Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15

Rozamunda

Nie wiem jak przetrwałam te kilka dni. Ale jakoś żyje. Dziś jest dzień mojego ślubu. Czyż to nie powinien być najpiękniejszy dzień mojego życia? Jednak jest inaczej. Służki chodzą koło mnie i cały czas coś poprawiają. Jestem już na skraju przepaści. W tedy do drzwi ktoś zapukał.

- Proszę.- Może ten gość wybawi mnie chociaż na chwilę od tego towarzystwa. Dzisiaj mam też poznać rodziców Gabriela. Nawet jak mnie nie polubią, mam to gdzieś. Co mnie oni obchodzą. Przecież to nie ja go ciągnę do ołtarza. Nie?

- To ja Różo.- Spojrzałam się i zobaczyłam mojego ojca. Nie chce z nim gadać. To przez niego będę musiała się męczyć z tym hultajem. Czekaj, czekaj a czemu nie miałoby być na odwrót.

- Tak?- Podszedł do mnie i wyciągnął coś z czerwonego pudełeczka.

- To było w naszej rodzinie od pokoleń. - Zobaczyłam przepiękny naszyjnik. Na końcu był jakiś kamień.- Jest on niezwykły córciu. Podobno ma w sobie moc, tylko trzeba ją wydostać.- Tata założył mi go na szyję.

- Dziękuję.

- Nie ma za co. Wyglądasz prześlicznie córeczko. Jestem z Ciebie bardzo dumny wież?- Spojrzał na mnie tymi swoimi oczami.

- Wiem.

- No to zobaczymy się później.- Zamknął za sobą drzwi. A ja usiadłam na łóżku i wzięłam kryształek do ręki i zamknęłam oczy.

- Pomóż.

Gabriel

O matko nie sądziłem że będę się aż tak denerwował. Przecież to tylko ślub. No właśnie aż ślub.

- Nie przejmuj się Alfo, każdy pan młody się denerwuje przed ślubem.- Powiedział Max.

- Wcale się nie denerwuję. - Wcale a wcale powtarzałem sobie w myślach.

~ To dlatego trzęsiesz portkami, co?- No nie. Ten teraz będzie mi prawił morały. Postanowiłem go zignorować.

- Max czy wszystko gotowe?

- Tak. Wszystko idzie jak w szwajcarskim zegarku.- Spojrzałem się na niego. Czemu on się tak szczerzy. Miałem na prawdę nieodpartą ochotę zmyć mu ten uśmiech z twarzy.

- Dobrze. Jak wyglądam?

- Przyzwoicie.

- Słucham?

- O rany. Wszystkie panny będą mdleć na twój widok.

- Oby nie.- Pomyślałem o mojej Różyce. Z czasem się do mnie przyzwyczai. Ale żeby to mogło nastąpić musi powiedzieć tak. Poszedłem z Maxem do kaplicy. Zobaczyłem że zebrało się sporo ludzi. można powiedzieć że byłem ociupinkę stremowany, a jakże. Przecież nie co dzień wychodzi się za mąż. Popatrzyłem na księdza starszy człowiek. Nagle usłyszałem głos organów. Spojrzałem się w stronę w której miała się pojawić moja przyszła żona. Nagle na jej widok moje serce przyspieszyło. Wyglądała po prostu jak anioł.

Do ołtarza prowadził ją ojciec. Gdy już doszła podałem jej rękę i stanęliśmy przed księdzem. Powiedział normalną formułkę tak jak zawsze się mówi. W końcu doszedł do końca ceremonii.

- Czy ty Gabrielu Domoncie ślubujesz Rozamundzie Refran miłość wierność oraz uczciwość małżeńską. Będziesz z nią w zdrowi i w chorobie i przysięgasz że nie opuścisz jej aż to śmierci?- Zrobiłem głęboki wdech.

- Tak.

- Czy ty Rozamundo Refran ślubujesz Gabrielowi Dumontoe miłość wierność oraz uczciwość małżeńską. Będziesz z nim w zdrowi i w chorobie i przysięgasz że nie opuścisz go aż to śmierci?

- Ja...





















Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro