Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*66*

Andrea skontaktowała się z nimi i poprosiła o spotkanie aby Rick mógł porozmawiać  z Gubernatorem, by spróbowali dogadać się i by nie doszło do niepotrzebnego rozlewu krwi. 

Rick na spotkanie zabrał ze sobą Daryl'a oraz Amare. Czekali przy stodole, miejscu w którym się umówili, aż skończą rozmawiać. Ale nie tylko oni tam byli. Gubernator zabrał ze sobą dwoje swoich ludzi, była tam z nimi jeszcze Andrea. Gdy Rick i Gubernator skończyli w końcu rozmowy rozeszli się i wrócili do siebie.

Daryl jechał na motorze przed Amarą i Rick'em, którzy jechali za nim samochodem. Ciemnowłosa prowadziła pojazd, a Rick siedział obok. Kobieta zerknęła na niego na chwile. Gdy wyszedł z stodoły zachowywał się dziwnie. Nic nie mówił ani nawet nie wspomniał o czym dokładnie rozmawiali. 

-Co zaproponował Gubernator?- zapytała, ale mężczyzna milczał. Był zbyt zamyślony i skupiony na czymś.- Rick?

-Hm, co?- były policjant po chwili spojrzał na nią wyrwany ze swoich myśli.

-Pytałam, jakie są warunki, które ustaliliście? I czy w ogóle jest możliwość pokoju?

-Nie zgodził się na podział terytorium, który zaproponowałem.- ciemnowłosa skinęła głową czekając aż będzie mówił dalej, ale milczał jakby zastanawiał się nad czymś.

-I?

-Nie mamy pewności czy odpuści jeśli spełnimy jego warunek. To chory człowiek.

-Wiem, ale nadal nie powiedziałeś czego chce.

-Michonne. Dał nam dwa dni na decyzje.

-Co?- Amara spojrzała na moment na niego zaskoczona.- On ją zabije, a później zabije nas.

-A co jeśli tego nie zrobi? Jeśli to jest właśnie rozwiązanie?

-Jeśli to zrobimy, czym wtedy będziemy różnić się od niego? To trudna decyzja. Może Gubernator dotrzymał by słowa, ale jaką mamy pewność? Gdyby nie Michonne, nie odzyskalibyśmy Maggie i Glenna.

-Jesteś wstanie poświecić życie kogoś w grupie dla niej?- Amara milczała. Cholera, nie wiedziała co w takiej sytuacji powinna by zrobić. Ale jak mogła tak po prostu oddać ją w ręce człowieka, który na pewno milutki dla niej nie będzie? Na pewno od razu jej nie zabije, będzie ją torturował. Zdążyli się przekonać jaki jest. I jak miałaby z tym dalej żyć? Coraz bardziej pogłębia się w mroku, z którego może już nie wyjść. - Nie mów pozostałym.- poprosił, a ciemnowłosa przytaknęła głową.

Gdy wrócili do wiezienia Rick powiedział im czego chce Gubernator, ale to nie było to samo co powiedział Amarze w samochodzie. Grimes wyjaśnił że Gubernator chce wiezienia, chce aby oni wszyscy zniknęli, umarli. Chce ich śmierci za to co zrobili w Woodbury. Zakończył mówić słowami: Idziemy na wojnę, po czym wyszedł z pomieszczenia. Amara nie rozumiała czemu kłamał, ale nikomu nic nie powiedziała tak jak ją o to poprosił.

~~~~

Następnego dnia

-To jedyny sposób.- powiedział Rick stojąc razem z Daryl'em i Amarą za dziedzińcem gdzie byli tylko oni. Musieli porozmawiać na osobności. Nie mogli ryzykować by ktoś ich podsłuchał, nawet gdyby byłoby to przez przypadek.- Nikt inny nie wie.

-Zamierzasz im powiedzieć?- zapytał Daryl.

-Kiedy już będzie po wszystkim. Musimy zrobić to dzisiaj i po cichu.

-Masz jakiś plan?- zapytała ciemnowłosa.

-Powiemy jej że musimy pogadać na osobności i wtedy to zrobimy.

-Nie jesteśmy tacy, stary.- stwierdził Daryl, nie był zachwycony tym. Ten warunek, który zaproponował Gubernator, nie mieli nawet pewności czy ten człowiek dotrzyma słowa. Przekonali się jaki może być, to co zrobił Maggie i Glenn'owi, to jak ich zaatakował i zniszczył część więzienia, tym bardziej pokazuje że może posunąć  się do zrobienia na prawdę złych rzeczy.

-Dokładnie.- przyznała ciemnowłosa. Nie chciała tak po prostu poświęcić Michonne, a zwłaszcza że im pomogła, ale też nie mogła pozwolić by ktoś z jej ludzi zginął. To był duży dylemat. Jak postąpić by nikt nie zginął i później móc spojrzeć w lustro i nie brzydzić się tego jakim człowiekiem się stało?

-Jeśli to zrobimy unikniemy walki. Nikt inny nie zginie... Potrzebujemy kogoś jeszcze.- stwierdził Grimes i spojrzał na kusznika.

-Pogadam z nim.- powiedział Daryl wiedząc, że Rick ma na myśli jego brata.

-Nie, ja to zrobię.- oświadczył Grimes po czym oddalił się od nich kierując się do wejścia na blok C.

Oboje stali w ciszy przyglądając się jak ich przyjaciel odchodzi.

-Czasami żałuje, że jestem jedną z jego zaufanych osób, nie musiałabym wtedy wiedzieć o tym. Myślisz że na prawdę to zrobi?- ciemnowłosa spojrzała na kusznika, który wzruszył ramionami.

-Może, nie wiem. Wolałbym nie.

-Ja też.

~~~~~

Zaczęli przygotowywać się do ataku Gubernatora. Ustawili na spacerniaku kolce i druty, aby gdy wrogowie wjadą tu pojazdami przebić im opony. Zabezpieczyli też dziedziniec metalowymi blachami by mieli dogodne miejsca, z których będą mogli strzelać i nie oberwać.

Amara weszła na blok po więcej amunicji. Ustała przy stoliku gdzie leży broń i zaczęła pakować naboje. Muszą upewnić się, że w każdym miejscu będzie dodatkowa amunicja w razie gdyby ktoś z nich został odcięty w czasie strzelaniny.

-Też wiesz o umowie, co?- do pomieszczenia wszedł Merle. Amara stała do niego tyłem zajęta tym po co tu przyszła.- Oczywiście, że wiesz.

-Nie mam czasu na bzdury.- burknęła po czym odwróciła się aby odejść, ale Merle zastawił jej drogę.

-Bzdurą jest oddanie jej w jego ręce?

-Czego chcesz? To Rick tu decyduje, nie ja.

-Ty i Daryl słuchacie się go jak psy swojego pana. Jak każe wam skoczyć wy pytacie jak wysoko.

-Zmierzasz do czegoś konkretnego?

-Wymięknie, tak jak ty i mój braciszek. Nie jesteście za tym, a on to wie. Nie zrobi tego. Nie jest taki.

-Może. 

-I tak nie unikniecie walki... A co do mojego brata...- pochylił się nad nią i szepnął jej na ucho.

Daryl wszedł do pomieszczenia i ustał w miejscu gdy zauważył jak jego brat mówił coś Amarze na ucho. Brązowowłosy poczuł złość. Merle odsunął się od niej z dziwnym uśmiechem, a ciemnowłosa zrobiła ciężką do zinterpretowania minę i skinęła nieznacznie głową. Można było stwierdzić że była zmartwiona i zdziwiona ale też... poruszona?

Daryl odchrząknął zwracając na siebie ich uwagę.

-Co tam braciszku?- zapytał Merle. Amara spojrzała na Daryl'a po czym minęła starszego Dixon'a i przeszła obok brązowowłosego zerkając ukradkiem na niego po czym wyszła z pomieszczenia.

~~~~

Amara razem z Daryl'em czekali na dziedzińcu na Rick'a. Tak jak Merle mówił, Rick zmienił zdanie. Nie był wstanie tego zrobić i nikt nie miał do niego pretensji. 

-Co ci powiedział?- zapytał Daryl przerywając miedzy nimi trochę niewygodną cisze. Amara spojrzała na niego. Patrzył na nią żądając odpowiedzi. Ciemnowłosa skuliła się lekko w sobie przygryzając dolną wargę. Raczej nie miała ochoty w tej chwili mówić o tym.

-Hej!- Rick pospiesznie wybiegł z budynku.- Mamy problem.

-O co chodzi?- zapytała Amara. Cieszyła się że Rick im przerwał. Wolała porozmawiać z Daryl'em na osobności.

-Nie mogę znaleźć Merle ani Michonne.

Cholera. Pobiegli szybko do środka budynku. Daryl poprowadził ich do miejsca gdzie ostatni raz widział swojego brata.

-Był tutaj i szukał dragów. W sumie dużo gadał.- powiedział Daryl gdy dostali się do pomieszczenia z generatorami.

-Na przykład co?- zapytał Rick razem z nimi przeszukując pomieszczenie.

-Że zmienisz zdanie.

-Zabrał ją tutaj.- Amara zauważyła szmatkę i plecak na ziemi pod ścianą, podeszła tam.

-Ruszam za nim.- powiedział Daryl i zbliżył się do drugich drzwi, które prowadzą na korytarz i do tylnego wyjścia z pomieszczenia na boczny dziedziniec budynku.

-Idę z tobą.- ciemnowłosa podążyła tuż za nim, a za nią poszedł Rick.

-Nie, zostań.- nie zgodził się kusznik. Kobieta spojrzała na niego z determinacją.

-I tak pójdę za tobą. Nie powstrzymasz mnie, wiesz o tym.- brązowowłosy spojrzał na nią, a później na Rick'a i westchnął.

-Niech będzie.- poddał się Daryl, nie było sensu kłócić się z nią. Tylko zmarnowali by cenny czas.

-Przyprowadźcie ich. Uważajcie na siebie.- powiedział Rick zwracając się do ich obojga. Skinęli głowami po czym razem wyszli na zewnątrz.

Przemieszczali się jak najszybciej mogli podążając za śladami, które Merle i Michonne zostawili. Nie byli pewni czy na czas ich znajdą, ale nie zwolnili tylko szli dalej.

Tropy doprowadziły ich poza las gdzieś w okolicy osiedla domów wielorodzinnych. Gdy wyszli spomiędzy drzew kilka metrów przed nimi była Michonne, która przebiła swoim mieczem głowę piechura. Nigdzie nie było widać Merle. Jest sama co oznacza tylko jedno, że... 

-Gdzie mój brat?- zapytał gniewnie Daryl.- Zabiłaś go?- ciemnowłosa usłyszała niepewność w jego głosie. Ciemnoskóra kobieta spojrzała na nich nie spiesząc się z odpowiedzią.

-Wypuścił mnie.

Daryl skinął nieznacznie głową odczuwając ulgę. Jego brat jeszcze żyje.

-Powinnaś z nią wrócić.- brązowowłosy szepnął do Amary pochylając się w jej stronę.

-Nie zostawię cie.

-Nie wiemy co tam zastaniemy.

-Tym bardziej chce iść z tobą.- nie chciała go zostawić. Przeczuwała, że coś się stanie, a zwłaszcza że Merle zdecydował się wypuścić Michonne i sam poszedł prawdopodobnie rozprawić się z Gubernatorem.

-Dobrze.- zgodził się brązowowłosy po czym ruszył w drogę, a ciemnowłosa podążyła tuż za nim.

Byli blisko miejsca, w którym dwa dni temu spotkał się Rick z Gubernatorem i tu właśnie mieli spotkać się ponownie aby przekazać mu Michonne. Gdy szli miedzy rozpadającymi się budynkami zauważyli kilka martwych ciał z roztrzaskanymi głowami. W oddali stał pusty samochód. Musiała rozegrać się tu strzelanina. Ale nigdzie nie było oznak żywych ludzi, były tylko martwe trupy. Nie widać też ludzi  Gubernatora i samej jego osoby.

Amara wbiła maczetę w głowę sztywnego, który był zajęty pożywianiem się jakimś mężczyzną. Daryl poszedł dalej przeszukując teren. Zatrzymał się gwałtownie zauważając coś przed sobą. Rogers zbliżyła się do niego podążając wzrokiem w miejsce, na które patrzy.

-O Boże.- jęknęła z goryczą i zasłoniła usta dłonią. 

Przed nimi był Merle klęcząc przy czyimś ciele, ale nie był już sobą. Został postrzelony w klatkę piersiową. Pochylał się nad ciałem pożerając jego części. Amara spojrzała na Daryl'a, który załamany ze łzami w oczach patrzył na martwego brata, który przemienił się w sztywnego. Merle podniósł głowę zwracając na nich uwagę i podniósł się ociężale. Charcząc i prawie potykając się o zwłoki zaczął iść w ich stronę. Ciemnowłosa wyciągnęła maczetę robiąc dwa kroki do przodu gdy brązowowłosy nie ruszył się tylko patrzył. Stał oszołomiony, zrozpaczony i zraniony śmiercią brata, którego prawdopodobnie, a raczej na pewno, zabił Gubernator.

Młodszy Dixon gwałtownie złapał Amare za ramie i szarpnął ją do tyłu chowając za siebie. Sam wyciągnął nóż, a gdy Merle z brudną we krwi twarzą wyciągnął do przodu ramiona aby go złapać Daryl pchnął go mocno, a ten upadł. Ze łzami w oczach brązowowłosy przycisnął go do ziemi i wbił mu w głowę nóż. Z wściekłością nawet gdy już go zabił wbijał ostrze w jego głowę dopóki Amara nie złapała go od tyłu i nie odciągnęła od martwego ciała jego brata. Siedzieli na ziemi, a ciemnowłosa obejmowała go mocno. Mężczyzna szlochał nie przejmując się, że widzi go w takim stanie. Nie miał w tej chwili siły, poddał się smutkowi i rozpaczy. Kobieta przycisnęła twarz do jego ramienia obejmując go wokół torsu. Sama również zaczęła ronić słone łzy. Serce jej pękło. Nie mogła znieść tego jak Daryl cierpiał, nie mogła wytrzymać widząc go w takim stanie. Chciała mu pomóc wesprzeć go. Dlatego poszła z nim. Obawiała się że Merle zrobi coś głupiego. Wtedy to co jej szepnął na ucho, brzmiało jak pożegnalne słowa. Merle nie był najlepszym człowiekiem, ale mimo to nie chciała jego śmierci.

Daryl położył swoje dłonie na jej dłoniach, które trzymała na jego ciele i ścisnął je kołysząc się lekko. To tak bolało. Stracił jedynego członka swojej rodziny, który żył. Merle był dupkiem, ale był jego bratem i kochał go. A ten skurwiel, Gubernator, zabił go.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro