Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Powrót cz. II


Niedziela. Doreen do późna wylegiwała się w łóżku i nie czuła z tego powodu wyrzutów sumienia. Zasłużyła na to. W końcu po tylu nieprzespanych nocach, wyczerpującej podróży do krainy zmarłych, a i potem walki z rozwścieczonymi bóstwami mogła chyba trochę pofolgować? Zaległości zacznie nadrabiać od jutra. W gruncie rzeczy wystarczyła jedna wiadomość do Nicka lub Kate, aby ci użyczyli jej swoich notatek. Dziś potrzebowała odpoczynku.

— Panienko, pan Stark wzywa cię do sali treningowej — odezwała się nagle sztuczna inteligencja. Dziewczyna jęknęła, po czym obróciła się na drugi bok. Niezbyt chciała wstawać, a już tym bardziej na trening. Dlaczego akurat dzisiaj? To pytanie kołatało jej w głowie. — I to możliwie jak najszybciej.

— Muuuuuszę? — zapytała niechętnie. Zerknęła na zegar w telefonie. Wybiła dziesiąta jedenaście.

— Obawiam się panienko, że to konieczne. Pan Stark wydał polecenie niepodlegające dyskusji.

Dowell przewróciła oczami i odgarnęła leniwie kołdrę. Ociężale podniosła się z łóżka. Z trudem powstrzymywała ziewanie. Ruszyła w stronę szafy, chcąc wybrać sobie ubrania. Noctis przez cały ten czas ocierała się o jej nogi.

— Jak ci się spało? — zapytała, uśmiechając się do zwierzaka. Kotka uniosła główkę, wpatrując się swoimi ślepiami we właścicielkę. Zamruczała cicho. — To chyba znaczy, że dobrze.

Nastolatka wyciągnęła pierwsze z brzegu wygodne ciuchy, po czym założyła je na sobie. Nie spieszyła się zbytnio przy tym. Potem chwyciła za leżąca nieopodal szczotkę. Przed wyjściem jeszcze przeczesała pobieżnie włosy, żeby doprowadzić je do ładu. Nie chciała straszyć ludzi swoim wyglądem.

Gdy była gotowa, schowała telefon do kieszeni i wyszła z sypialni. Skierowała się w stronę windy. 

Weszła do środka sali treningowej. Już od wejścia przywitał ją niezbyt zadowolony ojciec.

— Wolniej się nie dało? — rzucił Stark, stojąc ze skrzyżowanymi rękami na piersi. Delikatnie tupał nogą. Wyglądał na zniecierpliwionego. — Coś ty tyle robiła?

Obok niego stał Clint. Mężczyzna bawił się sztyletem, trzymanym w dłoni. Zdawał się tym zaabsorbowany

— Co pan tu robi? — Doreen nie kryła swojego zdziwienia. Nie rozumiała, dlaczego Stark wezwał i jego. Czyżby to kolejny z jego pomysłów?

— Tony poprosił mnie, bym nauczył cię rzucać sztyletami — wytłumaczył, szczerząc zęby. Podszedł do stojącego blisko niego stolika, wziął leżącą na niej broń białą i podał ją zdezorientowanej nastolatce. Chwyciła za rękojeść. Całkiem dobrze leżała w dłoni. — Ostatnio niezbyt dobrze ci z tym szło.

— Pomyślałem, że skoro zaczęłaś posługiwać się sztyletami, to warto byłoby to jakoś rozwinąć. A Clint zaproponował mi, że może ci w tym pomóc — wtrącił się Stark. Klasnął zadowolony. — No to nie będę wam już przeszkadzać

Dowell wzięła głęboki wdech. Przez najbliższych kilkanaście minut z uwagą przyglądała się Burtonowi, który pokazywał jej najbardziej podstawowe ciosy. Próbowała powtarzać je, lecz z różnym skutkiem. Niektóre z nich wykonywała tak niezdarnie, że widać było jej brak doświadczenia. Mimo to starała się zapamiętać z tego najwięcej, jak to możliwe wiedząc, iż wykorzysta to w przyszłości. Trenowała tak dobrą godzinę, aż nie osiągnęła w miarę akceptowalny efekt.

— Całkiem nieźle. Chociaż musisz jeszcze sporo poćwiczyć — stwierdził Burton, klepiąc ją po ramieniu. — Refleks masz nie najgorszy, ale zdecydowanie do poprawy jest technika. Twoje ruchy nie są wystarczająco płynne.

Kiwnęła ze zrozumieniem głową. Przeczuwała, że tak będzie. Jej doświadczenie posługiwania się tego typu bronią było dość nikłe. Sporo jeszcze czekało ją nauki.

Prawdziwy koszmar nastąpił, kiedy to Hawkeye postanowił zademonstrować Doreen, jak powinna nimi rzucać. Za ich cel ćwiczebny służyła sporych rozmiarów tarcza, która przypominała tą stosowaną przez łuczników. Stark rozstawił ją tuż przed treningiem. Wolał uniknąć sytuacji, w której dwóje Avengersów miałoby ciskać sztyletami w ścianę. Zbyt dużo pieniędzy wyłożył na ten budynek, żeby teraz go beztrosko niszczyli.

Dziewczyna, chociaż skupiała się na tym, co mówił i robił, to nijak nie potrafiła tego odwzorować. Problem sprawiało nie tylko celowanie, lecz także dostosowanie siły, jakiej powinna użyć. Raz za razem pudłowała. Z każdą kolejną nieudaną próbą, ogarniał ją gniew i wstyd. Czuła się jak idiotka niepotrafiąca nic zrobić poprawnie. Jakby tego było mało, to przez cały ten czas bacznie obserwowali ją Tony i Clint. Pomimo iż milczeli, to cichy głosik w jej głowie podpowiadał, że bezustannie ją oceniają. Nawet jeśli tego nie pokazywali, to śmiali się z nieudolnych prób nastolatki. Przynajmniej tak sobie wmawiała.

Przygryzła nerwowo wargę. Rękojeść ślizgała się jej w spoconej dłoni. Wdech. Wydech. Teraz musi się udać.

— Na dzisiaj chyba wystarczy co nie, Clint? — Stark przerwał im nagle, widząc zdenerwowaną twarz córki. Dość słusznie wywnioskował, że w takim stanie niewiele osiągnie, a zacznie się jedynie niepotrzebnie nakręcać. To natomiast nie przyniosłoby ze sobą niczego dobrego.

— Jasne, nie ma się co przeciążać na start — przyznał Burton. — Małymi kroczkami dojdziemy do celu. Doreen, możesz odłożyć broń.

Niechętnie wykonała jego polecenie.

— Dałabym radę. Potrzebowałam tylko chwili... — wyjąkała, próbując się tłumaczyć. Bełkotała przy tym nieskładnie. Chciała wyjść z twarzą po tej porażce. — Na pewno by mi się udało.

— W to nie wątpię — stwierdził Anthony — Dobrze jednak zrobić sobie przerwę.

— Na mnie już czas — rzucił Clint, nim ruszył pospiesznie w stronę wyjścia. Miał jeszcze parę swoich prywatnych spraw do załatwienia. — Do zobaczenia później.

— Uhm... mogę o coś zapytać? — zaczęła Dor, gdy zostali sami w pomieszczeniu. Nim otrzymała odpowiedź, powiedziała:

— Co teraz będzie z moimi lekcjami z Lokim? Dalej mogę z nim ćwiczyć?

— Na pewno nie pozwolę ci na trenowanie po nocach. To już od razu możesz sobie wybić z głowy. Musisz przynajmniej spróbować się wysypać — odparł, delikatnie gładząc się po wypielęgnowanym zaroście. Zamyślił się na krótką chwilę. — Jeśli uda ci się to jakoś pogodzić z innymi treningami i nauką, to nie widzę żadnego problemu. Pytanie tylko, czy Loki planuje tu zostać na dłużej. Rozmawiałem z Thorem i wszystko wskazuje na to, że nasz Jelonek razem z nim wraca do Nowego Asgardu.

Jęknęła. Mina zrzedła jej momentalnie. Nie sądziła, że Bóg Psot tak prędko opuści Avengers Tower. Liczyła, iż zostanie jeszcze tydzień lub dwa.

— Mogę zapytać Strange'a, czy jest w stanie ci pomóc. Przy jego rozległej wiedzy z zakresu magii, potrafiłby tobą pokierować — zaproponował. — O ile tego chcesz.

— Jasne, że chcę! — stwierdziła bez chwili zastanowienia. Wolała skorzystać z okazji, póki ją miała. Zresztą, prywatne lekcje ze Stephenem brzmiały co najmniej interesująco. Niejednokrotnie widziała go, jak posługuje się magią oraz jakie zaklęcia zna. Pewnie to był raptem ułamek tego, co rzeczywiście potrafił dokonać. Oczyma wyobraźni widziała, czego mógł jej nauczyć. — Dziękuję. 

Nagle poczuła wibracje w kieszeni swoich spodni. Wyciągnęła telefon i spojrzała rozanielona na wyświetlacz. Otrzymała SMS-a od Petera.

Zaraz będę. Lepiej otwórz okno. ;D — Tak brzmiała wysłana przez niego wiadomość.

Tylko mi nie mów, że zamierzasz wejść oknem, bo chyba do reszty stracę wiarę w ciebie. XD Będę czekać. — Odpisała mu, stukając błyskawicznie w klawiaturę. Paznokcie dudniły cicho, uderzając o ekran. Przez cały ten czas uśmiechała się, jakby właśnie wygrała milion dolarów na loterii.

— Oho, miłość wzywa. Leć, już. Nie będę cię dłużej zatrzymywał. — Ledwie powstrzymał się od parsknięcia śmiechem. Miny, jakie niekiedy robiła Doreen wielokrotnie mówiły więcej, niż tysiąc słów. Ta była jedną z takich. 

Dowell chodziła w kółko po swoim pokoju, niecierpliwie wyczekując chłopaka. Wyglądała przez wielkie okna, oczekując, że ten lada moment przybędzie. Chciała znów się z nim spotkać i spędzić czas w przyziemny sposób. Udawać choćby przez kilka chwil, że wiedzie normalne życie nastolatki, pozbawione walki o przeżycie, czy uganiania się za groźnymi istotami. W końcu i bez stresu, iż lada moment znów Ziemię najadą kosmici.

Niestety, przez dłuższy czas nie widziała go na horyzoncie. Przepadł jak kamień w wodę. Zagubił się w akcji.

A może coś mu się stało? W głowie kołatały jej tysiące mrożących krew w żyłach scenariuszy.

Może sieć się urwała i spadł z wysokości, albo roztrzaskał się o coś? — pomyślała, lecz prędko odrzuciła tą myśl. — Nie. Zrobił te sieci ze zbyt mocnego materiału, by coś takiego miało miejsce. Musiałby ważyć dobrych kilka ton...

Wzięła głęboki wdech.

Nie wariuj dziewczyno. Po prostu się spóźnił. — Usiadła na łóżku i zaczęła przeglądać portale społecznościowe. Uparcie scrollowała główną stronę Facebooka, by znaleźć coś ciekawego. Potrzebowała odciągnąć swoją uwagę od jego opóźnienia. — A ty znów panikujesz bez powodu.

Kiedy już niemal zupełnie straciła nadzieję, na jego przybycie, zauważyła ledwo widoczną sylwetkę majaczącą w oddali. Postać bujała się z zawrotną prędkością nad ulicami miasta. Zwinnie lawirowała między drapaczami chmur, drzewami i sygnalizatorami świetlnymi. Zupełnie jakby miał to we krwi.

Po kilku minutach mogła dostrzec zarysy i kolory jego kostiumu. Uśmiechnęła się od ucha do ucha, a serce w piersi zabiło ciut mocniej. Z wypiekami na twarzy patrzyła, jak ten najpierw zbliża się do Stark Tower, a później przylepia się do ściany budynku i powoli pełznie w stronę jednego z okien jej sypialni.

Puk. Puk.

Parker nieśmiało pukał w oszronioną szybę. Doreen pękając ze śmiechu, otwarła mu okno, aby wszedł. Nie dowierzała temu, że on faktycznie to zrobił.

— Cześć Dor — wysapał, zdejmując maskę. — Prze... przepraszam za spóźnienie. Ciocia May poprosiła mnie o pomoc i no wiesz...

— Wiesz, że istnieje coś takiego, jak drzwi, prawda? Tony ich jeszcze nie blokuje, kiedy chcesz przyjść. Jeśli chcesz, to nawet nauczę cię z nich korzystać. — Zarechotała, ocierając łzę, która zebrała się w kąciku oka. Pocałowała Petera w policzek. — Luz. Rozumiem.

— Co robimy? Gramy w coś na konsoli? Może w końcu uda nam się wbić platynę w Horizon Zero Dawn.

— Dobry pomysł. — Kiwnęła głową z uznaniem. — Błagam, tylko żebyśmy znów się nie wygłupiali jak ostatnio. Bo mam wrażenie, że Tony znowu znikąd wparuje nam do pokoju. Nie mam ochoty wnosić jego dwuznacznych żarcików.

Oboje wybuchnęli gromkim śmiechem. Tak, zdecydowanie woleli uniknąć takiej wpadki. Niezbyt mieli ochotę na powtórkę z rozrywki. Nie chcieli nawet myśleć, co tym razem powie Anthony.

Nastolatka podeszła do półki, na której znajdowała się konsola i natychmiast ją włączyła. Leżący obok niej pad rzuciła Peterowi. Złapał go w locie.

Następne półtorej godziny spędzili w pełnym skupieniu, co jakiś czas wymieniając się między sobą kontrolerem. Usiłowali wbić przynajmniej część brakujących trofeów. O dziwo, większość z nich była dość prosta do zdobycia. Sporo z nich wpadało podczas gry i nie wymagało większego wysiłku.

— No i świetnie, prosta platynka. — Zadowolona Dowell klasnęła w dłonie, widząc powiadomienie w rogu ekranu o kolejnym zdobytym osiągnięciu. Jeszcze trochę i będą mieli komplet. Doreen przeciągnęła się, siedząc wygodnie w fotelu. Nie spodziewała się, że tak łatwo pójdzie. — Może pójdę po coś do picia? Przy okazji zgarnęłabym jakieś chipsy.

— Ja mogę zajść, jeśli chcesz... — zaproponował, lecz prędko wepchnięty mu został pad w dłonie.

— Zajdę. Naprawdę nie musisz mnie wyręczać. — Uśmiechnęła się do niego szczerze. On zawsze starał się być dla niej tak miły i ciepły. Miała niesłychane szczęście, że ma kogoś takiego przy sobie. I to bardzo blisko.

Wstała na równe nogi i już miała ruszać w stronę drzwi, lecz te niespodziewanie się otwarły. Przez ułamek sekundy sądziła, że to przeciąg je przypadkiem otworzył. Nie zdziwiłaby się, gdyby zapomniała ich domknąć.

W progu stał Tony. Bez skrępowania spojrzał na zmieszanych nastolatków i rzucił beztrosko:

— Mam nadzieję, że wam w niczym nie przeszkodziłem. Witaj młody, jak się ma ciocia May? Dawno jej nie widziałem.

— U cioci wszystko w porządku — wybełkotał zakłopotany chłopak, starając się nie patrzeć Starkowi w oczy. — Pytała się mnie, kiedy pan wpadnie na herbatę.

— W następnym tygodniu, jeśli się uda. Mam parę spraw do domknięcia — stwierdził dość enigmatycznie. — A wy co się tak tu lenicie? Mieliście posprzątać moją pracownię.

Dor jęknęła, marszcząc nos i brwi. Niezbyt widziało jej się latanie z mopem po warsztacie ojca, a już tym bardziej w weekend. Zerknęła na Pete'a. Też zdawał się nie być zadowolony z zaistniałej sytuacji.

— Co tacy zdziwieni? Myśleliście, że tak łatwo wam odpuszczę za to wkradnięcie się na statek? — Każde słowo padające z ust Anthony'ego przesiąknięte było złośliwością. Z niekrytą satysfakcją patrzył na skwaszone miny jego podopiecznych. — Musicie ponosić konsekwencje waszych czynów. Może za którymś razem się czegoś nauczycie. — Skierował wzrok na córkę. — Chociaż w twoim przypadku, to już straciłem nadzieję.

— Bardzo śmieszne. Długo myślałeś nad tym tekstem? — Przewróciła oczami.

— Cały dzień. Pomijając przerwy na irytowanie Steve'a — odgryzł się mężczyzna, a uśmiech nie schodził z jego twarzy. Lubił podgryzać swoją córkę. Machnął dłonią. — Ruszcie się, za pięć minut chcę was widzieć u siebie w warsztacie. — Ostatnie zdanie wypowiedział z taką stanowczością, że nawet nie ośmielili się zaprotestować. 

Stark nie żartował. Ledwie weszli do warsztatu, a już otrzymali od niego miotłę, mopa oraz wiaderko. W nim znajdowały się ścierki zanurzone w wodzie z detergentem.

— Wszystko ma być dokładnie wymyte — poinformował ich już na starcie, szczerząc złośliwie zęby. Widok zrezygnowanych nastolatków stojących przed nim z miotłami w rękach, był bezcenny i absolutnie rozbrajający. Wyglądali, jakby szli na skazanie. — Potem sprawdzę, jak wam poszło.

Dziewczyna omiotła wzrokiem pomieszczenie. Zamarła. Wszędzie wokół znajdował się kurz. Na jednym z blatów leżały porozrzucane w nieładzie narzędzia. Jakby ktoś nimi pracował, lecz zapomniał odłożyć ich na swoje miejsce. Natomiast przy jego stanowisku pracy leżała rozłożona zbroja Iron Mana. Nosiła na sobie spore ślady zniszczeń. W trakcie walki Tony nieźle oberwał.

Załamała ręce. Czekało ich sporo pracy.

— Tym się nie przejmuj. — Stark doskonale wiedział, gdzie spoczęło spojrzenie córki. — To posprzątam sam, jak skończę naprawiać zbroję.

I jak gdyby nic się nie stało, zabrał się do pracy. Przez cały czas zajęty był pracą. W pocie czoła naprawiał uszkodzone obwody, wymieniał niedziałające podzespoły. Nie odzywał się przy tym prawie w ogóle. Jedynie raz na jakiś czas rzucał krótką prośbę o podanie potrzebnego narzędzia.

W międzyczasie Peter i Doreen uwijali się jak w ukropie, chcąc czym prędzej wrócić do grania. Na ich nieszczęście, roboty było zbyt dużo, aby tak szybko się z tym uwinąć. Pomimo ogromnych wysiłków, jakie wkładali w sprzątanie, to efektów zbytnio nie dało się dostrzec. Wciąż wokół panował niemały bałagan. Westchnęła. Nie spodziewała się, że to będzie aż tak ciężkie wyzwanie.

— Jak ci idzie? — spytała, zerkając na chłopaka. Porządkowała narzędzia ojca i odkładała je na swoje miejsca. Nieźle zdziwiła się ich ilością i rodzajem. Od młotków, po różnego rodzaju śrubokręty, klucze, czy sprzęt, o którego przeznaczeniu nie miała bladego pojęcia.

— Nie jest źle — stwierdził Pete, czyszcząc blat tuż obok dziewczyny. — Skończyłem czyścić.

Nastolatek niby zupełnym przypadkiem, delikatnie dotknął dłoni dziewczyny. Na krótką chwilę mógł poczuć jej miękką skórę. Dor uśmiechnęła się i odwzajemniła gest.

— Te narzędzia to jakaś zgroza. Ty widzisz ten sajgon? — szepnęła, tak aby nie usłyszał tego Stark. Zresztą, on i tak był w swoim małym świecie i niezbyt przejmował się tym, co dzieje się wokół niego. — A myślałam, że nic gorszego od mojego biurka nie zobaczę.

— Pomóc ci? Będzie szybciej. — Wrzucił brudną ścierkę do kubła z mętną już wodą. Nie czekając, zaczął układać narzędzia.

— Dziękuję.

— Dor, wydaje mi się, że nie lepiej masz we własnym biurku. Ja do dziś nie wiem, jak ty się tam odnajdujesz — stwierdził, przyglądając się uważnie bałaganowi.

— Kwestia wprawy — zaśmiała się, bawiąc się jednym z kluczy. — Lepiej skończmy robotę, bo będziemy tu siedzieć do wieczora.

Reszta pracy zeszła im na luźnej pogawędce, która umiliła im następną godzinę.

Wysiłek ich się opłacił. Pomieszczenie wręcz lśniło czystością. Każdy zakamarek, czy wgłębienie wyczyszczone zostało dokładnie. Usatysfakcjonowani rozejrzeli się wokół i zbili piątkę. Wykonali kawał dobrej roboty.

— Nieźle. Chyba muszę was częściej tu zapraszać. — Stark oparł się wygodnie łokciami o stół. Chyba nigdy nie miał tu aż takiego porządku. Musiał przyznać, że stanęli na wysokości zadania. — Jak chcecie, to możecie już zamykać. Nie będę się wam już naprzykrzał.

I gdy już mieli wychodzić, mężczyźnie przypomniało się co jeszcze.

— Dor, daj mi swoje bransolety.

— Po co? — zdziwiła się, nie rozumiejąc, o co chodzi. Spełniła jednak jego rozkaz. Zdjęła złote błyskotki i podała je ojcu.

— Jak skończę grzebać przy swojej zbroi, chcę się zająć twoją. Z tego co pamiętam, też porządnie oberwałaś.

— Dzięki...

— Nie musisz dziękować. Wolę cię mieć w jednym kawałku. Zwłaszcza przy twoim zamiłowaniu do wpadania w kłopoty — stwierdził obojętnym tonem. Wzruszył ramionami. — A teraz zmykajcie, zanim się rozmyślę i znajdę wam jakieś bojowe zadanie.

Kiedy tylko drzwi się zatrzasnęły, odłożył niedbale metalowe bransolety na blat. Zajmie się tym w wolnym czasie. Wyciągnął z kieszeni spodni telefon, po czym natychmiast wybrał numer do Nicka Fury'ego. Z niecierpliwością oczekiwał na odebranie połączenia.

— Cześć Stark, czego chcesz? — Usłyszał głos w słuchawce należący do szefa T.A.R.C.Z.Y. — Mam sporo na głowie.

— Miło cię znów słyszeć — mruknął w odpowiedzi Tony. — Dzwonię zapytać, co z tym uszkodzonym Quinjetem. Udało się go wam naprawić?

— Jeszcze nie. Wciąż mój zespół techników nad tym pracuje. Dopiero dwa dni temu udało nam się ściągnąć naszych agentów z Norwegii.

— Trochę ich burza śnieżna przytrzymała — stwierdził Stark. — Wszyscy wrócili w jednym kawałku?

— Tak, Heimdall przenocował ich przez tych kilka dni w Nowym Asgardzie. — odparł spokojnym głosem Nick. Mężczyzna nagle postanowił zmienić temat:

— Chcę zobaczyć pełny raport z misji. I to jak najprędzej. Nie mówiąc już o tym, że chcę wiedzieć, czy udało wam się znaleźć czarodzieja.

— Zajmę się tym. — Potwierdził niechętnie. Niezbyt miał ochotę zajmować się papierkową robotą. — Udało nam się, znaleźć Strange'a. Mieliśmy co prawda drobne komplikacje, ale wszystko jest pod ścisłą kontrolą.

— Jakie do cholery drobne komplikacje, Stark?!

— Opowiem ci, jak przyjedziesz. To nie jest rozmowa na telefon. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro