Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 28

Rozamunda

Podchodził do mnie po wolnym krokiem. Usiadł na przeciwko mnie.

- A teraz mnie wysłuchasz.- Odwróciłam wzrok.

- Nie mam zamiaru.-powiedziałam butnie.

- To nie nie było pytania tylko stwierdzenie. A poza tym i tak nie masz wyboru. Więc siedź cicho i słuchaj.- Westchnął.- No  dobrze, więc zacznijmy od momentu jeszcze przed którym przybyłem do twojego pałacu. Więc Linda, nie przerywaj. Nie jest ani moją Mate, ani Luną żeby nie było domysłów. Nie obiecywałem też jej niczego po prostu...

- Się z nią przespałeś.- Samą mnie zaskoczyła taka śmiałość.

- Nie, gdybyś nie roiła sobie jakiś absurdalnych sytuacji to może dotarło by do twojej świadomości że nic między mną i Lindą nie ma!

- Tak, a ten namiętny pocałunek to z kim?!

- Różo? Czy ty przypadkiem nie jesteś o mnie zazdrosna?- Uśmiechnął się przy tym jak idiota.

- Nie! Nie jestem. A niby o co, miała bym być?

- Dobrze w porządku nie kłóćmy się już. Uwierzysz mi wreszcie. Lecz wiec że nie będę wiecznie taki miły.

- Ty jesteś miły?!- Zaczęłam się śmiać. Widziałam jak Alfie się to najwyraźniej nie spodobało.

- Że niby nie?

- Właśnie.- Popatrzył się na mnie chwilę, a potem wziął moje ręce w swoje i zaczął je całować. Co ten dureń wyprawia. Próbowałam wyrwać ręce z uścisku, ale to nic nie dało.

- Różo, mój aniele. Jesteś taka słodka i tylko moja.

- Nie pozwalaj sobie.- Widziałam jak jego oczy od razu zmieniły kolor na czarny. Popchnął mnie na łóżko a sam zawisł nade mną. Unieruchomił mi nadgarstki nad głową.

- Nigdy więcej tak nie mów.- Zaczął całować moją szyję. To było takie wspaniale uczucie. Jakby właśnie tego potrzebowała. Teraz całował moje ramiona. Nie, nie mogę na to pozwolić.Starałam się wyrwać z jego uścisku, ale był zbyt silny. Szarpałam i próbowałam się wyrwać ale to na nic.- Żeby nie przyszło Ci coś głupiego do głowy.- Powiedziawszy to schylił się jeszcze raz. - Żaden inny mężczyźnie, nie wolno choćby na Ciebie spojrzeć!- Zawarczał. Po czym poczułam straszny ból. Cholera on mnie ugryzł! Nie wierze! Po chwili prze moimi oczami pojawiły się czarne plamy, nic już nie widziałam. Zapadłam w sen.

Gabriel

Gdy tak nad nią górowałem, nie mogłem się powstrzymać. Jej skóra jest taka delikatna, jak jedwab. Musiałem ją pocałować. Pragnąłem tego. Nie zwracałem uwagi na to że chce uciec. Potem pomyślałem że jakiś mężczyzna mógłby jej tak dotykać. Nie ma mowy. Nie zważając na nic oznaczyłem ją. Gdy patrzyłem na bezwładne ciało mojej żony zdałem sobie sprawę co uczyniłem.

~ No, proszę co zrobiłeś!

~ To nie tylko moja wina. Ty też jesteś tego sprawcą.

- Ta jasne. Tak się tłumacz. A teraz jak najszybciej wezwij lekarza.

- Właśnie, miałem to zrobić tłumoku, gdybyś mi nie przeszkodził.

- Uważaj bo, Ci jeszcze uwierzę.- Nie słuchając już dłużej wilka, przekazałem lekarzowi że ma się zjawić. Po chwili już był.

- Co się stało Alfo.- Ukłonił mi się.

- Oznaczyłem Lunę.- Doktor spojrzał na mnie.

- A czy ona się na to zgodziła?

- No...znaczy....raczej....nie?- O rany. przecież ja nigdy się nie jąkałem. Lekarz podszedł do łóżka i dotykał oznaczenia. Miałem ochotę go wyrzucić przez okno, skoro dotyka mojej...Czekaj przecież to niemożliwe. Ja chyba się w niej zakochuje.



























Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro