Rozdział 8
Gabriel
Patrzyłem na tę dziewczynę i nie wiedziałem co właściwie czuję. Więc mam czego chciałem. Dowiedziałem się po co jej ten welon, ale co teraz. Czy będę w stanie z nią normalnie rozmawiać , wiedząc o tym. Przecież przez nich, przez całe życie będzie chodzić w ukryciu. Może właśnie dlatego nie poznała jeszcze niczego oprócz murów pałacu. Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Coś mi się wydawało że gdyby lepiej ją poznać, każdy mógłby się w niej zakochać. Kurcze. Czemu takie myśli przychodzą mi do głowy. Spojrzałem się w stronę gdzie stała tam ta czarownica, ale jej nie było. No dobra. Gdy już chciałem się odwrócić i odejść, usłyszałem jej głos.
- Panie Gabrielu?- Był taki niepewny, że aż chciałem ją objąć. Ale dlaczego, do nikogo nie czułem tak opiekuńczych uczuć. Może to przez to, co przeszła. Wszystko jest możliwe. Po woli odwróciłem się w jej stronę.
- Tak?- Zrobiłem krok w jej stronę. - Nie chciałem przeszkadzać.- Matko święta, ale ja kłamię. Właśnie po to tu przyszedłem, żeby ją zobaczyć. Ale to w dalszym ciągu nie wyjaśnia co mnie pcha w jej stronę.
- Nic się nie stało. Właśnie miałam wracać.- Nie zastanawiając się co robię złapałem ją za nadgarstek, i odwróciłem w swoją stronę. Poczułem w tedy takie ciepło ogarniające całe me ciało. Nigdy czegoś takiego nie doświadczyłem. Spojrzałem na nią, ciekawe czy ona też to poczuła.
- Nie musisz odchodzić, bo ja tu jestem.- Puściłem jej dłoń i ogarnęła mnie dziwna pustka.
- Przeprasza.- Szepnęła cicho. Ale ja ją usłyszałem dzięki swoim zdolnością.
- Nie masz za co. Jeśli nie masz nic przeciwko może się przejdziemy?
- Mhm.- Szliśmy tak w ciszy. Ale dla mnie nie była niezręczna. Czułem się bardzo dobrze, może aż za dobrze?
- Naprawdę piękny ogród.
- Tak to prawda. Mogła bym tu przebywać godzinami.
Rozamunda
Po rozmowie z Gabrielem udałam się do swojego pokoju, aby się przebrać na kolację. Trochę czułam się skrępowana jego obecnością, ale bez przesady. Nawet miło się rozmawiało. Potem przypomniałam sobie że jest wilkołakiem, a ja nawet nie wiem jaki ma kolor sierści. Dowiem się. Zajrzałam do szafy. O właśnie o takie coś mi chodziło.
Jeszcze mnie nie widział w czerwieni. Kurka! O czym ja w ogóle myślę. Ze mną jest chyba naprawdę coś nie tak skoro chce się przypodobać temu barbarzyńcy. O tak! Właśnie! Barbarzyńcy! Będę go traktować z chłodną uprzejmością, jak powinno być od początku. Nie będę się przy nim rumienić, ani o sobie opowiadać, a już na pewno ograniczę swoje przechadzki po ogrodzie. Nigdy więcej nie będę się dla niego stroić. Z tymi przemyśleniami zeszłam na kolację.
O czym ja myślałam wcześniej? Proszę przypomnijcie mi? Teraz siedzę przy stole z resztą rodziny i z tym kolesiem na przeciwko mnie. No nie. Akurat naprzeciwko! Los sprzysiągł się przeciwko mnie. Czuję jak się na mnie cały czas gapi. A to pewnie wszystko spowodowało moje wejście. Pewnie jego ego ucierpiało na tym że go ignoruje. Albo jak chce coś do mnie powiedzieć, to ja w tedy rozmawiam z kimś innym. A jak już udaje mu się mnie o coś zapytać to odpowiadam monosylabami. Spojrzałam na niego ukradkiem, no i nie zawiodłam się, jego spojrzenie było wprost skierowane na mnie. Coś czuję że ta kolacja będzie najdłuższa w moim życiu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro