Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 22

Gabriel

Nie mogłem uwierzyć w to co się tutaj stało. Po tym jak moja żona dała mi w twarz, stoję tu jak słup soli. Nie wiem co powinienem teraz zrobić. Jeszcze ta Linda. Przecież nic między nami nigdy nie zaszło. Widać że ona musiała rozumieć nasze relacje inaczej. Nie mogę winić wszystkich oprócz siebie. Przecież wiedziałem co rozpowiadała, ale postanowiłem na to przymknąć oczy. Widać że zrobiłem źle postanowiłem naprawić ten błąd. Muszę poważnie porozmawiać z Lindą. Zrobię to jednak jutro jest dosyć późno. Chciałem porozmawiać z Różą ale pewnie teraz śpi. postanowiłem że postaram jej to wszystko wytłumaczyć i mam nadzieję że mi uwierzy. A tak w ogóle dlaczego miała by wątpic w moje słowo. Chociaż po tym co zobaczyła nie winił bym jej.  Udałem się do gabinetu aby coś jeszcze sprawdzić.

Rozamunda

Złość wcale mnie nie przechodziła. Siedziałam w tym cholernym pokoju i nic. Nawet nie próbuje się tłumaczyć co za drań. Nie ma ani odrobiny wstydu. Jeszcze mu pokażę gdzie raki zimują. Pewnie teraz spędza miło czas z tą całą Lindą. Nic mnie to nie obchodzi. Niech robi co chce, z kim che i co che. To mnie nie dotyczy. Postanowiłam że spróbuje zasnąć, ale najpierw udałam się do łazienki, by przebrać się w koszulę nocną.

Gdy już się przebrałam, położyłam się do łóżka. Kręciłam się na nim strasznie. Nie mogłam zmrużyć oka. Przez to całe zamieszanie nie jadłam kolacji i jestem strasznie głodna. Jak na zawołanie zaburczało mi w brzuchu. Po woli wstałam ze swego łoża i skierowałam się na korytarz. Było strasznie ciemno. Więc trzymałam się ręką barierki. Schodziłam po schodach gdy nagle na kogoś wpadłam. Silne ramiona potrzymały mnie w tali, bo inaczej bym upadła. Przez chwilę myślałam że to Gabriel, ale on pachniał inaczej.

- Przepraszam.- Odezwałam się cichym głosem. W końcu to ja na niego wpadłam. Nie ma co ja to mam farta. Musiałam o kogoś zaczepić.

- Nic się nie stało. Gdzie idziesz?- W tedy się na niego spojrzałam. Jasne brązowe włosy, chyba niebieskie oczy. Patrzył na mnie z uśmiechem. W tedy moje zdenerwowanie gdzieś wyparowało.

- Ja chciałam właśnie iść do kuchni. Zgłodniałam i pomyślałam...

- Nie powinnaś chodzić sama po domu w ciemności.- Co, chyba nie będzie mi prawił kazań. Postanowiłam się z niego poinagrywać. Co z tego że dopiero teraz go spotkałam.

- Dobrze tatusiu.- powiedziałam to z wyraźną kpiną. Spojrzał się na mnie zdumiony, aby po chwili się roześmiać. Gdy się uspokoił podał mi dłoń.

- Jestem Erick.- Podałam mu rękę i się w niego głupio gapiłam. Przestałam, gdy odchrząknął.- A ty jak się nazywasz?

- Ja Rozamunda.

- Piękne imię.

- Bo ja wiem, normalne.

- Ok. To jak jesteśmy już sobie przedstawieni to zaprowadzę Cię do kuchni żebyś coś zjadła. Bo mi tu jeszcze zemdlejesz, ale za nim to nastąpi, powiedz mi jeszcze skąd się tu wzięłaś nie widziałem Cię wcześniej. Gdy już miałam odpowiedzieć, usłyszałam okropny ryk. Przestraszona spojrzałam na chłopaka obok mnie, miał wymalowane przerażenie na twarzy. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę że Eric wciąż mnie obejmuje. No to już po mnie.















Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro