*18*
Daryl i Amara kontynuowali dalsze przeszukiwanie pojazdów. Będąc w takim miejscu są narażeni na łatwy atak ze strony spacerowiczów. Oni często wybierają drogi, którymi ludzie często się poruszali. Przykładem jest autostrada, na której właśnie się znajdują.
Amara zajrzała do czerwonego starego chevrolet'a. Przez szyby zobaczyła na tylnym siedzeniu dwójkę martwych dzieci, dwie dziewczynki, które nie wyglądają na więcej niż dziesięć lat. Do tego trzymają się za dłonie. Ciemnowłosa odsunęła się aby dalej nie patrzeć na to. Nienawidziła za to losu. Bo czym sobie zasłużyły te dzieci na coś takiego? Powinny biegać, bawić się, po prostu cieszyć się życiem. A przyszło im umrzeć w tak młodym wieku. Przygnębiło ją to, a przecież widziała gorsze rzeczy. Była świadkiem jak rodziców z trójką dzieci sztywni rozszarpują na strzępy. Słyszała krzyki i płacz, a zanim zdążyła dobiec aby im pomóc było już za późno. Najmłodsze z dzieci miało około dwóch lat. Ta scena jeszcze kilka dni później nawiedzała ją w nocy. Nie udało jej się im pomóc.
Ciemnowłosa usiadła na masce pojazdu i przetarła dłonią twarz. Ile będzie jeszcze musiała przejść zanim zazna spokój i to się skończy? Czy będzie trwało to wiecznie dopóki ona i jej najbliżsi nie zginą? Jeśli straci Jason'a, jak sobie bez niego poradzi? To przecież dla niego walczy, dla niego nie poddała się, a momentami była bliska by to zrobić. Może doktor Jenner miał racje, może powinni byli zostać. Zginęli by nie czując bólu i będąc blisko siebie. A tak muszą ciągle walczyć o przetrwanie nie wiedząc czy dożyją następnego dnia.
-Weź się w garść.- podniosła się i poszła dalej przechodząc miedzy pojazdami.
Zatrzymała się w pewnym momencie i obejrzała za siebie. Nie widziała już kampera, była za daleko aby go zobaczyć. Postanowiła że się już wróci i tak znalazła parę rzeczy. Dwie butelki wody, kilka batoników, pudełko tanich leków przeciw bólowych oraz paczkę gum do żucia. I jeszcze apteczkę, ale w niej był tylko opatrunek oraz bandaż. Całkiem dobry łup, lepsze to niż nic.
Gdy zaczęła wracać w stronę kampera usłyszała za jednym z samochodów za sobą szmer i charczenie. Odwróciła się w dobrym momencie gdy sztywny wyszedł zza pojazdu i zaczął zbliżać się w jej kierunku. Wzięła do reki maczetę i podchodząc do sztywnego wbiła ją mu w głowę. Padł martwy na ziemie, a ona wytarła broń w jego zniszczone ubrania.
Spomiędzy samochodów od strony gdzie znajduje się kamper wyłonił się Daryl poruszający się nisko na nogach. Zauważył Amare gdy czyściła swoją maczetę i jak ją chowa do pochwy. Podszedł do niej i zakrył jej usta ręką mówiąc szeptem że muszą się szybko ukryć. Kobieta nie wiedziała czemu muszą to zrobić, ale razem z nim szybko schowali się pod stojącą blisko nich białą ciężarówką.
Blisko i twarzą do siebie położyli się pod pojazdem. Amara chciała zapytać o co chodzi, ale Daryl kazał jej być cicho przykładając sobie palec do ust. Nie minęła nawet jedna minuta, a do ich uszu doszły odgłosy charczenia i dźwięki szurania. Stado sztywnych zaczęło przechodzić miedzy ciężarówką, pod którą leżą i ocierają się o nią sprawiając że maszyna lekko się kołysze na boki. Amara spanikowanym wzrokiem spojrzała prosto w oczy Daryl'a. To stado idzie od strony kampera. Straszne myśli zaczęły zajmować jej umysł, że Jason mógł nie zdążyć się schować, że... Chciała już wyczołgać się i pobiec aby sprawdzić czy nic mu nie jest, choć to jak skazanie na pewną śmierć. Daryl widząc co chce zrobić złapał ją i przyciągnął ją bliżej siebie. Ich twarze dzieli teraz zaledwie kilka milimetrów i patrzą sobie prosto w oczy. Nie przemyślał tego posunięcia, ale przecież nie mógł pozwolić jej wyjść spod ciężarówki. Zginęła by, a na to nie pozwoli. Patrząc tak teraz na nią, to jak blisko jest oraz fakt że mogą zaraz zginąć jeśli sztywni ich wyczują dopuścił do siebie pewną myśl, która pojawiła się przy ich pierwszym spotkaniu w lesie. Kiedy powaliła go na ziemie i obezwładniła bez większego trudu. Wtedy mu zaimponowała i to bardzo. Jest ładną kobietą, każdy by to przyznał. Ale już wtedy gdy pierwszy raz na nią spojrzał, coś w niej ujęło go. Nie potrafił nie spojrzeć choć na moment gdy była blisko. Jest wyjątkowa, musiał to przyznać. Nawet gdy zachowywał się nie miło w stosunku do niej i tak to jej jakoś nie zniechęciło. A jej uśmiech sprawia że sam chce się uśmiechać. Zaczęło mu zależeć. Coraz bardziej stawała się dla niego ważna. Nie potrafił tego zwalczać w sobie. Jedyne co mógł zrobić, to pogodzić się z tym. Ale przecież nikt nie musi wiedzieć, a zwłaszcza ona.
-Daryl.- szept jego imienia sprowadził go na ziemie.- Już poszli, możesz mnie puścić.
Parę chwil temu sztywni przeszli dalej nie zauważając ich i Amara nie zauważyła aby jeszcze jakieś nadchodziły. Dla bezpieczeństwa odczekała jeszcze chwile po czym chciała wyjść, ale Daryl ją nadal trzymał. Czuła się skrepowana tą bliskością, a brązowowłosy wyglądał na zamyślonego wiec szepnęła jego imię.
Mężczyzna spojrzał za nią i zauważył że faktycznie spacerowicze już zniknęli. Wiec puścił ją. Zrobiło mu się głupio że ją tak przytrzymał. Oboje wyszli spod ciężarówki.
Amara zaczęła biec w stronę kampera by być tam jak najszybciej i upewnić się że nikomu nic się nie stało. Daryl podążył tuż za nią.
Po dotarciu Amara rozejrzała się po zebranych wokół pojazdu. Odetchnęła z ulgą widząc całego Jason'a, ale grupa wygląda na przybitą, a zwłaszcza Carol, która widać że płakała.
-Co się stało?
Lori wyjaśniła że gdy byli już prawie bezpieczni, a większość sztywnych odeszła, dwóch z nich znalazło Sophie schowaną pod samochodem. Dziewczynka wyszła spod pojazdu i uciekła w stronę lasu, a sztywni podążyli za nią. Rick pobiegł by ją uratować, wszystko działo się jeszcze chwile temu.
-Tdog jest ranny.- powiedział Glenn przytrzymując czarnoskórego mężczyznę, który ma krwawiącą ranę na przedramieniu i jest pobrudzony brunatną cieczą.
Kobieta szybko podeszła do nich i obejrzała obrażenia Tdog'a. Ma głęboko rozcięte przedramię, uszkodził żyłe. Ciemnowłosa poprosiła by Jason szybko pobiegł do kampera po jej zestaw chirurgiczny.
-Będę musiała to zszyć. Usiądź.
Tdog usiadł na masce samochodu, a gdy Jason przyniósł potrzebne rzeczy kobieta przystąpiła do zszycia i odkażenia rany. Mężczyznę bolało gdy wbijała mu w skórę igłę, ale musiała to zrobić, rana jest zbyt poważna by tylko ją opatrzyć i zabandażować.
-Gotowe.- skończyła swoją prace. Teraz będzie musiała oczyścić z krwi swoje narzędzia oraz tak samo swoje dłonie.
-Dziękuję.- powiedział wdzięcznie Tdog.
-Nie ma sprawy, to moja powinność.- posłała mu delikatny uśmiech.- Teraz powinieneś odpocząć i nie przemęczać się. Straciłeś dużo krwi, musisz dojść do siebie. Jeśli później będziesz źle się czuł, daj mi znać. Mogło się już wdać zakażenie.- ciemnoskóry skinął głową że rozumie.
-Dobrze że mamy lekarza.- stwierdził Glenn.
-Kogoś takiego to teraz ze świecą szukać.- dodał Dale. Pochlebstwa zawsze sprawiały jej przyjemność, czuła się wtedy doceniana. Ale nie chełbiła się ani się nie chwaliła. Wolała zachować skromność, przecież leczenie innych to jej powołanie, które zawsze stara się wykonać jak najlepiej potrafi.
Na drogę wrócił z zadyszką po biegu Rick. Wszyscy spojrzeli na niego wyczekująco. Mężczyzna powiedział że odciągnął sztywnych od Sophie i ich załatwił. Dziewczynka była schowana nad rzeką, powiedział jej że gdyby długo nie wracał ma wrócić na drogę. Wyjaśnił jej jak ma tu trafić, a później zostawił ją i poszedł zabić spacerowiczów by jej nie zagrażali.
Ale Sophie nie wróciła na autostradę. Dziewczynka nie wyszła z lasu i tu nie dotarła. Carol rozpłakała się wstrząśnięta że jej córeczka zaginęła. Lori objęła ją próbując ją wesprzeć i jakoś pocieszyć. Teraz mają problem. Zaginęło dziecko i muszą je odnaleźć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro