Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Lata współczesne: PIERWSZY ATAK. POWRÓT BLACKA

Po przedwczesnej przemiania Izis , mineło kilka dni, ani Kira ani Baz nie byli w stanie wytłumaczyć jak dziewczynie przyszło tak szybko powrócenie do obecnej formy.

Kiedy Heder, Izi, i Kira spacerowły po ogrodzie w porze lunchu, zostały zaatakowane, przez jakąś grupe intruzów którzy wtargneli na teren.

-Heder, biegnij po chłopaków i Baza. Niech wszycy przylecą, zostaliśmy zaatakowani, my z Izis spróbujemy ich jakoś zatrzymać. Mimo iż nie damy we dwie rady.

-Patrzcie nie jesteście same. Izi zobacz twój chłopak przyleciał na pomoc.

Dziewczyna z elfką się spojrzały w strone lasu , z którego wybiegł duży czarny wilk. Czerwono włosa wiedziała kto nim jest.

-Hed to nie mój chłopak. Leć szybko po reszte, bo zaraz zrobi się nie przyjemnie.

Dziewczyna biegła szybko, ale została zaatakowana przez jednego intruza. Upadła kiedy on zaczął celować , w nią z flinty.

-Nie doczekanie twoje, nigdzie nie pójdziesz, słodka . Szkoda takiej laseczki.

Kiedy chciał pociągnąć spust. Usłyszał wyraźny warkot za sobą. Podniósł głowe i wydał z siebie .

-Oj, Black nigdy się nie nauczysz, nie zakradać się od tyłu do łowcy.

-Może on o tym wie, ale ja nie.-Izis powiedziała groźnym , warknięciem-A teraz z łaski swojej, zostaw moją przyjaciółkę, bo.

-Bo co,...- wtedy łowca się odwrócił i spojrzał na dziewczyne, upuszczając przy tym flinte.-.... nie to nie możliwe, twoje oczy...ty... ty....jesteś nią.

-Nie wiem o czym mówisz- wysuneły jej się kły i pazury.- zabieraj się z tąd, i zabieraj swoich koleżków. Może i jestem nie najlepsza ale gdy ktoś mieży do moich bliskich z broni palnej, to nie ręcze za siebie.

Chwyciła chłopaka za koszulkę i żuciła w niego dalego, że wylądował pod nogami jednego z kolegi. Kira z Heder popatrzały się na dziewczynę.

-I powiedz mojemu zidiociałemu wujaszkowi, psychopacie by się odczepił.

W tym samym momencie było słychać świst. I krzyk zgromadzonych.

-Izi uważaj to strzała z trucizną.

-Idoto coś ty zrobił, jeżeli ona umrze to z nami koniec.

Wtedy Black nie zastanawiając się skoczył w stronę czerwonowłosej by zakryć ją własnym ciałem.

-Nie, tylko nie ty. Coś się mnie tak uczepił.

Izis odepchneła bruneta o czarnych oczach, w których dostrzegła obawe i troske. Zwróciła głowe w kierunku strzały która leciała w jej kierunku, przekręciła głowe i złapała strzałe tuż przy tważy. Złamała ją na pół i wbiła końcówke z trucizną w ziemie.

-Powiedziałam zabierać się stąd ale to już, i przekażcie mu by się odczepił.

Podeszła do przyjaciółki i podając jej ręke uświadomiła że chce tylko pomóc.
Gdy cała czwórka zbierała się w drogę powrotną, w ich strone zaczeli biec chłopaki i dziewczyny. Bazyl popatrzał z wielkim lękiem w kierunku elfki. Gdy zobaczył że nic jej nie grozi odetchnął z ulgą.

-Co do jasnej....- zapytał Baz kiedy szli roześmiani-... włączył się alarm. Wszystko dobre?

-Aha, chodzmy , zostawmy ich samych. -powiedziała czerwono włosa. I złapała Heder pod ręke a ona chłopaka koło siebie. Na co Max popatrzał się z ogniem w oczach.

-Heder, puść jego i idz do chłopaka.

-A co kwiatuszku, zazdrosna?-popatrzał na nią Black

-Chyba śnisz, bardziej martwie się samopoczóciem Maxa, nie widze by był zadowolony, z tego widoku. Heder idz do niego, bo zrozumie to opacznie.

-Masz racje, przyjde do ciebie później. Nie będziesz zła.

-Hed daj spokuj, zjem w samotności i poczytam coś, nie martw się.

-A może , ty Bkack potoważyszysz Izis. Co?

Szkarłatno oka dziewczyna popatrzała na swoją przyjaciółkę z mordem w oczach.

-Oj, Heder bo się obrazimy. Wiesz że przebywanie z tym osobnikiem to dla mnie mordęga.

-Nie przesadzaj złotko, ale masz racje . A również nie chce przebywać w twoim otoczeniu.

Chłopak wściekł się i poszedł w stronę Kiry i Baza.

-Bazyli, możemy chwile porozmawiać , z tobą również Kiro. Przepraszam że wam przeszkadzam, ale to nie może czekać.

-Dobrze chodzmy do mojego gabinetu. O co chodzi, możesz napomnieć chociaż?

-O tą wredną, czerwonowłosą , śliczną istotke. Która mnie odpycha naewt nie kryjąc się z tym.

Bazyli, i Kira popatrzeli w strone Izis, i uśmjechneli się. Izis popatrzała na nowych znajomych i pomachała im, patrząc ozięble w stronę bruneta.

GABINET BAZYLA.

-O, co chodzi Black, co było aż tak pilne że wróciłeś spowrotem?

-No bo... hmm , nie wiem jak zacząć. Dobra wpoiłem się.

Na to Kira wypaliła odrazu, bo wiedziała o jaką samice chodzi.

-Wpoiłeś się w Izi, czy tak?

-Dokładnie, skąd wiesz. Jeszcze nie mówiłem o tym nikomu, ona mnie nie zechce. Jest oziębła dla mnie, traktuje mnie z góry a nawet mnie nie zna.

-Black wy jesteście sobie pisani, i ona o tym wie. Trudno jest jej pogodzić się z tym, bo nigdy nikt nie narzucał jej swojej woli. Wiedziała to od duższego czasu, nie mogę powiedzieć skąd to wiem. Ale bądz cierpliwy, będziesz jej podszebny, jeszcze nie raz staniesz w jej obronie.

-To okropne, bo ta wilczyca totalnie zachowuje się jakby, mnie nienawidziła.

-Black , chłopie . A jak byś sie czół, gdybyś po latach dowiedział się kim jesteś, rodzice zostali porwani . A na twoich barkach leży szala pokoju , między wszystkimi.

-Może masz racje, wiecie co poczekam na nią tak długo , jak będę musiał. Niech sama orzyjdzie do mnie, na razie będę trzymał się z daleka.

-Tak będzie najlepiej.

-Ja wracam do siebie, wataha mnie potrzebuje . Nie mogę tak znikać, jeszcze wystawiając tą grupke na atak Kaja.

-Dobrze wracaj , jakby co . To będziemy w kontakcie.

TRZY TYGODNIE PÓŹNIEJ W WATASZE "RODZINA"

Aisza stoi orzy oknie wpatrując się w dal na horyzont, ociera spływającą łze z oka. Gdy czuje męską dłoń na swoim ramieniu.

-Kochanie, zobaczysz jeszcze naszą córkę. Wiem jak tobie serce pęka, ale miej świadomość że jest bezpieczna i staje się silną wilczycą.

-Tony, kiedy nie ma jej tutaj , boje się. Bo nasza dziecinka jest tak daleko sama, a wiedząc że twój brat, jest zdolny do wszystkiego. Nie mogę czekać bezczynnie, serce mnie boli i mam złe przeczucia. Że stanie się coś co zrani naszą kruszynke.

-Aisza, ona nie jest małą bezbronną dziewczynką. Jest piękną młoda kobietą, podobną do ciebie i do mnie. Zadziorna, pyskata, zawzięta, i ma czyste i szlachetne serce. Różni ją tylko kolor włosów i oczów.

-Tony , skąd wiesz jak wygląda nasza córka . Czy ty ją widziałeś i nic mi nie powiedziałeś?!

-Nie kochanie, chciałem bardzo . Ale ona nie chce nas widzieć. Nie dziw jej się, przyjdzie dzień kiedy czas nadejdzie , byśmy mogli wziąść w objęcia naszą dziecine. A wiem o niej od Kiry i Bazyla. Znajduje się w zamku Rady.

- Czy ona jest tam bezpieczna, tam sa tylko zwykli ludzie .

-Nie aż tak zwykli. Nie martw się dała sobie rade , już raz pognała wysłanników Kaja. Mamy dzielną córke.

-Obyś miał racje, boje się orzed jej przemianą to już za dwa tygodnie. A ona jest tam bez rodziny.

-Już przeszła przemiane. Baz i Kira nie wiedza dlaczego tak szybko. Ale już przybrała formę wilczą. I mówili że jest piękna.

Aisza popatrzała w dal i powiedziała w powietrze.

-Nadejdzie dzień moja dziecinko kiedy się spotkamy, a ja wezmę ciebie w me matczyne ramiona. I będę szczęśliwa. Mam nadzieje że mi wybaczysz co uczyniłam. Izis zrozum to dla twojego dobra było.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro