Rozdział 29
Gabriel
Co ja zrobiłem. Siedzę przy łóżku obok mojej kruszynki. Niedługo powinna się wybudzić. Powinienem najpierw poprosić o jej zgodę. Ale tak jakby zawładnęła mną jakaś inna siła.
~Powiedz jeszcze że to ja.- Ten pacan, ma racje to jego wina.
~ Nie mogłeś się ogarnąć.
~ Mówisz tak jakbyś tego nie chciał.
~ Chciałem ale..
~ Teraz nie ma żadnego ale. Już po wszystkim, znaczy jeszcze nie. Musisz dokończyć to co zacząłeś.
~ Ale ona nie jest na to jeszcze gotowa.
~ Oj bracie, bracie. Ona jest twoją żoną, powinieneś zrobić to już dawno. Wież że teraz twoje małżeństwo można unieważnić?
- Dobra, dobra. Ty lepiej nie wsadzaj nosa w nieswoje sprawy.- Przynajmniej się już uciszył. Trzymałem za rękę moją mała, zaraz powinna się przebudzić.
~ Będziesz się grubo tłumaczył.- Zaczął się śmiać.
~ Pacan.
Rozamunda
Czułam się cała obolała. Otworzyłam oczy, i spostrzegłam promienie słońca które padają wprost na mnie. Parę razy zamrugałam żeby przyzwyczaić wzrok. Gdy tak się rozglądałam zobaczyłam siedzącego obok mnie Gabriela, który trzymał mnie za rękę. Chyba zasnął, ale co się stało. W tedy wszystko powróciło. No nie ten dupek mnie ugryzł. Szybko się od niego cofnęłam, w tedy podniósł głowę. Widocznie się ucieszył bo uśmiechnął się do mnie, czego ja nie odwzajemniłam.
- Nareszcie się obudziłaś, tak się cieszę. - Gdy chciał mnie objąć odepchnęłam go i się cofnęłam.
W tedy mina mu zrzedła.
- Coś ty sobie wyobrażał jak mnie oznaczałeś?!
- Różo spokojnie, nie ma po co się denerwować. Wiedzieliśmy iż to musi nastąpić, przecież jesteś moją żoną. -Odwróciłam od niego wzrok. Nie chciałam na niego patrzeć. Podszedł do mnie i trzymając mnie za ramiona podniósł do góry.
- Tak czy nie?!- Spojrzałam się na niego hamując łzy które chciały wypłynąć. Nic się nie odzywałam., on za to patrzył na mnie z przyganą.- Teraz nie będziesz się odzywać?- W jednej chwili mnie puścił.- Przepraszam nie powinienem..
- W ogóle tu wchodzić.- Spojrzał na mnie z bólem i smutkiem. przez jedną okropną chwile chciałam do niego podbiec i przytulić. Powiedzieć że mu wybaczam. Ale tak się nie stało, bo gdy spojrzałam się w miejsce gdzie wcześniej stał, go już nie było.
Gabriel
Wyszedłem, nie mogłem patrzeć na jej cierpienie. Dlaczego ja jestem takim głupcem. Wszystko musiałem zepsuć, ale przecież i tak wszystko było do kitu. Kim ja się stałem, przez nią. Zrobiłem się sentymentalny, ale dosyć tego. Będzie robiła co jej każę .Poszedłem do watahy, po drodze spotkałem Maxa.
- Alfo, mam bardzo złą wiadomość.- Spojrzałem się na niego. Był bardzo zdenerwowany. Musiało być to coś ważnego.
- Mów, co chodzi.
- Nie wiem jak to zrobić. To straszne.
- Wyduś to wreszcie z siebie.- Nie lubiłem jak ktoś coś kręci.
- Chodzi o twą matkę.- Przystanąłem i spojrzałem się na niego. Co jest? Czy coś się stało matce.
- Natychmiast mów o co chodzi?!
- Wież że twój ojciec musiał wyjechać w sprawie niecierpiące zwłoki przez to ich posiadłość została bez przywódcy. No i w tedy zaatakowali.
- Kto!?
- Bergand.- Zacisnąłem dłonie w pięści.
- A co z..
- Przykro mi Alfo.- Obróciłem się napięcie i wszedłem do swojego ustronia. Zabiję! Pomyślałem. Nie będę miał litości. Będzie umierał w wielkich męczarniach. Zapłaci mi za wszystko. Jestem taki jak mówi. ,,Gabrielowi Dumontowi ogień nie straszny, bo to diabeł z piekła rodem." Teraz to im pokażę.
Teraz zmieniam okładkę. Dzięki WiktoriaBelke. Wydaje mi się o niebo lepsza niż tamta. Jeszcze raz Dzięki
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro