Rozdział 19
Gabriel
Nie wiem co to ma znaczyć. Przecież nie mogli się aż tak polubić po trzech tańcach. W stosunku do mnie nigdy tak się nie zachowała. Jak ojciec to zrobił. Kurde! Nad czym ja się w ogóle zastanawiam. To nie do pomyślenia. Jeszcze mu wypomnę że takie zachowanie nie jest godne jego pozycji.
Kristofer
Patrze na moją synową i stwierdzam że zasługuje na wszystkie skarby tego świata. Choć nie wiem jak wygląda, wiem jaka jest jej dusza. Widać to od pierwszego spotkania. Jest ona czysta, niewinna i taka bezbronna. Obiecałem sobie że zrobię wszystko by zaznała radości. Nigdy tak pochopnie nie wyrażałem opinii o żadnej osobie póki nie poznałem jej. Na początku uważałem że opowiedziała mi to wszystko bo chce się poskarżyć na swój los. Potem jednak przekonałem się jak trudno było jej się zwierzyć. Doceniłem ten fakt. Ktoś zaprosił Różę to tańca więc stanąłem przy stole i się przypatrywałem. Zauważyłem że mój syn się zbliża.
- Jak tyś to zrobił?- Spytał się mnie z naburmuszoną miną. Ledwo powstrzymałem się żeby nie wybuchnąć śmiechem.
- Co?- Kompletnie nie wiedziałem o co mu chodzi. Ciekawe co sobie znów wymyślił?
- Nie udawaj głupka.
- Więcej szacunku.- odparłem twardym tonem, choć dużo mnie on kosztował.
- No więc Ci wytłumaczę, jeśli nie zrozumiałeś. Widziałem całą tą scenę z moją żoną, a czy teraz będziesz tak łaskaw i powiesz o co tu chodziło.
- Nadal nie wiem jakich wyjaśnień ode mnie oczekujesz.
- Ojcze!
- Synu!- Powtarzałem jego ton. O Boże. Jak ja dawno się tak wyśmienicie nie bawiłem. Widziałem jak Gabriel zaciska ręce w pięści.
- Porozmawiamy później.- Wysyczał przez zęby. Jeśli tak będą wyglądały nasze rozmowy, moje życie się nieco urozmaici.
Gabriel
Z ojcem po prostu nie da się gadać. Jakaś głupawka go dopadła, czy co? Widać było że bawi się znakomicie moim kosztem. Odszedłem od niego, bo nie ręczyłem za siebie. On jawnie mnie prowokował. Zobaczyłem że właśnie zaczęła się następna piosenka. Podszedłem do Róży i zamknąłem ją szczelnie w mych objęciach. To było właśnie to czego potrzebowałem. Może ona wyjaśni mi tę całą sytuację.
- Różo?- Szepnąłem jej do ucha.
- Tak?
- Co zaszło między tobą a moim ojcem. Chciałbym wiedzieć. Czy aby nie postąpił wobec Ciebie niegodnie.
- Twój ojciec? Och to chyba niemożliwe.- zaśmiała się. Mógłbym słuchać jej śmiechu godzinami, a pewnie i tak by mi się nie znudził. - To naprawdę zacny i szanowany człowiek. Tak mówią a ja się tylko w tym utwierdziłam. Nie musisz się zamartwiać. Naprawdę. Jest naprawdę wspaniały. - Że co proszę?! Mój ojciec jest wspaniały. Czy on aby jej czegoś nie dosypał do jedzenia. Jak to możliwe że zjednał sobie jej serce tak szybko.
- Tak sądzisz?
- Ależ oczywiści, a ty nie?
- Owszem. - Spojrzałem się na nią widać że była zmęczona. - Czy chcesz udać się na spoczynek, Różo?
- O tak. Jestem wykończona. Najchętniej już bym poszła do łóżka.- Jej słowa mnie rozpaliły. Wiedziałem że miała na myśli coś innego, ale nie moja wina że tak na mnie działa. Wziąłem ją za rękę i poszliśmy w stronę domu. Gdy byliśmy już poza zasięgiem gapiów wziąłem moją stokrotkę na ręce.
- Co ty wyprawiasz?!- wykrzyknęła.
- Jak to ty nie wiesz? Przecież taka jest tradycja. Pan młody przenosi pannę przez próg. Lepiej nie marudź tylko złap się mnie za szyję.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro