Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4


Rozamunda

Wszyscy przygotowywali się na przybycie wielkiego Gabriela Dumonta. Miałam tego już serdecznie dość. Nie mają już innych tematów do rozmów. Od środka rozbierała mnie wściekłość. Wszystko po prostu staje na głowie. Pamiętam jak przyszła wiadomość od tego Pana i władcy.

- Nie uwierzycie kto do nas zawita!- Powiedział ojciec.Ja na to nie zwracałam w ogóle uwagi. Przybywało tutaj tyle najróżniejszych osób że głowa mała. A ojciec ekscytuje się nie wiadomo czym. Tak się to zaczęło. Mój ojciec ma pewne plany względem tego osobnika. To pewne. Może naczytałam się zbyt dużo przeróżnych historyjek. Tak właśnie uwielbiam czytać najróżniejsze opowieści, a to dlatego że nie mogę wyjść przez te cholerne mury. Jak tak można żyć. Można powiedzieć że jedynymi osobami z którymi powinnam rozmawiać jest mój ojciec, matka i brat. Nie dość tego że ograniczyli mi wolność to jeszcze kazali mi zakładać jakiś durny welon, by nikt nie mógł ujrzeć mojej twarzy. Nie wiem po co to. Kiedyś nienawidziłam wszystkiego, sprzeciwiałam się rodzicom, ale teraz zrozumiałam że moje zachowanie było w jednym stopniu nierozważne co naganne.  Poddałam się woli ojca. Przecież wiem że chce dla mnie jak najlepiej. Może czasem odrobinę przesadza. Wiem jednak że robi to w dobrej wierze. Nagle usłyszałam krzyki. Do mojego pokoju wbiegła omega Kristal.

- Pani. Wielki alfa przybył-Więc tak, wszyscy oczekiwali że pójdę jak reszta złożyć ukłony jego wysokości.  Myśleliście że jestem potulna jak baranek, no jednak nie całkiem. Postanowiłam że nie pójdę na powitanie. Zaczęłam jednak myśleć w co się mogę ubrać, jako księżniczka. Chce wyglądać dostojnie, ale za razem ładnie. No, chyba jak każda normalna dziewczyna. Przecież wcale nie będę się stroić dla niego. Bo to by było. Nie. Po prostu niemożliwe. Przecież mówią o nim takie straszne rzeczy. Na prawdę nie pojmuję po co ojciec go tu ściągnął. Ale odpowiedź nasuwa mi się sama, Każdy wie że Dumont idzie jak taran. Zajął większość terenów zachodzie. Coś czuję że na tym nie poprzestanie. Wzięłam głęboki oddech. Powinnam się go bać, i tak właśnie jest. dopowiedziałam sobie. Postanowiłam się ubrać w:



Było już po kolacji. Kurczę spóźniłam się. Jak to ja. Zapomniałam wam choć w ogóle napomknąć jak wyglądam. No więc, mam długie włosy sięgające mi poza uda. Teraz kazałam z nich zrobić koka, są koloru czarnego. Bardzo jasna cera, jeśli nie biała. Wszystko przez to siedzenie w czterech ścianach. Oczy są koloru czarnego tak samo jak ojca. Nie jestem do niego podobna tylko z wyglądu, ale jak większość mówi również z charakteru. Poszłam w stronę jadalni, tam skąd pochodziły odgłosy rozmowy. Zatrzymałam się w progu. Zobaczyłam mamę siedzącą na rogówce. Brat stał przy matce. Trochę dalej od nich zauważyłam ojca z karafką w ręku. Stał koło niego jakiś mężczyzna. Był cały ubrany na czarno. Kurcze, nawet włosy takie miał. Nic dziwnego że niektórzy uciekali na sam jego widok. Wyglądał groźnie. Z letargu wyrwał mnie głos mojego ojca.

- Pozwolisz że Ci przedstawię moją córkę Rozamundę.- Ok tylko spokojnie.Nie może wyczuć że się denerwuję. Bo niby czym.

























Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro