*50*
Weszli w głąb wiezienia w tunel korytarzy. Carl szedł bardziej z przodu aby poprowadzić ich. Jedyne na co natykali się to martwe ciała z rozwalonymi czaszkami. Najwyraźniej Rick'owi udało się już oczyścić tą cześć budynku i poszedł do kotłowi gdzie zmarła Lori przy rodzeniu dziecka. Inaczej pewnie natknęli by się na niego.
-To tutaj.- Carl zatrzymał się świecąc przed siebie latarką. Reszta również zatrzymała się.
Amara wyszła przed nich i wtedy zobaczyła ciało Jason'a, a raczej to co z niego zostało. Miał obgryzioną szyje, wyżarty brzuch, że aż kręgosłup i kości było mu widać. Na ten widok kobieta rozpłakała się i przycisnęła dłonie do ust aby nie nahałasować i nie ściągnąć tu innych sztywnych, którzy mogli jeszcze tu być. Zrobiło się jej niedobrze, jego ciało jest wręcz zmasakrowane. Przybliżyła się do niego i chciała ukucnąć przy nim, ale wtedy ocknął się i wyciągnął w jej stronę ramiona chcąc ją złapać. Glenn szybko zareagował i ją odciągnął zanim Jason jako sztywny ją złapał. Ciemnowłosa załkała widząc w co jej chłopiec się zmienił.
-Zabije go.- zaproponował Carl.
-Nie, ja to zrobię. Musze.- Glenn puścił Amare i podszedł do sztywnego, który wił się na ziemi ale nie mógł się podnieść. Koreańczyk złapał za jego ramiona i przytrzymał go. Ciemnowłosa uklęknęła przy nim i wyciągnęła nóż.- Tak bardzo cie przepraszam. Kocham cię. - załkała rozpaczliwie po czym wbiła ostrze w jego czaszkę. Zdjęła z ramienia prześcieradło i owinęła jego ciało. Glenn pomógł jej podnieść ciało i zaczęli je nieść ruszając w drogę powrotną. Amara nie zauważyła jak czapka baseball'owa, którą dała Jason'owi wtedy w obozie gdy pierwszy raz zagrali razem odkąd się odnaleźli zsunęła mu się z głowy i upadła na ziemie. Ale Carol to spostrzegła i podniosła ją. Czapka była brudna wiec szarowłosa postanowiła, że zanim ją odda najpierw ją upierze.
Wynieśli ciało Jason'a na spacerniak bliżej ogrodzenia gdzie wykopią mu grób. Lori i Tdog'owi również.
~~~~
Amara kończyła już wykopywać trzeci grób. Ani chwili nie robiła sobie przerwy odkąd chwyciła za łopatę i wbiła ją pierwszy raz w ziemie. Robiła to sama, nie chciała niczyjej pomocy. Bez wytchnienia pracowała i nie zwracała uwagi na zmęczenie. Nawet gdy inni przychodzili i proponowali jej pomoc. Milczała i dalej kopała.
-Przestań, wykończysz się.- podeszła w jej stronę Carol i spojrzała na nią z współczuciem. Ale ciemnowłosa dalej kopała nie zwracając na nią uwagi.- Martwimy się o ciebie. Weź chociaż wodę żebyś nie zemdlała.- wyciągnęła w stronę ciemnowłosej butelkę wody. Amara zatrzymała ruchy i mocno wbiła łopatę w ziemie. Odwróciła się do szarowłosej i z ponurą miną spojrzała na wystawioną w jej stronę wodę. Po paru chwilach wzięła ją i skinęła w stronę Carol głową w podziękowaniu. Odkręciła korek i napiła się.
-Rozumiem co możesz czuć, sama straciłam córkę, wiesz o tym. Ale musisz iść naprzód bo to cie wykończy.- szarowłosa chciała położyć rękę na jej ramieniu, ale ciemnowłosa odsunęła się.
-Niczego nie rozumiesz.- syknęła po czym odłożyła wodę na ziemie i wróciła do kopania.
Carol stała chwile przyglądając się jej. Chciałaby jej jakoś pomóc, ale nie wiedziała jak. Może nie jest odpowiednią osobą, która dałaby rade. A może nie da się jej już pomóc. Szarowłosa spojrzała na nią smutno po czym odwróciła się i odeszła.
Gdy Amara skończyła kopać pochowali Jason'a oraz Tdog'a, niestety ciała Lori nie odzyskali, sztywny ją pożarł, ale dostała symboliczny nagrobek. Uroczyście pożegnali ich, a następnie wrócili do swoich obowiązków. Ale nie Amara, ona została tam.
~~~~
Nadszedł już późny wieczór, a słońce prawie całkowicie zaszło za horyzontem. Dopiero teraz Daryl i Maggie wrócili z wyprawy. Ciemnowłosa siedząc przy nagrobku Jason'a nie zwróciła uwagi na nadjeżdżający do bramy motocykl. Glenn otworzył im bramę i mogli wjechać. Pośpiesznie udali się do bloku aby podać pokarm dziecku, który znaleźli w żłobku dla dzieci. Bez niego maleństwo nie przeżyłoby.
Ciemnowłosa podwinęła nogi pod podbródek i objęła je ramionami. Zrobiło się trochę chłodno, a ona miała jedynie na sobie podkoszulek i kraciastą koszule. Cały czas przyglądała się usypanej ziemi, w którą wbiła drewniany krzyż i oparła o niego kij baseballowy. Jason kochał ten sport, należał kiedyś do drużyny. Jeździli na mecze, rozgrywali rozgrywki, wiele osiągnęli. To były dobre wspomnienia, ale nigdy się to już nie powtórzy.
Gdy Daryl i Maggie dotarli do wiezienia poszli bezpośrednio do budynku aby dać pożywienie dla dziecka. Po tym jak maleństwo już zostało nakarmione Daryl zaczął szukać Amary, ale nie mógł jej znaleźć nigdzie w budynku. Myślał nad tym czy dobrze zrobił, że pojechał z Maggie i zostawił ją. Co prawda Glenn obiecał że zajmie się nią, ale to go tylko odrobinę uspokoiło. Nadał się martwił, podczas wyprawy Maggie to zauważyła mimo że próbował maskować swoje uczucia. Amara pod jego obecność mogła zrobić coś głupiego. Po utracie Jason'a nie zdziwiłby się gdyby naprawdę coś strzeliło jej do głowy. Oni byli z sobą bardzo zżyci, byli prawdziwą kochającą się rodziną.
Dopiero Carol powiedziała brązowowłosemu gdzie jest Amara, inni tego nie wiedzieli. Wyszedł na zewnątrz i podążył na spacerniak w kierunku miejsca gdzie pochowali zmarłych. Już z oddali gdy szedł widział sylwetkę osoby siedzącej przy grobach, a konkretnie przy jednym gdzie kij baseballowy był oparty o krzyż.
Amara poczuła i usłyszała jak ktoś podchodzi w jej stronę po czym siada obok niej w milczeniu. To był Daryl. Panowała miedzy nimi cisza. Oboje wpatrywali się w grób przez parę chwil nie poruszając się dopóki ciemnowłosa nie poczuła dotyku na jej dłoni, którą trzymała na ziemi. Spojrzała w dół i zobaczyła jak brązowowłosy ścisnął jej dłoń. Przeniosła swój wzrok na niego, ale on wpatrywał się przed siebie. Niezrozumiała tego gestu. Zwykle uciekał i był przeciwny jakimkolwiek zbliżeniom, nawet do przytulenia ciężko go było zmusić. Ale to było przyjemne i wyjątkowe. Jakikolwiek jego dotyk zawsze był wyjątkowy i chciała aby nie przestawał. Ten gest dodał jej więcej otuchy i wsparcia niż jakiekolwiek słowa.
W końcu Daryl spojrzał na nią. Amara mogła zobaczyć jego błękitne oczy, w których widziała wszystkie emocje, które nim targają. Nie musiał nic mówić, ona wiedziała. Wpatrywali się parę chwil w siebie po czym ponownie spojrzeli na grób.
-Nie powiedziałam mu co mnie spotkało zanim go znalazłam choć pytał mnie o to. Nikomu nic nie mówiłam. To co słyszałeś ty, Glenn i Lori wtedy w lesie, to był początek, później było gorzej... Zabiłam ludzi... - zacięła się niepewna czy powinna była mu się do tego przyznać. Nie wiedziała co mógłby teraz sobie o niej pomyśleć. Brązowowłosy spojrzał na nią zaniepokojony, pamiętał to co mówiła w lesie. Pamiętał że przyznała że były jeszcze gorsze rzeczy niż to co spotkało jej wcześniejszą grupę i to go martwiło. Co mogło ją spotkać? - Nie dali mi wyboru, to co zrobili... - załkała przypominając sobie te okropieństwa. Daryl mocniej ścisnął jej dłoń, ale nie robiąc przy tym jej krzywdy.- Może to czyni mnie złą osobą, ale zrobiłabym to drugi raz. Może właśnie to jest kara, za to co zrobiłam Jason nie żyje. Nie wiem co myśleć. Obiecałam mu że go ochronie, a go zawiodłam. Zawiodłam już tylu ludzi, mówiłam im że ich obronie, a mi się nie udało. Może to ja jestem problemem. Jestem do niczego skoro nikogo nie mogę ochronić. Nikogo, wszyscy odchodzą, a ja zostaje... Nie chce już tak. To jest zbyt trudne.- załkała, a łzy powoli zaczęły spływać jej po policzkach. Czuła się okropnie, a także czuła się winna. To doprowadzało ją do szału. Może to właśnie ja sprowadzam na innych nieszczęście?, pomyślała z goryczą.- To boli. Zawsze czułam się samotna, nigdy nie miałam grona znajomych czy przyjaciół choć mogłoby się wydawać że jestem towarzyską osobą, ale tak nie było. Zawsze czułam jakąś pustkę, ale gdy on się pojawił zmieniło się to, poczułam coś. Ten dzieciak wszystko zmienił. Kochałam go. Ale jego już nie ma. Nigdy więcej go nie zobaczę, jego uśmiechu, jego radosnego spojrzenia, jego... Nie wiem czy dam radę to znieść. Prawda jest taka, że nie jestem tak silna na jaką wyglądam.
-Nie mów tak.
-Czemu?- zapytała gorzko patrząc na niego i wyrwała swoją dłoń z uścisku.- To nie ty widziałeś jak oni zginęli, nie byłeś świadkiem co tamci ludzie chcieli zrobić. Niczego nie rozumiesz.- wstała na równe nogi.- I nie zrozumiesz.- powiedziała ostro po czym odeszła w stronę budynku. Słone łzy spływały jej po policzkach i mocno zacisnęła dłonie przyspieszając kroku.
-Amara, poczekaj!- brązowowłosy wstał i spojrzał jak kobieta szybko oddala się mimo że ją zawołał. Nie wiedział o czym dokładnie mówiła. Co musiała przejść, że tak ciężko jej jest? Mógłby z nią o tym porozmawiać, ale jak? Nie potrafi pocieszyć czy rozmawiać o uczuciach. Może gdyby sam się otworzył, powiedział coś co jego spotkało. Może to coś by dało?
Nie od razu wrócił na blok C, minęło trochę zanim to zrobił. A gdy już wrócił, nikt już nie chodził. Większość poszła spać, z wyjątkiem osoby która pełni warte. Jako że postanowili zatrzymać się tu na stałe, musiał sobie wybrać cele, w której będzie spał. Zdecydował się na tą, która była blisko celi ciemnowłosej, ale nie tuż obok. Wolał trzymać odpowiedni dystans jednocześnie będąc wystarczająco blisko. Gdy przechodził obok celi Amary zajrzał do niej na moment. Rogers leżała przykryta i twarzą do ściany. Możliwe że spała już bo miała zamknięte oczy. Nie chciał jej przeszkadzać, najwyżej jutro spróbuje z nią porozmawiać.
Gdy się położył na swoim łóżku nie potrafił zasnąć. Wiercił się szukając wygodnej pozycji. Robił tak przez jakąś godzinę, a przynajmniej mu się tak zdawało. W końcu ułożył się na plecach i podłożył ręce pod głowę. Wpatrywał się tępo w górę, w spód tego drugiego łóżka nad nim. Dotknęła go śmierć Jason'a. Ten chłopak mimo że potrafił go cholernie zirytować był dobrą, pomocną i pełną życia osobą. Nawet taki świat, w którym musieli żyć nie zniszczył go. Miał nadzieje że wszystko jakoś się ułoży. Potrafił zarazić tym innych. I w tym monecie Daryl sobie coś przypomniał. To co powiedział raz mu Jason. Że Amara się zmieniła, że coś złego musiało ją spotkać i nawiedza ją w snach. Oraz że martwi się o nią bo któregoś dnia może coś się wydarzyć i on umrze. Był tego świadomy i nie bał się o tym mówić. Ale przerażała go myśl co stanie się z Amarą gdy on odejdzie. Jak ona to przeżyje i czy w ogóle da rade to przeżyć.
Daryl przymknął powieki. Coraz więcej myśli zaśmiecało mu głowę i tym bardziej nie mógł zmrużyć oka. Wiec spróbował zrelaksować się, o niczym nie myśleć, ale wtedy usłyszał coś przez co gwałtownie otworzył oczy. Kobiecy krzyk, pełen bólu i udręki. Ale nie był aż tak głośny by obudzić wszystkich w całym pomieszczeniu. Był stłumiony i niezbyt wyraźny, ale dobrze słyszalny dla kogoś kto był blisko, na odległość trzech cel. Później usłyszał jeszcze czyjeś szybkie kroki, a potem znowu było cicho.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro