Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 27

Gabriel

Poszedłem na górę. Tylko nie wiedziałem gdzie powinienem spać. Wcześniej bym się nie zastanawiał. Poszedł bym do niej, ale teraz. Wydaje mi się że potrzebuje samotności, a jeśli odbierze to jak afront przeciwko sobie. Kurcze. Stoję na rozdrożu. Najlepiej będzie jeśli najpierw zobaczę czy śpi. Wszedłem cicho do pokoju, i stanąłem przy łóżku. Wyglądała ślicznie, mój mały aniołek. No nie taki znów mały, ale podług mnie. Spojrzałem się na jej koszule nocną.Pewnie gdyby wiedziała że tu przyjdę nie włożyła by czegoś takiego.

Jeszcze chwilę się na nią popatrzyłem. Niech me oczy się nasycą, pomyślałem. Co ja za głupoty wygaduje. Wziąłem pościel i przykryłem Róże. Ale gdy się nachyliłem poczułem jej zapach. Teraz to na pewno stąd nie wyjdę. Położyłem się obok niej. Przygarnąłem ją do siebie. Jak dobrze czuć czyjeś ciepło. Nigdy nie lubiłem okazywania uczuć, i też nigdy nie przytulałem. Za to ją mam ochotę trzymać w ramionach zawsze. Mając przy sobie moją kruszynkę zasnąłem.

Rozamunda

Gdy się obudziłam , usiadłam na łóżku. Hej, ale coś tu jest nie tak. Patrze na swoją talie a tam czyjaś ręka. Spojrzałam i mnie zamurowało. Obok mnie spał Gabriel. Nie powiem że po moim ciele rozchodził się przyjemny dreszcz gdy czułam jego bliskość. Stop! Co ja wyprawiam. Miałam być na niego wściekła, i tak właśnie jest. Wstałam z łóżka cicho żeby się nie obudził. Co on sobie myślał przychodząc tutaj jakby nigdy nic i pchać mi się do łóżka. Miałam ochotę go z niego zwalić. No cóż, jeśli myślał że wszystko będzie jak dawniej to grubo się pomylił. Za kogo on się uważa? Mam dość tych rozmyślań. Bo głowa zaraz mi pęknie. Przebrałam się i zeszłam jak to zwykle do jadalni.

Gabriel

Obudziłem się, i popatrzyłem w stronę gdzie powinna być moja księżniczka. Ale jej nie było. No i nici z dobrego humoru. A może po prostu nie chciała mnie budzić i poszła sama coś przekąsić. Jak to mówią nadzieja matką głupich. Ubrałem się i zszedłem na dół i kogóż to moje oczy widzą? Moja rodzinka roześmiana i zadowolona. Słyszałem gwar rozmów, który ucichł jak mnie zobaczyli. Poczułem się jak intruz. Ale to jasnej cholery nie powinienem. To ja tu jestem Alfą. Usiadłem przy stole, a oni znów zaczęli swoje ploteczki. Gdy już było po wszystkim, postanowiłem porozmawiać z Różą, tak dłużej być nie może.

- Różo, musimy porozmawiać.

- Wcale nie musimy, nie mamy o czy.- Chciała odejść ale jej nie pozwoliłem. Złapałem ją w tali i przyciągnąłem do siebie, tak że swoje dłonie musiała oprzeć o mój tors.

- Teraz sobie pogadamy.

- Co ty wyprawiasz?!

- Ja? Chce tylko wszystko wytłumaczyć.

- Nie obchodzą mnie twoje tłumaczenia.

-Nie?

- Nie.

- A powinny.- Wziąłem ją w stylu panny młodej i szedłem w kierunku naszej sypialni.

- Puszczaj mnie.

- Chyba śnisz aniołku.- Zaniosłem ją do sypiali i położyłem na łóżku. Potem podszedłem do drzwi i zamknąłem je na klucz. Po czym popatrzyłem się na nią i zacząłem iść po woli w jej kierunku.

- Mniemam że teraz mnie wysłuchasz.- Uśmiechnąłem się.











Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro