13
Selena:
Po śniadaniu razem z Michaelem wyszliśmy z domu zostawiając moją mamę z Susanne. Gdy ja kierowałam się do swojego samochodu poczułam szarpnięcie. Wpadłam w prost w ramiona Jacksona:
- A pożegnalny buziak? - odezwał się z szerokim uśmiechem.
- Wariat!
Podniósł mnie i posadził na masce swojego samochodu odwróciłam się i zamarłam. Od razu zeszłam i spojrzałam na kierowcę.
- To ten sam kierowca..
- Tak to mój zaufany pracownik nie martw się.
- Michael ty nie rozumiesz!! On nas sprzedaje skąd niby Debie wszystko wie?
- Jak to wszystko wie?
- Przecież on nas jej sprzeda.. jak już tego nie zrobił - przeraziłam się.
- Uspokój się - starał się mnie uspokoić co jeszcze bardziej mnie denerwowało.
- Nic z tym nie zrobisz ?
- Dlaczego miał bym robić ? Jesteś przewrażliwiona na punkcie Debie. Skarbie ona nam już nie zagraża jest tam gdzie powinna trafić już dawno.
Zaskoczona znów spojrzałam na niego nie rozumiałam o czym on mówił.
- Jest w zakładzie zamkniętym dlatego dziś przywiozę Paris.
- Paris?
- Tak moją córkę.
- Jak to nie rozumiem? Tu do nas ? - zapytałam.
- Tak, przecież jej nie zostawię.
- Dobrze Susanne będzie miała siostrę.
- Tak kwiatuszku.
Pocałował mnie szybko i pozwolił iść do samochodu.
- Kocham cię.
Odwróciłam się uśmiechając się do niego.
- Ja ciebie też - jego oczy aż rozbłysły.
Wsiadłam do samochodu co on uczynił to samo zaraz po mnie i odjechaliśmy w przeciwnych kierunkach. Jechałam spokojnie szczęśliwa przed siebie rozluźnienie pozwoliło mi dodać trochę więcej gazu. Poczuć wiatr we włosach przy otwartym oknie. Byłam szczęśliwa naprawdę. W pewnym momencie zauważyłam czerwone więc mocno wcisnęłam pedał hamulca. Samochód zrobił okrąg wokół własnej osi i uderzył we mnie samochód nadjeżdżający z boku...
Obudziłam się leżąc i ostre światło mnie zaślepiało.
- Gdzie ja jestem? - odezwałam się sama siebie nie rozumiejąc.
- Córko dzięki Bogu ! Żyjesz! - słyszę głos mamy.
Rozejrzałam się po sali szukając wzrokiem Mikiego. Lecz jego nie zobaczyłam potem szukałam córki.
- Gdzie Michael? A Sus? - w końcu odezwałam się zrozumiale.
- Wiesz Michael'owi nie dałam znać.. a mała jest z sąsiadką.
- Dobrze...
Znów zamknęłam oczy czując okropne zmęczenie mama coś do mnie mówiła ale już nie zwróciłam na to uwagi tylko usnęłam.
Gdy się obudziłam rozejrzałam obok mnie na krześle oparty o moje łóżko spał Miki. Uśmiechem się na ten widok lecz wiem jak bardzo pewnie się przejął. Nagle zerwał się z miejsca jak oparzony i spojrzał na mnie.
- Kochanie.. - pocałował mnie w czoło policzek i usta - Tak się o ciebie bałem...
- Spokojnie patrz żyje - mówię z uśmiechem.
- Widzę nawet masz dobry humor.
- Tak wyspałam się choć to łóżko nie należy do najbardzej wygodnych.
- Jak to się wydarzyło?
- Za szybko jechałam..
- Ech.. muszę dać ci szofera więcej sama nie będziesz jeździć..
- Dobrze kochanie a teraz zabierz mnie do domu.
Chciałam wstać lecz moje nogi były jak z waty nie czułam ich jak to możliwe? Spojrzałam przerażona i ze łzami w oczach na Michael'a. Który usiadł na krześle chowając twarz w dłoniach. Wpadłam w taki amok zaczęłam tak płakać i krzyczeć pytać co się dzieje. Sama nad sobą nie mogłam zaplanować. Rzucałam czym się da nawet poduszkami czy szklanką. Głośno płacząc!
- Michael ? Czy to możliwe ? Żebym ja nie umiała chodzić ? Co się stało?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro