Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*39*

Zamknęli chłopaka, który ma na imię Randall w szopie, a Daryl zaczął go przesłuchiwać. Gdy skończył okazało się, że chłopak podróżował z uzbrojoną trzydziestoosobową grupą. Mówił że mężczyźni ci gwałcili kobiety i dopuszczali się okropnych czynów. Przysięgał że on taki nie był, dołączył do nich aby być bezpiecznym i móc przeżyć. 

Rick ogłosił że Randall jest dla nich zagrożeniem, że przez niego ci ludzie mogą tu trafić i im wszystko odebrać dlatego muszą go zabić. Dale jako jedyny otwarcie wyraził sprzeciw temu i poprosił aby Rick się zastanowił oraz by dał mu czas aby porozmawiać z innymi i wtedy dopiero zadecydować co zrobić z tym chłopakiem. 

Amara zdjęła z sznurka wyschnięte już ubrania i złożyła je po czym ruszyła do swojego namiotu i zostawiła je tam. Gdy wyszła z namiotu w jej stronę zbliżył się Dale. Kobieta wiedziała już czego chce starszy mężczyzna. Przez cały dzień chodził i rozmawiał z innymi na temat Randall'a czy powinniśmy go zabić czy nie.

-Po twojej minie widzę, że nie najlepiej idzie ci przekonanie pozostałych.- stwierdziła ciemnowłosa gdy starszy mężczyzna stanął niedaleko niej z twarzą jakby błagał ją.- Podziwiam twój zapał.

-Proszę chociaż ty. Randall to tylko dzieciak, nie zasłużył na śmierć.

-Zagraża nam.

-Tego nie jesteśmy pewni. I nie oznacza to że od razu mamy go zabić. Nie możemy o tym decydować. Wiem że ten świat jest zepsuty, ale nie niszczmy go bardziej. Nie zabijajmy jeden drugiego. Życie powinno być czymś więcej niż przetrwaniem. Jesteśmy ludźmi, co z nami będzie jeśli stracimy swoje człowieczeństwo? Kim się wtedy staniemy? Czym będziemy różnić się od tych potworów gdy zaczniemy przelewać ludzką krew?

-Ah, Dale. Trafiłeś źle, niestety ja już przelałam tą szale. Nikomu tego nie mówiłam. Ale mam już czyjąś krew na rekach.- starszy mężczyzna patrzył na nią z niedowierzaniem. W końcu komuś się do tego przyznała. Ale Dale ma w pewnym sensie racje. Nie chce mieć więcej krwi na rekach, co prawda dużo mogą zaryzykować, ale jeśli Randall nie opuści farmy to może nic złego się nie stanie?- Wiem co teraz o mnie myślisz, ale wtedy nie miałam wyboru jak teraz. I w pewnym stopniu popieram twoje zdanie.

-Czyli jednak staniesz po mojej stronie gdy będziemy głosować wieczorem?

-Zaryzykuje. Ale pamiętaj, jeśli Randall coś zrobi będziesz miał to na sumieniu.

-Dziękuję.

-Nie dziękuj, decyzja nie należy tylko do mnie. A jeśli grupa jednak zadecyduje o zabiciu go, nie będę wchodziła w dodatkowe dyskusje i pozwolę aby to zrobili. Może na tym świecie nie ma już dobrych ludzi.- powiedziała i odwróciła aby odejść, ale głos Dale ją zatrzymał i spojrzała na niego przez ramie.

-Nie oceniam cie. Wierzę że zrobiłaś tamto bo nie miałaś innego wyjścia. To co zrobiliśmy aby przetrwać nie świadczy o tym kim naprawdę jesteśmy.- powiedział po czym odszedł. Czyżby rozumiał czemu to zrobiła choć nie wyjaśniła mu dokładnie jak to było?

~~~~

Gdy słońce zaczęło zachodzić grupa zebrała się w domu aby zadecydować co zrobić z Randall'em. Rick zapytał ich czy ktokolwiek myśli czy chłopak powinien być oszczędzony. Dale odezwał się mówiąc, że on i Amara są temu przeciwni. Grupa spojrzała na ciemnowłosą sprawdzając czy faktycznie nie zgadza się z zabiciem Randall'a. Przytaknęła im głową, ale nie widać było po niej, że faktycznie jest do tego przekonana. Dale spytał jeszcze Glenn'a mając nadzieje że i on go poprze, ale koreańczyk tego nie zrobił. Starszy mężczyzna prosił aby dali Randall'owi szanse, ale grupa nalegała że nie czuli by się bezpiecznie z nim, a Amara po prostu milczała nawet gdy Dale posyłał jej spojrzenia aby ona coś powiedziała. Coraz bardziej czuła, że zabicie Randall'a to jedyne wyjście i trochę ją to niepokoiło. Przelała już czyjąś krew, a tym razem nie czuje pohamowania przed zrobieniem tego jeszcze raz i w sumie jest już jej to obojętne co stanie się z tym chłopakiem. Ważne aby Jason'owi nic nie groziło, to jest najistotniejsze. 

Niestety decyzja zapadła i Dale nie mógł już nic poradzić. Był rozczarowany tym co chcą zrobić. I po prostu wyszedł z pokoju. Pozostali również się rozeszli, podjęli decyzje i nie było o czym już rozmawiać. Rick razem z Shane'm oraz i Daryl'em zabrali Randall'a do stodoły aby tam dokonać egzekucji. 

Amara postanowiła przejść się trochę i ruszyła na spacer wzdłuż płotu. Szła i podziwiała widoki. Zatrzymała się w końcu i oparła się łokciami o płot. Słońce zaszło już jakiś czas temu, a na niebie pojawił się księżyc oraz gwiazdy. Spojrzała w górę i zaczęła obserwować migoczące światełka. Lubiła wpatrywać się w nocne niebo. Ten widok zawsze był dla niej wyjątkowy i pełny tajemnic. Bo co może kryć się w kosmosie? To ją zawsze odprężało i odciągało od szarej i ponurej rzeczywistości. Wyciszało ją i pomagało poukładać szalejące w jej głowie myśli. Choć gdy teraz patrzy w niebo ma wrażenie że ono nie ma już takiego uroku jak kiedyś, jakby jego blask i niezwykłość spłowiało jak obraz po wielu latach. A może po prostu to ona się zmieniła. Przecież tak właśnie jest. Ten świat, który stał się inny sprawił, że i ona stała się inna.

-Mogę dołączyć?- zerknęła w bok i zobaczyła Gadriel'a, który z uśmiechem podszedł i ustał obok niej.- Piękny widok.- powiedział również patrząc tak jak Amara w niebo.

-Tak, wyjątkowy. 

Stali tak kilka minut w ciszy i podziwiali gwiazdy. W pewnym monecie Gadriel spojrzał na nią. Kobieta czując jego wzrok na sobie również na niego spojrzała. 

-Co?- zapytała nie rozumiejąc dlaczego się tak na nią patrzy. Na jej pytanie uśmiech na jego twarzy się powiększył, a w jego oczach ciemnowłosa mogła dostrzec jakiś podejrzany błysk. Zauważyła że na chwile zerknął na jej usta, a później znowu patrzył w jej oczy. Poczuła jak atmosfera miedzy nimi gęstnieje, a jej robi się dziwnie ciepło. Jednak zanim zdążyła coś zrobić poczuła jak usta Gadriel'a przylegają do jej. Mężczyzna położył jedną rękę na jej biodrze, a drugą na jej policzku. Ciemnowłosa była zaskoczona przez parę chwil i stała tak nie odwzajemniając pocałunku. W końcu położyła ręce na jego klatce piersiowej i łagodnie go odepchnęła. Blondyn przestał ją całować i ją puścił.

-Przykro mi, ale nie podobasz mi się. Nie lubię cie w ten sposób.- wyjaśniła z zakłopotaniem. Nie potrafiła całować się z kimś kogo nie traktuje w ten sposób. 

-No tak.- odsunął się od niej o dwa kroki i uśmiechnął się gorzko.- Widać że wolisz nic niewartych prostaków. Sama najwyraźniej nie jesteś lepsza.

Amara spojrzała na niego z niedowierzaniem. Zaraz, co on właśnie powiedział?, pomyślała.

-Naprawdę nie rozumiem co w nim jest tak interesującego.- oczywiście że Amara domyśliła się o kim on mówi.- Jak dla mnie jest niczym, a ty musisz być głupia aby wolić go ode mnie.

Ciemnowłosa poczuła jak zbiera się w niej coraz większa złość z każdym jego wypowiedzianym słowem. Wydawał się być miłym facetem, ale jak widać wcale taki nie jest. Zacisnęła mocno pieść i z impetem przywaliła mu prosto w twarz. Gadriel złapał się za nos i zachwiał się do tyłu oszołomiony uderzeniem.

-To ty jesteś śmieciem!- warknęła na niego.- Jesteś wstrętnym i żałosnym skurwielem, taka świnia jak ty nie zasługuje na nic. I wiesz co? Lepiej spierdalaj zanim jeszcze ci dokopie, palancie!

-Jesteś warta tyle samo ile on.- Gadriel obdarzył ją pogardliwym i pobłażliwym spojrzeniem po czym unosząc dumnie głowę mimo, że ma zakrwawiony nos odwrócił się i po prostu odszedł. 

Amara westchnęła i oparła się o płot. Potarła obolałe kostki dłoni. Co jak co, ale ma twardą twarz, pomyślała. Nie sądziła że może okazać się być takim palantem, wydawał się być w porządku. Najwyraźniej pozory bywają mylne. I właśnie jeszcze bardziej zepsuł jej dzisiaj humor.

Nagle czyjś krzyk rozniósł się echem po okolicy i wyrwał ją z własnych myśli. Amara spojrzała w kierunku lasu, z którego on dochodzi i wtedy zdała sobie sprawę do kogo on należy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro