To już jest koniec-11
Ten trochę krótszy i kończący :) nie zabijajcie :'(
Po dwóch godzinach pieszej wędrówki dotarliśmy do dość mrocznie wyglądającej jaskini. Zewnętrznie nie różniła się niczym od wszystkich pozostałych jednak wyczuwało się od niej niepokój i mrok. Żaden ptak tutaj nie ćwierkał, nie było słychać nawet świerszczy czy szumu drzew jakby wszystko bało się nawet ruszyć. Ciężko przełknąłem ślinę w gardle kierując się za dwójką mulatów odważnie kierujących się prosto do wnętrza groty. Łowca oraz demon nie wiedzieli że za nimi idę. Mimo ze baj, i Zayn i Toni kazali mi zostać ja nie mogłem tego tak zrobić. Musiałem widzieć... wiedzieć czy wrócą czy nic im nie będzie. Po cichu wszedłem do jaskini.
-no proszę... Toni i Zayn, demon i łowca, kto by się spodziewał ich w duecie
Usłyszałem niski, zachrypnięty głos. Od razu słyszało się że ten mężczyzna czy też demon ma ogromną władzę albo po prostu jest strasznie egoistyczny i pyszny. Wychyliłem się lekko zza ściany i dostrzegłem dwóch moich znajomych, demona i ... czwartego mężczyzna też skądś znałem
-Pieprzony zdrajca- splunął Malik
-Tomlinson nie był dla mnie wystarczająco silny Zaynie, ups straciłeś kolejnego przyjaciela
Zaczął śmiać się piwnooki facet o krótko ściętych włosach. Nagle jego oczy zaszły jakąś czarną mgłą i zaczął patrzeć na moich... przyjaciół? Jego oczy były demoniczne a opcja walki co raz mniej mi się podobała. Wtedy przypomniałem sobie jego imię... Liam
-Gdybym tylko wiedział...
-oh przyznaj że uwielbiałeś to... jęczeć moje imię... Liam, oh Liam, tak dobrze- próbował udawać Zayna demon po czym wybuchł śmiechem i podobnie ten drugi potwór
-i po co tu przyszliście? żeby nas zgładzić? - śmiał się ten bardziej mężny demon a na jego słowo zacisnąłem szczękę ta mocno że aż rozbolały mnie zęby
-nie macie z nami szans!- ryknął domniemany Liam
Rozpoczęła się krwawa walka. Nie mogłem na to patrzeć. Trzęsłem się w mojej kryjówce zaczynając płakać ze strachu i bezsilności. Do momentu aż pod moją ryjówkę nie podleciało martwe już ciało Toniego. A to nie znaczyło tyle że Zayn został tam sam ale tyle że właśnie odebrano mi miłość mojego życia. Wystraszony podbiegłem do ciała i zacząłem krzyczeć z bólu, czułem się rozrywany od środka. Ktoś właśnie wyrwał mi serce i przejechał je walcem. Odebrali mi go. Warknąłem nisko znajdując w sobie jeszcze trochę siły. Zemszczę się
Upadłem na ziemie z mieczem dociśniętym do gardła. Tak mam skończyć? Poćwiartowany przez demona, byłego przyjaciela, zdrajcę? Nagle usłyszałem głośny ryk z tym zabawnym irlandzkim akcentem... Niall. Blondyn wstał od ciała martwego demona i zapłakany odwrócił się w naszą stronę, z jego oczy wydobywało się jasne światło przerażającej bieli nagle zaczęło mi się wydawać że z jego pleców wyrosły równie światłe skrzydła a w jego rękach znalazł się miecz.
-ojej, dzieciątko straciło kochanka?
Spytał roześmiany żółtooki demon. Niall nie odzywając się złapał za miecz dwiema rękami i wbił go głęboko w ziemię a ta zaczęła się rozstępować. Ogień piekielny parzył moich przeciwników i znikąd pojawiły się ręce umarłych wciągające te dwie postacie na dno piekieł. Nie byłem pewien czy mam patrzeć na nasze zwycięstwo czy na przemianę Nialla. Wiem tylko że kiedy było już po wszystkim Niall zemdlała ja w ostatniej chwili złapałem go nim upadł na ziemię raniąc się na dość ostrych kamieniach w tym miejscu. Wiedziałem tez że przy mnie ten dzieciak nigdy nie będzie bezpieczny
Obudziłem się w wygodnym łóżku przez krzyk mamy
-Niall śniadanie!
Złapałem się za bolącą głowę nim dotarły do mnie wszystkie fakty. Dom. Mama. Śniadanie... Czy to znaczy że Zayn i Toni nigdy nie istnieli? Czy to był tylko sen? Wszedłem do łazienki by przemyć twarz chłodną wodą. Na moim ramieniu w lustrze znajdował się tatuaż. Usłyszałem pukanie do drzwi łazienki. Otworzyłem je dostrzegając Malika z mieczem. Jego rękojeść była skierowana w moją stronę. Chwyciłem miecz wiedząc już co się szykuje. To był koniec historii zwykłego Nialla a początek mojej przygody z byciem łowcą...
END
-Myślisz że sobie poradzi? - spytał blond włosy mężczyzna patrząc na dwójkę młodych łowców
-Michale to oczywiste, w końcu to nasz syn- warknął drugi z mężczyzn
-Martwię się o niego- westchnął mężczyzna a jego zbroja połyskiwała w słońcu
-Jak zwykle- przewrócił niebieskimi oczami drugi
Pomniejszy anioł wszedł szybko do komnaty gdzie toczyła się ważna rozmowa dwójki Archaniołów
-Gabrielu, najwyższy cię wzywa
-Do diabła z tą robotą
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro