Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*54*

Minęły dwa dni, a Amara cały czas siedziała w swojej celi. Chciała sama uporać się z żałobą. Musiała się jakoś po tym pozbierać. Próbowali ją nakłonić aby wyszła, ale nie chciała. Czuła że potrzebuje trochę samotności aby wszystko sobie poukładać i dojść do siebie. Daryl zwykle przychodził gdy jeszcze spała, przynosił jej kwiaty i przyglądał się po prostu jak śpi. Budziła się widząc go stojącego w wejściu i lekko uśmiechała się na ten widok. Doceniała każdy jego nawet najmniejszy gest. Tonęła w nim. Była gotowa pójść za nim w ogień. Beth również przychodziła i siedziała z nią jak najdłużej. Ta dziewczyna nie była tylko jej przyjaciółką, ale także była dla niej jak młodsza siostrzyczka. Zdążyła się do niej szybko przywiązać. Przychodził też Carl, ale on zawsze był przygnębiony i najwyraźniej sam szukał jakiegoś pocieszenia. I dostał je od Amary. Ten dzieciak stracił matkę, którą sam zastrzeli zanim się przemieniła, a jego ojcu odbiło. Rick prawie cały czas siedział w kotłowni gdzie zginęła jego żona wydając na świat ich córeczkę. Carl był tylko dzieciakiem, a przeszedł już coś tak okropnego.

Amara związała końcówki bandażu owiniętego wokół jej przedramienia. Rana dobrze się goiła, ale nadal czasami trochę krwawiła. Będzie miała teraz kolejną bliznę zdobiącą jej ciało. I pewnie nie będzie to ostatnia. 

-Można?- ciemnowłosa spojrzała w stronę wejścia do jej celi i zobaczyła tam Carol. Skinęła jej głową, a szarowłosa weszła do środka trzymając coś za plecami.- Ciężko było wyprać to, ale udało się.- wyciągnęła zza pleców czapkę baseballową, ale nie byle jaką. Należała do Jason'a, Rogers dała mu ją gdy go odzyskała, wtedy nad Atlantą. Ciemnowłosa wzięła od Carol czapkę.

-Dziękuję.- powiedziała wzruszona i przyjrzała się czapce, na której widnieje drukowana litera "J".

-Nie ma sprawy. Może dołączysz do nas, kolacja będzie za godzinę. Bardzo nam cie brakuje.- powiedziała łagodnie Carol z lekkim uśmiechem.- Ale nie chce cie zmuszać. Przyjdź jeśli będziesz czuła, że jesteś gotowa.- po chwili szarowłosa wyszła i zostawiła ją samą.

Amara wiedziała że wiecznie tu siedzieć nie może choć czuła się tu jak w niewidzialnej osłonie, która ją przed wszystkim chroniła. Ale dłużej nie mogła tak siedzieć bezczynnie. Musiała zająć się nie tylko sobą, ale też grupą. Z Rick'iem nie było najlepiej, a Daryl sam nie dałby rady wszystkim się zająć.
Po godzinie ciemnowłosa zdecydowała że w końcu wyjdzie z celi. Związała swoje włosy w kucyk i założyła czapkę Jason'a. Spojrzała na zdjęcie, które zabrała z ich domu gdy upadł jej ośrodek. Zawsze trzymała je blisko, przeważnie w kieszeni. Była na nim ona, Benny oraz Jason trzymający swojego czarnego kota Demolkę. Uśmiechnęła się smutno, byli wtedy tacy szczęśliwi, mieli siebie i niczego im nie brakowało. Bolało ją że więcej ich nie zobaczy, ale musiała iść dalej. Chcieli by tego, chcieli by żyła i korzystała z tego tyle ile może. Schowała zdjęcie do kieszeni spodni i wyszła z celi. Zeszła po schodkach i zbliżyła się do wejścia do pomieszczenia, w którym wszyscy w tej chwili przebywają. Stanęła w progu czując się trochę skrepowana gdy zauważyli ją i zaczęli się jej przyglądać witając ją uśmiechami. Byli tu też ci dwaj więźniowie, którzy do nich dołączyli.

-Świetnie że przyszłaś. Jak ręka?- zapytał Hershel uśmiechając się przyjaźnie.

-W porządku.

-Dobrze cie widzieć.- powiedział z szczerością Glenn. Maggie skinęła jej głową.

-Twoja porcja jest tam.- Carol wskazała stolik pod ścianą. Amara podeszła tam i wzięła talerzyk. Reszta wróciła do jedzenia swoich porcji. Większość z nich siedziała przy okrągłych stolikach, jedynie Daryl siedział na schodach. Ciemnowłosa nie wiedziała do kogo mogłaby się dosiąść. Zerknęła na brązowowłosego, który również na nią spojrzał w tym samym czasie i skinął lekko głową. Amara podeszła w jego stronę i usiadła na niższym stopniu niż on. Położyła talerzyk na kolanach i zaczęła jeść. Jedli w ciszy i nie byli świadomi, że reszta spogląda na nich z uśmieszkami.

Nagle usłyszeli jak kraty, które prowadzą w głębsze części wiezienia zostały otwarte, a przez nie wszedł Rick. Spojrzeli na niego. 

-Wszystko w porządku?- Grimes rozejrzał się po zgromadzonych jakby sprawdzał czy nic im nie jest. Zatrzymał się na moment na Amarze. Wiedział że nie tylko on stracił kogoś kogo kochał. Skinął jej głową jakby próbował przekazać, że jest mu przykro z jej straty. Ciemnowłosa zrozumiała to i również skinęła głową. 

-A co z tobą?- zapytał Hershel zwracając się do Ricka. Grimes spojrzał na niego.

-Oczyściłem kotłownie. Musze wracać. Chciałem tylko wpaść do Carl'a.- Rick podszedł do syna i na chwile położył mu rękę na ramieniu spoglądając na niego, ale Carl na niego nie patrzył. Siedział przygnębiony przy stoliku.

-Nie musisz robić tego sam.- odezwał się Glenn.

-Musze.- Rick zbliżył się w stronę Daryl'a oraz Amary siedzących na schodach.- Czy wszyscy mają broń?

-Tak. Ale kończy się amunicja.- odezwał się Daryl.- Jutro mamy zamiar pojechać poszukać zapasów. Oczyszczaliśmy sale z generatorami. Alex naprawił je, tak na wszelki wypadek. A wczoraj oczyściliśmy dolne poziomy.

-Dobrze.- Rick skinął po czym ponownie rozejrzał się po grupie i wyszedł wchodząc w głąb budynku.

-Siedzi tam cały czas.- szepnął Daryl do Amary.- Zupełnie jak ty w celi, do tej pory. Wydaje się dziwny.

-Stracił żonę. Jest mu ciężko, to zrozumiałe.

-Jak się czujesz?- zapytał nadal utrzymując cichy ton kusznik. Ciemnowłosa spojrzała na niego wzruszając ramionami. Właściwie to czuła się dziwnie zmieszana. Częściowo miała nadzieje, że to nie jest prawda jednocześnie będąc świadomą, że więcej go już nie zobaczy.

-Na pewno lepiej niż na początku.

Ciemnowłosa skończyła jeść po czym wstała i odłożyła talerzyk na stolik. Miała zamiar już wyjść, ale zatrzymała się słysząc gaworzenie dziecka. Spojrzała na Beth, która trzyma maleństwo. Podeszła do niej. Dziecko trochę wierciło się na rekach blondynki jakby nie było zadowolone i wydawało z siebie pomruki.

-Mogę?- zapytała ciemnowłosa wskazując podbródkiem na dziecko. Beth spojrzała na nią i skinęła głową. Blondynka podała jej dziewczynkę, a Amara wzięła ostrożnie ją na ręce. Przyjrzała się maleństwu i uśmiechnęła się.- Ależ z ciebie urocza dama.- ciemnowłosa zaczęła lekko kołysać się, a mała uspokoiła się i zaczęła przyglądać się jej z zaciekawieniem. Maleństwo wyciągnęło swoje malutkie rączki i zaczęła nieporadnie próbować złapać ją za podbródek. Amara zaśmiała się i przybliżyła do niej twarz by dziewczynka mogła ją dotknąć. Dziecko wydało z siebie zadowolone gaworzenie gdy mogła ją dotknąć. Amara wpatrywała się w nią nie zwracając uwagi, że inni zaczęli się jej przyglądać. Była taka malusieńka i niewinna, nieświadoma jak bardzo świat jest zepsuty. Maleństwo złapało ją za nos lekko go ściskając. Ciemnowłosa zachichotała. Kiedyś myślała o tym by założyć rodzinę, mieć dzieci. Marzyła o prawdziwej rodzinie.

-Lubi cie.- stwierdził Carl przyglądając się swojej siostrze i ciemnowłosej. Amara spojrzała na niego.

-Ma już imię?

-Nie, ale Daryl nazwał ją Wymiataczka.

-Wymiataczka?- ciemnowłosa przeniosła spojrzenie na kusznika i uśmiechnęła się.- Brzmi dobrze. Myślę że podoba się jej.- uśmiechnęła się kołysząc delikatnie maleństwo, które było zadowolone i zrelaksowane. Ale Amarze szybko zniknęło zadowolenie z twarzy. Zawsze chciała mieć swoje dziecko, obdarzyć je swoją miłością, ale miała też obawy że może wcale nie być dobrą matką. A w takim świecie nie mogła sobie na to pozwolić. Prawdopodobnie nigdy nie będzie mogła. I niby z kim? Nie chce przygodnej nocy tylko po to by zajść w ciąże. Chciałaby mężczyznę, który kochałby ją szczerze i był ojcem jej dziecka. Ale to może być teraz tylko marzeniem. To zbyt niebezpieczne aby mieć dziecko. To co spotkało Lori jest dobrym przykładem. I jak dziecko mogłoby żyć w takim świecie? Nie wiadomo na jak długo by tu zostali. Może to tylko tymczasowe miejsce i później znowu będą musieli ciągle się przenosić. A sama nie dałaby sobie rady. Nie może mieć rodziny i to zabolało ją. Już straciła Jason'a, który był dla niej jak syn, a co gdyby miała to dziecko, a ono później też by zmarło. Ledwo sama może przeżyć, a jak miałaby zapewnić bezpieczeństwo swojej rodzinie? Nie przeżyłaby kolejnych strat.

-Amara, dobrze się czujesz?- zapytał z zmartwieniem Hershel wyrywając ją z jej myśli. Rozejrzała się po wszystkich, którzy przyglądali się jej dziwnymi zmartwionymi spojrzeniami.

-Tak.- odpowiedziała szybko i zbliżyła się do Beth aby oddać jej dziecko, które zaczęło wydawać z siebie dźwięki niezadowolenia i wyciągało rączki aby ciemnowłosa ponownie je wzięła. Ale ona nie chciała. Spojrzała ze smutkiem na maleństwo ostatni raz po czym bez słowa szybkim krokiem opuściła pomieszczenie.

Zapadła już noc, a ona nadal nie spała. Czekała. Wcześniej rozejrzała się po innych częściach wiezienia aby znaleźć wejście na dach budynku. I znalazła je. Było zakute łańcuchem, ale znalazła na to sposób. Rozcięła łańcuch nożycami do stali. Musiała przy tym być ostrożna aby nie narobić zbędnego hałasu. Po czym tak jak pozostali poszła niby spać. Odczekała trochę po czym wstała z łóżka i sięgnęła po koc wiszący na krzesełku oraz latarkę na półeczce. Zajrzała do swojej torby, w której schowała piersiówkę, którą znalazła pod materacem na samym początku kiedy tu przyszli. Biorąc te rzeczy wystawiła głowę z celi i rozejrzała się. Nikogo nie było wiec wyszła, zeszła po schodach i wyszła z pomieszczenia. Przeszła korytarzem oświetlając sobie drogę latarką aby dostać się do pomieszczenia gdzie jest wejście na dach. Otworzyła kratę i wspięła się po schodkach na górę. Otworzyła drzwi i dostała się na dach. Rozejrzała się do okoła. Stąd był dobry widok na całą okolice, na spacerniak, na ogrodzenie, przy którym chodzą sztywni, na las, który otacza ich z wszystkich stron. Podeszła do krawędzi i usiadła na murku. Przeniosła nogi tak że zwisały jej nad ziemią. Otoczyła się kocem gdy poczuła lekki chłodny wiaterek na swojej skórze. Uniosła głowę do góry. Niebo dzisiejszej nocy było bezchmurne, gwiazdy migotały na nim, a księżyc lśnił jasnym blaskiem. Lubiła obserwować rozgwieżdżone niebo, a tu mogła to robić bez obaw, że sztywni mogą ją zaatakować. Sięgnęła po piersiówkę, którą trzymała w kieszeni i odkręciła korek. Wzięła niewielki łyk i skrzywiła się gdy poczuła w gardle palący smak alkoholu. Zakaszlała, nie wiedziała że jest to aż tak mocne, ale to jej nie przeszkadzało. Westchnęła wpatrując się w widok przed sobą. Po paru chwilach wzięła kolejny łyk. Nie chciała od razu pić wszystkiego, wolała delektować się i aby ten przyjemny stan upojenia trwał dłużej. Przyszła tu aby odprężyć się wiec nie chciała upijać się do nieprzytomności, jeszcze przez to spadła by z dachu. Wolała sączyć po woli alkohol i czuć jak jej ciało się rozluźnia.

-Możesz wyjść.- powiedziała głośno aby ten kto obserwował ją schowany za drzwiami od wejścia na dach ją usłyszał. Westchnęła, liczyła że będzie sama i przez ponad pół godzinny była, a później usłyszała jakiś szmer z tyłu. Amara odwróciła się trochę aby zobaczyć kto jest tym nieproszonym gościem. Parsknęła pod nosem po czym wróciła do patrzenia przed siebie. Mogła się domyślić, że to on.- Czy ty mnie obserwujesz 24 godziny na dobę przez siedem dni w tygodniu? To się robi trochę niepokojące... ale mi nie przeszkadza jeśli oczywiście nie planujesz mnie zabić albo dobrać sie do mnie. Choć przy tym drugim bym nie protestowała.- zażartowała. Daryl podszedł do niej stając obok i zerknął na to co trzyma w reku.- Nie martw się gburku, nie skocze.

-Jesteś pijana?- zapytał mrużąc oczy. Kobieta spojrzała na niego.

-Nawet połowy nie wypiłam. Nie mam słabej głowy. Dołączysz?- poklepała miejsce obok siebie. Kusznik milczał chwile zastanawiając się czy powinien po czym usiadł obok i spuścił nogi w dół.- Chcesz?- przysunęła do niego alkohol. Brązowowłosy spojrzał na piersiówkę po czym wziął ją i napił się.

-Skąd to masz?

-A skąd wiedziałeś że tu jestem?- odpowiedziała pytaniem na pytanie. Mężczyzna zmieszał się. Nie mógł jej przyznać, że ocknął się i nie mógł później zasnąć wiec poszedł ją sprawdzić, jak to robił wcześniej. Lubił przyglądać się jej jak śpi. Ale co by o nim pomyślała gdyby się do tego przyznał? Kiedy dzisiaj nie zastał jej w swojej celi spanikował. Pomyślał że znowu postanowiła zrobić coś, już miał przed oczami jej bezwładne ciało we krwi. Wybiegł szybko na zewnątrz i zaczął rozglądać się. Wtedy zauważył kogoś siedzącego na krawędzi dachu. To była ona. Owinięta w koc, trzymała coś w reku i obserwowała niebo. Ulżyło mu, ale nie był pewny co trzyma. Gdyby to był alkohol to mogła by się upić i spaść. Wiec poszedł tam i schował się za drzwiami obserwując ją. Ale pech chciał że zaszurał trochę drzwiami, a ona to usłyszała.

-Wyszedłem na zewnątrz się odlać i zauważyłem cie na dachu.- odpowiedział po chwili. Skłamał, ale ona nie musiała tego wiedzieć.

-Pewnie myślałeś że skocze. Ale nie, przyszłam tu tylko popatrzeć i odprężyć się.

-A co z tą flaszką?

-Znalazłam ją pod materacem w celi.- ciemnowłosa sięgnęła po piersiówkę, którą trzyma w reku brązowowłosy. Wzięła ją od niego i napiła się krzywiąc się przy tym. Daryl uśmiechnął się lekko z jej miny.- Co się nabijasz ze mnie?- spojrzała na niego.

-Nie tylko...- wzruszył ramionami.- zrobiłaś zabawną minę.- wyjaśnił.

-Hah. 

Patrzyli przed siebie i na zmianę popijali z piersiówki aż w końcu skończył się w niej alkohol. Daryl nie czuł się pijany w przeciwieństwie do Amary, która wypiła więcej od niego. W którymś momencie ciemnowłosa oparła głowę na jego ramieniu. Lekko wzdrygnął się na jej dotyk, a ona zachichotała z jego reakcji.

-Nie gryzę.

-Tego nie jestem pewien, możesz mieć wściekliznę.- zażartował. Amara ponownie zachichotała i spojrzała na niego nadal opierając głowę o jego ramie, a on spojrzał na nią. Wpatrywali się w siebie, a ich twarze dzieliło zaledwie parę centymetrów. Ale żadne z nich nie poruszyło się aby zmniejszyć tą odległość. Ciemnowłosa odwróciła wzrok czując jak nagrzewają się jej policzki. Może dużo nie wypiła, ale to by wystarczyło aby zrobić coś czego może nie powinna. A nie chciałaby psuć ich relacji. I tak ciężko jej było ją zbudować, a nie chce tego stracić. Teraz gdy nie ma Jason'a to Daryl jest dla niej najbliższą osobą, a później Beth.

-Wyjątkowy widok.- powiedziała przerywając cisze.

-Masz na myśli szwedaczy przy ogrodzeniu?- szturchnęła go w bok.- Ał.- skrzywił się udając że go to naprawdę zabolało.

-Nie, mam na myśli niebo. Lubie się w nie wpatrywać.- ziewnęła czując że zaczyna robić się senna.- To mnie odpręża. Zastanawiałeś się czy gwiazdy wiedzą że świecą?

-Nie. I pewnie też nie wiedzą, że tu na ziemi pewna brunetka zastanawia się nad tym. Mają wywalone na to.

-Pewnie masz racje.- prychała rozbawiona i zaczęła przysypiać.- Ale i tak są ładne.

-Mhm. Ale wiesz co?- zapytał i zerknął na nią, ale ona już przysnęła na jego ramieniu i zaczęła cichutko pochrapywać. Uśmiechnął się na ten widok.- Nie tylko one są ładne.

Siedział jeszcze trochę po czym wziął Amare na ręce. Zszedł z nią z dachu i zaniósł ją do jej celi i tam ją zostawił po czym wrócił do siebie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro