*55*
Następnego dnia
Amara zabrała torbę i upewniła się że ma załadowany pistolet oraz ostrza przypięte do uda i paska. Wzięła jeszcze krótkofalówki, oczywiście sprawdziła czy działają i wyszła z celi. Minęła Hershel'a, Beth z maleństwem oraz Carol w pomieszczeniu, które służy im jako jadalnia i pokój wspólny. Przywitała się z nimi skinieniem głowy i uśmiechami po czym wyszła z bloku na zewnątrz. Na dziedzińcu zastała Maggie i Glenn'a stojących przy czerwonym jeep'ie oraz Daryl'a, który z nimi rozmawiał. Cała trójka przyglądała się mapie rozłożonej na masce samochodu. Amara podeszła do nich, a oni spojrzeli na nią.
-Jadę z wami.- oświadczyła ciemnowłosa.
-Nie ma mowy.- powiedział ostro Daryl i wrócił do przeglądania mapy.
-Nie jesteś moim szefem, zorbie co chce. Ale to od ciebie zależy czy wyjdzie to na korzyść czy nie.- ciemnowłosa skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej. Mężczyzna westchną i spojrzał na Maggie i Glenn'a szukając pomocy. Ale ta dwójka nie chciała wplątywać się w kłótnie miedzy nimi i właściwie to lepiej żeby więcej osób jechało to będą mogli przeszukać więcej miejsc.
-Niech ci będzie.- mruknął patrząc na zadowoloną jego odpowiedzią Amare.
-Świetnie.- podeszła bliżej do maski samochodu i lekko pchnęła biodrem Daryl'a by zrobił jej więcej miejsca. Pochyliła się nad mapą i przyjrzała się jej.- Podzielimy się na dwie grupy. Maggie i Glenn, pojedziecie na zachód, tutaj.- wskazała palcem na mapie.- Jest tam sklep towarowy oraz stacja z barem i motelem. To miejsce jest trochę na uboczu głównej drogi wiec myślę że możecie coś tam znaleźć. Ja z Daryl'em udamy się na wschód do miasteczka. To trochę daleko, ale może nie zostało one całkowicie splądrowane. Weźcie krótkofalówkę. Skontaktujemy się z wami gdy będziemy wracać. Jeśli coś się będzie działo, dajecie znać. Bezpieczne słowo to burza. Okay?
-Tak.- przytaknęła Maggie.
-Plan brzmi dobrze.- powiedział Glenn po czym złożył mapę i razem ze swoją dziewczyną odeszli by wsiąść do samochodu.
-Nie powinnaś jechać.- mruknął Daryl. Amara spojrzała na niego mrużąc oczy.
-Dlaczego?- nie rozumiała czemu nagle stał się taki opiekuńczy. Czy może znowu z jakiegoś nieznanego jej powodu jest obrażony albo zły na nią? Z nim nigdy nie wiadomo.
-Dobrze wiesz czemu.- przeszedł obok niej w stronę srebrnego chevroleta. Amara trochę się zmieszała. I od razu pomyślała o tym że mogą kogoś tam spotkać. A wtedy nie wiadomo co by zrobiła. Jeszcze nadal nie doszła do siebie, ale nie chciała siedzieć w miejscu, przytłaczało ją to.
Daryl otworzył drzwi samochodu i już miał wsiąść za kierownice kiedy ciemnowłosa wepchnęła się przed niego.
-Ja prowadzę.- wystawiła dłoń, a on przewrócił oczami i oddał jej kluczyki. Ciemnowłosa rzuciła na tył swoją torbę i usiadła za kierownicą. Odczekała chwile by brązowowłosy usiadł na siedzeniu obok i odpaliła silnik ruszając za czerwonym jeep'em, którym jadą Maggie i Glenn. Carl rozsunął siatkę by mogli wjechać na spacerniak i ruszyć w stronę bramy gdzie Axel otworzył im bramę, a Oscar przy ogrodzeniu zwracał uwagę sztywnych na siebie aby mogli bez problemu przejechać. Jechali kawałek drogi razem po czym na rozdrożu rozdzielili się. Ona i kusznik pojechali na prawo, a Maggie i Glenn na lewo.
Jechali w ciszy przez pierwsze kilka minut. Ciemnowłosa zerknęła na siedzącego obok mężczyznę, który opiera się łokciem o drzwi i przygryza naskórek na kciuku. Jakiś czas temu zauważyła, że robi to gdy się denerwuje albo go coś meczy.
-Wszystko w porządku?
-Mhm.
-Rozumiem, że myślisz że jestem jeszcze nie gotowa, ale siedzenie tam zaczynało mnie dobijać. Nie masz się czym martwić.
-Aha.- burknął.
-Tak w ogóle to dzięki, że mnie wczoraj odniosłeś. Nawet nie zauważyłam kiedy przysnęłam.
Skinął głową w odpowiedzi, ale tego ciemnowłosa nie zauważyła ponieważ patrzyła przed siebie. Resztę drogi spędzili w ciszy. Wjechali do miasteczka, które przypomina miasto duchów. Amara zwolniła aby łatwiej im było rozejrzeć się po okolicy i poszukać jakiś sklepów, czy czegokolwiek co może się nadać do przeszukania.
-Tam.- Daryl wskazał w prawo. Ciemnowłosa skręciła we wskazanym kierunku i zatrzymała samochód przy supermarkecie, który kusznik zauważył. Zgasiła silnik i oboje wysiedli. Amara sięgnęła po torbę na tylnym siedzeniu i przewiesiła sobie ją przez ramie.
Oboje podeszli do szerokich szklanych drzwi. Jedna z szyb tworząca jedną z ścian sklepu jest rozbita. Ciemnowłosa zajrzała przez nią.
-Widzisz ich?
-Nie.
Podeszli do drzwi. Daryl uderzył w nie mocno. Odczekali chwile nasłuchując. Jeden z sztywnych uderzył w drzwi po drugiej stronie.
-Chyba tylko jeden.- powiedziała ciemnowłosa nie zauważając aby sztywny miał więcej towarzyszy po czym spojrzała na Daryl'a, który skinął jej głową, że jest gotowy i może otworzyć drzwi. Rogers ustała za drzwiami i pociągnęła za klamkę, a szwedacz w stroju sprzedawcy wyszedł z budynku i zamiast skierować się w stronę kusznika zbliżył się do niej. Już sięgnęła ręką po maczetę, ale Daryl bez problemu zastrzelił go z kuszy.- Dzięki.
Daryl wszedł jako pierwszy trzymając przed sobą kusze, a po nim Amara z maczetą w reku. Ciemnowłosa zatrzymała się przy wózkach i wzięła jeden. Brązowowłosy spojrzał na nią przez ramie. Cześć supermarketu była zdemolowana i pusta, ale gdy przechodzili miedzy półkami szybko udało im się napełnić cały wózek, a jeszcze nie przeszli przez cały sklep. Wiec Daryl poszedł odwieźć wózek i zapakować rzeczy do samochodu, a Amara wzięła drugi i zaczęła go napełniać. Nie tylko znaleźli puszkowane jedzenie, ale też rzeczy codziennego użytku, trochę pokarmu dla dzieci i pieluch, ubrania, a nawet lekarstwa. To miejsce okazało się być kopalnią złota.
Amara zatrzymała się przy kolejnej półce. Wózek już prawie cały napełniła. Podeszła i przykucnęła zauważając że na najniższej półce coś leży. Uśmiechnęła się sama do siebie widząc aż siedem puszek spaghetti. Musiała wsadzić głowę by je sięgnąć i sprawdzić datę ważności. Na szczęście nie były przeterminowane.
-Czego tam szukasz?- Amara podskoczyła wystraszona i uderzyła się głową w półkę.
-Ał.- jęknęła gładząc ręką głowę i spojrzała na kusznika stojącego za nią.- Chyba coś ci mówiłam abyś mnie tak nie zachodził.
-Powinnaś być czujna. Co by było gdyby to był sztywny, a nie ja?
-Usłyszałabym najpierw charczenie wiec by mnie nie zaskoczył. W przeciwieństwie do ciebie, czasami nawet nie słychać jak oddychasz. A może wcale nie oddychasz?- zażartowała, chwyciła wszystkie puszki i podniosła się z podłogi aby włożyć je do wózka sklepowego. Gdy to zrobiła pchnęła wózek aby pójść dalej.
-Wtedy byłbym chodzącym trupem.- powiedział kusznik idąc za nią i rozglądając się.
-Pewnie tak.- zatrzymała się przy wysokiej półce z proszkowanymi rzeczami. Widać było że ludzie nie byli chętni zbytnio aby je brać, a zostało ich całkiem sporo.
-Po co nam to?- zapytał kusznik gdy Amara zaczęła brać do reki produkty, a gdy miały jeszcze dobrą ważność wkładała je do wózka.
-Mąka się przyda. Na dziedzińcu możemy zrobić piec z gliny. Carol będzie mogła piec nawet chleb czy ciasta. Jeśli oczywiście będą produkty. Nie będziemy musieli rozpalać ognisk aby upiec mięso czy zgrzać wodę.
-Dobry pomysł.
Gdy ciemnowłosa zapakowała to co uznała za użyteczne ruszyli ku wyjściu. To była ostatnia cześć, którą już sprawdzili. Wyszli na zewnątrz i zaczęli pakować rzeczy do chevroleta.
Daryl zamknął bagażnik gdy skończyli.
-Nie sprawdziliśmy jeszcze zaplecza.- stwierdziła Amara spoglądając na supermarket.
-Nawet jeśli coś tam jest, to nie zapakujemy już tego do samochodu. Nie ma już miejsca.
-Ale warto sprawdzić by później wiedzieć czy warto tu wrócić.
-Racja.
Oboje wrócili do sklepu i poszli na tył. Gdy tam doszli zobaczyli że drzwi są zamknięte na kłódkę. Rozwalili ją po czym otworzyli drzwi na roścież i wymierzyli bronią w stronę środka, ale nic nie pojawiło się. Amara pierwsza weszła do środka świecąc latarką przed nimi. Krążyli po pomieszczeniu spowitym w mroku. Zauważyli tylne wyjście z magazynu.
-O cholera. Spójrz na to.- powiedziała Amara świecąc na zgrzewki wody stojące pod ścianą, obok były zgrzewki jeszcze innych napoi.- To się nazywa fart.- zaśmiała się.
-Wracajmy.
-Ale jeszcze nie sprawdziliśmy wszystkiego. Może dalej coś znajdziemy jeszcze.
-Sprawdzimy to później gdy wrócimy tu z innymi.
-Niech ci będzie.- westchnęła wiedząc że Daryl ma racje. Mężczyzna wyszedł pierwszy. Ciemnowłosa zatrzymała się słysząc jakiś szmer gdzieś w oddali za sobą. Cofnęła się i przeszła miedzy wysokimi półkami. Puszka poturlała się w jej stronę. Przycisnęła puszkę stopą gdy podtulała się jej pod nogi.- Co jest?
Usłyszała przed sobą uderzenie o półki. Nakierowała w tamtą stronę latarkę podchodząc bliżej.
-Ah. To tylko ty skóro-jadzie. - kobieta westchnęła widząc przyciśniętego pod obwaloną szafką sztywnego, wokół którego są porozrzucane puszki z żarciem.- Chyba wszystkiego nie zjesz, co?- przykucnęła i wzięła jedną puszkę do reki.- Ziemne orzeszki. Lubisz?- pokazała mu puszkę, ale ten tylko charczał i wyciągał w jej stronę nieprzygniecione ramie próbując ją dosięgnąć.- Po co się pytam. Przecież wolałbyś utopić te swoje zgniłe zęby w moim ciele niż zjeść orzeszka.- schowała puszkę do torby po czym zbliżyła się do sztywnego i przytrzymała jego ramie aby mogła bez problemu zatopić w jego czaszce swój nóż. Wytarła ostrze w jego ubranie po czym podniosła się i skierowała do wyjścia z magazynu.
-Daryl?- zapytała niezbyt głośno rozglądając się po sklepie.- Serio? Zostawiłeś mnie. A co by było gdyby sztywnych było więcej.- powiedziała sama do siebie gdy szła w kierunku wyjścia, ale zatrzymała się i szybko schowała za półką gdy zobaczyła jakiś ludzi na zewnątrz. Wyjrzała dyskretnie aby dokładniej się im przyjrzeć. Naliczyła ich czterech i okrążyli kogoś.- Daryl.- szepnęła widząc go na kolanach z założonymi za głową rękoma, a dwoje z mężczyzn celuje w niego z broni. No to mamy kłopoty, pomyślała ciemnowłosa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro