Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*55*

Następnego dnia

Amara zabrała torbę i upewniła się że ma załadowany pistolet oraz ostrza przypięte do uda i paska. Wzięła jeszcze krótkofalówki, oczywiście sprawdziła czy działają i wyszła z celi. Minęła Hershel'a, Beth z maleństwem oraz Carol w pomieszczeniu, które służy im jako jadalnia i pokój wspólny. Przywitała się z nimi skinieniem głowy i uśmiechami po czym wyszła z bloku na zewnątrz. Na dziedzińcu zastała Maggie i Glenn'a stojących przy czerwonym jeep'ie oraz Daryl'a, który z nimi rozmawiał. Cała trójka przyglądała się mapie rozłożonej na masce samochodu. Amara podeszła do nich, a oni spojrzeli na nią.

-Jadę z wami.- oświadczyła ciemnowłosa.

-Nie ma mowy.- powiedział ostro Daryl i wrócił do przeglądania mapy.

-Nie jesteś moim szefem, zorbie co chce. Ale to od ciebie zależy czy wyjdzie to na korzyść czy nie.- ciemnowłosa skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej. Mężczyzna westchną i spojrzał na Maggie i Glenn'a szukając pomocy. Ale ta dwójka nie chciała wplątywać się w kłótnie miedzy nimi i właściwie to lepiej żeby więcej osób jechało to będą mogli przeszukać więcej miejsc.

-Niech ci będzie.- mruknął patrząc na zadowoloną jego odpowiedzią Amare.

-Świetnie.- podeszła bliżej do maski samochodu i lekko pchnęła biodrem Daryl'a by zrobił jej więcej miejsca. Pochyliła się nad mapą i przyjrzała się jej.- Podzielimy się na dwie grupy. Maggie i Glenn, pojedziecie na zachód, tutaj.- wskazała palcem na mapie.- Jest tam sklep towarowy oraz stacja z barem i motelem. To miejsce jest trochę na uboczu głównej drogi wiec myślę że możecie coś tam znaleźć. Ja z Daryl'em udamy się na wschód do miasteczka. To trochę daleko, ale może nie zostało one całkowicie splądrowane. Weźcie krótkofalówkę. Skontaktujemy się z wami gdy będziemy wracać. Jeśli coś się będzie działo, dajecie znać. Bezpieczne słowo to burza. Okay?

-Tak.- przytaknęła Maggie.

-Plan brzmi dobrze.- powiedział Glenn po czym złożył mapę i razem ze swoją dziewczyną odeszli by wsiąść do samochodu.

-Nie powinnaś jechać.- mruknął Daryl. Amara spojrzała na niego mrużąc oczy. 

-Dlaczego?- nie rozumiała czemu nagle stał się taki opiekuńczy. Czy może znowu z jakiegoś nieznanego jej powodu jest obrażony albo zły na nią? Z nim nigdy nie wiadomo.

-Dobrze wiesz czemu.- przeszedł obok niej w stronę srebrnego chevroleta. Amara trochę się zmieszała. I od razu pomyślała o tym że mogą kogoś tam spotkać. A wtedy nie wiadomo co by zrobiła. Jeszcze nadal nie doszła do siebie, ale nie chciała siedzieć w miejscu, przytłaczało ją to. 

Daryl otworzył drzwi samochodu i już miał wsiąść za kierownice kiedy ciemnowłosa wepchnęła się przed niego.

-Ja prowadzę.- wystawiła dłoń, a on przewrócił oczami i oddał jej kluczyki. Ciemnowłosa rzuciła na tył swoją torbę i usiadła za kierownicą. Odczekała chwile by brązowowłosy usiadł na siedzeniu obok i odpaliła silnik ruszając za czerwonym jeep'em, którym jadą Maggie i Glenn. Carl rozsunął siatkę by mogli wjechać na spacerniak i ruszyć w stronę bramy gdzie Axel otworzył im bramę, a Oscar przy ogrodzeniu zwracał uwagę sztywnych na siebie aby mogli bez problemu przejechać. Jechali kawałek drogi razem po czym na rozdrożu rozdzielili się. Ona i kusznik pojechali na prawo, a Maggie i Glenn na lewo.

Jechali w ciszy przez pierwsze kilka minut. Ciemnowłosa zerknęła na siedzącego obok mężczyznę, który opiera się łokciem o drzwi i przygryza naskórek na kciuku. Jakiś czas temu zauważyła, że robi to gdy się denerwuje albo go coś meczy.

-Wszystko w porządku?

-Mhm.

-Rozumiem, że myślisz że jestem jeszcze nie gotowa, ale siedzenie tam zaczynało mnie dobijać. Nie masz się czym martwić.

-Aha.- burknął.

-Tak w ogóle to dzięki, że mnie wczoraj odniosłeś. Nawet nie zauważyłam kiedy przysnęłam. 

Skinął głową w odpowiedzi, ale tego ciemnowłosa nie zauważyła ponieważ patrzyła przed siebie. Resztę drogi spędzili w ciszy. Wjechali do miasteczka, które przypomina miasto duchów. Amara zwolniła aby łatwiej im było rozejrzeć się po okolicy i poszukać jakiś sklepów, czy czegokolwiek co może się nadać do przeszukania.

-Tam.- Daryl wskazał w prawo. Ciemnowłosa skręciła we wskazanym kierunku i zatrzymała samochód przy supermarkecie, który kusznik zauważył. Zgasiła silnik i oboje wysiedli. Amara sięgnęła po torbę na tylnym siedzeniu i przewiesiła sobie ją przez ramie.

Oboje podeszli do szerokich szklanych drzwi. Jedna z szyb tworząca jedną z ścian sklepu jest rozbita. Ciemnowłosa zajrzała przez nią. 

-Widzisz ich?

-Nie.

Podeszli do drzwi. Daryl uderzył w nie mocno. Odczekali chwile nasłuchując. Jeden z sztywnych uderzył w drzwi po drugiej stronie.

-Chyba tylko jeden.- powiedziała ciemnowłosa nie zauważając aby sztywny miał więcej towarzyszy po czym spojrzała na Daryl'a, który skinął jej głową, że jest gotowy i może otworzyć drzwi. Rogers ustała za drzwiami i pociągnęła za klamkę, a szwedacz w stroju sprzedawcy wyszedł z budynku i zamiast skierować się w stronę kusznika zbliżył się do niej. Już sięgnęła ręką po maczetę, ale Daryl bez problemu zastrzelił go z kuszy.- Dzięki.

Daryl wszedł jako pierwszy trzymając przed sobą kusze, a po nim Amara z maczetą w reku. Ciemnowłosa zatrzymała się przy wózkach i wzięła jeden. Brązowowłosy spojrzał na nią przez ramie. Cześć supermarketu była zdemolowana i pusta, ale gdy przechodzili miedzy półkami szybko udało im się napełnić cały wózek, a jeszcze nie przeszli przez cały sklep. Wiec Daryl poszedł odwieźć wózek i zapakować rzeczy do samochodu, a Amara wzięła drugi i zaczęła go napełniać. Nie tylko znaleźli puszkowane jedzenie, ale też rzeczy codziennego użytku, trochę pokarmu dla dzieci i pieluch, ubrania, a nawet lekarstwa. To miejsce okazało się być kopalnią złota.

Amara zatrzymała się przy kolejnej półce. Wózek już prawie cały napełniła. Podeszła i przykucnęła zauważając że na najniższej półce coś leży. Uśmiechnęła się sama do siebie widząc aż siedem puszek spaghetti. Musiała wsadzić głowę by je sięgnąć i sprawdzić datę ważności. Na szczęście nie były przeterminowane.

-Czego tam szukasz?- Amara podskoczyła wystraszona i uderzyła się głową w półkę.

-Ał.- jęknęła gładząc ręką głowę i spojrzała na kusznika stojącego za nią.- Chyba coś ci mówiłam abyś mnie tak nie zachodził.

-Powinnaś być czujna. Co by było gdyby to był sztywny, a nie ja?

-Usłyszałabym najpierw charczenie wiec by mnie nie zaskoczył. W przeciwieństwie do ciebie, czasami nawet nie słychać jak oddychasz. A może wcale nie oddychasz?- zażartowała, chwyciła wszystkie puszki i podniosła się z podłogi aby włożyć je do wózka sklepowego. Gdy to zrobiła pchnęła wózek aby pójść dalej.

-Wtedy byłbym chodzącym trupem.- powiedział kusznik idąc za nią i rozglądając się.

-Pewnie tak.- zatrzymała się przy wysokiej półce z proszkowanymi rzeczami. Widać było że ludzie nie byli chętni zbytnio aby je brać, a zostało ich całkiem sporo.

-Po co nam to?- zapytał kusznik gdy Amara zaczęła brać do reki produkty, a gdy miały jeszcze dobrą ważność wkładała je do wózka.

-Mąka się przyda. Na dziedzińcu możemy zrobić piec z gliny. Carol będzie mogła piec nawet chleb czy ciasta. Jeśli oczywiście będą produkty. Nie będziemy musieli rozpalać ognisk aby upiec mięso czy zgrzać wodę.

-Dobry pomysł.

Gdy ciemnowłosa zapakowała to co uznała za użyteczne ruszyli ku wyjściu. To była ostatnia cześć, którą już sprawdzili. Wyszli na zewnątrz i zaczęli pakować rzeczy do chevroleta.

Daryl zamknął bagażnik gdy skończyli.

-Nie sprawdziliśmy jeszcze zaplecza.- stwierdziła Amara spoglądając na supermarket.

-Nawet jeśli coś tam jest, to nie zapakujemy już tego do samochodu. Nie ma już miejsca.

-Ale warto sprawdzić by później wiedzieć czy warto tu wrócić.

-Racja.

Oboje wrócili do sklepu i poszli na tył. Gdy tam doszli zobaczyli że drzwi są zamknięte na kłódkę. Rozwalili ją po czym otworzyli drzwi na roścież i wymierzyli bronią w stronę środka, ale nic nie pojawiło się. Amara pierwsza weszła do środka świecąc latarką przed nimi. Krążyli po pomieszczeniu spowitym w mroku. Zauważyli tylne wyjście z magazynu.

-O cholera. Spójrz na to.- powiedziała Amara świecąc na zgrzewki wody stojące pod ścianą, obok były zgrzewki jeszcze innych napoi.- To się nazywa fart.- zaśmiała się.

-Wracajmy.

-Ale jeszcze nie sprawdziliśmy wszystkiego. Może dalej coś znajdziemy jeszcze.

-Sprawdzimy to później gdy wrócimy tu z innymi.

-Niech ci będzie.- westchnęła wiedząc że Daryl ma racje. Mężczyzna wyszedł pierwszy. Ciemnowłosa zatrzymała się słysząc jakiś szmer gdzieś w oddali za sobą. Cofnęła się i przeszła miedzy wysokimi półkami. Puszka poturlała się w jej stronę. Przycisnęła puszkę stopą gdy podtulała się jej pod nogi.- Co jest?

Usłyszała przed sobą uderzenie o półki. Nakierowała w tamtą stronę latarkę podchodząc bliżej.

-Ah. To tylko ty skóro-jadzie. - kobieta westchnęła widząc przyciśniętego pod obwaloną szafką sztywnego, wokół którego są porozrzucane puszki z żarciem.- Chyba wszystkiego nie zjesz, co?- przykucnęła i wzięła jedną puszkę do reki.- Ziemne orzeszki. Lubisz?- pokazała mu puszkę, ale ten tylko charczał i wyciągał w jej stronę nieprzygniecione ramie próbując ją dosięgnąć.- Po co się pytam. Przecież wolałbyś utopić te swoje zgniłe zęby w moim ciele niż zjeść orzeszka.- schowała puszkę do torby po czym zbliżyła się do sztywnego i przytrzymała jego ramie aby mogła bez problemu zatopić w jego czaszce swój nóż. Wytarła ostrze w jego ubranie po czym podniosła się i skierowała do wyjścia z magazynu.

-Daryl?- zapytała niezbyt głośno rozglądając się po sklepie.- Serio? Zostawiłeś mnie. A co by było gdyby sztywnych było więcej.- powiedziała sama do siebie gdy szła w kierunku wyjścia, ale zatrzymała się i szybko schowała za półką gdy zobaczyła jakiś ludzi na zewnątrz. Wyjrzała dyskretnie aby dokładniej się im przyjrzeć. Naliczyła ich czterech i okrążyli kogoś.- Daryl.- szepnęła widząc go na kolanach z założonymi za głową rękoma, a dwoje z mężczyzn celuje w niego z broni. No to mamy kłopoty, pomyślała ciemnowłosa. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro