Rozdział 13
Gabriel
Słyszałem krzyki. Byłem absolutnie pewien że to Rozamunda. Ale czy małżeństwo ze mną może być aż takie złe. Teraz sobie wszystko przemyślałem. Nasze wspólne życie będzie zależało tylko od jej stosunku do mnie. Nie pozwolę sobą pomiatać. Nagle zauważyłem przez okno jak Róża biegnie do lasu. Na litość Boską. Ona oszalała czy jak?! W taką pogodę biec do lasu. Jeszcze zachoruję. Nie namyślając się długo pobiegłem za nią. Biegłem za jej zapachem. Niestety przez ten deszcz było mi o wiele trudniej ją wytropić. Skręciłem w prawą stronę. Zauważyłem ją na wzgórzu. Podbiegłem do niej najszybciej jak mogłem. Leżała w deszczu, była nieprzytomna. Wziąłem ją na ręce i czym prędzej udałem się w drogę powrotną. Trzymałem ją w ramionach. Jej ciało było takie kruche i zimne. Kopnąłem drzwi nogą i wszedłem do środka. Koło mnie od razu pojawili się państwo tych ziem.
- O Boże!- Powiedziała Pani Franczeska.
- Proszę mi pokazać pokój, zaniosę ją. Trzeba wezwać lekarza.
- Drugie drzwi po prawej.- Już jej nie było. Pan Rodryk wpuścił mnie do pomieszczenia. Zbliżyłem się do dużego łóżka z baldachimem. Ułożyłem ją delikatnie na nim, a potem się wyprostowałem. Patrzyłem na jej biedne bezwładne ciało. Po chwili usłyszałem jak wchodzi lekarz. Podszedł do niej.
- Proszę żeby wszyscy wyszli.- Zrobiłem to niechętnie. Matka Róży cały czas płakała, ojciec siedział koło drzwi a ja chodziłem w te i we wte. Nie wiem ile to już trwa. Czy aby nie za długo. W tym czasie lekarz wyszedł.
- Na szczęście nie jest to nic strasznego. Może czuć się osłabiona i znużona. Dlatego proszę podawać jej lekarstwo.- Tu wyjął ze swej torby jakiś flakonik. Ciecz w środku miała błękitny kolor. - Dwa razy dziennie rano i wieczorem. Za dwa dni powinna się poczuć lepiej. Teraz śpi.
- Czy możemy ją zobaczyć.- Spytała się Franczeska.
- Tak. Byle tylko nie zbyt długo. Nie chcemy przecież męczyć pacjentki.- Jej rodzice od razu do niej weszli. Nie byłem pewien czy mam prawo tam również wejść. Więc stałem w progu i patrzyłem na nią przez chwilę. Potem udałem się do komnaty. Próbowałem zasnąć, ale na nic to było. Była już 22 : 00. A mnie cały czas męczyło złe przeczucie. Muszę się upewnić że nic jej nie jest. Wyszedłem z łóżka i skierowałem się do jej komnaty. Przynajmniej teraz wiem gdzie jest, wcześniej nie miałem pojęcia. Bo nie było mi ta wiedza potrzebna. Po cichu, żeby nikt nie usłyszał wszedłem do pokoju i przysiadłem na łóżku koło niej. Odgarnąłem jej kosmyk z włosów i przejechałem po policzku ręką. Oczywiście przez ten welon. Miałem ochote go zdjąć, ale wiedziałem że nie powinienem.
~ Czy ty powinieneś tu być?- Zapytał mój wilk.
~ A niby czemu by nie.
~ No wież jakby ktoś zauważył Ciebie u księżniczki o dwudziestej drugiej w nocy. Raczej nie byłoby to dobrze przyjęte.
~ I co z tego. Musiałem sprawdzić czy nic jej nie jest.
~ Jak widzisz wszystko jest w porządku. Twoja obecność nie jest niezbędna.- Już się więcej nie odezwał. Ja też. Wziąłem Różę za rękę i złożyłem na niej pocałunek. Żałowałem że to z mojego powodu znajduje się w takim stanie. Gdy będzie ze mną nic złego ją nie spotka. Zaopiekuje się nią.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro