Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*46*

Przed południem udało im się znaleźć trochę ekwipunku oraz skafandry strażników, które były w bloku C. Położyli wszystko na stoliku w sąsiednim pomieszczeniu obok tego z celami i dokładniej zaczęli przeglądać zdobyte rzeczy. Tylko cześć z nich tu była, reszta przebywa w drugim pomieszczeniu i przyzwyczaja się do nowego miejsca.

-Nieźle.- pochwalił Tdog biorąc do rąk broń i sprawdzając jej stan. 

-Granaty hukowe i dymne. Nie wiem jak podziałają na szwedaczy, ale bierzemy je.- powiedział Rick przeglądając sprzęt. 

-Nie założę tego cholerstwa.- Daryl skrzywił się z obrzydzenia gdy podniósł hełm ochronny i wypłynął z niego śluz z trupów.

-Można je przegotować.- zaproponowała Amara zerkając w stronę kusznika.

-Nie starczy drewna choćbyś cały las wyrąbał.- stwierdził Tdog gdy podniósł do góry inną cześć stroju strażnika, z której siekała duża ilość śluzu i odłożył ją szybko.- To śmierdzi gorzej niż gówno.

Zaśmiali się krótko na słowa ciemnoskórego mężczyzny.

-Dawaliśmy sobie bez nich rade.- powiedział Rick.

Rick, Daryl, Amara, Hershel, Glenn, Maggie oraz Tdog założyli kamizelki ochronne i przygotowali się do dalszego odkrywania pozostałych części wiezienia.

Weszli do ciemnego korytarza, który prowadzi w głębsze części budynku. Musieli oświetlać sobie drogę latarkami aby cokolwiek tu zobaczyć.

-Trochę jak w horrorze.- zażartowała półszeptem Amara. Daryl zerknął na nią kątem oka i lekko się uśmiechnął. Kobieta nie mogła tego zauważyć ponieważ była zbyt skupiona rozglądaniem się i do tego jest tu zbyt ciemno.

Szli dalej tunelem korytarzy. Po drodze natknęli się na kilka martwych ciał, które częściowo miały roztrzaskane czaszki. Ktoś musiał tu z nimi walczyć. Glenn farbą w spreju rysował strzałki aby łatwiej im było wrócić oraz by się nie zgubili w tej plątaninie korytarzy. 

Rick jako pierwszy z ostrożnością wyjrzał przez kolejny już zakręt. Żadnego niepokojącego ruchu nie zauważył, było czysto wiec dał znak pozostałym. Wyszli tuż za nim trzymając się w zwartym szyku i kurczowo trzymając broń w dłoniach. To miejsce przyprawiłoby każdego o ciarki. Ciemno, dość wąsko, trupy i nigdy nie wiadomo czy za kolejnym rogiem nie ma niebezpieczeństwa, które tylko czyha aby się zbliżyli. Wiec szybkie bicie serca oraz zdenerwowanie w tej sytuacji to normalka. W każdej chwili mogą zostać zaatakowani i niestety właśnie ta chwila nastąpiła. Gdy poświecili latarkami w kolejny korytarz, w który chcieli wejść zza rogu wyłonili się sztywni. Ale nie kilku tylko cała masa. Szuranie i charczenie niosło się echem, a oni spanikowani zaczęli się cofać.

-Zawracajcie!

Ruszyli w drogę powrotną, ale z innego korytarza pojawili się kolejni sztywni, przez których złamali szyk i musieli zmienić drogę ucieczki. 

-Tutaj!- krzyknęła Amara gdy znalazła drzwi, które można otworzyć, a nie mieli szansy aby udało im się uciec korytarzami. Szybko wbiegli do niedużego pomieszczenia. Szybko zamknęli drzwi i oparli swoim ciałem o nie aby szwedacze nie mogły tu wejść. Spojrzeli po sobie i zdali sobie sprawę że dwoje z nich gdzieś zniknęło. Glenn i Maggie. Prawdopodobnie rozdzielili się gdy druga grupa szwedaczy ich zaskoczyła. Nie mogli po nich teraz wrócić, sztywnych jest za dużo, a ciężko walczyć gdy jest ciemno mimo, że mają latarki to i tak jest trudno dokładnie wszystko widzieć.

Czekali w całkowitej ciszy i przysłuchiwali się dźwiękom zza drzwi. Po kilku minutach ucichło wiec mogli już wyjść. Otworzyli drzwi i wyszli na korytarz. Jak na razie nie było w ich zasięgu szwedaczy. Szli dalej.

-Maggie? Glenn?- zapytał Hershel półszeptem i został bardziej w tyle. Grupa tego nie zauważyła i to był błąd. Usłyszeli krzyk starszego mężczyzny, a gdy cofnęli się aby sprawdzić co się stało. Zobaczyli jak siedzący pod ścianą sztywny ugryzł go w łydkę. Rick szybko zabił szwedacza i wtedy Maggie oraz Glenn pojawili się zza rogu.

-Tato!

Znowu pojawili się sztywni zwabieni hałasem. Rick i Tdog wzięli Hershel'a pod ramie.

-Jesteśmy odcięci! Zawracajcie!

W pośpiechu zaczęli uciekać. Daryl osłaniał ich tyły zabijając sztywnych, którzy byli najbliżej. Amara była z przodu i prowadziła ich. Korytarz skończył się. Zatrzymali się i zobaczyli przed sobą dwuczęściowe drzwi zakute kajdankami. Ciemnowłosa zamachnęła się łomem i rozwaliła blokadę. Wbiegli do środka pomieszczenia, które przypomina stołówkę. Zamknęli drzwi, a Daryl i Tdog przytrzymywali je aby mogli je czymś zablokować by sztywni nie dostali się tu. Położyli Hershel'a na podłodze. Maggi kurczowo trzymała swojego ojca i zaczęła płakać. Amara podwinęła nogawkę gdzie mężczyzna został ugryziony. Ciemnowłosa spojrzała na Ricka, który kucał przed nią.

-Jest tylko jeden sposób aby przeżył.- powiedziała ciemnowłosa. Rick zrozumiał o co chodzi i skinął głową.- Przytrzymajcie go.

Glenn i Maggie zrobili tak jak powiedziała. Amara zdjęła pasek od spodni i założyła go nad raną. Mocno go zacisnęła aby odciąć częściowo przepływ krwi do kończyny. Przytrzymała starszego mężczyznę, a Rick wziął do reki swoją siekier. Ciemnowłosa skinęła głową do byłego policjanta po czym on zamachnął się i wbił broń w nogę. Krew bryznęła, a Hershel zaczął krzyczeć z bólu. Dopiero za trzecim razem udało się całkowicie amputować nogę. Wtedy starszy mężczyzna nie wytrzymał i stracił przytomność. Rogers przystąpiła do zatamowania obrażenia.

-Wykrwawi się.- jęknęła rozpaczliwie Maggie ubolewając nad tym co spotkało jej ojca.

-Kucnijcie.- powiedział Daryl, który stał przy nich. Brązowowłosy zauważył jakieś cienie za blatem i metalową siatką nad nią. Wycelował w tamtą stronę latarkę oraz swoją kusze. Amara uniosła swój wzrok i spojrzała tam. Ale to nie byli sztywni. Stało tam pięciu mężczyzn w więziennych strojach.

-Cholera.- powiedział jeden z nich z ciemnymi blond włosami i bródką. 

-Coście za jedni?!- warknął Daryl celując w ich stronę.- Wyłaźcie! Powoli. 

-Wykrwawia się. Musimy wracać.- powiedziała Amara próbując tamować krwotok. 

Piątka mężczyzn zaczęła wychodzić przez drzwi do pokoju w którym byli. Jeden z nich miał pistolet, reszta jakieś kije. Trzech było ciemnoskórych, dwójka była wysoka i dobrze zbudowana, trzeci chudszy. Jeden mężczyzna miał urodę szczupłego meksykanina, a ostatni miał przydługie ciemne blond włosy i kozią bródką z wąsami, był szczupły. 

Glenn wstał i poszedł do drugiego pomieszczenia i wyciągnął z niego blaszany stół na kółkach. Przyciągnął go. Podnieśli Hershel'a i położyli go na niego aby łatwiej im było go stąd zabrać. 

-Coście za jedni? Nie wyglądacie na ekipę ratunkową.- powiedział jeden z tej piątki, czarnoskóry mężczyzna.

-Nawet na nich nie czekajcie.- zwrócił się do nich Daryl.

-Tdog otwórz drzwi.- rozkazał Rick.

Ciemnoskóry otworzył drzwi zza których wyszedł jeden sztywny, zabił go. Reszta trzymała stół z Hershel'em i zaczęli go wieść. Daryl osłaniał tyły i nadal celował w więźniów gdy wychodzili z pomieszczenia.

Szybko przemieszczali się przez korytarze kierując się po narysowanych na ścianach strzałkach aby mogli wrócić do bloku C. Usłyszeli za sobą nawoływanie więźniów aby zaczekali. Rick odkrzyknął im aby podążali za blaskiem latarek. 

Wydostali się z korytarzy i wbiegli do pokoju. 

-Otwierajcie! Idziemy z Hershel'em!

Carl i reszta podbiegli do krat. Chłopak otworzył kluczami kraty i wpuścił innych. Byli spanikowani gdy zobaczyli w jakim stanie jest starszy mężczyzna. Szybko przenieśli go na łóżko w jednej z cel.

-Potrzebuje bandaży.- powiedziała Amara klękając przy łóżku i opatrując starszego mężczyznę, który nadal jest nie przytomny. Traci coraz więcej krwi, a jego oddech stał się płytki i niestabilny.

-Zużyliśmy wszystkie.- wyjaśnił Glenn. Wszyscy przyglądali się co robi ciemnowłosa i nie wiedzieli co powinni zrobić dalej.

-Przynieście ręczniki i poduszkę.- rozkazała Amara. 

Jason razem z Carl'em pospiesznie wybiegli z celi aby znaleźć te rzeczy.

-Umrze?- zapytała roztrzęsiona Beth.

-Nie, wyjdzie z tego.- zapewniła ją ciemnowłosa. Do pomieszczenia wrócili chłopcy i podali rzeczy ciemnowłosej. Amara uniosła ranną nogę i podłożyła pod nią poduszkę. Mocniej zacisnęła pasek nad kolanem aby nie dopływało aż tak dużo krwi. Przyłożyła ręczniki do rany aby zatamować krwawienie. Musiała go ustabilizować.

-Możemy wypalić ranę. Mogę skrzesać ogień.- zaproponował Glenn.

-Nie. Szok mógłby go zabić. I nie zatrzyma to krwotoku tętnic. Rana musi sama się zagoić.- powiedziała Amara nadal tamując ranę.

Usłyszeli na zewnątrz celi jakiś harmider. Jeszcze bardziej się zaniepokoili. 

-Co to było?- zapytała Lori.

-Ocaleni więźniowie.- wyjaśnił Rick.

-Co?!

-Spokojnie, nie ruszajcie się. Zajmę się tym.- uspokoił ich Rick i pospiesznie wyszedł z celi.

~~~~

-Czy nadal krwawi?- zapytała Maggie, która wróciła do celi gdzie leży jej ojciec. Reszta rozeszła się aby nie przeszkadzać Amarze i poszła zająć się innymi sprawami. W tym też ze sprawą z więźniami i co z nimi zrobić.

-Już ustało. Opatrzyłam go. Podałabym mu wywar, ale jest nadal nie przytomny.- powiedziała ciemnowłosa siedząc na krzesełku obok łóżka i przyłożyła dłoń do jego szyi aby sprawdzić puls.

-Co z nim będzie?- ciemnowłosa spojrzała na krótkowłosą.

-Jeśli Rick na czas odciął mu nogę to będzie dobrze, wyjdzie z tego. Zajmę się nim.- posłała jej pocieszny uśmiech. Maggie odwzajemniła go, ale nadal była przygnębiona. Ciemnowłosa wstała i przytuliła brązowowłosą. Maggie oddała uścisk wzdychając ciężko.

-Dziękuję.- powiedziała brązowowłosa gdy odsunęły się od siebie.

-Podziękujesz gdy się ocknie.

Glenn zbliżył się do celi i oparł się o framugę stając obok swojej dziewczyny. Amara wróciła na krzesełko aby czuwać nad starszym mężczyzną.

-Przydałyby się kule. A najlepiej to antybiotyki, środki przeciwbólowe oraz gazę. Musi gdzieś tu być lecznica. 

-Na pewno jest, znajdziemy ją.- zapewnił Glenn i objął Maggie. 

-Co z więźniami?- zapytała ciemnowłosa spoglądając na koreańczyka.

-Oczyścimy dla nich inny blok i tam zamieszkają. W zamian dadzą nam połowę zapasów, które mają w stołówce.

-Mam nadzieje, że znajdzie się tam puszkowane spaghetti.- od dawana miała ochotę na to danie, ale nie było żadnej możliwości do tej pory aby je zdobyć.

-Myślę, że znajdzie się dla pani doktor.- powiedział z uśmiechem Glenn.

-Byłabym wdzięczna.- trójka zachichotała.

-Pójdź do Beth, potrzebuje cie. Będę miał na niego oko.- Glenn zwrócił się do Maggie, która spojrzała ostatni raz na swojego tatę po czym wyszła z pomieszczenia. 

-Przyszło żarcie!- krzyknął radośnie Tdog zza celi. Amara i Glen zerknęli poza cele i zauważyli jak Tdog razem z Rick'em przeszli przez kraty, które otworzył im Carl z Jason'em i nieśli puszki oraz torby z jedzeniem.

Grimes zbliżył się do celi i spojrzał na nieprzytomnego na łóżku mężczyznę.

-Jak z nim?

-Krwawienie i gorączka powstrzymane. Słabo oddycha i nadal się nie obudził. Stracił dużo krwi. Ale jeśli na czas odciąłeś kończynę to wyzdrowieje.- wyjaśniła ciemnowłosa gdy były policjant spojrzał na nią. Skinął głową przyjmując to co powiedziała.  

-Skuj go kajdankami. Lepiej nie ryzykować.- Rick podał kajdanki Glenn'owi po czym poszedł odnieść rzeczy. Czarnowłosy uniósł kajdanki i zamachał nimi z smętna miną.

-Wierze że one nie będą mu potrzebne.

-Ale słyszałaś Rick'a.

-Wiem.

Po paru minutach wróciła Maggie i poprosiła czy mogła by zostać choć trochę sam na sam z jej tatą. Amara zgodziła się i wyszła z celi, Glenn też ale stał przy wyjściu i pilnował.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro