Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 32

Gabriel

Byłem w bardzo dobrym humorze. Od śmierci mamy już się trochę bardziej otworzyłem na innych. Jestem przecież Alfą tego stada. Postanowiłem spędzić trochę czasu z Różą. Zobaczyłem ją jak wychodziła z kuchni. Uśmiechnąłem się do niej.

- Różo, postanowiłem że dzisiejszy dzień spędzimy razem. Co ty na to?- Nie wiem czemu ale wydawała się zmieszana i spęta. - Czy coś się stało?

- No bo widzisz, obiecałam już że pójdę z twoim ojcem na spacer.

- Dobrze to później po nim się spotkamy.

- Bo wież po spacerze mieliśmy się udać do stajni.- Spuściła głowę. Spokojnie, tylko bez nerwów. Przecież mamy przed sobą całe życie. No ale do licha, kiedy ja chcę się z nią bliżej zapoznać to ona leci na każde zawołanie mojego ojce. Mam kompletnie tego  dosyć. Przybrałem maskę obojętności żeby nie wybuchnąć.

- Rozumiem. Może innym razem.- Widziałem jak odetchnęła z ulgą.

- W takim razie już pójdę, bo pewnie na mnie czeka.

- Oczywiście.- Patrzyłem jak odchodzi, a miał to byś taki przyjemny dzień. Nagle ktoś złapał mnie za rękę. Kto jak kto ale jej się tu jej spodziewałem. - Lindo czego chcesz?

- Jak to? Mieliśmy porozmawiać?

- Myślę że już wszystko sobie wyjaśniliśmy.

- Chyba po tylu latach znajomości, mogę prosić chociaż o jedną rozmowę.

- Dobrze chodźmy do gabinetu.

- Nie!- Spojrzałem się na nią nie rozumiejąc. To gdzie chce gadać na środku holu?- Pójdźmy się przejść. Świeże powietrze na pewno dobrze nam zrobi.

- Niech będzie.

Rozamunda

Szłam z teściem na spacer.

- Cieszę się że jesteś tutaj.

- Ja też. Dobrze się przejść.- Szliśmy, koło fontanny, gdy zauważyłam Gabriela z tą dziewuchą. Że ja nie mogłam się z nim przejść, to znalazł sobie inną. Po chwili jej twarz przybliżała się do jego.  Łzy same cisnęły mi się do oczu. Odwróciłam wzrok nie chciałam oglądać tego co ma się stać.

- Córko.-Spojrzałam się na Kristofera, który nie powinien tego zobaczyć. Sam był wierny swojej żonie i na pewno by nie zniósłby gdyby zobaczył teraz swojego syna. Gdyby go tu nie było z pewnością Gabriel znów dostałby ode mnie z liścia.

- Chodźmy już lepiej do tych koni.- Wysiliłam się na radosny ton. Choć czułam bolesne ukłucie w sercu, gdy sobie przypomniałam że on znowu mi to zrobił. Ciekawe jaką tym razem wymyśli wymówkę.

- O tak, pokaże Ci mojego ulubionego.

- Jak się zwie?-Chciałam zapomnieć. Potrzebowałam czymś zając umysł.

- Long long.- Odparł dumnie teść. Miałam ochotę się roześmiać. Powstrzymałam się jednak.

Gabriel

Chciała rozmawiać więc proszę. Chciałem jej wysłuchać. Zaprowadziła mnie pod jakieś drzewo. Czułem się coraz bardziej zniecierpliwiony.

- No więc.- wiem że nie ładnie tak poganiać, ale niech powie to co ma do powiedzenia i spada.

- Och Gabrielu chciałam porozmawiać o naszym związku.- Popatrzyłam na nią jak na idiotkę. Chciałem roześmiać się jej w twarz.

- O jakim ty związku mówisz. Nigdy nie było Ciebie ani mnie, nie było nas. Słuchaj widzę że ta rozmowa nie doprowadzi do niczego dobrego.

- Ależ przecież ja Cię kocham. Wybaczę Ci wszystko, tylko do mnie wróć!- Ja chyba mówię do ściany. Nagle zaczęła się do mnie niebezpiecznie zbliżać. Wiedziałem że chce mnie pocałować. Ale chyba po moim trupie. Odepchnąłem ją od siebie.

- Więcej tego nie próbuj i nie waż się zbliżaj do Rozamundy. Zrozumiałaś. Jeśli się dowiem że coś zrobiłaś, wygnam Cię ze stada. - Okręciłem się napięcie i poszedłem do pałacu.































Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro