoro uciec chciało. Lecz zgineli jak reszta, im się też nie udało. Xavir z nienacka, chciał zaatakować, starszego mężczyznę. Lecz dziewczyna, ostrzegła przyjaciela i ten się sc. Skoczyła na wampira leżącego plackiem, złapała go za kończyny górne i ręke mu wyrwała z barku.
XAVIR
-Kim jesteś? Nie należysz do rasy ludzkiej. Nie jesteś zwykłym człowiekiem, więc kim jesteś?
IZIS
-Nie ważne, pijawko. Ważne że przeżyjesz , to starcie. Tylko dlatego by zostać mym posłańcem. Dotszeż do Kaja Mrocznego i przekażesz mu te słowa. " Nadchodze, strzeż się... To jeszcze nie początek i nie koniec".
Po tych słowach Izis , ściągneła soczewki i ukazała szkarłatne ślepia, w których wampir wypatrzał to czego nie chciał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro