Rozdział 30
Rozamunda
To straszne co się ostatnio wydarzyło. Matka Gabriela nie żyje, dziś ma się odbyć pogrzeb. Tećś jest w rozsypce, a mój mąż jest w ciągłym napięciu. Byle błahostka go denerwuje. Szczerze zaczyna mnie to przerażać. Boję się do niego słowem odezwać. Całe dni nie są jeszcze takie straszne, omijam go jak tylko mogę. Gdy chciałam go pocieszyć, wolę nie mówić jak krzyczał i rozwalił cały gabinet. Teraz szuka tego mordercy. Za to noce są najgorsze. Gdy on wchodzi do naszej komnaty ja udaje że już dawno śpię. Potrafię na prawdę dobrze udawać, a w tedy jakby nic on przytula się do mnie. Czuje jego ból i smutek. Wiem jak mu ciężko. chciałabym mu pomóc, tylko nie mam pojęcia jak. Dlatego cały wolny czas spędzam u teścia. Jest on załamany, ale przynajmniej jemu pomagam. Cieszy mnie to bardzo. Ubrałam się i podążyłam do wyjścia.
Wszyscy stanęliśmy nad grobem. Czułam straszną gorycz że nie da się nic zrobić. Spojrzałam na Kristofera, większość sobie już poszła. Był całkiem sam. Prawie już nikogo nie było nad grobem tylko on i mój mąż.
- Dobrze chodźmy już.- Powiedział i nie oglądając się na nikogo ruszył. Wydaje mi się że będzie zły jeśli za nim nie pójdę, ale gdy patrzyłam na ojca Gabriela serce mi się krajało. Widziałam jak łzy leciały mu strumieniami. Niewiele myśląc podeszłam do niego i wzięłam go pod ramię. Szepnęłam mu do ucha.
- Już czas, chodźmy.- Popatrzył na mnie z wdzięcznością.
- Tylko ty jedna się o mnie martwisz.
- Oczywiście że nie. Gabriel na pewno też, tylko że bardzo przeżywa to co się stało. Chodźmy już tato bo się przeziębisz.
- Dobrze.- Zaprowadziłam go do naszego domu. Bałam się o niego. Dlatego postanowiłam że zamieszka z nami dopóki się otrząśnie po śmierci żony. Jego sypialnia była obok naszej. Gdyby czegoś chciał, byłam gotowa mu to dać. Byle zapomniał o smutku i zgryzocie choć na moment. Powiedział że nie zejdzie na kolacje więc mu ją zaniosłam.
- Różo powiedziałem że nie chce!
- Wiem, ale musisz być silny i jeść.- Byłam spokojna, bo wiedziałam że wyładowywał na mnie swój gniew nie specjalnie. Spojrzał się na mnie zrezygnowany.
- Nie odpuścisz.
- Ani myślę.- Uśmiechnęłam się do niego. Zaczęłam z nim rozmawiać, a potem czytałam mu opowieść o która poprosił. Sama się w nią nieźle wciągnęłam i tak teść zasnął. Okryłam go żeby nie zmarzł w i spojrzałam się na okno. O Boże! Jak późno, nie zdawałam sobie z tego sprawy. Błagam, niech Gabriela tam nie będzie. Ogarnęła mnie niczym nieuzasadniona panika.
Gabriel
Byłem zdruzgotany, ale postanowiłem tego po sobie nie pokazywać. Potrzebowałem pocieszenia, myślałem że Róża mnie zrozumie. A ona co zrobiła? Pognała do mojego ojca. Dobra rozumiem że chciała go stamtąd zabrać, ale czemu jeszcze się nie pojawiła na kolacji. Postanowiłem się spytać jednej z omeg która podawała do stołu.
- Wież kiedy przyjdzie Luna.
- Alfa Kristofer czuł się źle i nie chciał zejść na kolacje więc Pani postanowiła mu ją zanieść. - Aha czyli zagadka się rozwiązała. Teraz będzie go nawet karmić. Cudownie. Kurcze, czy ja jestem zazdrosny o własnego ojca. Niedorzeczność. Gdy zjadłem podpisałem jakieś papiery a potem udałem się do sypialni. Ale była pusta. Ciekawe kiedy moja kochana żona raczy się zjawić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro