Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

Zebranie watahy. Było ona najbardziej potężna ze wszystkich, ale komu mogła to zawdzięczać Oczywiście ich przywódcy Gabrielowi Dumontowi. Był on najbardziej szanowanym i budzącym respekt alfą. Swą siłę i pozycję zawdzięczał tylko sobie. Max spojrzał na alfę. W sali była cisza jak makiem zasiał. Wszyscy czekali na sygnał swojego przywódcy. W tedy on przemówił.

- Zwołaliśmy to zebranie z powodu, którym jest dobrze wszystkim wiadomy.- Tu spojrzał na swoją prawą stronę gdzie siedział Xavier. Miał brązowe włosy i niebieskie oczy. Twarz miał bardzo jasną. Na wcześniejszym spotkaniu, można powiedzieć że trochę przysnął. Teraz miał spuszczoną głowę. Gabriel westchnął z rezygnacja.-Ale żeby nie było niedomówień powtórzę raz jeszcze. Na zachodnim terytorium wybuchły zamieszki. Colt ty wież jak sobie z nimi poradzić prawda?- Colt to wysoki blondyn. Jest bardzo wierny alfie. Może też trochę przesadza z jego ochroną. Gdzie nie zobaczę alfy Colt tam jest. Przynajmniej teraz będę miał od niego spokój. Wcześniej wszędzie go było pełno.

-Oczywiście. Ale czy nie będę potrzebny  tobie?- No super wiedziałem że będzie chciał zostać, ale mam nadzieje że jednak sobie na chwilę pojedzie.

- Colt chyba coś powiedziałem- Wydawać by się mogło że Gabriel jest opanowany, wnioskuję z tego  jak mówi. Tak spokojnie, ale po jego oczach widzę że jest już zirytowany osobą Colta.

- Rozumiem.

- Świetnie. Jak wszystko ustaliliśmy, co na dziś dzień dzisiejszy jest najważniejsze możecie się udać do swoich codziennych obowiązków. A ty Max pójdziesz ze mną.- No i oto ja. Max. Mam jasne brązowe włosy, zielone oczy i ciemną karnację. Może nie grzeszę urodą zbytnio, ale i tak laski na mnie lecą. Wiecie mówię tak żeby nie było niedomówień. Poszedłem za alfą do salonu. Widziałem jak rozsiadł się na fotelu.

- Max , niedługo wyjeżdżamy.- Tego się nie spodziewałem. Ciekawe gdzie chce jechać.

- Jeśli można się spytać, to dokąd?- Patrzyłem na Gabriela z wyczekiwaniem. A ten uśmiechnął się pod nosem. Zbyt dobrze to nie wróżyło. Coś się święci, a ja nie wiem czy chce brać w tym udział. No a cóż mi pozostanie?-pomyślałem- Tak czy siak muszę się go słuchać. Biada temu kto tego nie zrobi.

- Maxymilianie, czy znasz rodzinę Refranów?

- Wiele o nich słyszałem. Podobno włada nimi bardzo silny alfa.- Już pożałowałem swoich słów.

- Ale chyba nie silniejszy ode mnie?- Jego oczy zrobiły się czarne. O matko. No i mam co chciałem. Nie będzie co ze mnie zbierać.W tej chwili Dumont się zaśmiał.

- Spokojnie. Więc co jeszcze słyszałeś? Mhm?

- No że ich przywódca zwie się Rodryk. Podobno ma bardzo piękną żonę Franczeskę. Mówiono że musiał się wysilić by ją zdobyć?

- Tak? A to niby czemu.

- Podobno jej uroda równa się charakterowi.

- Co masz na myśli?

- Mówią że ma serce jak ze złota, ale jak przyjdzie co do czego to ma też i cięty język.

- Doprawdy?

- Mhm. Król ma dwoje dzieci syna i córkę.

- Opowiedz coś więcej na ich temat Max. Skoro mamy tam się zjawić chce wiedzieć wszystko.- Wstał i podszedł do okna. Wydawałoby się że patrzy w przestrzeń.

- No więc. Syn ma na imię Aron. Bardzo twardy i nieugięty. Podobno nie okazuję swoich słabości.

- Ale przecież musi mieć jakąś prawda?

- O tak. Nie wiem co o tym sądzić, podobno jest bardzo zżyty ze swoją siostrą. Cały czas uważa by coś się jej nie przytrafiło, z jednej strony to trochę dziwne. Podobno ona nigdy nie opuściła murów pałacu. Ani on, ani ona nie maja swoich partnerów.

- Aha.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro