Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2

To był ten dzień. Dzień w którym ona miała zatrzeć swoje życie. Zmarnować.
Zniszczyć.
Ubrana w długą białą suknie czekała w swojej chacie na Pana młodego. Słyszała jego kroki. Nie! Nie mogła tego zrobić! Wbiegła na górę po schodach. Lecz w ostatniej chwili przypomniała sobie jego groźby. Zawróciła i zastała swoją matkę i narzeczonego. - Pięknie wyglądasz - powiedział do niej Jono. Nie rzekła nic. Spojrzała na niego nienawistnym wzrokiem. - Oj.. Co to za dąsy?! - zaśmiał się Jono. - Możecie już iść do ołtarza. Bo się spóźnicie. - powiedziała wesoło matka.

Czkawka miał tego dosyć, dziśaj miał być ten dzień. Jedyna.. Dlaczego mnie opuściłaś? Do jego pokoju wkroczyła matka. Usiadła koło niego i pogłaskała go po włosach. Był dla niej jedynym synem. - Synku, nie musisz tam iść, zresztą ja też nie pójdę. - powiedziała zdecydowana Walka. Czkawka też nie chciał oglądać tej ceremonii. Wsiadł więc na Szczerbatka i odleciał z wyspy na sąsiednią wyspę która była nie zamieszkała. Chciał odlecieć daleko. Nie oglądać się za siebie. Nie patrzeć na nią w sukni ślubnej. Ją tak piękną, z włosami jak jedwab.

Astrid witała z Jonem gości. Ceremonia jeszcze się nie rospoczeła. Nagle z za horyzontu dojrzała czarną plamę ze skrzydłami. To Szczerbatkek. Teraz Czkawka przyleci i jej pomoże! Jednak przypomniał jej się widok tych pudeł, beczek prochu i zbroi. Wojska Jona były ukryte w specjalnym miejscu o którym nawet ona nie wiedziała. Nie mogła narazić Czkawki. Nie nie mogła! Ku jej radości (a może trochę smutkowi) Smok nie leciał w ich kierunku. Jono powiedział - Czas zacząć ceremonie. - Astrid zbladła i ledwo złapała powietrze. Podeszła do dużego łuku z drewna był pokryty cały kwiatami. Ustała koło Jona i zaczoł się ślub. Gdy mieli go zakończyć pocałunliem.. Osuneła się na ziemię.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro