*32*
Minęły dwa kolejne dni. Carl i Daryl doszli częściowo do siebie i mogli już opuścić łóżka.
Kontynuowali poszukiwania Sophie, ale to na nic się zdało. Nawet trop, który znalazł Dixon im nie pomógł. Za każdym razem to był ślepy zaułek. Coraz bardziej zaczęli wątpić że dziewczynka odnajdzie się, a przynajmniej żywa.
Shane zorganizował dla tych, którzy nie umieli strzelać ćwiczenia. Hershel nie był tym zbytnio zadowolony, ale przyzwolił im na to. Oczywiście nie ćwiczyli na farmie tylko oddalili się od niej by przez odgłosy strzałów nie zwabić sztywnych.
Amara skonfrontowała się z Lori, powiedziała jej że wie o jej ciąży. Kasztanowłosa myślała że Glenn powiedział Amarze, ale ona wyjaśniła że po prostu słyszała ich rozmowę gdy byli przy jej namiocie i myśleli że nikogo tam nie ma. Rogers spytała ją czy Rick o tym wie, ale Lori jeszcze mu o tym nie powiedziała. Ciemnowłosa wykorzystała chwile i zapytała w prost czy łączyło ją coś z Shane. Grimes była zaskoczona że wie i chciała wiedzieć skąd się dowiedziała. Amara wytłumaczyła jej że po prostu zauważyła ich dziwne zachowania i sama doszła do wniosku że było coś na rzeczy. Kasztanowłosa prawie się popłakała i przyznała się że nie wie kim jest ojciec jej dziecka. Amara próbowała ją pocieszyć i poradziła jej że mimo wszystko powinna powiedzieć o tym Rick'owi. Tak będzie lepiej. Lori nie była pewna, ale stwierdziła że ona ma racje i obiecała że powie kiedy będzie w stanie.
Ostatnio Rogers zrobiła hamak miedzy drzewami i teraz odpoczywa na nim. Z przymkniętymi oczami i założonymi rękoma za głowę relaksuje się gdy poczuła że ktoś podchodzi do niej i ustał obok hamaka.
-Mogłabyś się podzielić, wiesz?- to Glenn. Kobieta uśmiechnęła się i spojrzała na niego. Podniosła się do siadu i przeniosła nogi tak że teraz zwisają jej nad ziemią.
-Racja, nie mogę być samolubna. I tak miałam zamiar iść coś dokończyć. Wiec możesz korzystać póki ktoś inny nie zajmie hamaka.- ciemnowłosa zeskoczyła na ziemie po czym poklepała koreańczyka po ramieniu i odeszła.
-Dzięki!- krzyknął za nią i skoczył na hamak. Amara odwróciła się na moment do niego i machnęła do niego. Bardzo go polubiła. Zawsze jest przyjazny i pomocny. Prawdziwy z niego przyjaciel.
Amara wzięła wiadro i poszła do studni. Podłożyła wiaderko pod kran i zaczęła naciskać dźwignię by nalać wody. Gdy wiaderko było pełne przestała i poszła w stronę kampera. Weszła do niego i postawiła wiadro na stole po czym wyszła i spojrzała na dach pojazdu.
-Hej Dale, przyniosłam wodę o którą prosiłeś!- krzyknęła do starszego mężczyzny, który podziękował jej po czym wrócił do obserwowania.
-Pani Rogers!- zawołał Carl podbiegając w jej stronę. Kobieta spojrzała na niego uważnie.
-Możesz mi mówić po imieniu.- uśmiechnęła się lekko.- Coś się stało? Źle się czujesz? Boli cie rana?- obsypała go pytaniami o jego zdrowie, ale chłopiec zaprzeczył że nic mu nie jest.- Wiec o co chodzi?
-Pomyślałem sobie że możemy zagrać w baseball jeśli masz czas.
-W sumie to mam. Gdzie Jason? Zagramy we trójkę.- zaproponowała szukając wzrokiem piwnookiego.
-On jest zajęty. Ostatnio prawie cały czas jest zajęty.- ciemnowłosa spojrzała na chłopca, który wydał się przygnębiony.
-Nie ma dla ciebie czasu?- niebieskooki chłopiec przytaknął jej.- Zgaduje że często przebywa z Beth. Porozmawiam z nim.
-Nie, nie trzeba.
-Na pewno?
-Tak.
-No dobrze. Chodź, zagramy we dwoje.
Zaszli na chwile do jej namiotu i wzięli potrzebny sprzęt. Oddalili się trochę od domu, ale nie aż tak daleko. Wystarczająco by nie zniszczyć czegoś gdy piłka poleci nie tam gdzie trzeba.
Grali na zmianę zamieniając się miejscami dobrze się przy tym bawiąc i rozmawiając miedzy sobą. Teraz Amara miała piłkę i zamachnęła się by ją rzucić w stronę Carl'a, który trzymał mocno kij i był gotowy. Piłka poleciała, a chłopiec odbił ją. Oboje unieśli głowę obserwując gdzie i jak wysoko leci. Poleciała znacznie dalej niż przy wcześniejszych odbiciach chłopca, bardziej w stronę lasu.
-Nowy rekord, młody.- pochwaliła Amara i przybiła z Carl'em piątkę.- Pójdę po nią.
Kobieta oddaliła się truchtem w stronę gdzie upadła piłka i zaczęła przeszukiwać trawę. Przykucnęła, ale i tak nie mogła jej znaleźć wiec podniosła się i westchnęła. Dobrze że ma jeszcze dwie zapasowe.
-Tego szukasz?- usłyszała za sobą niski męski i trochę ochrypły, pewnie dlatego że mało mówi, głos po którym bez problemu rozpoznała jego właściciela. Ciemnowłosa odwróciła się i zobaczyła stojącego o kilka kroków od niej Daryl'a, który ma uniesioną rękę i trzyma w niej jej piłkę. Kobieta podeszła do niego i chciała wziąść przedmiot, ale kusznik szybko cofną rękę. Spojrzała na niego niedowierzająco.
-Chcesz się droczyć?
Nie odpowiedział jej wiec ciemnowłosa spróbowała zabrać mu drugi raz, ale on cofnął się i schował za plecy. Kobieta podirytowana położyła dłonie na biodrach mrużąc na niego oczy.
-Oddaj.- rozkazała, ale mężczyzna nie wyglądał na chętnego by to zrobić. Podrzucił piłkę do góry lekceważąc ją.- Oddawaj.-ponagliła. Brązowowłosy spojrzał na nią i przestał podrzucać.
-Poproś.
-Chyba sobie żartujesz?- oburzyła się.- Jest moja wiec oddaj.- spróbowała ponownie mu ją zabrać, ale podniósł rękę do góry, a drugą złapał ją w pasie i odwrócił do siebie plecami. Amara poczuła jak nagrzewają się jej policzki, czuła jego ciało, które przylegało do jej pleców. Rękoma próbowała odciągnąć jego ramie oplatające ją, ale trzymał ją za mocno choć nie robił przy tym jej krzywdy. - Dobra, proszę oddaj mi piłkę.- poprosiła poddając się. Właściwie mogłaby użyć sztuk walki, których się nauczyła ale jakoś o tym nie pomyślała i nie chciała robić mu krzywdy. Kusznik puścił ją, ciemnowłosa odwróciła się do niego przodem, a on wręczył jej piłkę.
-Aż tak trudno było?
-Tak.- odpowiedziała i spojrzała w kierunku gdzie czeka na nią Carl po czym wróciła spojrzeniem na Daryl'a.- Chcesz dołączyć, im więcej osób tym lepsza zabawa?
-Mhm.- mruknął wzruszając ramionami, a gdy Amara zaczęła iść podążył za nią.
-Umiesz grać?- zapytała z cwanym uśmieszkiem kusznika gdy wrócili oboje do Carl'a. Brązowowłosy potwierdził kiwając głową.- Na pewno?- dopytała.
-Tak.- powiedział twardo.
-Będziesz z nami grać?- zapytał zdziwiony Carl i spojrzał na Daryl'a, mężczyzna mruknął że tak. Młody Grimes przeniósł spojrzenie na Amare upewniając się czy on mówi serio, kobieta przytaknęła twierdząco.
-Zobaczymy jaki z niego zawodnik MLB?
Amara liczyła że kusznikowi nie będzie wychodziła gra i będzie mogła go pouczyć, ale mina jej zrzedła gdy widziała że radzi sobie... świetnie? Brązowowłosy zauważył jej reakcje na jego grę i posłał jej zuchwały uśmieszek.
-Teraz ja odbijam.- zabrała kij Daryl'owi, a on oddał jej robiąc jej miejsce i widząc że kobita jest podirytowana. Wygląda uroczo kiedy się złości, pomyślał.- Rzucasz piłkę.- rozkazała. Carl oddalił się daleko za Daryl'a by gdy ciemnowłosa odbije piłkę móc ją złapać. Zauważył rywalizacje miedzy nimi wiec oddalił się jeszcze bardziej wiedząc że Amara będzie chciała odbić piłkę jak najmocniej.
Gdy Carl był na miejscu Daryl rzucił piłką a Amara odbiła ją zamachując się jak najmocniej. Przeleciała nad młodym Grimes'em, chłopak pobiegł ją zabrać i gdy ją znalazł podał im ją.
-Dasz rade odbić dalej?- zapytała zaczepnie wręczając kij mężczyźnie i biorąc od niego piłkę, którą podał mu chłopiec. Kusznik wziął kij i ustawił się. Amara zamachnęła się i rzuciła piłkę. Było słychać charakterystyczny dźwięk otarcia kija o piłkę, która poleciała hen daleko ale też zboczyła za bardzo z linii prostej gdzie powinna polecieć w stronę Carl'a aby łatwiej ją było znaleźć. Amara zacisnęła usta w wąską linie gdy widziała jak cholernie daleko poleciała piłka. Później spojrzała na zadowolony wyraz twarzy mężczyzny.
-Idziesz po nią.- powiedziała kobieta, a gdy brązowowłosy zmarszczył brwi dodała.- Zboczyła za bardzo w bok, a miała lecieć prosto.- pojawił się na jej twarzy złośliwy uśmieszek. Nie da mu tej satysfakcji. Mężczyzna odłożył kij na ziemie i truchtem ruszył w stronę gdzie poleciała piłka. Carl podbiegł i dołączył do Amary.
-Nie znajdzie jej, poleciała za daleko i jest tam za wysoka trawa.- stwierdził chłopiec.- Szkoda, nie pogramy więcej.
-Mam jeszcze dwie zapasowe.- powiedziała kobieta obserwując jak Daryl nieporadnie szuka zguby. Carl spojrzał na nią.
-To było wredne.
-Wiem.- uśmiechnęła się dumnie, chłopiec zachichotał.- Zaniesiesz kij i rękawicę do mojego namiotu? Na dzisiaj myślę że starczy nam gry. Pójdę i oszczędzę mu wysiłku.
-Jasne.- chłopiec wziął rzeczy i ruszył w stronę ich obozowiska.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro