Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*49*

Wbiegli do bloku C. W pierwszym pomieszczeniu natknęli się na kilku szwedaczy. Rozgromili ich po czym przeszli do pomieszczenia z celami gdzie Rick załatwił już czwórkę spacerowiczów.

-Jason!- zawoła Amara rozglądając się po wnętrzu.

-Nie ma tu śladu po nich.- powiedział zaniepokojony Rick.

-Musieli wycofać się w głąb wiezienia.- stwierdził Glenn.

Amara otarła dłonią czoło nie czując się najlepiej. Daryl spojrzała na nią i zbliżył się do niej.

-Hej.- położył dłoń na jej ramieniu. Kobieta spojrzała na niego zrozpaczona.- Jason'owi nic nie będzie. Poradzi sobie.

Ciemnowłosa powoli skinęła głową próbując uspokoić nerwy i uwierzyć w to co powiedział kusznik. Ma racje, Jason umie sobie radzić. Ale dlaczego nadal to ją choć drobinę nie uspokoiło? Czuła że stało się najgorsze. A ona nie może z nim teraz być. Daryl zauważył że nadal nie poprawiło to jej stanu. Potarł lekko jej ramie i posłał pocieszny uśmiech. Ciemnowłosa wysiliła się aby go odwzajemnić, ale wyszedł jej raczej krzywy grymas.

-Ktoś tu się z nami bawi! Rozdzielmy się i poszukajmy reszty. Kto pierwszy znajdzie generatory, ma je wyłączyć!- rozkazał Rick po czym wybiegł z pomieszczenia, a reszta za nim.

Wbiegli w tunel korytarzy i rozdzielili się. Amara i Daryl pobiegli w lewą stronę, ale tam pojawili się sztywni. Było ich za dużo aby poradzić sobie tylko we dwójkę, a ciemność, której ich latarki nie mogą całkowicie rozświetli w tym nie pomaga. Zostali zmuszeni do cofnięcia się i pobiegnięcia w prawą stronę gdzie podążyli Rick i Oscar. Dołączyli do tamtej dwójki, a sztywni podążyli tuż za nimi. Przebiegli kolejne korytarze zabijając szwedaczy, którzy byli najbliżej nich i chcieli ich zaatakować. Oscar'owi udało się zaprowadzić ich do pokoju z generatorami.

Wbiegli szybko do pomieszczenia i podparli drzwi, do których zaczęli się dobijać sztywni. Rick przeszedł w głąb aby zorientować i wyłączyć ten pieprzony alarm.

-Jak je wyłączyć?!- zapytał z frustracją przyglądając się maszynom i nie mając pojęcia co zrobić.

-Idź mu pomóż. Poradzimy sobie.- powiedziała Amara do ciemnoskórego mężczyzny przytrzymując plecami drzwi.- Już!- ponagliła go gdy Oscar nie ruszył się. Mężczyzna odszedł i zniknął za wysokimi maszynami gdzie jest Rick.

Daryl i Amara z całych sił dociskali drzwi aby je zamknąć, ale sztywni nie dawali za wygraną. Ciemnowłosej nogi zaczęły zjeżdżać po dość ślizgiej posadzce. Zbyt długo tak nie wytrzymają. Po drugiej stronie pomieszczenia usłyszeli odgłosy walki. Rick walczył z więźniem, którego uważali za martwego gdy uciekł i wpadał na wybieg gdzie byli sztywni, ale najwyraźniej udało mu się przeżyć. Brązowowłosy i Amara spojrzeli po sobie. Musieli mu pomóc, ale najpierw muszą uporać się z szwedaczami próbującymi się tu wedrzeć. Daryl spojrzał na nią, a ciemnowłosa skinęła głową rozumiejąc o co mu chodzi. Puścili jednocześnie drzwi i odsunęli się od nich. Z korytarza wyszło dwóch sztywnych. Pierwszego zabiła Amara maczetą, a drugiego Daryl wbijając mu nóż w czaszkę. Kolejnego który chciał tu wejść kusznik kopnął w brzuch, a ten poleciał do tyłu upadając na innych i utrudniając im dostanie się tu. Szybko zamknęli drzwi. I poszli pomóc Rick'owi. Zobaczyli jak jeden wiezień leży martwy na ziemi, a Oscar unosi pistolet w stronę Rick'a. Amara wycelowała swoją bronią w czarnoskórego gotowa pociągnąć za spust, a Daryl wymierzył do niego ze swojej kuszy. Ale Oscar opuścił broń i oddał ją Rick'owi. Po czym oboje w końcu wyłączyli generatory, a alarm ucichł.

Pobiegli w głąb korytarza aby wyjść z budynku, po drodze dołączyli do nich Glenn i Axel. Gdy byli blisko wejścia do bloku zauważyli jak trzech sztywnych kogoś zjada. Roztrzaskali szwedaczom głowy i wtedy mogli zobaczyć kto tu leży. To był Tdog. Skrzywili się na ten widok obawiając się że innych mógł spotkać podobny los. Wyszli szybko na zewnątrz budynku.

Zauważyli że Beth i Hershel wyszli już z klatki i że jest z nimi Carol. Ucieszyli się widząc ją żywą.

-Znaleźliście resztę?- zapytał ich starszy mężczyzna.

-Myśleliśmy że mogli by tu wrócić.- powiedział Rick.- Widzieliśmy ciało Tdog'a.

-Musimy wrócić po resztę.- powiedziała Amara.

-Tak, wracamy. Daryl, Amara idźcie... - zaczął mówić Rick, ale wstrzymał się gdy on i pozostali usłyszeli płacz dziecka. Wszyscy spojrzeli w kierunku wyjścia z bloku C skąd wyszli Carl oraz Maggie, która trzyma niemowlę na rekach. Oboje wyglądają na wstrząśniętych i zrozpaczonych.

Amara poczuła jak robi się jej słabo i spojrzała na Rick'a, który zbliżył się do Maggie.

-Gdzie ona... - nie dał rady dokończyć i nie musiał aby zrozumieć co stało się z jego żoną. Minął krótkowłosą i zbliżył się do Carl'a, który miał cały czas spuszczoną głowę. Zaczął płakać i głośno szlochać nie mogąc pogodzić się z tym że stracił Lori.

-Jason? Był z wami?- Amara z łomoczącym sercem podeszła trochę w stronę Maggie mając nadzieje że zaprzeczy, że nie było go z nimi, że jeszcze jest gdzieś w budynku i żyje. Ciemnowłosa widziała jak Maggie drży i rozchyliła usta aby coś powiedzieć. Dziewczynie łzy, które już wcześniej gromadziły się w jej oczach zaczęły spływać po policzkach.- Był?!- wykrzyknęła ciemnowłosa. Musiała wiedzieć. Czemu oboje są tak zrozpaczeni? Czemu Maggie nie che odpowiedzieć w prost?, pomyślała coraz bardziej przerażona i zdenerwowana.

-Osłaniał nas.- przemówiła z trudem Maggie.- I on... - jej głos zadrżał.- Tak mi przykro.

To był dla Amary jak nagły i wstrząsający cios w twarz. Cofnęła się parę kroków do tyłu. Patrzyła na Maggie z szeroko otwartymi oczami jakby powiedziała jej najbardziej niedorzeczną i szaloną rzecz na świecie.

Obiecuje...

Wtedy w obozie niedaleko Atlanty gdy odnalazła Jason'a obiecała mu że ochroni go, że zawsze będzie przy nim. Zawiodła.

Jeszcze niedawno obiecała Lori, że zajmie się nią i dzieckiem, że nie musi obawiać się porodu bo ona przy niej będzie. Zawiodła.

-Nie, nie, nie, nie.- zaczęła kręcić głową nie potrafiąc uwierzyć w to co się stało. Usłyszała czyjś płacz. To była Beth, Hershel ją objął, a dziewczyna wtuliła się w niego roniąc słone łzy. Amara otwierała usta jakby chciała coś powiedzieć, ale zamykała je czując że głos uwiązł jej w gardle i że ciężko się jej oddycha.- Boże, nie.

I w tym momencie nagle ją to uderzyło. On nie żyje. Jej chłopiec nie żyje. Nie żyje. Dudniło jej to w głowie aż poczuła fizyczny ból. Czuła jakby coś rozrywało jej płuca od środka przez co przycisnęła dłonie do klatki piersiowej. Zaczęła nie pohamowanie płakać i szlochać. Zachwiała się na nogach, które nagle odmówiły jej posłuszeństwa i gdyby ktoś nie objął jej od tyłu prawdopodobnie upadała by twardo na ziemie. Daryl złapał ją i objął ją pomagając jej usiąść. Jej widok złamał mu serce. Bolała go utrata Jason'a, uwielbiał tego chłopaka choć nigdy głośno do tego się nie przyznał. Ale to co przeżywała teraz Amara zabolało go najbardziej. Kobieta cierpi, a on nie potrafi jej pomóc. Bo co mógłby powiedzieć, wszystko będzie dobrze? Nie, to było by gorsze niż milczenie. Jedynie co teraz mógł zrobić to być przy niej aż choć trochę uspokoi się. Z nim też nie było najlepiej, ale trzymał się jak mógł aby nie załamać się jak ona i Rick, który z tego wszystkiego aż położył się na ziemi. Większość z nich w tej chwili płakała. Glenn pocieszał Maggie, Hershel swoją córkę. Każdy ucierpiał z powodu stracenia aż trojga z nich. Należeli do grupy, byli rodziną.

~~~~

Amara siedziała na ziemi owijając podkulone nogi ramionami. Już nie płakała, czuła że więcej łez już z siebie nie wyleje. Nie wiedziała jak długo już tak siedzi. Cały czas wpatrywała się w wejście do bloku jakby zaraz mógł wyjść stamtąd Jason, ale on przecież nie żyje. Nie wróci, więcej go nie zobaczy, jego uśmiechu, jego bystrych piwnych oczu. Jego już nie ma.

-Amara. Amara?

Uniosła głowę w górę słysząc jakby przez tafle wody jak ktoś ją wołał. Słońce na moment ją oślepiło, ale czyjaś sylwetka po chwili je zasłoniła. Ktoś przykucnął przed nią, ale ona nadal nie mogła skupić się i zobaczyć kto to jest. Czuła się jak w sennym amoku, z którego ciężko się jej ocknąć. Jakby była jeszcze chwile temu w zupełnie innym miejscu, a teraz ktoś ściąga ją do rzeczywistego świata.

-Amara? Słyszysz mnie?- ktoś zamachał przed jej twarzą dłonią.

To był Glenn.

-Hej. Powinnaś wstać.- wysunął w jej stronę dłoń. Chwyciła ją nadal jakby jeszcze do końca nie była obecna. Pomógł jej wstać i wtedy rozejrzała się po okolicy. Nikogo już tu nie było.- Zaprowadzę cie do twojej celi, dobrze?- zapytał łagodnie koreańczyk. Ciemnowłosa spojrzała na niego i przytaknęła głową. Glenn położył dłonie na jej ramionach i poprowadził ją do wejścia.

Pomógł jej dojść do jej celi jakby bał się, że sama sobie nie poradzi. Ciemnowłosa usiadła na swoim łóżku i zaczęła tępo wpatrywać się w ścianę na przeciwko.

-Przyniosę ci wody, dobrze?- ale odpowiedzi się nie doczekał.- Zostań tu.

Glenn wyszedł i zszedł na niższy poziom. Minął siedzącego na schodkach skulonego Carl'a. Beth siedzi cały czas w celi, którą dzieliła z Jason'em. Rick zabrał siekierę i poszedł szukać ciała Lori. Próbował go stamtąd wyciągnąć, ale tamten wyrzucił go siłą. Był jak nie on. Właściwie to wszyscy wspomnieni nie są sobą. Daryl pojechał z Maggie po pożywienie dla dziecka. Hershel próbuje pocieszyć córkę, a Carol zajmują się maleństwem, a Axel i Oscar oczyszczają dziedziniec.

-Co z nią?- zapytała Carol trzymając w rekach nowo narodzone dziecko gdy Glenn wszedł do pomieszczenia po wodę. Podszedł do stolika gdzie jest butla i nalał do kubka przezroczystej cieczy. Koreańczyk wzruszył jedynie ramionami w odpowiedzi.

-Nie mam pojęcia. Jest w szoku. Może Daryl powinien był zostać. Może byłby wstanie jej pomóc.

-Sama musi to przeboleć. Jest silna, przetrwa to.

-Gdybyś ją widziała. Milczała i patrzyła na mnie jakby mnie nie poznawała. W sumie to lepsze niż reakcja Rick'a gdy chciałem go zabrać. Przez chwile myślałem, że chce mnie zabić.

-Wszyscy mamy teraz ciężko. Może Daryl nie pokazywał tak tego po sobie, ale to widać było w jego oczach, też cierpi po śmierci Jason. A może bardziej z powodu Amary. Sama nie wiem co robić. Nasz przywódca oszalał. A osoby które mogłyby go zastąpić, też nie jest z nimi dobrze. Wygląda na to że ty w tej chwili to ty dowodzisz Glenn.

-Wątpię abym sobie poradził. Lepiej spróbować pomóc im jakoś się pozbierać. Najlepiej szybko.

-Oh, Glenn. Na to trzeba czasu. I nie każdy potrafi przeboleć stratę najbliższych. Czasami najsilniejsi nie mogą się podnieść po czymś takim ponownie.

-Oby nie było tak z nimi. Pójdę jej już to zanieść.- podniósł kubek z wodą i wyszedł z pomieszczenia.

Akurat gdy Glenn wszedł do pomieszczenia z celami Amara schodziła ze schodów. Miała przerzucone przez ramie prześcieradło oraz trzymała maczetę w dłoni.

-Hej, hej. Gdzie idziesz?- zapytał ją Glenn stając jej na drodze.

-Po niego.- wychrypiała z kamiennym wyrazem twarzy i próbowała go wyminąć, ale nadal torował jej drogę.

-Co się dzieje?- do pomieszczenia weszła Carol z dzieckiem. A z celi wyszedł Hershel zaniepokojony hałasem.

-Nie pójdziesz sama, rozumiesz? Spójrz na mnie.- Glenn położył ciemnowłosej dłoń na ramieniu. Kobieta spojrzała na niego z bólem w oczach.- Pójdę z tobą, dobrze? Nie jesteś sama, pomogę ci.

Ciemnowłosa skinęła jedynie głową.

-Ja też pójdę. Wiem gdzie jest.- powiedział Carl wstając ze schodów.

-Może przydać się wam jeszcze ktoś. Też pójdę.- powiedziała Carol po czym podeszła w stronę Hershel'a i przekazała mu dziecko.

-No dobrze, to chodźmy.- powiedział Glenn.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro