Rozdział 12
Gabriel
Widać że Rodryk jest w szoku. Mój Boże. Ja jestem w jeszcze większym. Sam nie wiem czemu to powiedziałem.
~ Dobrze wież czemu ją wybrałeś.- No nie ma co. Jeszcze mi tu tylko mojego wilka brakowało.
~ Czego chcesz?- Byłem lekko wkurzony. A tak dobrze mi było gdy siedział cicho. Nie było go ani widu ani słychu, a teraz ni stąd ni z owond się pojawia i mnie karci.
~ Nie udawaj! Dlaczego niby postawiłeś Róże jako warunek. Mhm?
~ No bo...
~ Bo Ci się podoba. Czyżby tutaj ktoś zaczął czuć mięte?
~ Zamknij się!- Popatrzyłem na Rodryka z nie przeniknioną twarzą.
- No i jak?- Zapytałem. Widać że dopiero teraz się otrząsnął z tego co powiedziałem.
- Ale jak to. Chcesz Rozamundy. Dlaczego?
- To już moja sprawa.- O tak moja. A nad tym pytanie sam muszę się zastanowić bo nie znam na nie odpowiedzi.- Więc jak będzie.
- Nie zrobisz jej krzywdy prawda?- Spytał się mnie.
- Nie.
- Dobrze więc jeśli chodzi o ślub to..
- Niech odbędzie się w sobotę. Im szybciej tym lepiej.- Widziałem jak on tylko kiwa głową.- Zaraz zajmę się twoją sprawą. Nie będziesz miał więcej z nim problemów.- Powiedziawszy to wyszedłem z sali.
Rodryk
Co ja mam teraz zrobić. Nie mam wyboru. Lecz nie mam pojęcia dlaczego nasza córka. Przecież nie widział jak wygląda, a plotkarze mówią że ma pokiereszowaną twarz. Więc dlaczego? Nie wiem jak przyjmie to Rozamunda będę musiał z nią porozmawiać. Nagle do sali weszła moja żona. Ona zawsze przynosiła mi ukojenia w trudnych chwilach.
- Co Cię trapi?- spytała.Opowiedziałem jej o całym zajściu.- Ale jak to?
- Musisz poczynić przygotowania...
- Nie ma mowy. Nie oddam jej temu łobuzowi!- Złapałem się za głowę. No tak, a czego ja się mogłem po niej spodziewać. Na pewno nie tego że nie będzie miała żadnych zastrzeżeń. Albo tego że zrozumie naszą sytuacje.
- Dobrze wież że nie mamy wyjścia. Jeśli chcemy ocalić tych którzy nam zaufali musimy się na to zgodzić.
- Ale..
- Franczesko. Przynajmniej ty mnie spróbuj zrozumieć.
- A czy Rozamunda już wie?
- Jeszcze nie. Muszę z nią porozmawiać.
- Nie ma innego sposobu. Zaproponuj mu coś innego.
- Kurcze Franczeska! Przecież to nie ja mu zaproponowałem córkę. Tylko on ją chciał!- Miałem już tego dość. Wszyscy będą teraz uważać mnie za potwora. Będą mówić że sprzedałem własną córkę a to nie prawda!
Rozamunda
Szłam właśnie do ojca. Podobno ma jakąś pilną sprawę która nie może czekać. Gdy już jestem na miejscu widzę ojca, ale nie jest sam. Moja mama stoi przy oknie i płacze, ale dlaczego. Znów przeniosłam wzrok na ojca. Nie wiem skąd ale czułam że to co chce mi powiedzieć nie spodoba mi się.
- Co się dzieję?
- Córeczko. Muszę ci coś powiedzieć, ale za nim to zrobię musisz pamiętać. Jesteś królewną i masz pewne zobowiązania wobec królestwa. Wiec też że bardzo Cię z matką kochamy i gdyby była inna możliwość skorzystalibyśmy z niej.- ok. Teraz to już boję się na maxa.
- Powiesz mi wreszcie o co chodzi?
- Dla dobra podanych i tego królestwa musimy Cię wydać za mąż. Inaczej nie otrzymamy pomocy.-Stałam jak słup soli i wpatrywałam się w ojca z szokiem.
- Jak to?
- Wybacz Rozamundo.
- A za kogo mam niby wyjść?
- Za Gabriela.- Nie! Chyba się przesłyszałam.
- Co?!
- Kochanie..- Ojciec coś do mnie mówił ale ja nie słuchałam. Wybiegłam z komnaty na dziedziniec. Nie obchodziło mnie że pada deszcz. Biegłam przed siebie. Chciałam by to był tylko sen.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro