Rozdział 10
Gabriel
No to się wkopałem, ale przynajmniej mogę być blisko niej. Gdy zauważyłem jak się ożywiła gdy wspomniałem o zagadkach, sam też nabrałem entuzjazmu. Do czasu, aż nie zadała mi jednej z nich. Pomyślmy chwile. Dała mi dobę na rozwiązanie zagadki. Nie powiedziała że nie mogę nikogo prosić o pomoc. Poszedłem do Maxa może ten coś wymyśli. Znalazłem go z resztą watahy. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę jak to wygląda przed nimi. Nie powiem im całej prawdy.
- Muszę się o coś was spytać.-Wszyscy spojrzeli na mnie z zaciekawieniem. Chciałem już coś powiedzieć ale ktoś mi przerwał.
- Alfo to nie moja wina, należało się mu. - powiedział Xavier na swoją obronę. Do diabła! O czym on plecie!?
- Xavier? Coś ty znów zmalował?!- Spojrzałem się na niego, a on zrobił minę niewiniątka.
- Nic. A stało się coś?- Nie no ja kiedyś trafię do wariatkowa. Później zajmę się sprawą chłopka. Właśnie przypomniałem sobie po co tu przyszedłem.
- Słyszałem pewną zagadkę, i byłem ciekaw czy ktoś zna odpowiedź.
- No to mów, a my zobaczymy czy zgadniemy.- Powiedział Max. Dziwne że się o nic nie pytają. Na przykład po co mi odpowiedź.
- No więc tak.-Powiedziałem zagadkę a w sali nastała cisza.- No co. Nikt nie wie?- Muszę sobie znaleźć kogoś kto to rozwiąże ale w tedy odezwała się Rebeka.
Szedłem do Róży. Jeśli moja odpowiedź okaże się zła to przynajmniej coś powiedziałem. Zobaczyłem naszą księżniczkę idącą w moją stronę. Zaciągnąłem się jej zapachem. Pachniała różami i wanilią.
Przybliżyła się do mnie.
- I co już wież?
- Możliwe.- Popatrzyłem się na nią ze swoim uśmiechem.
- A więc?
- A jakaś nagroda za rozwiązanie zagadki?
- A co byś chciał?
- Nie wiem. Polegam na tobie.
- Dobrze. Jeśli zgadniesz.- Mam nadzieję że właśnie tak się stanie. Ciekawe jak będzie nagroda. Jeśli Rebeka podała prawidłową odpowiedź będę jej niezmiernie wdzięczny.
- Ok to..
- Chwila.- Przerwała mi. A ja spojrzałem się na nią dziwnie.
- Co?- zapytałem jakbym nie wiedział o co chodzi, bo tak właśnie było.
- A co ja będę miała w zamian jeśli ci się nie uda? Mhm?- O rany. O tym nie pomyślałem.
- Wybierzesz coś. Zgoda?
- Tak. No to już mów. Nie mogę się doczekać.
- No wiec odpowiedź brzmi góra.- Patrzyłem na nią z wyczekiwaniem.
- Dobrze.- odetchnąłem. Dopiero teraz zauważyłem że wstrzymywałem oddech. Nawet nie zorientowałem się jak złapała mnie za rękę i zaczęła gdzieś ciągnąć. Jej dłoń była tak ciepła. Nie chciałem jej puścić.
- Dokąd idziemy?
- Zobaczysz.- Poszliśmy do jakiegoś ciemnego zakątka.
- Co my tu robimy?- Zapytałem, ale ona przyłożyła mi palec do ust.
-Cii.- Odwróciła się w drugą stronę, a potem powiedziała.- Przejście.-Potem szliśmy przez las. Nagle się zatrzymała i stanęła na przeciwko mnie. - Trzeba zawiązać ci oczy.
- Słucham?
- No bo to przecież niespodzianka.-Wzięła kawałek materiału i zawiązała mi go tak bym nic nie widział. Gdy stała tak blisko i dotykała rękoma moich włosów miałem ochotę okręcić się w jej stronę, porwać w ramiona i wbić się w jej usta. O rany. Opanuj się. Jeśli ona jest w stanie doprowadzić mnie do takiego stanu gdy tylko na nią spojrzę to co dalej.
- Daleko jeszcze?
- Chwila. Już jesteśmy. -Odwiązała mi chustę. A mym oczom okazał się niebywały widok.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro