Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*44*

Wspomnienie

Śnieg spadł już miesiąc temu, a oni już odczuli jak w tym roku zima daje im popalić.

Amara z karabinem i Daryl'em idą na czele, a za nimi Rick, Tdog oraz Glenn. Przemierzając las zasypany śniegiem gdzie gałęzie drzew pozbawione liści są pokryte szronem i białym puchem.

-Naprawdę musimy polować na niedźwiedzia? Czy one o tej porze nie powinny spać?- zapytał Glenn nie będąc zachwyconym tą wyprawą. Właśnie plują na prawdziwego niedźwiedzia, na niebezpieczną włochatą bestie. Kto normalny to robi? Ci którzy nie mają innego wyjścia i nie chcą umrzeć z głodu.

-Ten jakoś się obudził, ale to lepiej dla nas. Niestety w okolicy nie wytropiliśmy żadnego innego zwierzęcia, tylko jego.- wyjaśniła Amara.

-Lepiej nie narzekać jeśli chce się przeżyć.- powiedział Rick. Nigdy wcześniej nie polował przed apokalipsą, a zwłaszcza na wielkiego miśka. Trochę go to niepokoiło czy aby na pewno sobie poradzą. Ale w ten sposób zdobędą pożywienie, którego bardzo potrzebują. A przecież mają dwóch łowców z praktyką wiec powinno wszystko dobrze się zakończyć.

-Nie mogę uwierzyć, że na serio polujemy na misia Puchatka.- stwierdził z rozbawieniem Tdog. Tylko on miał w tej chwili jeszcze dobry humor.

-Z tego co wiem miś Puchatek nie pożera ludzi. A ten typek rozszarpał by cie łapami na strzępy. Kłami oderwałby ci głowę i wybebeszył flaki.- powiedział Daryl niskim i złowieszczym tonem. Glenn przełknął z trudem ślinę. A Tdog 'owi od razu uśmiech zniknął z twarzy i zamilkł. Na pewno nie chcieli być kolacją dla niedźwiedzia. Daryl wewnętrznie czerpał satysfakcje, że udało mu się trochę ich nastraszyć. Rogers spojrzała na niego wywracając oczami na co kusznik tylko wzruszył ramionami zadowolony z siebie. Potrafił być czasami taki dziecinny.

-Nie wierzcie mu. Nic nikomu się nie stanie.- zapewniła ich Amara.- Nawet nie będziecie musieli do niego podejść gdy będzie jeszcze żywy.

Przeszli jeszcze trochę przed siebie kierując się śladami, które zwierze zostawiło. Daryl podniósł rękę aby reszta się zatrzymała i aby przykucnęli. Schowali się za powalonym drzewem. Zauważyli w oddali brązowego niedźwiedzia grzebiącego w śniegu łapami i nosem. Szukał pożywienia dla siebie będąc nieświadomym, że to on zaraz stanie się pożywieniem dla kogoś innego.

-Co teraz?- zapytał cicho Glenn.

-Zastrzelę go.- szepnęła Amara i ustawiła broń opierając się o konar drzewa.

-Nie wyczuje nas stąd?- dopytał Tdog.

-Nie. Jesteśmy bezpieczni.

-Tylko nie spudłuj, masz tylko dwa naboje.- przypomniał jej Rick. Kobieta skinęła mu głową rozumiejąc i wycelowała. Przymknęła jedno oko skupiając całą swoją uwagę na celu. Miała dobrą widoczność, a gdy pociągnęła za spust niedźwiedź niespodziewanie zaalarmowany jakimś dźwiękiem zmienił pozycje przez co Amara spudłowała. Kobieta stęknęła nie wiedząc co się przed chwilą stało.

-Sztywny.- szepnął Daryl zauważając jak jeden spacerowicz ledwo co przemieszcza się przez śnieg i idzie w stronę zwierzęcia. Mężczyzna chciał wstać, ale ciemnowłosa go zatrzymała.

-Najpierw muszę zabić niedźwiedzia.

Zwierze czując zagrożenie zaczęło się przemieszczać przez co kobieta miała trudność z wycelowaniem. Ale musiała spróbować. Strzeliła czując rosnącą presje gdy niedźwiedź coraz bardziej zaczął się oddalać. Ale mimo to trafiła, zwierze padło na ziemie plamiąc śnieg krwią. Daryl wyskoczył szybko zza pnia i pobiegł w stronę sztywnego aby go zabić zanim dorwie ich zdobycz. Reszta poszła w stronę martwego zwierzęcia.

-Mamy dzisiaj ucztę.- powiedział Rick gdy stali nad martwym niedźwiedziem.

~~~~

Ostatnio śnieg zaczął sypać coraz więcej i mocniej. I tak właśnie utknęli w jednym z domów w niewielkim miasteczku. Śnieżyca zmusiła ich do zatrzymania się tu, mieli farta że akurat przejeżdżali przez to miasteczko gdy śnieżyca ich dopadła. Tyle że trwa już trzeci dzień odkąd zatrzymali się w tym domu i nic nie zapowiada się aby przestało sypać. Jedyny plus jest taki że mają w tym domu chociaż ciepło. Jest tu kominek w którym palili meble aby się rozgrzać. Ale brakuje im cieplejszych i lepszych ubrań oraz tego co zawsze, czyli pożywienia. Nawet tamten niedźwiedź, którego zabili nie starczył na aż tak długo jak przewidywali, miał za dużo tłuszczu w sobie.

Teraz kombinowali jak zdobyć jedzenie. Hershel na mapie miasteczka, którą znaleźli w tym domu odszukał mini galerie, która znajduje się trzy ulice stąd. Tam mogliby coś zdobyć jeśli nie zostało to miejsce doszczętnie splądrowane. Trzymali się tej myśli, lepiej zaryzykować niż zagłodzić się tu na śmierć.

Dlatego trio, czyli Rick, Daryl i Amara postanowili że wyjdą na zewnątrz i sprawdzą tą galerie. Brązowowłosy wolał aby Rogers została, ale kobieta uparcie chciała iść mówiąc że zrobią to razem. To było niebezpieczne, ale nie mieli innego wyjścia.

-Nic mi nie będzie. Wrócę.- obiecała i objęła Jason'a całując go w czoło, a później przytuliła Beth. Rick przytulił Carl'a i Lori zapewniając ich że wróci. Carol przytuliła Daryl'a mówiąc mu że wierzy że sobie poradzą.

Gdy skończyli się żegnać i bardzo grubo ubierać, założyli dodatkowo gogle ochronne oraz wzięli także broń aby mieć się czym bronić gdyby sztywni wyskoczyli spod śniegu, po czym we troje wyszli na zewnątrz.

Wiał silny wiatr utrudniając im normalne chodzenie. Śnieg sypał z każdej strony. Trzymali się za ręce, ciemnowłosa pośrodku, i brnęli przez zaspy przed siebie. Z trudem pokonywali kolejne kroki, ale w końcu dotarli do upragnionego budynku. Nie wiedzieli co tam na nich czyha dlatego wyciągając broń ostrożnie pchnęli drzwi i weszli do środka. Zapalili latarki aby lepiej było widać choć przez szyby przechodziła wystarczająca ilość światła aby mogli zobaczyć wnętrze. Zdjęli gogle i zaczęli rozglądać się uważnie. Napotkali tylko dwóch sztywnych, z których zabiciem nie mieli problemu. Los chyba się do nich uśmiechnął bo nie tylko znaleźli pokaźną ilość jeszcze dobrego jedzenia to była tu jeszcze malutka apteka, która nadal jest wyposażona w lekarstwa. Zapakowali do toreb tyle ile mogli i ruszyli w drogę powrotną.

Szli trzymając się kurczowo za ręce aby nie zwiało ich z drogi. Gdy niespodziewanie coś pod zaspą obok, której przechodzili poruszyło się i złapało Ricka za nogę. Mężczyzna przewrócił się ciągnąć innych ze sobą. Sztywny dorwał się do jego nogi. Amara ciągnęła Ricka aby odciągnąć go od trupa, który trzymał go za nogę, a Daryl wyjął maczetę i zaczął ciachać żywego trupa. Krew lała się i brudziła śnieg, ale w końcu udało mu się go zabić. Złapali Ricka i jak najszybciej zaczęli biec w stronę domu.

Glenn obserwując przez szparę miedzy deskami zauważył jak biegną i otworzył im drzwi. Niemalże wpadli do środka lądując na ziemi. Zaczęli pośpiesznie zdejmować ubrania, a zwłaszcza Rick.

-Zdejmuj spodnie!- wykrzyknęła Amara. Mężczyzna czując panikę zrobił to jak najszybciej mógł. Reszta niezrozumiała o co chodzi, ale mogli się domyślić.

Rick miał niewyobrażalne szczęście, nie miał żadnej rany, ani zadrapania. Jedynie jego spodnie miały porwaną nogawkę. Dobrze że założył podwójną parę, mógł stracić życie. Ale tym razem się to nie stało. Mogli odetchnąć z ulgą i cieszyć się zdobytymi rzeczami oraz faktem że w galerii zostało jeszcze wystarczająco dużo jedzenia i leków aby starczyło im na długi czas.

~~~~

Gdy grupa dotarła do drogi wsiedli do samochodów i ruszyli przed siebie.

Po pewnym czasie zatrzymali się aby zadecydować gdzie powinni jechać dalej. Cześć z nich studiowała mapę, a reszta obserwowała okolice szukając jakiegokolwiek zagrożenia. Zadecydowali że zanim ruszą dalej muszą nazbierać zapasów. Tdog razem z Glenn'em i Maggie poszli nabrać wody do strumyka niedaleko drogi. Za to Grimes, Dixon i Rogers poszli zapolować. Reszta została przy samochodach, a strzec będą ich Jason oraz Carl. Przez ten ostatni czas chłopcy dojrzeli bardziej i stali się odpowiedzialniejsi, potrafią też już lepiej posługiwać się bronią, dadzą sobie rade by obronić pozostałych.

Amara z mężczyznami zeszła z drogi i podążyli wzdłuż starych torów.

-Spójrzcie.- powiedział Rick po kilku minutach marszu. Kusznik i ciemnowłosa przenieśli swoje spojrzenia w kierunku, który były policjant wskazał. Byli na wzniesieniu i stąd było widać w oddali wiezienie gdzie na spacerniaku i wokół budynku krążą sztywni w więziennych strojach. Spojrzeli po sobie po czym znowu zaczęli przyglądać się temu miejscu obok, którego znajduje się jeszcze staw.

-Nadawało by się.- stwierdziła Amara. Gdyby oczyścić to wiezienie było by to idealne miejsce do osiedlenia się choć na jakiś czas. A gdyby udało się oczyścić budynek to mogli by tam nawet zamieszkać na stałe, a dzięki ogrodzeniom mieli by ochronę przed sztywnymi.

-Z pewnością.- powiedział Rick.

Wrócili do reszty grupy i powiedzieli im o ich znalezisku. Rick zadecydował że pójdą tam i zajmą spacerniak.

~~~~

Wszyscy podbiegli do ogrodzenia, a Rick zaczął przecinać otwór aby mogli dostać się do części, która służy jako korytarz patrolny i jest z obu stron ogrodzony siatką.

-Uważajcie na tyły!- ostrzegł ich starszy Grimes gdy dwóch szwędaczy zbliżyło się do nich od tyłu. Bez problemu ich zabili.

W końcu został zrobiony otwór w siatce i mogli zacząć przechodzić przez niego. Gdy wszyscy przedostali się na drugą stronę zawiązali otwór drutem aby sztywni z zewnątrz nie dostali się tu. Przebiegli przez korytarz, który służył do obserwacji więźniów na spacerniaku, i którego jego ściany są zrobione z żelaznej siatki. Dobiegli do bramy więziennej, przy której leży przewrócona ciężarówka. Cześć sztywnych zainteresowała się nimi i zaczęli uderzać w ogrodzenie.

-Jeśli uda nam się zamknąć tamtą bramę.- Rick wskazał rozsuniętą bramę do wejścia na dziedziniec wiezienia gdzie jest jeszcze więcej szwedaczy.- więcej nie wejdzie na spacerniak. I wtedy wybijemy tych na podwórzu. Skończymy przed wieczorem.

-Ale jak zamkniemy bramę?- zapytał Hershel. Starszy mężczyzna wiedział że to duże ryzyko. Ktoś musi przebiec spory kawałek po tym wzgórzu i nie dać się przy tym zabić. A chodzących trupów wcale mało tu nie jest.

-Ja to zrobię. Jestem zwinna i szybka. Wy mnie będziecie osłaniać- zaoferowała się Amara.

-Nie, nadal masz kontuzje ramienia. Ja to zrobię.- ciemnowłosa przytaknęła ich przywódcy godząc się na to co powiedział. A gdy wspomniał o jej ramieniu instynktownie dotknęła go dłonią. Jeszcze trochę ją boli, ale jest znacznie lepiej niż dwa dni temu.- Daryl i Amara wrócicie się do poprzedniej wieżyczki, obok której przebiegaliśmy. Hershel z Jason'em i Carl'em obstawicie tą.- były policjant wskazał wąski i wysoki budynek obok nich.- Tylko strzelajcie celnie, kończy nam się amunicja. Reszta, hałasujcie i ściągnijcie sztywnych do siatki, przez nią będziecie ich zabijać.

Wszyscy zrozumieli polecenia i pobiegli zająć swoje stanowiska. Amara i Daryl cofnęli się w korytarzu patrolnym do wieżyczki i weszli do niej. Wspięli się po drabince na górę po czym ustawili się na szczycie.

Oboje zobaczyli jak Rick wybiega przez bramę, którą otworzyła mu Lori i zamknęła po tym gdy wyszedł. Przygotowali swoją broń i zaczęli strzelać. Ciemnowłosa napięła na cięciwę kolejną strzałę i zabiła któregoś już szwedacza, nie liczyła. Odczuła jak ramie jej dokucza gdy naciągała cięciwę. Spostrzegła jak sztywny zachodzi Ricka od tyłu i szybko wymierzyła w niego. Strzała i bełt w tym samym czasie przebiły czaszkę trupa, który padł za ziemie martwy. Grimes spojrzał na moment w stronę wieży i skinął głową w podzięce po czym ponownie zaczął podążać do bramy. Daryl i ciemnowłosa spojrzeli po sobie lekko się uśmiechając po czym kontynuowali strzelanie do spacerowiczów.

Rick'owi udało się zamknąć bramę na dziedziniec, a pozostali wybili sztywnych, którzy chodziły po obszernym podwórzu. Wszyscy wrócili do wejścia na spacerniak i przeszli przez nie.

-Nie mieliśmy tyle przestrzeni dla siebie odkąd opuściliśmy farmę.- powiedziała z zachwytem Carol, pozostali również byli zadowoleni.

Amara zerknęła na idącego obok niej Jason'a i uśmiechnęła się do niego oraz do Beth, która szła z nim. Oboje odwzajemnili uśmiech ciemnowłosej i podążyli za resztą. Właśnie zdobyli bezpieczny kąt.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro