Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*8*

Po tym jak skończyli jeść choć za wiele tego nie było Amara zaproponowała, że może zorganizować dla dzieci jakieś zajęcie by się nie nudziły. Ten pomysł przypadł do gustu tak samo jak ich rodzicom jak i samym dzieciom. Akurat po drodze gdy Amara przeszukiwała sklep sportowy by znaleźć lepszą torbę bo poprzednia jej się porwała znalazła się w dziale z akcesoriami do różnych rodzai sportów. Jako że wiedziała, że Jason najbardziej lubi grać w baseball wzięła dwie piłki, rękawice oraz kij baseballowy by gdy go odnajdzie będą mogli wtedy razem zagrać.

Weszła do namiotu i zajrzała do torby. Założyła czapkę i rękawice, wyjęła piłkę oraz kij po czym wyszła. Podeszła do zgromadzonych.

-Kto ma ochotę zagrać?- zaczęła wymachiwać kijem udając że uderza w niewidzialną piłkę. Jason, Sophie i Carl entuzjastycznie przytaknęli wstając ze swoich miejsc i podbiegli do Amary, która zciągnęła z głowy czapkę i założyła ją na głowę Jason'a, a rękawice podała Carl'owi.- Chodźmy.

Weszli na wyższy teren gdzie nie ma drzew i jest trochę wolnej przestrzeni. Z tego miejsca widać budynki Atlanty. 

-Trzymaj kij obiema dłońmi, ale pamiętaj musisz mieć je lekko rozstawione. Zegnij trochę kolana i ustaw lewą nogę bardziej do przodu. Dobrze.- pokazała Carl'owi jak przyjąć poprawną pozycje po czym ustała za nim klęcząc z rękawicą w dłoni.- Gotowy?- zapytała chłopca, a on przytaknął.- Możesz rzucać.- zwróciła się do Jason'a, który stoi trochę dalej przed nimi i podrzuca sobie piłkę. Słysząc Amare przestał i stanął w pozycji by móc rzucić.- Dajesz!

Jason zamachnął się i rzucił piłkę w ich stronę. Niestety Carl'owi nie udało się jej odbić i złapała ją w rękawice ciemnowłosa.

-Nic nie szkodzi, pierwszy raz nie jest łatwy.- pocieszyła chłopca i podała piłkę do Jason'a.- Jeszcze raz!

Jason ponownie rzucił i tym razem Carl odbił piłkę, która poleciała prosto pod nogi stojącej trochę dalej od nich Sophie. Dziewczynka podniosła piłkę i rzuciła ją do Jason'a.

-Brawo, świetne odbicie.

Grali tak jeszcze z jakąś godzinę, zmieniając się na zmianę. Amara poczuła lekkie zmęczenie, ale dzieci nadal były chętne do dalszej gry wiec nie potrafiła im odmówić. Przynajmniej w ten sposób mogła dać im namiastkę dawnego życia i by mogły zapomnieć choć na moment o czyhającym zagrożeniu.  W czasie grania z nimi myślała nad zorganizowaniem jeszcze jakiejś innej rozrywki. Przecież nie będą ciągle grać w baseball, z czasem może im to się znudzić.

Gdy Amara miała w reku piłkę i chciała ją rzucić, z niższych partii z tej samej części gdzie jest rozstawione obozowisko usłyszała jak ktoś nawołuje jej imię. Zaprzestała gry i spojrzała w tamtym kierunku. Zobaczyła że Andrea macha do niej rękoma by przyszła. 

-Na dzisiaj starczy.- powiedziała ciemnowłosa do dzieci. Zabrali rzeczy i zaczęli schodzić.

Gdy wrócili Carl i Sophia poszli bezpośrednio do swoich mam, a Jason do namiotu by odłożyć rzeczy. Za to Amara podeszła do Andrei stojącej razem z Shane'm, Dale'm oraz Daryl'em przy kamperze, na którego dachu stoi Jim i stróżuje. 

-O co chodzi?- zapytała ciemnowłosa zgromadzonych.

-Nasi jeszcze nie wrócili z wypadu do miasta. Nie dają żadnych znaków. Mamy zamiar po nich pojechać.- powiedział z powagą Shane krzyżując ramiona.

-Chcecie bym jechała?

-Dobrze radzi sobie z sztywnymi.- wypowiedział się z pochwałą na jej temat Daryl. Amarze uniosły się kąciki ust do góry gdy na niego spojrzała. 

-To dobrze, ale lepiej zostań, ktoś musi pilnować reszty, pomożesz w tym Dale'owi. I jesteś lekarzem wiec tym bardziej powinnaś zostać.

-W porządku.

-Ja, Daryl i Andrea pojedziemy ich poszukać.

-Ej, ktoś jedzie!- krzyknął nagle Jim z dachu kampera. 

Czerwony samochód coraz szybciej zaczął zbliżać się do ich obozowiska niosąc przy tym głośny hałas włączonego alarmu. Gdy zatrzymał się blisko nich wysiadł z niego z radosną twarzą azjata.

-Wyłącz to do cholery!- warknął na niego Shane.

-Nie umiem tego zrobić.- odpowiedział mu azjata.

Jim zszedł z dachu i podbiegł do samochodu. Otworzył maskę i zaczął  grzebać coś w silniku po czym alarm zgasł. Reszta obozowiczów przerwała swoje zajęcia zainteresowana tym co się dzieje.

-Ktoś nowy?- zapytał azjata podchodząc w stronę stojącej Amary i Dale'a.- Jestem Glenn Rhee.- wyciągnął dłoń w stronę ciemnowłosej, którą uścisnęła przedstawiając się również.

-Amara Rogers.

-Ta Amara?- przyjrzał jej się zaskoczony, ale pozytywnie bo znowu się uśmiechnął.- Jason dużo nam o tobie opowiadał, czasami aż nie dało się mu zatkać ust.

-Wiem.- gdy zerknęła w bok zauważyła, że Daryl wywraca oczami najwyraźniej zirytowany. Z jakiegoś powodu rozśmieszyło ją to i cicho parsknęła pod nosem.

-Faktycznie widoczna ta blizna.- zwrócił uwagę Glenn, Amara potarła dłonią to miejsce.- Oczywiście to nie wygląda źle wręcz super. Kobiety z blizną są super.- zaczął paplać czując że nie powinien otwarcie zwracać uwagi na jej bliznę. Ale Amara nie zraziła się tylko uśmiechnęła się do niego.

-Dzięki.

-Gdzie reszta?- zapytał Shane.

-Zaraz tu będą. Utknęliśmy w sklepie towarowym, ale nowy pomógł nam się wydostać. Też jest policjantem jak ty Shane.

-Nowy?

Zza drzew wyłoniła się biała ciężarówka i zatrzymała się tuż za czerwonym autem, z której po chwili wysiadło dwóch mężczyzn jeden ciemnoskóry, a za nimi jeszcze inny mężczyzna w kapeluszu i w stroju policyjnym. Na jego widok Shane aż zaniemówił tępo wpatrując się w niego, przybyły mężczyzna też się w niego zaczął wpatrywać. 

-Tata?- zapytał Carl nie dowierzając po czym zaczął biec w stronę mężczyzny w kapeluszu, za nim podążyła jego matka. Mężczyzna złapał w objęcia chłopca i kobietę ciesząc się niezmiernie.

Reszta przyglądała się im, aż skończyli. Mężczyzna w kapeluszu przywitał się jeszcze z Shane'm.

-Gdzie mój brat?- zapytał Daryl nie zauważając go nigdzie. Przybyli mężczyźnie spojrzeli po sobie niepewnie.- Dopadli go?

-Nie do końca.- zaczął mówić policjant.- Przykułem go na dachu. Musiałem go tam zostawić, zagrażał nam.

-Że co zrobiłeś?!- zdenerwował się Daryl i z wściekłością przybliżył się do niego, ale Shane stanął miedzy nimi i ciemnoskóry ustał obok w razie czego.

-Mieliśmy go zabrać, ale kluczyk przepadł.

-Jak to?

-Gdy mieliśmy uciekać poszedłem po niego na dach. Gdy miałem go rozkuć potknąłem się o skrzynkę z narzędziami Dale'a. Upuściłem kluczyk. Ale zabezpieczyłem wejście, zakułem je łańcuchem by sztywni go nie dorwali.- wyjaśnił ciemnoskóry.

-Ty kretynie!- warknął Daryl i pchnął go. Ciemnoskóry upadł, a łucznik chciał już rzucić się na niego z pięściami, ale Shane i nowy złapali go. Shane założył mu dźwignie i rozkazał by się uspokoił. Brązowowłosy szarpał się jeszcze kilka chwil próbując się uwolnić z uścisku, ale nie dał rady. W końcu uspokoił się i Shane go puścił. 

-Uspokój się.

-To mój brat.- rozejrzał się po wszystkich Daryl z żalem i złością.

-Wszyscy wiemy jaki był, zachowywał się jak palant. Mogliśmy przez niego zginąć.- wtrącił Glenn.

-Uważaj na słowa.- wskazał go palcem Daryl.- Pojadę po niego. Amara jedziesz ze mną?- zwrócił się do ciemnowłosej patrząc na nią z prośbą. Miała już odpowiedzieć, ale Shane wyprzedził ją.

-Nigdzie z tobą nie jedzie, ty też nie. Nie będziemy narażać innych dla jednej osoby. Nie jest tego wart.

-Zamknij się! Nic o nim nie wiesz, o mnie też.

-To zły pomysł. Zaraz zacznie się ściemniać. W nocy sztywnych jest więcej. Nie dasz rady.- powiedział spokojnie ten w kapeluszu.

-Poradzę sobie, nie zostawię go.

-Jutro to zrobimy.

-Rick, nie.- powiedziała Lori do mężczyzny w kapeluszu. Spojrzał na nią.

-Już zdecydowałem.- Rick spojrzał na Daryl'a, który przytaknął głową że się zgadza po czym pchnął Shane'a ramieniem i poszedł. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro