*13*
Drzwi otworzyły się, a blask światła oślepił ich na moment po czym wbiegli w pośpiechu do środka. Rozejrzeli się po obszernym wnętrzu wchodząc głębiej do budynku. Rick wołał czy ktoś tu jest, ale odpowiadała im tylko cisza i jak na razie całkowity brak kogokolwiek żywego w zasięgu ich wzroku. Daryl został bardziej z tyłu by pilnować otwarte nadal wejście oraz by spacerowicze nie weszli do środka. Amara poszła w jego ślady uprzednio każąc Jason'owi trzymać się bliżej przodu. Daryl jedynie skinął głową do ciemnowłosej gdy ta zbliżyła się do niego.
-Ktoś został zarażony?- rozniosło się echem pytanie blond włosego mężczyzny, który wyszedł zza rogu trzymając w dłoniach karabin celując nim do nich.
-Jeden z naszej grupy, ale nie przeżył.- odpowiedział mu spokojnie by go nie sprowokować Rick nie podnosząc swojej broni.
-Czego tu szukacie?- zapytał ponownie blondyn przyglądając się im uważnie.
-Szansy na przeżycie.
-To dużo jak na dzisiejsze czasy.- mężczyzna chwile milczał po czym ponownie przemówił.- Macie zgodzić się na badanie krwi. Inaczej nie możecie tu zostać.
Nikt z grupy nie miał nic przeciwko wiec Rick jednogłośnie powiedział że się zgadzają. Na tą odpowiedz blondyn opuścił swoją broń.
-Wnieście tu swoje rzeczy. Potem gdy drzwi się zamknął zostaniecie tu na amen i nie będzie odwrotu.
Jak powiedział tak też zrobili. Mężczyzna podszedł do urządzenia na ścianie i przyłożył do niego kartę po czym powiedział do kogoś o imieniu Vi by zamknęła główne wejście i odłączyła zasilanie po czym drzwi zamknęły się. Blondyn przedstawił się grupie jako doktor Edwin Jenner, a następnie poprowadził ich do windy, którą zjechali na niższe piętro znajdujące się pod ziemią. Gdy winda stanęła wyszli z niej i podążyli za Edwin'em wzdłuż długiego i dość szerokiego korytarza. Doszli do drzwi, które rozsunęły się i weszli do ciemnego pomieszczenia.
-Vi, włącz światła w pokoju kontrolnym.- powiedział Edwin na głos, a po chwili lampy zapaliły się i rozświetliły pomieszczenie gdzie znajdują się na pośrodku komputery, duży ekran na ścianie oraz panele kontrolne. Przy innej ścianie znajduje się jeszcze ekran na którym odliczany jest czas.- Witajcie w strefie 5.- mówi do reszty rozkładając ręce na boki i prezentując to miejsce, ale nie wykazywał żadnej radości z ich przybycia tu, mimo że był uśmiechnięty to tak na prawdę wydawał się być przygnębiony. Musiał powiedzieć to żeby po prostu jakoś ich przywitać choć nie wiedzieli na co się tak naprawdę piszą.
-Gdzie są inni lekarze i personel?- zapytała Amara zauważając że oprócz nich nie ma tu nikogo innego.
-Ja nim jestem. Tylko ja.
-A ta Vi do której mówiłeś?- zapytała zaciekawiona Lori.
-To głos systemu komputerowego. Vi przywitaj się z gośćmi. Powiedz im... dzień dobry.
-Dzień dobry, witajcie.- wszyscy usłyszeli mechaniczny kobiecy głos wypełniający całe pomieszczenie.
-Niestety tylko ja tu zostałem. Przykro mi.- powiedział Edwin.
Później zaprowadził ich do innego pomieszczenia z wieloma krzesłami i zaczął im pobierać próbki krwi. Jako pierwsza poszła Andrea, usiadła na krzesełku obok Edwina, który wbił jej igłę w przedramię.
-Gdybyśmy byli chorzy mielibyśmy gorączkę.- stwierdziła blondynka nie rozumiejąc po co to robi.
-Już złamałem zasady wpuszczając was tutaj. Bądźmy chociaż dokładni.
Gdy skończył blondynka wstała, a Amara podeszła jako następna w kolejce gdy nagle Andrea zachwiała się. Ciemnowłosa złapała ją za ramie by mogła zachować równowagę. Blondynka posłała jej wdzięczny uśmiech.
-Wszystko w porządku?- zapytał doktor trochę zaniepokojony.
-Nie jadła od pewnego czasu, tak jak każdy z nas.- wyjaśniła Amara.
-Nie może tak być.- stwierdził Edwin i wstał mówiąc by poszli za nim, a pobieranie skończą później.
Doktor zaprowadził wszystkich do kafeterii by mogli najeść się do pełna. Większość usiadła wokół stołu, jedynie Glenn usiadł na wyspie kuchennej. Edwin pozwolił by częstowali się wszystkim czym chcą. Nie tylko jedzenie poszło w ruch rozstawione na stole, ale także alkohol, a dokładnie wino, którego było tu pod dostatkiem. Dale zaczął polewać wszystkim kolejny już raz napełniając ich kieliszki. Spojrzał na Amare czy może też nalać Jason'owi, kobieta zgodziła się bez żadnego zbędnego matczynego gadania.
-Serio mogę?- zapytał zaskoczony piwnooki, a staruszek nalał mu trochę alkoholu do szklanki.
-Jasne. Jak byłam w twoim wieku już spróbowałam wtedy pierwszy raz alkoholu.- powiedziała z uśmiechem, a inni rozbawieni jedli i pili.
-Dlaczego wcześniej mi tego nie powiedziałaś?
-Byś nie poszedł w moje ślady.
-Niegrzeczna pani doktor.- powiedział Daryl wznosząc swój kieliszek i wypijając go do końca. Reszta zaczęła się śmiać.
-Nie mówiłam, że byłam grzecznym dzieckiem.
-Jesteś lekarzem?- zapytał Edwin lekko zdziwiony.
-Tak, pracowałam w ośrodku w Alpharetta zanim zostało zaatakowane i zniszczone.
Doktor jedynie przytaknął głową że rozumie i wrócił do powolnego sączenia swojego wina. Jako jedyny nie cieszył się i siedzi prawie cały czas w ciszy. Shane podobnie, ale bardziej wplątuje się w rozmowy z innymi. Amara, tak jak reszta nie zwróciła uwagi na ich smętne zachowanie. Alkohol za bardzo uderzył im już do głowy i byli zbyt pochłonięci cieszeniem się tą chwilą spokoju oraz relaksu.
Dale nalał też wina Carl'owi choć Lori nie była pewna co do tego pomysłu, a Rick nie widział nic w tym złego. Carl razem z Jason'em stuknęli swoje szklanki i oboje na raz spróbowali trunku po czym oboje skrzywili się i stwierdzili że jest to ohydne. A reszta zaśmiała się rozbawiona z ich reakcji.
-Zostańcie przy bezalkoholowym.- stwierdził Shane.
-Ale nie ty Glenn. Pij ile możesz, zobaczymy jak bardzo czerwony się zrobisz.- powiedział Daryl śmiejąc się. Glenn na jego słowa wziął swój kieliszek i wypił resztę alkoholu, która w nim była do końca. A wszyscy zaklaskali mu i zagwizdali bawiąc się świetnie.
-Chyba nie podziękowaliśmy należycie naszemu gospodarzowi.- Rick podniósł się z krzesełka trochę się chwiejąc i wzniósł toast.
-Nadzwyczajnemu doktorkowi!
-Za doktorka!
Podnieśli radośnie kieliszki, Edwin też to zrobił po czym napili się za jego zdrowie.
-Kiedy nam powiesz co tu się stało, doktorku? Gdzie są lekarze, którzy powinni walczyć z zarazą?- zapytał poważnie Shane nie zwracając uwagi czy psuje nastrój innym czy nie, miał to gdzieś.
-Shane, przestań świętujemy.- upomniał go Rick patrząc na niego ostrzegawczo by zachowywał się, a nie jakby nagle coś go ugryzło.- To może poczekać.
-Zaraz, przecież po to tu jesteśmy, nie? Wybrałeś tą drogę by znaleźć odpowiedzi. A zamiast tego... znaleźliśmy jednego człowieka. Dlaczego?- Shane nie bawił się w uprzejmości. Nie miał na to ochoty przez co już popsuł przyjemny nastrój, który prysł jak bańka mydlana od razu gdy zaczął ten temat i to nie w miły sposób.
Edwin postanowił im wyjaśnić dlaczego tylko on został. Gdy sprawy pogorszyły się wiele osób wyjechało by być z rodzinami. A kiedy przyszła katastrofa i wojsko poniosło klęskę, reszta uciekła. Niektórzy nie potrafili wyjść poza budynek, zrezygnowali z tego. Wtedy doszło do wielu samobójstw. Było bardzo ciężko. Ale on został, pracował dalej i miał nadzieje na jakieś rezultaty.
-Rany, potrafisz zepsuć najlepszą imprezę.- stwierdził z irytacją Glenn zwracając się do Shane. Innym odechciało się już kontynuowania zabawy i tak czuli się już najedzeni dlatego doktor Edwin postanowił zaprowadzić ich do miejsca gdzie będą mogli odpocząć i się przespać.
Poprowadził ich korytarzem pokazując pokoje, w których będą mogli się zdrzemnąć. Niestety cześć z kwaterami została pozbawiony energii wiec muszą przespać się tutaj. Powiedział że kanapy są wygodne i że jest też kilka składanych łóżek, które mogą użyć. A na końcu korytarza znajduje się pokój wideo, który może spodobać się dzieciakom. Poprosił tylko aby nie podłączały żadnych gier oraz niczego co pobiera prąd. A do reszty by oszczędzali gorącą wodę kiedy będą brać prysznic. Po czym zostawił ich by mogli się rozgościć. Wszyscy byli zachwyceni, a zwłaszcza możliwością wzięcia gorącego prysznicu.
Amara poczuła jak gorąca woda spływa po jej ciele i zmywa wszytko powodując że jej ciało się relaksuje. Od upadku jej ośrodka nie miała możliwości wzięcia prysznicu przez co zapomniała jakie to cholernie przyjemne uczucie. Uśmiechała się sama do siebie czując że pod wpływem ciepła alkohol w jej krwi jeszcze mocniej na nią wpływa. Czuła jak wszystko znika i zostaje sama przyjemność. Cieszy się po prostu jak małe dziecko. Może to miejsce da im nowy początek. Później porozmawia z doktorem i może wdrożą jej pomysł w życie, że zaczną eksperymentować by ludzie stali się odporni na ten wirus, który jest w każdym z nich. Że będą mieli możliwość uratowania świata. Amara parsknęła głośno i pomyślała że chyba za dużo wypiła by od razu myśleć o byciu wybawicielką świata. Po skończeniu zakręciła wodę i wytarła się ręcznikiem, a później założyła czyste ubrania, które wcześniej każdemu z nich dał Edwin. Odświeżona wyszła na korytarz. Przeszła kilka kroków bujając się na boki aż wpadła na ścianę opierając się o nią plecami. Chyba nie dotrze do pokoju, który zajęła razem z Jason'em spośród wielu innych gdzie pozostali się zadomowili.
Zjechała plecami w dół czując się że zaraz odleci, a ciało odmawia jej posłuszeństwa. Przymknęła powieki, które zaczęły jej ciążyć. Stwierdziła że ta podłoga jest całkiem wygodna, lepsza niż ściółka w lesie czy nierówne podłoże w namiocie, można się zdrzemnąć.
-Chyba nie masz zamiaru tu spać?- usłyszała nad sobą niski męski głos. Otworzyła niechętnie oczy by sprawdzić kto to. Uśmiechnęła się szeroko widząc kusznika.
-Gburek się zjawił...
- Jak mnie nazwałaś?- zapytał ostro i pochylił się nad nią.- Jesteś kompletnie pijana.
-I co z tego?- zapytała i zjechała w bok kładąc się jeszcze bardziej płasko na podłodze.
Daryl przyjrzał się jej. Mógłby ją tu zostawić i niech ktoś inny się nią zajmie, przecież nie jest jego zmartwieniem. Ale nie potrafił tak po prostu odejść, coś mu nie pozwalało na to. Pokręcił głową lekko rozbawiony, jutro będzie miała niezłego kaca i będzie żałować że się tak upiła. Ukucnął i złapał ją za ramiona by następnie przerzucić sobie ją przez ramie i wstał z nią. Zaczęła mruczeć coś niewyraźnego pod nosem, ale nie stawiała żadnego oporu gdy zaczął z nią iść. Wisiała bezwładnie tracąc kontakt z rzeczywistością.
Dixon otworzył drzwi do pokoju i wszedł po cichu do środka by nie obudzić śpiącego już na kanapie Jason'a. Ostrożnie pochylił się nad rozłożonym na ziemi materacem oraz pościelą i chciał ją tu położyć. Gdy klęczał i ją kład kobieta niespodziewanie owinęła ramiona wokół jego szyi przez co gdyby nie oparł przedramion po obu jej bokach o materac prawdopodobnie upadł by na nią. Poczuł jak jego twarz nagrzewa się gdy zdał sobie sprawę jak bardzo blisko jego twarz znajduje się od jej oraz fakt że ich pozycja, w której się znajdują jest dwuznaczna. Daryl zerknął w stronę Jason'a by sprawdzić czy się nie obudził. Co by zrobił gdyby dzieciak się teraz ocknął i zobaczył ich w tej pozycji? Jak miałby mu wyjaśnić, że Amara się schlała i chciał ją tylko zanieść do pokoju? Jason przewrócił się na drugi bok pochrapując chicho i będąc teraz odwróconym plecami do nich. Daryl odetchnął, ale gdy wrócił wzrokiem na ciemnowłosą pod nim, która trzyma go uparcie za kark wstrzymał oddech przyglądając się jej twarzy. Wygląda tak spokojnie, niewinnie i uroczo aż mógłbym ją pocałować, pomyślał. Ale zdając sobie sprawę co mu przeszło przez myśli przełknął ślinę i zmusił się by nie dać się tej pokusie. Jedną ręką nadal podtrzymując się, a drugą sięgając za swoją szyje spróbował odciągnąć dłonie Amary by go puściła. Za pierwszym razem nie udało się, a ona mruknęła coś marszcząc brwi jakby nie była zadowolona, ale za drugim razem puściła i Daryl mógł wstać. Zanim opuścił pokój przykrył ją jeszcze kocem i zerkając ostatni raz na tą dwójkę wyszedł z pomieszczenia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro