Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

Rozamunda

Obudziły mnie pierwsze promienie słońca wpadające do komnaty. Przeciągnęłam się,i po woli podeszłam do okna. Zauważyłam Gabriela z watahą. Gdy tak się mu przyglądałam, on nagle podniósł głowę. Natychmiast się cofnęłam, czułam jak policzki mnie pala. To już chyba z trzeci raz jak zarumieniłam się w jego obecności. Przypomniałam sobie jak wczoraj mnie nazwał. Różą. To dziwne nikt tak wcześniej do mnie ni mówił. Postanowiłam że te rozważania pozostawię na później. Poszłam się przebrać, w jakąś sukienkę. No dobra nie w byle jaką.

Gdy przyjrzałam się w lustrzę pomyślałam że wyglądam całkiem nieźle. Dostałam tą sukienkę od mamy niecały miesiąc temu. Bardzo mi się podoba, a poza tym świetnie się w niej czuję. Rozpuściłam włosy, które omega Kristal zaczęła układać w loki. Gdy mogły sobie tak spływać czułam się swobodnie, jakbym dopiero żyła. Najbardziej jednak podobało mi się to jak zostaną rozwiane przez wiatr. To takie miłe uczucie. A po chwili posmutniałam. Ten głupi welon. Musze go z powrotem włożyć, chociaż z każdym dniem robi mi się ciężej. Zeszłam na dół, na śniadanie. Szczerze mało kiedy je jem, ale mama powiedziała żebym to zrobiła.Pewnie żeby nie urazić naszego gościa.

Gabriel

Rozmawiałem z moją watahą. Dostałem informację, że ktoś odważył się nas zaatakować. Jednak przy naszych siłach od razu odparliśmy atak. Nie chciałem tym zamęczać mojej watahy.

- Czy to coś poważnego?- Spytał Max. Postanowiłem że nie warto na razie o tym rozmawiać.

- Nie. - Zaczęli rozmawiać przekrzykując jedno przez drugie. Boże ależ to było irytujące. Nagle poczułem czyjś wzrok na sobie. Podniosłem głowę do góry ale nikogo nie było. Musiało mi się wydawać. Jestem zbyt przewrażliwiony. Moja wataha postanowiła pozwiedzać. Ja natomiast udałem się na śniadanie. Usiadłem przy stole, a po chwili usłyszałem że ktoś wchodzi. Podniosłem wzrok, a to co ujrzałem sprawiło że bezceremonialnie się gapiłem. Wyglądała jeszcze piękniej niż wczoraj. Tylko po co jej ten cholerny welon. Muszę się tego dowiedzieć. Dopiero po słowach dziewczyny, zacząłem patrzeć gdzie indziej.

- Dzień dobry.- Jej głos, nie wiem czemu ale nawet on obudził we mnie jakąś dziwną nutę. Sam nie wiedziałem co to było, ale miałem nadzieję że się niedługo dowiem.

Po śniadaniu poszedłem na mały spacer, żeby rozprostować kości. Ruszyłem raźnym krokiem do ogrodu, a tam siedziała ona bujała się na huśtawce. Nagle ktoś stanął obok mnie.Spojrzałem się w tym kierunku i ujrzałem starszą kobietę. Nie była wilkołakiem.

- Bardzo dobra dziewczyna.- Popatrzyłem za jej spojrzeniem.

- Wydaje mi się że tak właśnie jest.

- Jest równie odważna i inteligenta co krucha i delikatna.- To co ona mówiło było odzwierciedleniem moich myśli. Spojrzałem się na nią, a ona odpowiedziała uśmiechem na moje pytające spojrzenie.

- Jestem czarownicą.- A więc teraz jest wszystko zrozumiałe. Chociaż nie powiem że czytanie w moich myślach mi się podoba. Postanowiłem zaryzykować pytanie.

- Dlaczego ona zasłania twarz welonem?- Widziałem jak jej uśmiech blednie.

- Nie wiem. Niektórzy mówią że jak była dzieckiem zaatakowali wyklęci. Nikogo przy niej nie było.- Ścisnęło mi się serce, nie chciałem już wiedzieć. Nie mam pojęcia dlaczego ale to mnie dotknęło, nie powinienem aż tak się angażować.- Podobno poranili jej twarz, i do dziś ma na niej blizny. Ale kto wie może to tylko jedna z wymyślonych przez kogoś historii i wcale nie musi okazać się prawdą.






















Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro