Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13

Selena:

Po śniadaniu razem z Michaelem wyszliśmy z domu zostawiając moją mamę z Susanne. Gdy ja kierowałam się do swojego samochodu poczułam szarpnięcie. Wpadłam w prost w ramiona Jacksona:

- A pożegnalny buziak? - odezwał się z szerokim uśmiechem.

- Wariat!

Podniósł mnie i posadził na masce swojego samochodu odwróciłam się i zamarłam. Od razu zeszłam i spojrzałam na kierowcę.

- To ten sam kierowca..

- Tak to mój zaufany pracownik nie martw się.

- Michael ty nie rozumiesz!! On nas sprzedaje skąd niby Debie wszystko wie?

- Jak to wszystko wie?

- Przecież on nas jej sprzeda.. jak już tego nie zrobił - przeraziłam się.

- Uspokój się - starał się mnie uspokoić co jeszcze bardziej mnie denerwowało.

- Nic z tym nie zrobisz ?

- Dlaczego miał bym robić ? Jesteś przewrażliwiona na punkcie Debie. Skarbie ona nam już nie zagraża jest tam gdzie powinna trafić już dawno.

Zaskoczona znów spojrzałam na niego nie rozumiałam o czym on mówił.

- Jest w zakładzie zamkniętym dlatego dziś przywiozę Paris.

- Paris?

- Tak moją córkę.

- Jak to nie rozumiem? Tu do nas ? - zapytałam.

- Tak, przecież jej nie zostawię.

- Dobrze Susanne będzie miała siostrę.

- Tak kwiatuszku.

Pocałował mnie szybko i pozwolił iść do samochodu.

- Kocham cię.

Odwróciłam się uśmiechając się do niego.

- Ja ciebie też - jego oczy aż rozbłysły.

Wsiadłam do samochodu co on uczynił to samo zaraz po mnie i odjechaliśmy w przeciwnych kierunkach. Jechałam spokojnie szczęśliwa przed siebie rozluźnienie pozwoliło mi dodać trochę więcej gazu. Poczuć wiatr we włosach przy otwartym oknie. Byłam szczęśliwa naprawdę. W pewnym momencie zauważyłam czerwone więc mocno wcisnęłam pedał hamulca. Samochód zrobił okrąg wokół własnej osi i uderzył we mnie samochód nadjeżdżający z boku...

Obudziłam się leżąc i ostre światło mnie zaślepiało.

- Gdzie ja jestem? - odezwałam się sama siebie nie rozumiejąc.

- Córko dzięki Bogu ! Żyjesz! - słyszę głos mamy.

Rozejrzałam się po sali szukając wzrokiem Mikiego. Lecz jego nie zobaczyłam potem szukałam córki.

- Gdzie Michael? A Sus? - w końcu odezwałam się zrozumiale.

- Wiesz Michael'owi nie dałam znać.. a mała jest z sąsiadką.

- Dobrze...

Znów zamknęłam oczy czując okropne zmęczenie mama coś do mnie mówiła ale już nie zwróciłam na to uwagi tylko usnęłam.

Gdy się obudziłam rozejrzałam obok mnie na krześle oparty o moje łóżko spał Miki. Uśmiechem się na ten widok lecz wiem jak bardzo pewnie się przejął. Nagle zerwał się z miejsca jak oparzony i spojrzał na mnie.

- Kochanie.. - pocałował mnie w czoło policzek i usta - Tak się o ciebie bałem...

- Spokojnie patrz żyje - mówię z uśmiechem.

- Widzę nawet masz dobry humor.

- Tak wyspałam się choć to łóżko nie należy do najbardzej wygodnych.

- Jak to się wydarzyło?

- Za szybko jechałam..

- Ech.. muszę dać ci szofera więcej sama nie będziesz jeździć..

- Dobrze kochanie a teraz zabierz mnie do domu.

Chciałam wstać lecz moje nogi były jak z waty nie czułam ich jak to możliwe? Spojrzałam przerażona i ze łzami w oczach na Michael'a. Który usiadł na krześle chowając twarz w dłoniach. Wpadłam w taki amok zaczęłam tak płakać i krzyczeć pytać co się dzieje. Sama nad sobą nie mogłam zaplanować. Rzucałam czym się da nawet poduszkami czy szklanką. Głośno płacząc!

- Michael ? Czy to możliwe ? Żebym ja nie umiała chodzić ? Co się stało?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro