Scena XI
Scena XI
(Ionia, Nisa, Lucjusz, Książę Darrus, Geralt, Edlin, Trelis, Żak, Kuternoga, Strażnicy)
Lucjusz z córkami w wielkiej komnacie wyczekują księcia
Ionia:
Ależ pięknie, śpiew muzyka
Wielce się za tym stęskniłam
Przez tę wojnę mus żyć skromniej
Lecz dziś odbijemy sobie
Dajcie wina!
Lucjusz:
Opanuj się moja miła
Rychło książę tutaj wkroczy
Głowę spuść, odrzuć warkoczyk
Ręce spleć, łzy nie przecieraj
Pozwól jemu siebie wspierać
Niech zna, że go potrzebujesz
Wnet pocieszy ciebie czule
A od tego droga prosta
Zaprowadzi was pod ołtarz
Mężczyźni tako już mają
Tam gdzie sami nie dostają
Potrzebują mieć niewiastę
Musicie być od nas słabsze
By gdy wśród swoich zawodzą
Zawsze mogli mieć pod sobą
Niewiasty słabe, markotne
Nisa:
do siebie
Okropne...
Lucjusz:
Gdy w rodzinę wielką wejdziesz
Słynną wielce damą będziesz
Ród nasz wprowadzisz na szczyty
Mąż taki jest znakomity
A gdyby się okazało
Że jednego w łożu mało
Wnet dla wojny cię opuści
W drzwi swoje innego wpuścisz
Mosiężne drzwi otwierają się dźwięcznie, wchodzi Książę Darrus w karmazynowej zbroi, z mieczem przy pasie i tarczą na plecach
Lucjusz:
szeroko rozkłada ramiona, podchodzi, kłania się
Dobrodziej zawitał w progi!
Dzień ten wszystkim nam tak drogi
Radzi my, że z wojny strasznej
Zdrów powracasz z bożej łaski
Książę Darrus:
Bądź pozdrowion mój wasalu
Cieszę się że na tym balu
Po dniach walki i cierpienia
Zaznam ciepła, ukojenia
Wpatruje się w skuloną Ionię
Zasłyszałem już po drodze
Żeś jest teraz w wielkiej trwodze
Mąż twój przepadł, jakieś wieści?
Co tropiciele donieśli?
Ionia:
Z płaczem
Znienacka się trop urywa
Uważają, że parszywa
Latająca to gadzina
W szpony chwyciła Edlina
I zaniosła, Bóg wie gdzie
Gdzieś, gdzie pewno gniazdo jej
By nakarmić nim swe młode
To straszne, na Wieczny Ogień!
Książę Darrus:
Nie płacz, proszę, moja miła
Ból twój w sercu mym jak igła
Mus nam wspierać się w niedoli
Zasiądź obok mnie przy stole
Wchodzi Geralt, Książę gniewnie
Cóż to jest za oberwaniec?!
Lucjusz:
wściekle
Wiedźmin wrócił, niech go licho
Nakazałem mu stąd zniknąć
Córkę mą chciał zbałamucić
Wygnałem go, ale wrócił
Nachodzi nas wbrew mej woli
Lecz straż rychło go pogoni
Brać go!
Wbiega dwójka strażników, kierują halabardy w stronę Geralta
Geralt:
Sam odejdę, ale najpierw
Rad bym zobaczyć zapłatę
Lucjusz:
Za co niby?!
Geralt:
Odnalazłem twego zięcia
Lucjusz:
Kazałem ci się nie mieszać!
Geralt:
Nie na twoje polecenie
Lecz wykonałem zlecenie
Wchodzi Edlin o kulach, Lucjusz, Ionia i książę spoglądają na niego gniewnie. Nisa uradowana
Nisa:
Wrócił! Chwałą ci wiedźminie
Nagroda cię nie ominie
Lucjusz:
Spogląda na nią gniewnie
Tyś go wynajęła córko?!
Książę Darrus:
Dosyć tego! Czy ktoś raczy
Powiedzieć co to ma znaczyć?
Geralt:
Mogę wszystko wytłumaczyć
Lucjusz:
Ani słowa! W moich progach
Nie będę cię tolerował
Zabrać go!
Strażnicy zbliżają się, ale Książę powstrzymuje ich gestem ręki
Książę Darrus:
Dajcie mu się wypowiedzieć
Lucjusz:
Ale przecież to odmieniec!
Jego nie lza wysłuchiwać
Czarem zechce nas wykiwać
Sam wzrok jego wielce groźny
Nie lza słuchać jego mowy!
Książę Darrus:
Spogląda na niego zimno
Sam wiem, kogo chcę wysłuchać
Wzrokiem czarów się rzuca
Skoro Edlina odnalazł
Niechże mówi, byle zaraz!
Geralt:
Edlina gonił widłogon
Takie tu nie żyją mnogo
Równiny nie ich siedliskiem
Góry, wzniesienia im bliskie
Jednak tako się złożyło
Że w dworku ich dwoje było
Złapane, do walk szkolone
Posłuszeństwa wyuczone
Posłuszeństwa wobec Hrabi
Jednego trafili diabli
Zniknął, przypadkiem w tym samym czasie
Gdy Edlina miał stwór zasiec
Książę Darrus:
Skąd to wiesz?
Geralt:
Powiedział mi mistrz areny
Dawał mi wielkie oreny
Bym bestię sprowadził w mury
Zanim się kto zorientuje
Trelis:
Wchodzi skulony, spogląda na Hrabię, na Księcia
Prawda to
Geralt:
Jako profesjonalista, wykluczam aby Edlina
Ugodziła bestia dzika
Widłogon bije w tętnice,
w szyję, brzuch lub potylicę
Tymczasem rana dziedzica
Była inaczej zadana
Widzisz Książę, na arenie
Wielki biznes wciąż się dzieje
Bestia tak jest tresowana
By tłum syty był – a owca cała
Bestia była wyuczona
Żeby tak bić gladiatora
Aby cios nie był śmiertelny
Wój to wszak nabytek cenny
Żal kiedy ginie kolejny
Wyuczona bestia była
Aby wroga nie zabijać
To dlatego zamiast głowę
Edlin ma zszarpaną nogę
Książę słucha z lekko wzniesioną brwią, z rękoma skrzyżowanymi na piersi
Wreszcie, rzecz niespotykana
Rana niezinfekowana
Szpony z wskazanych powodów
Czyści się na czas zawodów
Rzecz taka jest niemożliwa
Gdyby bestia dzika była
Książę podchodzi do Edlina, zrywa mu opatrunki z nogi, przygląda się zszytej już ranie
Rana ta ma trzy tygodnie
Gdyby....
Książę Darrus:
Przerywa ostro
Wiem, co powiesz
Nie tyś jeden widział rany
Albo i rdzą cios zadany
Po tym czasie, pewność wielka
Nieunikniona śmierć człeka
Geralt:
Edlin trafem mariaż zdobył
Sam pod topór się podłożył
Szlachcianka i mieszczuch zwykły
Ionia traciła zmysły
Że przez wymogi tradycji
Bogaty ożenek prysli
Hrabia zabić zechciał zięcia
By za męża wzięła Księcia
Książę Darrus:
Co wy na to?
Lucjusz:
Kłamca zwykły, degenerat
W domu będzie mnie oczerniał!
On z zawiści jest zrodzony
Przez świat cały potępiony
Zły za niechętne spojrzenia
Rzuca w świat ziarno zniszczenia
Poróżnić chce, ojca z córką
Męża z żoną, mnie z lennikiem
Harmonii on przeciwnikiem
Cokolwiek zarządzisz Książę
Pomnij wieszcza słowa mądre:
Tam gdzie walczą dobrzy ludzie
Cichcem zło zatriumfuje
Ionia:
Cóż za farsa, w dom się wkrada
I oszczerstwa opowiada
Ale nic to, próżne słowa
Na nic twoja harda mowa
To za nami stoi prawda
To mój ojciec szukać kazał
Wielkie złota skrzynie wylał
By odnaleźć swego syna
Były speców całe setki
Temu nie zdołasz zaprzeczyć
Geralt:
Ślady walki są zatarte
Wozem ktoś odjechał dalej
Trop zatarty, krew zmazana
Tak by łowcy posyłani
Odnaleźć go nie zdołali
Gdym ja przybył, przepędzili
Bo się srodze przerazili
Że tam gdzie zawiedli ludzie
Wiedźminowi lepiej pójdzie
Lucjusz:
Słowa, słowa, próżne trudy
Na nic czary twe, obłudy
W cywilizowanym świecie
Dowody są ważne przecież
Geralt:
Mam i je
Wchodzi Żak, kłania się Księciu
Żak:
Mości Książę, jako szlachcic
Dopomóc mam tobie zaszczyt
I wyznaję, wiele razy
Blaty czyszcząc i obrazy
Zasłuchałem przez w drzwiach szpary
Jak we dwoję rozprawiali
By Edlina zgładzić zmyślnie
Czekali, aż z żyć ich pryśnie
Wieczorami przychodziłem
W dziurkę od klucza patrzyłem
Planowali miesiącami
Aż już myślałem czasami
Że to tylko ich marzenia
Ale w końcu wyszły z cienia
Sprawa ta jest wielce przykra...
Książę Darrus:
Więc czemuś milczał dotychczas?
Żak:
Słowo same nic nie znaczy
Z wiedzą musiałem się zaszyć
Czekałem tak, aż za chlebem
Zjechał do nas wiedźmin jeden
Neutralny, osławiony
Na łapówki niewzruszony
Pokierowałem go zmyślnie
By wykrył czyny zawistne
Lucjusz:
Zdrajca! Upadły to magnat
Syn mu majątek postradał
Liczy, że pogrąży mnie
I nagrodę poweźmie
Marzy mu się wielkie życie
Pijać anyż, jadać sycie
Zasmakował w tych rozkoszach
Widzicie błysk w jego oczach?
Książę Darrus:
Starczy tego, szkoda Hrabio
Liczyłem na dobre jadło
Śpiewy, tańce, sztuki modne
Zamiast widzę plany podłe
Ktoś pod moją nieobecność
Gdy ja przeżywałem piekło
Intrygi snuł dla pieniędzy
Przyznam, wielce mnie to mierzi
Zabrać ich
Lucjusz:
Nas?!
Książę Darrus:
A i owszem, oskarżenia są zbyt wielkie
Bym sprawy zaniechał przecież
Chcę czegoś, co mnie przekona
Wiedźminie, znajdź widłogona
Geralt:
Znajdę. Bestia jest udomowiona
W tym sensie: upośledzona
Nie da rady przeżyć w dziczy
Musi być gdzieś w okolicy
Strażnicy Zbliżają się do Lucjusza, Ionia ściska go za ramię. Hrabia wycofuje się z gniewnym spojrzeniem
Lucjusz:
Ha, wasze niedoczekanie!
Wszyscy tu zginiecie marnie
Gwiżdże, na scenę z rykiem wpada widłogon. Trelis, Żak, Edlin, Nisa i Strażnicy padają na ziemię i kryją się po kątach, Książę i Geralt dobywają mieczy. Widłogon tnie pazurem poziomo, Geralt uskakuje, Książę zasłania się trójkątną tarczą. Doskakują, tną z dwóch stron. Tryskający krwią widłogon wznosi się w powietrze, przelatuje nad widownią, wraca na scenę spadając z dużym impetem. Książę okrąża go, szerokim mieczem tnie w udo, potwór traci na chwilę równowagę, Geralt doskakuje, ciosem z półobrotu odrąbuje mu głowę.
Książę Darrus:
Dysząc
Zabrać ich
Strażnicy wychodzą z ukrycia, zabierają ze sceny Lucjusza i Ionię. Nisa wstaje, rzuca się w ramiona Edlinowi.
Nisa:
Och mój miły, tyle czasu
Ranny, sam pośrodku lasu
Tak się cieszę że już jesteś
Bez ciebie to straszne miejsce
Edlin:
Obejmuje ją w pasie
Nic takiego, las mi bliski
Ze mnie wszak myśliwy zwykły
Książę Darrus:
podchodząc
Teraz jesteś mym wasalem
Panem na Dwerckow się stajesz
Edlin po chwili zmieszania klęka przed Księciem, składa mu hołd. Darrus gestem nakazuje mu powstać
Czas chyba wreszcie najwyższy
Zrobić po cośmy tu przyszli
Napełnić kieliszki!
Na scenę wchodzi wsparty na kuli Kuternoga. W drugiej ręce trzyma tacę z kieliszkami. Wszyscy po kolei biorą po jednym, ustawiają się w szeregu, kłaniają jednocześnie publiczności.
Koniec
:D :D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro