Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

PROLOGUE

Nico może nie był zwolennikiem wylewnego okazywania uczuć, ale mógłby przysiąc, że wyjątkowo dla Rachel (tylko i wyłącznie!) jest w stanie się poświęcić. Dziewczyna jest jego całkowitym przeciwieństwem i to go fascynuje. Chodzi z wesołym uśmiechem w kolorowych ubraniach, które przez niemal 90% jej życia są brudne od farby, ale nie przejmuje się tym, bo hej, jest wyrocznią. To oczywiste, że będzie chodzić w zafarbowanych ubraniach, bo to ukazuje jej duszę artystki! A przynajmniej tak tłumaczy to Nicowi, gdy ten codziennie z rana przychodząc do jej domku (jaskini, bodajże) ze śniadanie, pyta o to, czy nie ma czystych ubrań. Potem on siada na jej łóżku i resztę dnia przesiadują w ciszy, która w ogóle nie jest dla nich niezręczna, tylko jakby... kojąca. Nico ma wtedy wrażenie, że różnice mogą się nawzajem uzupełniać i pomagać sobie, nawet tego nie zauważając. 

Leo powrócił do Obozu Pół-Krwi równo z przesileniem zimowym. Wraz z Kalipso miał nadzieję na trochę odpoczynku przepełnionego miłością, alfabetem Morse'a i naprawianiem Festusa, a także próbami stworzenia ulepszonego Argo, ale nie. Zaledwie trzy miesiące później, gdy siniaki po uderzeniach Piper, która wściekła za tak długie zwlekanie z powrotem pobiła go paletką do Ping-Ponga, (która znajdowała się pod jej rękom - wparował akurat na cotygodniowe zebranie grupowych w salce rekreacyjnej) wreszcie zniknęły, jego ukochana zaczyna wyczuwać zagrożenie od strony starożytnych mocy. A co to może oznaczać? Że świat po raz kolejny potrzebować będzie złotej rączki Valdeza. Bo Leo nawet bez przepowiedni może stwierdzić, że to kolejna klątwa... – przepraszam, misja.

Juliett nigdy nie udzielała się w świecie. Owszem, czasem zaprojektowała jakieś ubrania i potem je sprzedała, choć nie jest jej to potrzebne do życia, bo zawsze kiedy będzie chciała może wyczarować sobie pieniądze, ale uważała, że bez tego nie byłoby zabawy ani ciekawych przygód, na które można wpaść całkiem przypadkiem... Jeżeli w ogóle je się dostrzeże. Dzięki swojej mocy przeżyła już tysiące lat, ale nie dlatego, że byłą nieśmiertelna, tylko dlatego, że nie potrzebowała do życia zabijać ludzi i zwracać na siebie uwagę, by potem ktoś mia cię zabić, jak to robiły potwory czy niektóre potwory. Ona mocno trzymała się zasady, by żyć w cieniu z czystą kartą, czyli świadczącą o tym, że w całej swojej historii nie została zabita. Oczywiście, gdyby tak się stało to odrodziłaby się w ciągu tygodnia, w przypadku zwykłej broni. Ale gdzie tu cała zabawa i siła woli? Tak więc starała się trzymać z daleka od kłopotów będąc jednak przy nich tak blisko jak tylko się dało. A to zburzy się pewnego dnia gdy do jej domku w górach zadzwoni niespodziewany gość.

Dylana ani trochę nie interesowało życie na dłuższą metę. Zazwyczaj po prostu siedział w Piekle czekając, aż jakiś głupiec go przyzwie i będzie mógł się wyrwać spod kontroli i znów próbować zniszczyć. Bo tym właśnie się żywił. Cierpieniem, bólem i chaosem. Kochał to. Poniekąd nigdy do końca nie udała mu się wizja totalnego zniszczenia, ale zawsze warto próbować, a przynajmniej tak myślał do czasu, aż spotkał demonicę, która całkowicie go odmieniła mówiąc kilka krótkich słów takich jak „Nie wolałbyś obserwować świata, a gdy ten najmniej się tego spodziewa – zaatakować?". I od tamtego czasu ani razu nie naszła go ochota na podbicie i zamordowanie całej populacji. Bo tamta dziewczyna powiedziała coś jeszcze. „Spróbuj wytrzymać 50 lat, a będę twoja. Słyszałeś o mnie, słyszałeś o mojej moc i wiesz, że mieć mnie za sojusznika, to jak wygrać wojnę, więc jak? Zrobisz to?". I zrobił to. Z miłości, do dziewczyny której nigdy potem już nie spotkał aż do feralnego dnia czterdzieści osiem lat później.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro