Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*23*

Las w końcu skończył się. Pojawiły się pola i piaszczysta droga, którą podążyli. Amara trzymała się Gadriel'a aby nie spaść z konia gdy przyspieszyli bardziej. W oddali było widać budynki gospodarcze, płoty, a po lewej pastwisko z bydłem. Znajduje się tam również duży pomalowany na biało dom, przy którym rośnie kilka drzew.

Przebiegli przez bramkę, którą otworzył jakiś młody chłopak i dotarli pod dom. Gadriel zsiadł pierwszy po czym pomógł zsiąść Amarze. Lori z Maggie również zsiadły. Na ganku zauważyli stojącego z posępna miną Rick'a i jakiegoś starszego mężczyznę. Amara i Lori szybko podążyły do nich. Rick mocno przytulił żonę po czym starszy mężczyzna z białymi włosami i brodą zaprowadził ich do środka domu i do pomieszczenia gdzie znajduje się ranny Carl. Lori była wstrząśnięta widokiem swojego synka w takim stanie, Rick trzymał ją blisko aby dodać jej otuchy choć sam był zdenerwowany i załamany. Amara nie traciła czasu, odłożyła swój łuk pod ścianę i przystąpiła do sprawdzania stanu chłopca. W tym czasie starszy mężczyzna, który przedstawił się jako Hershel Greene do którego należy ta farma powiedział że pocisk przebił bok chłopca i rozpadł się na kilka kawałków. Wydobył już jeden, ale pozostało jeszcze kilka, których bez potrzebnego wyposażenia medycznego nie byłby w stanie ich wyciągnąć nie narażając przy tym życia chłopca. Rick zwrócił się do Amary pytając ją czy jest w stanie zoperować jego synka. Kobieta powiedziała że tak, ale jak mówił Hershel bez odpowiedniego sprzętu i respiratora będzie to ryzykowne, ale ciemnowłosa zapewniła ich że poradzi sobie bez tego jeśli zajdzie taka potrzeba. Były policjant dodał że Shane i Otis, mężczyzna który przez przypadek postrzelił Carl'a gdy ten podziwiał jelenia pojechali do miasta po sprzęt. Wiec zostało im czekać aż wrócą z wypadu. 

Przez następne godziny gdy Shane i Otis nie wracali Amara doglądała Carl'a sprawdzając czy jego stan się pogarsza. I niestety pogarszał się, tracił szybko krew i nawet transfuzja nie była w stanie polepszyć jego stanu, ale utrzymywała go wystarczająco by dać jeszcze czas dwójce mężczyzn na powrót z sprzętem. Amara dowiedziała się w miedzy czasie, że Gadriel to jedyny syn Otisa i jego żony, Patricii. Hershel okazał się być tak naprawdę weterynarzem, a Maggie jest jego najstarszą córką, jest jeszcze Beth młodziutka i urocza blondynka również jest jego córką, ale mają inne matki. Mama Maggie zmarła i jej ojciec poślubił inną kobietę. 

W pewnym momencie Amara stwierdziła razem z Heshel'em że nie powinni dłużej czekać. Shane oraz Otis zbyt długo nie wracają i nadchodzi już noc. Wyjaśnili że Rick i Lori muszą zdecydować czy zaryzykować bez sprzętu czy jeszcze poczekać bo Carl doznał wewnętrznego krwawienia i coraz z nim gorzej. Amara zapewniła ich że zrobi wszystko co w jej mocy by go uratować. Obie decyzje były bardzo ryzykowne i niebezpieczne. Gdy małżeństwo zdecydowało że mogą przystąpić do operacji na zewnątrz przed domem zatrzymał się z piskiem opon samochód. Shane zdyszany i roztrzęsiony wybiegł z pojazdu trzymając dwie spore torby i wbiegł do domu. Przyniósł je do pokoju kładąc na ziemi po czym wyszedł bez słowa. Nie czekając dłużej Amara przy pomocy Hershel'a przystąpili do operacji. Tylko oni zostali w pokoju, reszta wyszła aby mogli w spokoju pracować. W tym czasie na farmę dotarł Glenn i Tdog, Maggie napotkała ich na werandzie gdy chcieli wejść do domu i powiedziała im co się stało. Okazało się jeszcze że Otis'a dopadli sztywni gdy on i Shane uciekali, było ich zbyt dużo, a mężczyzna utykał bo uszkodził nogę wiec postanowił poświecić się i dać czas na ucieczkę Shane'owi, tak opowiedział im czarnowłosy, ale wydawał się dziwnie spięty i nieobecny. 

Operacja nie trwała zbyt długo i nie było żadnych niebezpiecznych sytuacji. Z sprzętem dla Amary to była łatwizna, operowała ludzi w gorszym stanie wiec w tym przypadku nie miała trudności wyjęcia fragmentów naboju nie robiąc przy tym krzywdy chłopcu. Gdy skończyli Amara wyszła z pokoju i spojrzała na siedzących na ławeczce pod ściną na korytarzu Ricka i Lori. Małżeństwo spojrzało na nią czekając aż coś powie. Ciemnowłosa uśmiechnęła się lekko mówiąc im że Carl'owi nic nie będzie, "To silny chłopiec". Ale na razie jest nieprzytomny i odpoczywa. Małżeństwo wstało by wejść do pokoju i czuwać przy swoim synku, ale Rick w progu drzwi podziękował Amarze za to że uratowała Carl'a i przytulił ją po czym wszedł do pomieszczenia. Kobieta odpowiedziała że to jej powinność wiec nie musi jej dziękować. 

-Uratowałaś mojego synka, nawet nie wiem jak mogę ci się odwdzięczyć za to.

-Nie musisz, idź teraz do niego, potrzebuje cie.- ciemnowłosa poklepała go po ramieniu, Rick skinął głowę i wszedł do pokoju. 

-Chodź, ty też powinnaś odpocząć.- powiedział Hershel, który już wcześniej opuścił pokój gdzie leży Carl. Białowłosy mężczyzna wyszedł na korytarz i spojrzał na nią.

-Nic mi nie będzie, przeprowadzałam znacznie dłuższe operacje, a po nich rzadko kiedy miałam czas na odpoczynek. Dalej musiałam być na nogach i pracować.

-Przynajmniej chodź się napić.- nalegał mężczyzna. Kobieta skinęła głową i poszła za nim do kuchni gdzie była już Beth oraz inna kobieta. Staruszek skinął głową do kobiet, a najmłodsza podeszła do nich z szklanką soku jabłkowego i podała go Amarze.

-Dziękuję.- powiedziała wdzięcznie ciemnowłosa do blondynki, która uśmiechnęła się przyjaźnie. 

-Możesz wziąść prysznic, jeśli masz ochotę.- powiedział staruszek stojąc obok niej gdy piła sok.

-Macie tu bieżącą wodę?- uniosła brwi do góry pozytywnie zaskoczona.

-Tak. Mamy własny generator, cztery studnie z których pobieramy wodę. Daj znać gdy będziesz czegoś potrzebować. 

To było trochę dziwne i niezręczne dla Amary że obcy ludzie byli dla niej tacy mili. Może to przez to że jedno z nich zraniło Carl'a albo po prostu już tacy byli. Nie była przyzwyczajona do tego. Ciemnowłosa zauważyła że nigdzie nie ma Gadriel'a. Hershel wyjaśnił jej że gdy on i jego matka dowiedzieli się o śmierci Otisa byli zrozpaczeni i odzielili się od innych by w spokoju przetrawić to że więcej go nie zobaczą. Ciemnowłosa rozumiała jak bardzo im teraz ciężko, stracili bliską osobę. 

Gdy Amara wypiła sok wyszła na zewnątrz się trochę przewietrzyć i odgonić niechciane myśli, które błądziły jej po głowie gdy wtedy w lesie podzieliła się z innymi co ją spotkało. Niekontrolowana tego, po prostu słowa same wypłynęły z jej ust. A może właśnie tego potrzebowała? By wyrzucić choć cześć ciężaru, który truł ją w wspomnieniach. Ciemnowłosa oparła się łokciami o drewnianą poręcz na werandzie nie zauważając że po drugiej stronie na ławce i bujanym fotelu ktoś siedzi.

-Amara, co z nim?- usłyszała zza sobą czyjś głos. Obróciła głowę w bok by zobaczyć jak trzy pary oczu patrzą prosto na nią.- Jak z Carl'em?- ponownie zapytał Glenn. Kobieta otrząsnęła się i posłała im uspokajający uśmiech.

-Przeżyje, to silny dzieciak.- zobaczyła ulgę na ich twarzach. Oprócz Glenn'a jest też Tdog oraz Maggie, która ma smutek wypisany na twarzy.- Przykro mi z powodu Otisa.- powiedziała do niej Amara.

-Dziekuje.

-Gdzie jest reszta?- zapytała ciemnowłosa swoich przyjaciół. 

-Dojadą później, nadal szukają Sophie.- wyjaśnił ciemnoskóry.- Daryl jest zaciekły jeśli chodzi o jej odnalezienie. 

-I nie tylko o to.- wtrącił Glenn i dziwnym uśmieszkiem, który wpłynął mu na twarz.- Był cholernie naburmuszony i chodził jak rozjuszony byk gdy pojechałaś. 

-Takiego go jeszcze nie widziałem.- przyznał Tdog. Amara zmieszała się gdy na nią patrzyli i poczuła jak ociepla się jej twarz. Daryl Dixon martwił się o nią? Czy to tylko jakieś wyobrażenia nie mające pokrycia w rzeczywistości, ale Glenn i Tdog potwierdzili że zachowywał się jak nie on.

-To w końcu Daryl Dixon. Ciężko zrozumieć tego człowieka.- powiedziała pośpiesznie, a mężczyźni przytaknęli jej bo w sumie to prawda. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro