ROZDZIAŁ TRZECI
Leo zaraz po zebraniu pobiegł do bunkra, żeby powiadomić Kalipso o ewakuacji, ale nie zdążył. Cały bunkier palił się.
To było jak w koszmarze. Wbiegł do płonącego budynku i nawołując swoją ukochaną dusił płomienie, dzięki czemu większość była już zgaszona. W takich chwilach Leo przypomina sobie o Tii Callidzie i Gai, a także o swojej matce i o tym jak zginęła. Nie miał pojęcia czy nieśmiertelność jego dziewczyny przyniesie jakieś korzyści poza wyspą, bo równie dobrze mogła zginąć od czegokolwiek innego. Właśnie taka była cena za jej uwolnienie. Jej nieśmiertelność.
- KALIPSO! - pomimo desperacji w jego głosie można było dosłyszeć złość. Złość na samego siebie. Nie mógł znieść myśli, że kolejna osoba zginie przez jego nieuwagę.
Wbiegł do najdalej położonego od wejścia pomieszczenia i tym samym będącym ślepym zaułkiem. Ognia już prawie nie było, ale mnóstwo czadu gromadziło się w powietrzu a brak okien pod ziemią niczego nie ułatwiał. Nie mógł oddychać, a przed jego oczami pojawiły się mroczki. Potknął się o nogę stołu, z którego spadły jakieś śruby, ale prawie w ogóle tego nie zauważył. Wpadł w amok. Upadł na ziemię i przez chwilę w ogóle nie mógł wstać. Zakręciło się mu w głowie. Jak przez sen usłyszał czyjeś ochrypłe kaszlenie, a gdy zdał sobie sprawę, że to Kalipso , natychmiast uniósł się na kolana. Jakimś cudem doczołgał się do skulonej w rogu pomieszczenia dziewczyny, a gdy to zrobił objął ją, jakby chciał ją ochronić przed płomieniami. Wtedy ona spojrzała na niego swoimi migdałowo czarnymi oczami i uśmiechnęła się lekko nieprzytomnie. Nawet cała usmolona w poszarpanych ubraniach i roztrzepanych, karmelowych włosach wyglądała cudownie, jak bogini i Leo nie mógł się nie zgodzić, że w tej chwili pokochał ją jeszcze bardziej, o ile to było możliwe. Nawet w takiej sytuacji ona nie traciła nadziei. A może już pogodziła się ze śmiercią?
Kiedy syn Hefajstosa usłyszał krzyki i jakiś łomot, Kalipso zemdlała, a jej głowa opadła na jego ramię. Z jej ust uciekał urywany oddech. Ostatni raz pocałował dziewczynę w brudny policzek i mocniej ścisnął jej ciało w ramionach, po czym sam stracił przytomność. Ostatnie co pamięta to fioletowa mgła spowijająca ogień i czyjeś szybkie, zdenerwowane kroki. Wiele kroków.
~~*~~
Następnego dnia Obóz był już pusty. Wszyscy przenieśli się do noclegowni, którą prowadził niejaki Ernie Mandfield, przyjaciel Chejrona. Były heros, który zdołał dożyć 50-ki. Z radością udostępnił im ostatnie dwa piętra schroniska za darmo. Jeden z pokoi służył za lecznicę i to właśnie tam trafili Leo z Kalipso, a także Rachel, której Nico nie zostawiał na moment i paru innych herosów, którzy po drodze musieli zmierzyć się potworami czyhającymi w uliczkach Manhattanu, bo w lesie (co dziwne) żadnych nie było, jak według zapowiedzi satyrów.
Leo obudził się tuż przed podawanym obiadem. Z wielkim zdezorientowaniem zauważył, że nie są już w bunkrze dziewiątym, a w miło wyglądającym pomarańczowo – żółtym pomieszczeniu. Gdy tylko dotarło do niego, że pod wieczór zostaną wybrane osoby, które mają iść na Olimp do bogów, szybko zerwał się z łóżka i pobiegł w połowie nago (cóż, bez koszulki) do łazienki i zaraz potem wrócił mówiąc, że nie ma ubrań. Piper razem z Jasonem zgłosili się, że pójdą na zakupy, bo trzeba kupić trochę jedzenia i ciuchów, bo przed załamaniem bariery prawie nikt nie zdążył się w pełni spakować.
Po ich wyjściu Leo zabrał bluzę Nica wiszącą na oparciu jego krzesła, który nawet nie zauważył jej braku tylko cały czas był zajęty szkicowaniem w swoim notatniku, który odzyskał od Chejrona. No kto by pomyślał, di Angelo i rysowanie!, nie dowierzał Valdez. Postanowił nie przejmować się nim i ruszył do łóżka Kalipso. Wyglądała jak anioł. Włosy roztrzepane na poduszce, malinowe usta lekko rozchylone, przymknięte powieki i lekko zaróżowione policzki. Pomimo kropelek potu na czole ukazujące to jak bardzo się męczy podczas snu. Miała założoną maskę tlenową, taką jak on miał wcześniej. Być może dlatego, że chłopak miał niesamowite ADHD i był półbogiem, można było mu podać nektar i ambrozję, ale nie wiedział czy takie samo rozwiązanie można by zastosować w przypadku tytanidy. Dlatego też siedział przy Kalipso cały dzień obserwując ją i jej stan zdrowia na aparaturze. Ze swojego pasa wyciągnął kilka drobnych części i zbudował coś co przypominało mechanicznego kwiatka, który mógł poruszać swoimi płatkami. Włożył go do pustej szklanki po swoim nektarze i przeniósł go na stoliczek nocny obok dziewczyny. Przez resztę dnia bawił się jej włosami i tylko w porze podwieczorku zjadł sobie wegetariańskie taco.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro