Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8

Gabriel

Patrzyłem na tę dziewczynę i nie wiedziałem co właściwie czuję. Więc mam czego chciałem. Dowiedziałem się po co jej ten welon, ale co teraz. Czy będę w stanie z nią normalnie rozmawiać , wiedząc o tym. Przecież przez nich, przez całe życie będzie chodzić w ukryciu. Może właśnie dlatego nie poznała jeszcze niczego oprócz murów pałacu. Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Coś mi się wydawało że gdyby lepiej ją poznać, każdy mógłby się w niej zakochać. Kurcze. Czemu takie myśli przychodzą mi do głowy. Spojrzałem się w stronę gdzie stała tam ta czarownica, ale jej nie było. No dobra. Gdy już chciałem się odwrócić i odejść, usłyszałem jej głos.

- Panie Gabrielu?- Był taki niepewny, że aż chciałem ją objąć. Ale dlaczego, do nikogo nie czułem tak opiekuńczych uczuć. Może to przez to, co przeszła. Wszystko jest możliwe. Po woli odwróciłem się w jej stronę.

- Tak?- Zrobiłem krok w jej stronę. - Nie chciałem przeszkadzać.- Matko święta, ale ja kłamię. Właśnie po to tu przyszedłem, żeby ją zobaczyć. Ale to w dalszym ciągu nie wyjaśnia co mnie pcha w jej stronę.

- Nic się nie stało. Właśnie miałam wracać.- Nie zastanawiając się co robię złapałem ją za nadgarstek, i odwróciłem w swoją stronę. Poczułem w tedy takie ciepło ogarniające całe me ciało. Nigdy czegoś takiego nie doświadczyłem. Spojrzałem na nią, ciekawe czy  ona też to poczuła.

- Nie musisz odchodzić, bo ja tu jestem.- Puściłem jej dłoń i ogarnęła mnie dziwna pustka.

- Przeprasza.- Szepnęła cicho. Ale ja ją usłyszałem dzięki swoim zdolnością.

- Nie masz za co. Jeśli nie masz nic przeciwko może się przejdziemy?

- Mhm.- Szliśmy tak w ciszy. Ale dla mnie nie była niezręczna. Czułem się bardzo dobrze, może aż za dobrze?

- Naprawdę piękny ogród.

- Tak to prawda. Mogła bym tu przebywać godzinami.

Rozamunda


Po rozmowie z Gabrielem udałam się do swojego pokoju, aby się przebrać na kolację. Trochę czułam się skrępowana jego obecnością, ale bez przesady. Nawet miło się rozmawiało. Potem przypomniałam sobie że jest wilkołakiem, a ja nawet nie wiem jaki ma kolor sierści. Dowiem się. Zajrzałam do szafy. O właśnie o takie coś mi chodziło.

Jeszcze mnie nie widział w czerwieni. Kurka! O czym ja w ogóle myślę. Ze mną jest chyba naprawdę coś nie tak skoro chce się przypodobać temu barbarzyńcy. O tak! Właśnie! Barbarzyńcy! Będę go traktować z chłodną uprzejmością, jak powinno być od początku. Nie będę się przy nim rumienić, ani  o sobie opowiadać, a już na pewno ograniczę swoje przechadzki po ogrodzie. Nigdy więcej nie będę się dla niego stroić. Z tymi przemyśleniami zeszłam na kolację.

O czym ja myślałam wcześniej? Proszę przypomnijcie mi? Teraz siedzę przy stole z resztą rodziny i z tym kolesiem na przeciwko mnie. No nie. Akurat naprzeciwko! Los sprzysiągł się przeciwko mnie. Czuję jak się na mnie cały czas gapi. A to pewnie wszystko spowodowało moje wejście. Pewnie jego ego ucierpiało na tym że go ignoruje. Albo jak chce coś do mnie powiedzieć, to ja w tedy rozmawiam z kimś innym. A jak już udaje mu się mnie o coś zapytać to odpowiadam monosylabami. Spojrzałam na niego ukradkiem, no i nie zawiodłam się, jego spojrzenie było wprost skierowane na mnie. Coś czuję że ta kolacja będzie najdłuższa w moim życiu.













Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro