Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*10*

Krzyk Amy, która chwile temu poszła do kampera rozniósł się po obozowisku. Sztywny ugryzł ją w szyje. Wszyscy stanęli na nogi przerażeni tym co się dzieje. Spacerowicze zaczęli wyłaniać się z lasu jeden po drugim. Shane rozkazał by wszyscy uciekali do kampera. Andrea ruszyła na pomoc siostrze. Morales oraz Jim chwycili kije i zaczęli walczyć z trupami. Dale razem z Shane oraz Amarą zaczęli strzelać w głowy spacerowiczów próbując odeprzeć atak by ochronić resztę znajdującą się przy przyczepie. Gdy magazynek skończył się ciemnowłosej kobieta wyjęła z kabury przy pasku maczetę i zaczęła ciąć głowy bez wytchnienia. Krew plamiła jej ubrania, słyszała krzyki. Jest ich za dużo, nie dadzą rady, pomyślała bojąc się że to może być ich koniec, ale nagle do obozowiska wbiegła reszta. Rick, Daryl, Glenn oraz Tdog przybyli z bronią w reku i zaczęli wybijać resztę sztywnych, którzy po chwili leżeli martwi, a wszystko nagle ucichło.

Amara zbliżyła się do Jason'a sprawdzając czy jest cały i przytuliła go mocno widząc że chłopak trzyma w reku pistolet, który mu dała i trzęsie się trochę. Carl podbiegł do ojca, a Andrea kucnęła przy martwej już siostrze. Ciemnowłosa odetchnęła normując swój oddech, tym razem wszyscy nie zginęli. Ale niestety ponieśli dużo strat.

Na całym kempingu znajdują się dziesiątki martwych ciał - zarówno ludzi, jak i spacerowiczów - a grupa patrzy na rzeź w szoku i niedowierzaniu że tyle sztywnych dotarło aż tutaj do ich obozowiska, które miało być przecież bezpiecznym miejscem.

~~~~~

Od rana następnego dnia zaczęli czyścić obozowisko. Sztywnych przenosili na kupkę by ich spalić, a ci którzy zginęli tamtej nocy mają zamiar ich pochować tak jak na to zasługują. Amara chwyciła za ramiona jednego z spacerowiczów i chciała go pociągnąć, ale skóra z trupa ześlizgnęła się odrywając się od reszty ciała przez co ciemnowłosa poleciała do tyłu upadając na tyłek. Stęknęła sfrustrowana i kopnęła nogą trupa. Opuściła głowę w dół przez co włosy opadły jej na twarz. Dziś słońce wyjątkowo grzeje co daje się wszystkim we znaki, nie mówiąc już o nocy, podczas której to wszystko się stało. A nadal jeszcze nie wyczyściła się z brudu i krwi.

-Pomogę.

Rogers podniosła głowę i odgarnęła włosy na bok by jej nie przeszkadzały. Zobaczyła stojącego nad nią Daryl'a, który wyciągnął w jej stronę dłoń. Kobieta przyjrzała się mu chwile po czym chwyciła jego dłoń, a on pomógł jej wstać. Razem podnieśli truchło, zabrali je w stronę palącego się stosu i wrzucili je do ognia. Zeszłej nocy zginęło wiele osób, w tym Amy i mąż Carol. Do tej pory Andrea siedzi przy siostrze i nie pozwala nikomu się zbliżyć. 

-Musimy coś zrobić. Amy może wstać w każdej chwili i narobić więcej bałaganu. - powiedział Daryl wskazując siostry przy kamperze. Amara spojrzała w tym kierunku.

-Lepiej nie, chyba że chcesz by mierzyła do ciebie z pistoletu jak do Shane, który już próbował. To jej siostra, niech sama to zrobi... Przykro mi z powodu twojego brata.- dodała współczująco. Nie znaleźli go, ale podobno udało mu się uciec z dachu odcinając sobie rękę, którą tam zostawił. Szli po jego śladach, ale zgubili trop po jakimś czasie gdy napotkali pewne przeszkody.

-Dzięki. 

-Chyba nie masz mi za złe że nie pojechałam z wami?- zapytała, a mężczyzna pokręcił głową że nie. Amara nie do końca rozumiała czemu tak jej zależało by nie był na nią zły za to. Choć cichy głosik szeptał jej dlaczego tak jest, polubiła go, ale czy on polubił ją?

-Facet odciął sobie rękę, twardy z niego typ.- powiedział Glenn, który razem z Tdog'em przyciągnęli kolejnego trupa.- Jest trochę jak karaluch, oczywiście bez urazy Daryl.

Brązowowłosy mruknął tylko coś i poszedł po resztę ciał. Amara przyglądała się moment jak odchodził po czym poszła w jego ślady. I miała zamiar mu pomóc przy kolejnych zwłokach.

Kobieta chciała chwycić za ręce sztywnego, ale Daryl jej odradził.

-Poradzę sobie, odpocznij.

-Myślisz że jestem słaba?- zapytała prostując się i mrużąc na niego oczy gotowa do kłótni.

-Nie przeszło by mi to nawet przez myśl.- przyznał z pewnością patrząc na nią, a ona patrzyła na niego czując że uśmiech wpływa na jej twarz. Już przy pierwszym ich spotkaniu, które nie było dla niego przyjemne wiedział, że ta kobieta jest twarda. Przeżyła też tyle czasu sama i widział jak radzi sobie z sztywnymi, tym bardziej pokazało że umie sobie radzić. Albo gdy broniła obozu, zauważył że przy zabijaniu sztywnych jest inna niż w towarzystwie ludzi. Wtedy jakby wyłącza się i nie ustępuje do póki zagrożenie nie minie. Coś musiało ją zmienić, ale nie chciał jej o to pytać.

W pewnym momencie Jacqui, ciemnoskóra kobieta zaczęła krzyczeć że Jim został ugryziony przez sztywnego. Reszta zainteresowała się tym i podeszli w ich stronę zaniepokojeni. Mężczyzna z obawy wziął w dłonie łopatę i machał ją by nikt się do niego nie zbliżył.

-Jim, odłóż to.- powiedział do niego Rick próbując zapanować nad sytuacją.- Pokaż ranę.

-Nie! Nic mi nie jest!

Tdog podbiegł do niego od tyłu i złapał go za ramiona. Jim puścił łopatę, a Rick podniósł mu koszulkę by sprawdzić czy faktycznie został ugryziony. Były szeryf odwrócił się do reszty przodem z ciężką miną. Jim został ugryziony i teraz jedyne co go czeka to śmierć.

Grupa zaczęła dyskusje na temat co zrobić z Jim'em. Daryl stwierdził że powinni go zabić, chciał to zrobić mówiąc ''zero tolerancji dla spacerowiczów''. Ale Rick mu na to nie pozwolił upierając się że nie będą zabijać żywych oraz że trzeba mu jakoś pomóc, a nie od razu skazywać go na pewną śmierć.

-Tak czy siak się przemieni i może kogoś zabić.- powiedziała Lori, Shane przyznał jej racje.

-Zabijmy go i nie będzie problemu.- stwierdził Daryl dalej upierając się przy swoim.

-To nie jest wyjście, jeszcze żyje wiec mu pomożemy. - powiedział twardo Rick.

-Wiec niech pani doktor coś powie.- zwrócił się do ciemnowłosej Shane. Rogers spojrzała po nich i zaczęła mówić:

-Widziałam co dzieje się z tymi, którzy zostali ugryzieni. Żaden nie przeżył, zawsze zaczyna się tak samo. Gorączka cały czas rośnie i w końcu zabija zakażonego, miewają też zwidy i napady. Mówiąc w prost, umierają w męczarniach. 

-Wiec nie ma dla niego nadziei. Skończę z nim.-Daryl chciał odejść od zgromadzonych i podejść do stojącego przy kamperze Jim'a, ale Rick złapał go za ramie i spojrzał na niego ostrzegawczo nie pozwalając mu tego zrobić. Brązowowłosy szybko podepchnął jego rękę.

-Tego nie powiedziałam. Każdy przechodzi inaczej, może wytrzymać nawet trzy dni zanim gorączka go wykończy. Podam mu też wywar z roślin, złagodzi objawy i może wytrzyma nawet dłużej. Gdyby został ugryziony w rękę czy nogę można by było amputować kończynę i wtedy mógłby przeżyć.

-Sama mówiłaś że każdy ma tego wirusa w sobie wiec jaki jest sens go ratować? Wszyscy i tak umrzemy. 

-Umrzemy jeśli przestaniemy walczyć, każde życie się teraz liczy.

-Jeśli zabierzemy go do Centrum Kontroli Chorób, 25 mil od Atlanty. Może tam mogą mu pomóc?- zaproponował Rick.

-Jeżeli to miejsce jeszcze istnieje.- stwierdził z wątpliwościami przyjaciel byłego szeryfa.- Lepiej jechać do bazy wojskowej w Fort Benning, to 100 mil w przeciwnym kierunku, ale sądzę że tam będzie bezpieczniej. Dostaniemy tam pożywienie i schronienie. - powiedział Shane.

-Centrum może być lepszą opcją, a zwłaszcza dla Jim'a. Zanim mój ośrodek upadł kontaktowaliśmy się z nimi...

-Twój upadł wiec czemu ten miałby przetrwać?- wtrącił się Shane krzyżując ramiona.- Jedźmy do Fort Benning.- upierał się.

-Wątpię by baza przetrwała, sądzę że została opanowana jak każdy inny kordon wojskowy.- stwierdził Rick trzymając się swojego zdania. Shane prychnął jedynie niezadowolony że zaczął przejmować i decydować, a dopiero co się pojawił.

-Centrum jest znacznie większe niż był mój ośrodek. Mieli tam większe wyposażenie i zabezpieczenia, dostali też więcej wojska do ochrony wiec może jeszcze to miejsce istnieje.- zapewniła Amara mając nadzieje że jest tak jak mówi.- Będą tam laboratoria, będę mogła eksperymentować i sprawdzić czy moja teoria się powiedzie.

-Wiec jedziemy do Centrum. Tu i tak nie jest już bezpiecznie.- powiedział Rick, a reszta nie wykazała swojego sprzeciwu. Nawet Shane, któremu to się nie podobało, ale zauważył że inni zdecydowali się na pomysł Ricka wiec nie było sensu się sprzeciwiać.

Rozeszli się by dokończyć sprzątanie obozu i grzebanie zmarłych. A Rick zaprowadził Jima do kampera by tam mógł odpocząć i czuć się bezpiecznie. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro