Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*40*

To był krzyk Dale'a. Amara widziała jak Daryl biegnie jako pierwszy w kierunku krzyku starszego mężczyzny, a za nim pozostali. Ciemnowłosa też ruszyła za nimi. Gdy dotarła zobaczyła jak Daryl zabija sztywnego, który zaatakował Dale'a, a gdy spojrzała na starszego mężczyznę leżącego na ziemi zobaczyła w jak tragicznym jest stanie. Ma rozdarty brzuch, a jego jelita są na wierzchu. Ciemnowłosa klęknęła przy nim pierwszy raz nie mając pojęcia co zrobić. Nie potrafiła już mu pomóc. Jest w tragicznym stanie i nie da się go już uratować, a na pewno nie w takich warunkach. 

-Nie dam rady mu pomóc.- powiedziała z żalem ciemnowłosa do grupy patrząc z przepraszającym wyrazem na twarz Dale'a, która wykrzywiona jest w agonii. Starszy mężczyzna złapał ją za dłoń ściskając i nieznacznie kiwając głową, a Amara zamachała głową w sprzeciwie czując że ma zaszklone oczy. Nie ma już dla niego ratunku, jedyne co można teraz zrobić to skrócić jego męki. I właśnie prosił ją by to zrobiła, ale nie chciała i nie potrafiła. 

-Nie jesteś morderczynią.- wyszeptał z trudem przełykając ślinę, że ledwo co go usłyszała. Widziała w jego oczach... zrozumienie? Czyżby nie uważał ją jednak za potwora gdy przyznała mu się że kogoś zabiła? Chyba tak, a przynajmniej Amara tak wywnioskowała.  

-Zróbcie coś, pomóżcie mu.- błagała Andrea przyglądając się Dale'owi z rozpaczą i roniąc słone łzy. Rick wyjął broń i wycelował nią w głowę Dale, ale nie dał rady pociągnąć za spust. Daryl wziął pistolet od niego i zbliżył się do Dale. Amara wstała z klęczek puszczając dłoń mężczyzny i cofnęła się do tyłu. 

Daryl wycelował pistoletem do leżącego Dale, który posłał mu uspokajający uśmiech, dając mu pozwolenie na zakończenie jego udręki.

-Przepraszam bracie.- powiedział ze smutkiem kusznik po czym pociągnął za spust i padł strzał.

Następnego dnia grupa pochowała Dale w miejscu obok gdzie spoczywa Sophie i uroczyście go pożegnali. Jako że Dale nie chciał aby zabili tego dzieciaka, Randall'a, zadecydowali że jednak tego nie zrobią. A będą go trzymać w stodole dopóki nie wymyślą co z nim zrobić. 

Hershel ostatecznie zgodził się aby zostali na farmie i pozwolił im zamieszkać w jego domu, z wyjątkiem Shane'a, którego zachowanie mu się nie podoba i nie chce tego człowieka w swoim pobliżu. Wiec zaczęli zbierać swoje rzeczy aby móc przenieść je do domu.

Amara wyszła na zewnątrz aby nabrać świeżego powietrza. Poszła za dom by mieć trochę świętego spokoju i pomyśleć. A o czym mogła? To co powiedział jej Dale przed śmiercią Nie jesteś morderczynią. Myślała nad tym. Czy aby na pewno Dale miał racje mówiąc tak? Przekroczyła granice i nie czuła potrzeby aby się cofnąć. Kiedyś jeszcze na pewno natknie się na ludzi, którzy będą chcieli jej wszystko zabrać albo będą zagrażać jej grupie. I nie pozwoli im aby coś zrobili jej bliskim, nawet jeśli znowu będzie musiała zabić. Ale jednego się obawiała, że będzie jej to przychodzić z łatwością i nie będzie miała trudności by to zrobić. A przecież gdzieś w okolicy grasuje niebezpieczna grupa Randall'a, a nie ma zamiaru pozwolić im by cokolwiek im zabrali. Jeśli będzie trzeba, zabije ich.

Wyciągnęła szybko broń i gwałtownie odwróciła się gdy usłyszała jak ktoś po cichu zachodzi ją od tyłu. Wycelowała i zobaczyła Gadriel'a.

-To tylko ja.- uniósł ręce w geście poddania.

-Powiedziałabym, że aż ty.- opuściła broń i schowała ją do kabury.

-Jak twoja ręka?- zerknął na jej lekko zsiniaczone kostki na dłoni.

-Na pewno lepiej niż z twoim nosem.- odpowiedziała wrednie widząc że ma fioletowego sińca na nosie.- Chyba powiedziałam ci, że nie chce więcej cie widzieć, ani tym bardziej rozmawiać.

-Wiem, ale chciałem przeprosić za swoje zachowanie. Nie powinienem był mówić takich rzeczy. Byłem palantem.

-I to parszywym.

-Przyznaje to. Chciałbym abyśmy zaczęli od nowa.

-Nie wiem czy to możliwe.- spojrzała na niego mrużąc oczy. Coś jej mówiło by nie wierzyć w to co mówi i nie ufać jemu przyjacielskiemu uśmiechowi, który zawitał na jego twarzy.

-Nie chcę abyśmy byli wrogami. Jest przecież koniec świata, nie wiadomo jak długo będziemy żyć. Lubie cie. A może gdy zaczniemy jeszcze raz jakoś się nam ułoży i nam wyjdzie.

-Chyba cie pojebało.- warknęła na niego, na co jemu uśmiech zniknął z twarzy. Miał nadzieje ją przekonać, ale nie wyszło. Nie sądziła że on może być tak głupim chamem i że mógł pomyśleć że po tym co powiedział da mu szanse. Co on sobie myślał że przeprosiny wszystko naprawią i że wskoczy z nim do łóżka? Niebyła nim zainteresowana i nigdy nie będzie. A to że świat się zawalił nie oznacza że będzie pieprzyć się z pierwszym lepszym, który się trafi.- Nie próbuj mi tu mydlić oczu. Najlepiej odejdź zanim jeszcze raz cie uderzę. 

Amara chciała ominąć go i odejść, ale złapał ją mocno za ramie i zatrzymał. Ciemnowłosa spojrzała na niego marszcząc gniewnie brwi i nos. 

-Puść mnie.- rozkazała chłodnym i stanowczym tonem posyłając mu ostrzegawcze spojrzenie. Ale blondyn nie odpowiedział tylko na nią patrzył i nawet trochę mocniej ją ścisnął. Ciemnowłosej przyspieszył puls. Skoro po dobroci nie chce tego zrobić to będzie żałował. 

-Zostaw ją!

Czyjś nagły krzyk sprawił że oboje spojrzeli w kierunku skąd on dobiegał. Gdy tam spojrzeli Daryl rzucił się na Gadriel'a powalając go na ziemie, a blondyn puścił Amare. Brązowowłosy próbował go przytrzymać, ale zaczął się z nim szarpać i uderzył go w twarz. Kusznik nie był mu dłużny i oddał podwójnie. Ale Daryl długo nad nim nie górował tłukąc go pięściami ponieważ Gadriel'owi udało się go zepchnąć i tym razem to on przycisnął go do ziemi zadając mu ciosy. Amara chwyciła blondyna za ramie aby ten nie uderzył brązowowłosego, ale odepchnął ją, a ona upadła na ziemie. Nie miała szans samej ich rozdzielić zanim któryś zatłucze drugiego do nieprzytomności a w gorszym wypadku stłucze na śmierć wiec podniosła się i zaczęła nawoływać pomocy. 

Nie mogła patrzeć jak Gadriel nadal bije Daryl'a choć ten też starał się aby jak najmocniej przywalić blondynowi i zepchnąć go z siebie. Rzuciła się na plecy Gadriel'a i złapała go od tyłu za szyje. Zaczęła zaciskać ramieniem aby go poddusić by puścił brązowowłosego. W tej samej chwili przybiegli inni zaalarmowani krzykami. Rick, Shane, Glenn oraz Tdog szybko zareagowali aby zakończyć bójkę. Glenn odciągnął Amare, a reszta zajęła się Gadriel'em wręcz odrywając go i odrzucając w inną stronę. Daryl wstał i chciał ruszyć w stronę blondyna, który chciał zrobić to samo, ale inni stanęli im na drodze odciągając ich w inne strony. 

-Co tu się dzieje? - zapytał Hershel podchodząc do zbiegowiska razem z Maggie. 

-Zapytaj tego skurwiela.- żachnął nadal rozjuszony i nie mogący ustać w miejscu Daryl i wskazał z wściekłością na Gadriel'a, który otarł rękawem zakrwawioną twarz. Zarówno on jak i brązowowłosy doznali obrażeń na twarzy. Dixon był tak cholernie wściekły, że rozszarpałby blondyna na strzępy gołymi rękoma. Widział jak ją całuje, jak obrywa od niej w twarz za coś co powiedział. A dzisiaj zauważył jak poszedł za nią i był pewny że nic dobrego z tego nie wyniknie. I tak było. Nie chciał jej puścić wiec musiał coś zrobić. Wściekłość tak w nim wzrosła, że nic nie myśląc rzucił się na niego. Nie pozwoliłby aby zrobił jej krzywdę.

Ale Gadriel nic nie odpowiedział tylko machnął ręką, a gdy jego matka podbiegła aby sprawdzić w jakim jest stanie odepchnął ją i po prostu odszedł. 

Amara spojrzała na Daryl'a z podziwem i wdzięcznością. Stanął w jej obronie choć nie musiał, a przez nią oberwało mu się. Ciemnowłosa nie zwracając uwagi na innych podeszła do niego i go po prostu przytuliła. Brązowowłosy zesztywniał zaskoczony jej gestem, ale mimo widowi dość nieporadnie odwzajemnił uścisk. 

Gdy grupa nalegała aby wyjaśnili dlaczego doszło do bójki Amara niechętnie chciała przyznać że to w pewnym sensie przez nią, ale Daryl widząc że kobieta nie bardzo chce wyjaśnić pozostałym czemu się tak stało. Wyprzedził ją i powiedział że po prostu on i Gadriel się nie polubili co spowodowało że wyszła miedzy nimi mało istotna sprzeczka przez co doszło do bójki. Co z tego że inni jakoś specjalnie nie byli przekonani do tego co powiedział, ale skoro on tak mówił to przyjęli to i nie drążyli więcej tematu. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro